W trakcie
pogrzebu miałam wrażenie, jakbym całą swoją świadomość zostawiła w gabinecie
Albusa Dumbledore'a. Wydawało mi się, że wszystko, co widziałam i słyszałam,
toczyło się gdzieś obok mnie, ale nie dotyczyło mnie bezpośrednio. Kiedy jednak
wróciłam do domu, tak teraz pustego i cichego, mimowolnie skierowałam swoje
kroki w kierunku kuchni, gdzie po raz ostatni rozmawiałam ze swoją mamą.
Usiadłam przy stole, przy którym siedziałam wtedy i przypomniałam sobie, jak
mama pogłaskała mnie po włosach i powiedziała, żebym na siebie uważała. A ja...
A ja się do niej przytuliłam i powiedziałam, że i ona jest częścią mojej magii.
Gdy tylko
to sobie przypomniałam, pękła we mnie jakaś bariera i poczułam, jak po
policzkach gęsto spływają mi łzy, jedna za drugą.
Nie ma już
mojej mamy. Mojej kochanej, władczej i upartej mamy...
Pomyślałam
o czasach wczesnego dzieciństwa, gdy ramiona mamy były dla mnie niczym
twierdza, chroniąca mnie od wszystkich przykrości. Pomyślałam o dniu, w którym
okazało się, że jestem czarownicą i o jej dumnym uśmiechu. Pomyślałam o swoim
pierwszym powrocie do domu na wakacje, kiedy wypytywała mnie z przejęciem,
czego się nauczyłam i jak wygląda Hogwart. Pomyślałam też o swojej złości na
mamę, kiedy powiedziała mi, że pojadę z Petunią na obóz. Pomyślałam o tym, jak
siedziałam zamknięta w swoim pokoju, zła na cały świat, a mama cierpliwie
czekała, aż się do niej odezwę. Pomyślałam wreszcie o jej smutnym uśmiechu
podczas naszego ostatniego spotkania, gdy uświadomiłam sobie, że mama dobrze
wie, że moim prawdziwym domem jest Hogwart.
Rozejrzałam
się wokół siebie. Każdy pokój, mebel i przedmiot przypominał mi o mamie, tak
jakby ktoś natrętnie wymachiwał mi przed nosem jej wielkim zdjęciem. Czułam, że
jeśli zostanę w domu choć godzinę dłużej, moje serce dosłownie eksploduje z
bólu. Z drugiej strony... Nie mogłam przecież ot tak zniknąć i zostawić tatę i
Tunię sam na sam z rozpaczą. Byliśmy rodziną i powinniśmy trzymać się razem,
tym bardziej teraz.
-
Promyczku... - powiedział do mnie tata tego wieczoru, uśmiechając się do mnie
smutno - Myślę, że powinnaś wrócić już do szkoły - oznajmił.
- Nie mogę
was przecież zostawić - odparłam szybko, patrząc z troską na jego zmęczoną,
przygnębioną twarz, znacznie starszą od tej, która żegnała mnie z uśmiechem na
peronie 9 i 3/4 we wrześniu.
Tata
pokręcił jednak przecząco głową i delikatnie mnie do siebie przytulił.
- Żadne z
nas nic nie może teraz zrobić - szepnął, gładząc mnie po włosach - Ja będę
musiał wrócić do pracy, Petunia do szkoły i nie ma sensu, żebyś siedziała tutaj
sama, skoro wszystko przypomina ci o mamie... - dodał, jakby czytał w moich
myślach - Twoja obecność nie wróci jej życia, a wierzę, że w szkole będzie ci
łatwiej... zapomnieć.
- Nigdy
nie zapomnę o mamie! - zaprzeczyłam stanowczo.
-
Oczywiście, że nie, tak jak i my - zgodził się ze mną tata - Miałem na myśli
to, że zapomnisz, choć częściowo, o bólu. Jestem ci bardzo wdzięczny, że chcesz
z nami tu zostać, chociaż tylko byś cierpiała. Moja mądra, dzielna córeczka...
- dodał, przyglądając mi się z dumą. Wszystko się jakoś ułoży, Lily. Tatuś
będzie teraz kochał ciebie i Petunię podwójnie, za siebie i za mamusię...
W tym
momencie głos mu się załamał i reszta słów utonęła w cichym szlochu.
Przytuliłam się silniej do taty, chcąc wlać w jego serce choć cień otuchy, ale
sama nie miałam jej w sobie ani odrobinę...
*
To była
ostatnia noc, którą spędziłam w swoim pokoju w Little Whinging. Fakt, że udało
mi się porządnie wypłakać zrobił swoje i tym razem byłam w stanie przespać się
kilka godzin. Rano, gdy tylko się przebrałam i obmyłam zimną wodą swoje
spuchnięte oczy, chwyciłam za kubek, pozostawiony mi przez dyrektora Hogwartu.
Ponownie poczułam silne szarpnięcie i nie minęło kilka sekund, jak znalazłam
się w znanym mi już gabinecie.
- Nie
myślałem, że wrócisz tak wcześnie, Lily... - powiedział Dumbledore,
przyglądając mi się uważnie. Nie zamierzał jednak zadawać mi żadnych
niewygodnych pytań.
- Dziękuję
za świstoklik - powiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć, ale kąciki moich
warg nawet się nie poruszyły - Pójdę już - dodałam, kierując się w stronę
wyjścia z gabinetu. Usłyszałam jednak za sobą głos profesora:
- Lily,
jeśli będziesz potrzebowała pomocy...
-
Dziękuję, wszystko jest w porządku - odparłam nieswoim głosem i szybko
zamknęłam za sobą drzwi. Doceniałam życzliwość i troskę dyrektora, ale czułam,
że jeśli zostanę w jego gabinecie choć minutę dłużej, zabraknie mi odwagi, by
stawić czoła temu, co miało mnie czekać na zewnątrz.
*
- Hasło? -
zapytała Gruba Dama, gdy stanęłam przed jej portretem.
- Kremowe
piwo - odpowiedziałam bezbarwnym głosem.
Gruba Dama
przesunęła się i mogłam wejść do pokoju wspólnego, który okazał się zupełnie
opustoszały. No tak... Była dziesiąta rano i wszyscy byli teraz na lekcjach.
Korzystając z chwili samotności, usiadłam w swoim ulubionym fotelu przy kominku
i podciągnęłam kolana pod brodę.
Czułam się
już nieco lepiej. Tu, w Hogwarcie, nic nie przypominało mi mamy, nie wiązało
się z nią żadne wspomnienie.
Powiodłam
wzrokiem wokół siebie, szukając czegoś, czym mogłabym zająć swoje myśli.
Gdzieniegdzie walały się kawałki pergaminu z niedokończonymi wypracowaniami i
papierki po słodyczach z Miodowego Królestwa. Za oknem świeciło słońce, a jego
promienie padały na rozległe błonia i Zakazany Las.
- Mama
zawsze była ciekawa, jak wygląda mój pokój wspólny... - przypomniało mi się i
znów poczułam silniejsze ukłucie w okolicy serca. Nie zdążyłam jednak ani
skupić się dłużej na tej myśli, ani jej od siebie odrzucić, bo usłyszałam, jak
portret Grubej Damy znowu się przesuwa, wpuszczając kogoś do środka.
- Dlaczego
ja zawsze muszę zapominać książki do zaklęć? - mówił do siebie James Potter,
wyraźnie zniecierpliwiony, żwawym krokiem maszerując w kierunku dormitorium
chłopców. Gdy jednak zobaczył mnie, skuloną na fotelu, na moment zamarł wpół
ruchu, a potem natychmiast znalazł się przy mnie.
- Lily, co
się stało? - zawołał z mieszaniną strachu i przejęcia, a ja, mimo smutku,
odnotowałam, że po raz drugi w życiu zwrócił się do mnie po imieniu - Od kiedy
McGonagall cię zabrała, słuch o tobie zaginął. Pytałem Norton i Larsson, ale
one też nic nie wiedziały. Pomyślałem sobie, że Flevil poskarżył się
Dumbledore'owi za ten liścik, ale nie wróciłaś na noc, potem na następną i już
sam nie wiedziałem, co się stało... - wyrzucił z siebie jednym tchem.
Na widok
jego zmartwionej miny, moje kąciki ust, które jeszcze kilkanaście minut
wcześniej sprawiały wrażenie sparaliżowanych, lekko się uniosły.
-
Dumbledore wezwał mnie do siebie, żeby mi powiedzieć, że zmarła moja mama -
powiedziałam, po raz pierwszy wyrażając na głos to, co się wydarzyło - Miała
zawał serca. Moja siostra znalazła ją nieprzytomną po powrocie ze szkoły i
zadzwoniła po pomoc ale... nic się już nie dało zrobić.
Spodziewałam
się, że James powie coś w stylu "bardzo mi przykro" lub "wszystko
się jakoś ułoży", ale on jedynie mnie przytulił. Ufnie przylgnęłam do jego
klatki piersiowej, a rytm jego serca nieco ukoił mój smutek. Czując ciepło,
bijące od jego ciała i dotyk dłoni, głaskającej mnie delikatnie po głowie,
pomyślałam sobie po raz pierwszy, że może naprawdę ból, który czułam, kiedyś
minie i mam w sobie dość siły, by mu się przeciwstawić.
- James...
- zapytałam po dłuższej chwili, odrywając na moment głowę od jego piersi.
- Tak?
- Książka
do zaklęć... Nie byłeś na lekcji...
- Nieważne
- odparł szybko i ponownie mnie przytulił.
W jego
ramionach poczułam się dziwnie bezpieczna, zupełnie jakby żadne smutki nie
mogły mieć teraz do mnie dostępu. Skądś już jednak znałam to uczucie. Tak...
Równie bezpieczna byłam w ramionach swojej mamy jako mała dziewczynka. Mama
była wtedy dla mnie całym światem. Czy jeśli teraz czuję się tak samo, to
znaczy, że James...?
Nie dane
mi było jednak długo się nad tym zastanawiać, po portret Grubej Damy ponownie
udostępnił wejście do pokoju wspólnego kolejnemu uczniowi.
- Rogacz,
wyparowałeś czy co? Lekcja już się skończyła... - oznajmił donośnie Peter
Pettigrew, raźnym krokiem podchodząc do fotela, na którym oboje teraz
siedzieliśmy. Na widok mojej głowy, spoczywającej wciąż na klatce piersiowej
Jamesa, wyraźnie się jednak speszył - Ooo, to ja może... Może ja gdzieś
sobie...
- Nie
trzeba, Peter - odparłam spokojnie, po czym wstałam z fotela i skierowałam się
w kierunku dormitorium dziewcząt. James również się podniósł i sprawiał
wrażenie, jakby chciał mnie zatrzymać, ale chyba wyczuł, że potrzebuję trochę
samotności, bo zrezygnował. Czułam jedynie, jak odprowadza mnie wzrokiem, zanim
zniknęłam za krętymi schodami wiodącymi do sypialni.
Kiedy
usiadłam na łóżku i nieco ochłonęłam, w moim sercu, poza smutkiem i żalem,
narodziło się także poczucie winy. Dobrze wiedziałam, że osobą, która miała
mnie teraz obejmować i dodawać otuchy, powinien być Michael. Tak się jednak
złożyło, że po raz kolejny zupełnie zapomniałam o jego istnieniu...
*
Niewiele
osób wiedziało o tym, dlaczego McGonagall tamtego dnia wezwała mnie do siebie,
dzięki czemu nie musiałam na każdym kroku spotykać się ze współczuciem i
pytaniami, czy nie potrzebuję przypadkiem pomocy albo rozmowy.
Tata miał
rację. Będąc w Hogwarcie czułam się znacznie lepiej niż w naszym domu, w Little
Whinging. Choć poczucie przygnębienia i kłucie w okolicy serca rzadko mnie
opuszczało, powoli dawałam się wciągnąć w rytm szkolnego życia. Chodziłam na
zajęcia, zdobywałam punkty dla Gryffindoru za poprawne odpowiedzi na pytania
nauczycieli, odrabiałam prace domowe, odwiedzałam Hagrida i spędzałam dużo
czasu z Emily i Alice, które bardzo się starały tak zaplanować mi dzień, bym
nie miała możliwości myśleć zbyt często o mamie. Były dla mnie bardzo dużym
wsparciem i nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie należycie się im
odwdzięczyć za serce, które okazały mi w tych trudnych dla mnie chwilach.
Październik
ustąpił miejsca listopadowi, a szkolne błonia pokryły się grubą warstwą śniegu.
Im zimniej było na dworze, tym cieplejsze stawało się moje serce. Podczas
jednej z przerw Glizdogon oberwał łajnobombą w twarz i wtedy po raz pierwszy od
śmierci mamy szczerze się roześmiałam. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze
będę w stanie to zrobić. Dwa tygodnie później z kolei, kiedy Gryffindor wygrał
kolejny mecz quidditcha, świętowałam ze wszystkimi sukces drużyny.
O ile
jednak w ciągu dnia byłam w stanie skupić się na lekcjach i pracy domowej, o
tyle wieczorami, leżąc sama w łóżku, potrafiłam jedynie wspominać ostatnie
wakacje spędzone z moją mamą i jej smutny uśmiech, kiedy żegnała mnie na
dworcu. Wciąż jeszcze często płakałam, ale zawsze robiłam to w ukryciu, dzięki
czemu nie wzbudzałam większego współczucia, niż bym sobie tego życzyła.
Michael
także okazywał mi duże wsparcie. Często wyciągał mnie na spacery, podczas
których umilał mi czas ciekawymi anegdotami, które gdzieś tam kiedyś
podsłuchał. Był o wiele bardziej subtelny niż ktokolwiek z mojego otoczenia i
zawsze wystarczyło mu jedno spojrzenie, by wiedzieć, czy mam ochotę na rozmowę,
czy też wolałabym sobie pomilczeć.
Któregoś
sobotniego wieczoru, kiedy spacerowaliśmy sobie po błoniach, otuleni grubymi
szalikami w barwach naszych domów, zobaczyłam w oddali Jamesa Pottera, który
chyba również wybrał się na randkę. Jego partnerka jednak w niczym nie
przypominała Candace Larocca, z którą widziałam go jeszcze z dwa dni temu.
Mimowolnie przygryzłam wargę.
- Lily? -
głos Michaela wyrwał mnie z rozmyślań.
- Tak?
- Czy ty
się przypadkiem nie wpatrujesz w tego całego Pottera? - zapytał i choć starał
się udawać rozbawionego, w jego oczach dostrzegłam niemy zarzut.
- Och...
Nie patrzyłam na niego, tylko na jego dziewczynę, bo wcześniej chyba spotykał
się z inną - odparłam, uśmiechając się przepraszająco - Wiesz, jak to jest,
kobiety są dość ciekawskie, a chyba "wyniuchałam" zdradę - dodałam.
Michael
nie poruszał już więcej tego tematu, ale miałam dziwne przeczucie, że mi nie
uwierzył. Przez dłuższy czas mówił o czymś zupełnie innym, więc nieco się
odprężyłam, ale kiedy po spacerze odprowadził mnie pod portret Grubej Damy,
odezwał się poważnym tonem:
- Lily,
mogę cię o coś zapytać?
- Jasne -
odparłam nieco zaskoczona.
-
Obiecujesz, że odpowiesz mi szczerze? - zapytał, kładąc nacisk na ostatnie
słowo.
Niepewnie
przytaknęłam.
- Czy
ty... - zaczął Michael, a jego policzki nieco poróżowiały - Czy nie
podkochujesz się przypadkiem Jamesie Potterze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz