Ranek
nie był zbyt udany. Zdecydowanie nie był udany. Mniej udanego ranka
Emily Norton nie pamiętała od lat. Kiedy Lily wreszcie wyciągnęła z niej
powód kłótni z Syriuszem, blondynka nie miała ani odrobiny chęci na
wysłuchiwanie jej dobrych rad.
- Po prostu daj mi spokój... - burknęła.
Evans spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem.
- Ok, ale co będziesz robić, jak dam ci już spokój?
- Bo ja wiem... - odparła, wzruszając sztywno szczupłymi ramionami - Może utopię się w łazience albo skoczę z Wieży Astronomicznej? Życie roztacza przede mną wiele perspektyw - stwierdziła z ironią.
Kąciki ust Lily lekko się uniosły.
- Jasne... A bierzesz pod uwagę perspektywę spokojnej rozmowy z Blackiem?
- Już z nim rozmawiałam.
- Właśnie zauważyłam. "Emily, do cholery! Dasz mi dojść do słowa?" - powiedziała, starając się naśladować głos Łapy.
- Bardzo śmieszne - mruknęła pokrzywdzona.
- Wiem, że Syriusz zachował się nietaktownie, ale to wcale nie oznacza, że mu na tobie nie zależy. Po prostu źle się wyraził.
- Nic nie rozumiesz... Nigdy nie powiedział, że mnie kocha! Nigdy! Byłam dla niego tylko zabawką, kimś, z kim może się rozerwać!
Lily westchnęła cichutko. James wyznawał jej miłość na każdym kroku, więc nie przywiązywała zbytniej wagi do tego typu deklaracji, nawet brzmiących jak najbardziej poważnie. Z drugiej strony, wiedziała jak Emily musiała się czuć i nie mogła zrobić nic, by choć w części ulżyć przyjaciółce.
- Wszystko się ułoży... Zobaczysz... - powiedziała, nieporadnie klepiąc Norton po łopatce.
- Już to widzę. - oznajmiła blondynka gorzko, ocierając łzę z policzka. - Tylko, czy to ma jeszcze sens?
- Po prostu daj mi spokój... - burknęła.
Evans spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem.
- Ok, ale co będziesz robić, jak dam ci już spokój?
- Bo ja wiem... - odparła, wzruszając sztywno szczupłymi ramionami - Może utopię się w łazience albo skoczę z Wieży Astronomicznej? Życie roztacza przede mną wiele perspektyw - stwierdziła z ironią.
Kąciki ust Lily lekko się uniosły.
- Jasne... A bierzesz pod uwagę perspektywę spokojnej rozmowy z Blackiem?
- Już z nim rozmawiałam.
- Właśnie zauważyłam. "Emily, do cholery! Dasz mi dojść do słowa?" - powiedziała, starając się naśladować głos Łapy.
- Bardzo śmieszne - mruknęła pokrzywdzona.
- Wiem, że Syriusz zachował się nietaktownie, ale to wcale nie oznacza, że mu na tobie nie zależy. Po prostu źle się wyraził.
- Nic nie rozumiesz... Nigdy nie powiedział, że mnie kocha! Nigdy! Byłam dla niego tylko zabawką, kimś, z kim może się rozerwać!
Lily westchnęła cichutko. James wyznawał jej miłość na każdym kroku, więc nie przywiązywała zbytniej wagi do tego typu deklaracji, nawet brzmiących jak najbardziej poważnie. Z drugiej strony, wiedziała jak Emily musiała się czuć i nie mogła zrobić nic, by choć w części ulżyć przyjaciółce.
- Wszystko się ułoży... Zobaczysz... - powiedziała, nieporadnie klepiąc Norton po łopatce.
- Już to widzę. - oznajmiła blondynka gorzko, ocierając łzę z policzka. - Tylko, czy to ma jeszcze sens?
*
Alice
Larsson obudziła się w nie najlepszym nastroju. Po wysłuchaniu historii
Emily, nie miała specjalnej ochoty na daremne pocieszanie przyjaciółki.
Z zepsutym na dobre humorem zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie.
Było jeszcze bardzo wcześnie i tylko kilkunastu uczniów dotrzymywało jej towarzystwa podczas konsumpcji. Alice beznamiętnie zanurzała łyżkę w talerzu z płatkami owsianymi, zastanawiając się, dlaczego zawsze wszystko musi się psuć.
Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu była dziewczyną Remusa Lupina, znaczyło tyle, co przyznać się do swojej osobistej porażki. Wiedziała, że rozpad ich związku w stu procentach był jej winą i chociaż starała się przekonywać siebie, że jest inaczej, w głębi duszy odczuwała wyrzuty sumienia, narastające z każdą chwilą, w której ów chłopak pojawiał się w zasięgu jej wzroku.
Dosyć! Znowu o nim myśli. Dlaczego nie może przestać? To już skończona historia, do której nie ma powrotu.
Larsson gwałtownie wstała od stołu, zostawiając prawie pełny talerz i żwawym krokiem ruszyła do biblioteki. Wiedziała, że tylko nauka jest w stanie odpędzić od niej myśl o Remusie, więc chwytała się jej kurczowo, ilekroć nie mogła poradzić sobie z uczuciami.
Pani Pince spojrzała na nią oschle i śledziła podejrzliwym wzrokiem, kiedy to Alice zdawała się płynąć wzdłuż zakurzonych regałów.
Dziewczyna sięgnęła po opasły podręcznik do transmutacji i ruszyła w stronę stolika. W połowie drogi zatrzymała się jednak gwałtownie.
Tuż przed nią, w cieniu jednego z regałów, siedział młody chłopak. Pomimo tego, że nie była w stanie dostrzec rysów jego twarzy, znajomy, dziki taniec serca upewnił ją w przekonaniu, iż ma przed sobą Remusa Lupina...
- Remus... - szepnęła do siebie.
Głowa chłopaka drgnęła lekko, tak jakby rzeczywiście to usłyszał. Alice mimowolnie postąpiła kilka kroków naprzód. Ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy od tak dawna...
- Cześć - powiedziała drżącym głosem, starając się, by brzmiał możliwie obojętnie.
- Cześć - odparł on, pochylając się ponownie nad książką.
- Co czytasz? - zapytała, czując, że wstępuje na bardzo niepewny grunt.
- "Smoki Azji".
- Ciekawa?
- Bardzo.
- Taaak... - mruknęła Alice, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby powiedzieć. - Wiesz już o Emily i Syriuszu?
- Wiem. Łapa troszkę się zagalopował. A Emily jak się czuje?
- Okropnie - odparła. - Mogę? - spytała, wskazując na krzesło naprzeciw niego.
- Proszę.
Alice usiadła. Przez chwilę bębniła palcami o blat stolika, czekając, aż Lupin powie coś jeszcze, ale on milczał uparcie, tępo wpatrując się w książkę.
- Posłuchaj, Remus... - zaczęła. - Bardzo mi przykro z powodu tego, co się wtedy stało.
- Nie szkodzi. - mruknął.
- Naprawdę mi przykro...
- W porządku - odparł, odrywając na chwilę wzrok od książki i mierząc ją dziwnym, przeszywającym na wskroś spojrzeniem. - To już minęło.
- Czy moglibyśmy...?
- Wątpię - odpowiedział, porzucając chłodny, oficjalny ton. - To nie ma sensu. Zawsze będziesz widziała we mnie tylko potwora.
- To nieprawda! - zawołała gwałtownie, czując zdradliwe wypieki na twarzy. Pani Pince chrząknęła ostrzegawczo. - Nigdy nie widziałam w tobie potwora... - dodała szeptem, spuszczając wzrok. - Ja... Cały czas miałam wyrzuty sumienia, że to się tak skończyło. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, teoretycznie zdawałam sobie sprawę z tego, kim jesteś i nie miało to dla mnie znaczenia. Gdy zobaczyłam twoją przemianę, zrozumiałam, jak wielkie spotkało cię nieszczęście. Początkowo bałam się tego wszystkiego... Bałam się ciebie...
Remus przygryzł nerwowo wargę.
- Wiem, że zachowałam się jak ostatnia idiotka i nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, ale...
- Nie mam do ciebie żalu.
- Nie?
- Nie.
- Więc dlaczego nie możemy...?
- Po prostu już cię nie kocham - odpowiedział, po czym, zostawiwszy egzemplarz "Smoków Azji" na stoliku, odszedł pospiesznie.
Po prostu już cię nie kocham... Te słowa bolały bardziej niż zaklęcie Cruciatus.
Było jeszcze bardzo wcześnie i tylko kilkunastu uczniów dotrzymywało jej towarzystwa podczas konsumpcji. Alice beznamiętnie zanurzała łyżkę w talerzu z płatkami owsianymi, zastanawiając się, dlaczego zawsze wszystko musi się psuć.
Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu była dziewczyną Remusa Lupina, znaczyło tyle, co przyznać się do swojej osobistej porażki. Wiedziała, że rozpad ich związku w stu procentach był jej winą i chociaż starała się przekonywać siebie, że jest inaczej, w głębi duszy odczuwała wyrzuty sumienia, narastające z każdą chwilą, w której ów chłopak pojawiał się w zasięgu jej wzroku.
Dosyć! Znowu o nim myśli. Dlaczego nie może przestać? To już skończona historia, do której nie ma powrotu.
Larsson gwałtownie wstała od stołu, zostawiając prawie pełny talerz i żwawym krokiem ruszyła do biblioteki. Wiedziała, że tylko nauka jest w stanie odpędzić od niej myśl o Remusie, więc chwytała się jej kurczowo, ilekroć nie mogła poradzić sobie z uczuciami.
Pani Pince spojrzała na nią oschle i śledziła podejrzliwym wzrokiem, kiedy to Alice zdawała się płynąć wzdłuż zakurzonych regałów.
Dziewczyna sięgnęła po opasły podręcznik do transmutacji i ruszyła w stronę stolika. W połowie drogi zatrzymała się jednak gwałtownie.
Tuż przed nią, w cieniu jednego z regałów, siedział młody chłopak. Pomimo tego, że nie była w stanie dostrzec rysów jego twarzy, znajomy, dziki taniec serca upewnił ją w przekonaniu, iż ma przed sobą Remusa Lupina...
- Remus... - szepnęła do siebie.
Głowa chłopaka drgnęła lekko, tak jakby rzeczywiście to usłyszał. Alice mimowolnie postąpiła kilka kroków naprzód. Ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy od tak dawna...
- Cześć - powiedziała drżącym głosem, starając się, by brzmiał możliwie obojętnie.
- Cześć - odparł on, pochylając się ponownie nad książką.
- Co czytasz? - zapytała, czując, że wstępuje na bardzo niepewny grunt.
- "Smoki Azji".
- Ciekawa?
- Bardzo.
- Taaak... - mruknęła Alice, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby powiedzieć. - Wiesz już o Emily i Syriuszu?
- Wiem. Łapa troszkę się zagalopował. A Emily jak się czuje?
- Okropnie - odparła. - Mogę? - spytała, wskazując na krzesło naprzeciw niego.
- Proszę.
Alice usiadła. Przez chwilę bębniła palcami o blat stolika, czekając, aż Lupin powie coś jeszcze, ale on milczał uparcie, tępo wpatrując się w książkę.
- Posłuchaj, Remus... - zaczęła. - Bardzo mi przykro z powodu tego, co się wtedy stało.
- Nie szkodzi. - mruknął.
- Naprawdę mi przykro...
- W porządku - odparł, odrywając na chwilę wzrok od książki i mierząc ją dziwnym, przeszywającym na wskroś spojrzeniem. - To już minęło.
- Czy moglibyśmy...?
- Wątpię - odpowiedział, porzucając chłodny, oficjalny ton. - To nie ma sensu. Zawsze będziesz widziała we mnie tylko potwora.
- To nieprawda! - zawołała gwałtownie, czując zdradliwe wypieki na twarzy. Pani Pince chrząknęła ostrzegawczo. - Nigdy nie widziałam w tobie potwora... - dodała szeptem, spuszczając wzrok. - Ja... Cały czas miałam wyrzuty sumienia, że to się tak skończyło. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, teoretycznie zdawałam sobie sprawę z tego, kim jesteś i nie miało to dla mnie znaczenia. Gdy zobaczyłam twoją przemianę, zrozumiałam, jak wielkie spotkało cię nieszczęście. Początkowo bałam się tego wszystkiego... Bałam się ciebie...
Remus przygryzł nerwowo wargę.
- Wiem, że zachowałam się jak ostatnia idiotka i nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, ale...
- Nie mam do ciebie żalu.
- Nie?
- Nie.
- Więc dlaczego nie możemy...?
- Po prostu już cię nie kocham - odpowiedział, po czym, zostawiwszy egzemplarz "Smoków Azji" na stoliku, odszedł pospiesznie.
Po prostu już cię nie kocham... Te słowa bolały bardziej niż zaklęcie Cruciatus.