Kolejne
dni na obozie wcale nie były lepsze od pierwszego. Cała ta sytuacja kojarzyła
mi się bardziej z jakąś szkołą przetrwania niż z przyjemną rekreacją. Każdego
dnia biegaliśmy, robiliśmy pompki i graliśmy w jakieś idiotyczne gry zespołowe,
w których zasadach trudno było mi się odnaleźć, jako że przez ostatnich kilka
lat interesował mnie jedynie quidditch, W dodatku, jako że przywykłam już do
zaniedbywania ćwiczeń fizycznych na korzyść przesiadywania w bibliotece lub w
Pokoju Wspólnym, każdy dzień pobytu na obozie kończyłam zasapana, obolała i
nieprzyjemnie spocona. Z utęsknieniem wyczekiwałam końca tego koszmaru i
powrotu do Little Whinging, do mojego pokoju z wygodnym łóżkiem, do moich
podręczników i do Laurel, będącej moim jedynym łącznikiem z czarodziejskim
światem.
Ta cała
Grace także nie dawała mi spokoju. O ile łatwo mi było pomstować, póki nie było
jej w pobliżu, o tyle w rzeczywistości bardzo trudno było mi się jej
przeciwstawić. Grace, w przeciwieństwie do mnie, była wysoka, wysportowana i z
pewnością miała doświadczenie w bójkach. Ja byłam znacznie od niej niższa,
dostawałam zadyszki po kilku minutach biegu i mogłam wygrać jedynie pojedynek
stoczony przy użyciu różdżki. Nie bałam się Grace, ale cały czas liczyłam na
to, że sytuację między nami da się rozwiązać w pokojowy sposób. Brzydziłam się
przemocą i nie chciałam zniżać się do poziomu swojego wroga. Utrzymanie w
ryzach mojego temperamentu nie było jednak proste. Grace wrzucała mi żaby do
łóżka, podstawiała mi haka i bez przerwy mnie prowokowała. Gdyby nie Yvonne,
która stale próbowała mnie przekonać, żebym nie zwracała na Grace uwagi, z
pewnością już dawno rzuciłabym się na nią z pięściami.
Pewnego
dnia kąpałam się z innymi dziewczynami w jeziorze. Nagle coś od spodu złapało
mnie za kostkę i wciągnęło do wody. Nie byłam przygotowana na coś takiego, więc
szybko zaczęło brakować mi powietrza. Choć wierzgałam z całej siły nogami,
uchwyt ręki, trzymającej moją kostkę, nie słabł. Zamiast próbować wyrwać się na
powierzchnię, pochyliłam się do przodu i zobaczyłam Grace, przyglądającą się
moim wysiłkom z kpiącym uśmiechem. Ogarnęła mnie furia, jakiej już dawno nie
poczułam. Sięgnęłam rękoma w kierunku głowy dziewczyny i zaczęłam z całej siły
szarpać ją za włosy. Poskutkowało. Uchwyt nieco zelżał, więc wierzgnęłam nogą z
całej siły i udało mi się wypłynąć na powierzchnię.
- Hej,
ruda! Powinnaś pójść na kurs nurkowania, bo coś ci kiepsko idzie... - odezwała
się Grace, gdy się wynurzyła.
Zmierzyłam
ją wściekłym spojrzeniem i szybko wyszłam z jeziora. Usłyszałam, jak Grace robi
to samo, więc błyskawicznie się odwróciłam i uderzyłam ją w twarz zaciśniętą
pięścią. Nie zdążyła zrobić uniku i wylądowała na ziemi. Na to tylko czekałam.
Rzuciłam się na nią i po chwili obie zaczęłyśmy się okładać pięściami.
Natychmiast
zebrał się wokół nas tłum innych obozowiczów, który postanowił nas dopingować.
- Lily,
nie daj się!
- Grace,
pokaż jej!
Zanim
zdążyłyśmy zrobić sobie naprawdę poważną krzywdę, nadbiegła Thomsson i szybko
nas rozdzieliła.
- Co wy
sobie wyobrażacie?! - krzyczała, a jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej
czerwona - To jest obóz a nie poligon! Marsz do pielęgniarki. Jeżeli coś
takiego się powtórzy, to możecie mieć poważne kłopoty!
- To wina
tej Evans, panno Thomsson. - mruknęła Grace - Rzuciła się na mnie bez powodu!
- TO
NIEPRAWDA! Grace o mało co mnie nie utopiła. Wciągnęła mnie do wody! - broniłam
się.
Spojrzałam
na Grace. Rzeczywiście bardziej wyglądała jak ofiara niż napastnik. Krew
sączyła się jej z ust po tym, jak wybiłam jej zęba. Miała też rozwalony łuk
brwiowy. Widocznie, kiedy trzeba, naprawdę potrafię się bronić. Sama jednak też
dotkliwie odczułam skutki spotkania z jej pięścią. Nos pulsował mi bardzo
silnym bólem i pomyślałam, że na pewno jest złamany.
- Marsz do
pielęgniarki! - powtórzyła nasza opiekunka, cedząc każde słowo z osobna -
Evans, za karę przez trzy dni zmywasz po wszystkich naczynia. - dodała, po czym
odwróciła się na pięcie i odeszła.
Zabrakło
mi słów na nazwanie tak jawnej niesprawiedliwości. Resztę dnia spędziłam w
kuchni, szorując naczynia i starając się nie myśleć o silnym bólu nosa. Gdyby
do takiej sytuacji doszło w Hogwarcie, pani Pomfrey wyleczyłaby mnie jednym
ruchem różdżki, a tak musiałam się męczyć nie wiadomo jak długo...
Kiedy
uporałam się już ze stertą talerzy i sztućców, było już zupełnie ciemno, a
wszyscy obozowicze dawno już spali. Niechętnie powlokłam się w kierunku domku,
w którym nocowałam. Gdy po wejściu zobaczyłam śpiącą smacznie Grace, znów
wezbrała we mnie wściekłość. Nie myśląc o konsekwencjach, wyciągnęłam spod
łóżka swoją torbę, spakowałam do niej wszystkie rzeczy i cichcem się wymknęłam.
Miałam
tego wszystkiego dosyć i nie dbałam o to, jak zareaguje mama, kiedy zobaczy
mnie w domu przed czasem. Jej intencją było poprawienie relacji między mną a
Petunią, ale nic nie poszło tak, jakby sobie tego życzyło. Tunia i ja w ogóle
się do siebie nie odzywałyśmy, a jedyną rzeczą, którą obóz zmienił w moim życiu
był złamany nos. Miałam prawo czuć się zła, sfrustrowana i zniechęcona.
Zaraz po
opuszczeniu domku, natknęłam się jednak na... swoją siostrę.
- Petunia!
- syknęłam - Co ty tu robisz?
- A ty?
Zmywasz się? - zapytała moja siostra, wskazując torbę, którą trzymałam.
- Nic ci
do tego. - warknęłam.
Zaczęłam
iść w kierunku lasu. Wiedziałam, że za nim znajduje się miasteczko. Tam na
pewno jest hotel, w którym mogłabym się na trochę zatrzymać. A stamtąd, gdy
tylko trochę się prześpię, natychmiast pojadę do Londynu.
Mój plan
był bardzo prosty, więc zirytowałam się nie na żarty, gdy zauważyłam, że
Petunia, zamiast wrócić do łóżka, idzie za mną w stronę lasu.
- Odczep
się! - burknęłam.
- O nie!
Ja też się zmywam.
Dopiero
teraz zauważyłam, że ona również ma torbę z rzeczami. Widocznie nie tylko ja
czułam się tutaj wyobcowana. Może gdybym wiedziała, że i Tunia źle czuje
się na obozie, to razem łatwiej by nam było przez to wszystko przebrnąć? Może
wspólnie znalazłybyśmy jakiś sposób na przeżycie tych paru dni, które pozostały
do powrotu do Londynu? Dlaczego nie umiałyśmy ze sobą rozmawiać? Dlaczego
jedynie przypadkiem dowiedziałyśmy się, że obie czujemy się na obozie źle?
W tamtym
momencie nie zamierzałam jednak zagłębiać się bardziej w nasze relacje. Prawdę
mówiąc, czułam się trochę raźniej, idąc przez ciemny las w towarzystwie
siostry. Nawet jeśli się do siebie nie odzywałyśmy i wciąż byłyśmy do siebie
wrogo nastawione, jej obecność była dla mnie bardzo ważna.
- Czy my
się zgubiłyśmy? - zapytała Petunia, nie ukrywając histerii, kiedy po kilkudziesięciu
minutach marszu rozejrzałam się bezradnie po okolicy. Wszystkie drzewa wokół
wyglądały tak samo, a szelest poruszanych wiatrem liści i pohukiwanie sów z
pewnością nie sprawiały, że czułam się odprężona.
- Być
może. - odparłam, starając się nadać swemu głosowi spokojny ton, by nie
straszyć siostry jeszcze bardziej - To nic w porównaniu z Zakazanym Lasem w
Hogwarcie - dodałam, chcąc zająć myśli Tuni czymś innym niż faktem, że nie
wiem, gdzie powinnam iść - Tam są centaury, jednorożce i inne isto...
- LILY!
Przestań mnie straszyć! - pisnęła siostra, wbijając mi paznokcie w ramię.
- Ja cię
nie straszę. Chciałam ci tylko powiedzieć, że istnieją gorsze miejsca niż to.
Ten las jest zupełnie zwyczajny, więc nic nam się tutaj nie stanie.
- Tak
myślisz? - zapytała Tunia podejrzliwie.
- Jasne -
odparłam, uśmiechając się do niej, choć wątpię, by w ciemności mogła to
zauważyć - Zobacz - dodałam, wskazując na rozłożystą koronę jednego z drzew -
Możemy tutaj przenocować, powinno być bezpiecznie.
Petunia
przełknęła głośno ślinę, ale posłusznie wspięła się ze mną na drzewo i
ulokowała na jednej z grubszych gałęzi.
Nawet z
góry las wydawał się straszny. Każdy szelest powodował szybsze bicie serca i
gęsią skórkę. Czułam, jak Petunia drży ze strachu, siedząc obok niej, więc
postanowiłam poopowiadać jej trochę o Hogwarcie. W każdej innej sytuacji
zareagowałaby na coś takiego oburzeniem i stwierdziłaby, że nie interesuje ją
szkoła dla wariatów, do której należę, ale teraz chłonęła każde moje słowo,
choć udawała, że ta opowieść w ogóle jej nie interesuje.
- Lily...
- zaczęła w pewnym momencie, gdy skończyłam opowiadać jej jedną z anegdotek o
Hagridzie - Masz może przy sobie... różdżkę? - zapytała. Pokręciłam przecząco
głową - Jak zwykle nie ma z ciebie żadnego pożytku. - warknęła Petunia,
wyraźnie rozczarowana.
Minęło
jeszcze dużo czasu, zanim udało nam się zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz