piątek, 10 sierpnia 2012

Ucieczka i Petunia


Kolejne dni na obozie wcale nie były lepsze od pierwszego. Cała ta sytuacja kojarzyła mi się bardziej z jakąś szkołą przetrwania niż z przyjemną rekreacją. Każdego dnia biegaliśmy, robiliśmy pompki i graliśmy w jakieś idiotyczne gry zespołowe, w których zasadach trudno było mi się odnaleźć, jako że przez ostatnich kilka lat interesował mnie jedynie quidditch, W dodatku, jako że przywykłam już do zaniedbywania ćwiczeń fizycznych na korzyść przesiadywania w bibliotece lub w Pokoju Wspólnym, każdy dzień pobytu na obozie kończyłam zasapana, obolała i nieprzyjemnie spocona. Z utęsknieniem wyczekiwałam końca tego koszmaru i powrotu do Little Whinging, do mojego pokoju z wygodnym łóżkiem, do moich podręczników i do Laurel, będącej moim jedynym łącznikiem z czarodziejskim światem.
Ta cała Grace także nie dawała mi spokoju. O ile łatwo mi było pomstować, póki nie było jej w pobliżu, o tyle w rzeczywistości bardzo trudno było mi się jej przeciwstawić. Grace, w przeciwieństwie do mnie, była wysoka, wysportowana i z pewnością miała doświadczenie w bójkach. Ja byłam znacznie od niej niższa, dostawałam zadyszki po kilku minutach biegu i mogłam wygrać jedynie pojedynek stoczony przy użyciu różdżki. Nie bałam się Grace, ale cały czas liczyłam na to, że sytuację między nami da się rozwiązać w pokojowy sposób. Brzydziłam się przemocą i nie chciałam zniżać się do poziomu swojego wroga. Utrzymanie w ryzach mojego temperamentu nie było jednak proste. Grace wrzucała mi żaby do łóżka, podstawiała mi haka i bez przerwy mnie prowokowała. Gdyby nie Yvonne, która stale próbowała mnie przekonać, żebym nie zwracała na Grace uwagi, z pewnością już dawno rzuciłabym się na nią z pięściami.
Pewnego dnia kąpałam się z innymi dziewczynami w jeziorze. Nagle coś od spodu złapało mnie za kostkę i wciągnęło do wody. Nie byłam przygotowana na coś takiego, więc szybko zaczęło brakować mi powietrza. Choć wierzgałam z całej siły nogami, uchwyt ręki, trzymającej moją kostkę, nie słabł. Zamiast próbować wyrwać się na powierzchnię, pochyliłam się do przodu i zobaczyłam Grace, przyglądającą się moim wysiłkom z kpiącym uśmiechem. Ogarnęła mnie furia, jakiej już dawno nie poczułam. Sięgnęłam rękoma w kierunku głowy dziewczyny i zaczęłam z całej siły szarpać ją za włosy. Poskutkowało. Uchwyt nieco zelżał, więc wierzgnęłam nogą z całej siły i udało mi się wypłynąć na powierzchnię.
- Hej, ruda! Powinnaś pójść na kurs nurkowania, bo coś ci kiepsko idzie... - odezwała się Grace, gdy się wynurzyła.
Zmierzyłam ją wściekłym spojrzeniem i szybko wyszłam z jeziora. Usłyszałam, jak Grace robi to samo, więc błyskawicznie się odwróciłam i uderzyłam ją w twarz zaciśniętą pięścią. Nie zdążyła zrobić uniku i wylądowała na ziemi. Na to tylko czekałam. Rzuciłam się na nią i po chwili obie zaczęłyśmy się okładać pięściami.
Natychmiast zebrał się wokół nas tłum innych obozowiczów, który postanowił nas dopingować.
- Lily, nie daj się!
- Grace, pokaż jej!
Zanim zdążyłyśmy zrobić sobie naprawdę poważną krzywdę, nadbiegła Thomsson i szybko nas rozdzieliła.
- Co wy sobie wyobrażacie?! - krzyczała, a jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona - To jest obóz a nie poligon! Marsz do pielęgniarki. Jeżeli coś takiego się powtórzy, to możecie mieć poważne kłopoty!
- To wina tej Evans, panno Thomsson. - mruknęła Grace - Rzuciła się na mnie bez powodu!
- TO NIEPRAWDA! Grace o mało co mnie nie utopiła. Wciągnęła mnie do wody! - broniłam się.
Spojrzałam na Grace. Rzeczywiście bardziej wyglądała jak ofiara niż napastnik. Krew sączyła się jej z ust po tym, jak wybiłam jej zęba. Miała też rozwalony łuk brwiowy. Widocznie, kiedy trzeba, naprawdę potrafię się bronić. Sama jednak też dotkliwie odczułam skutki spotkania z jej pięścią. Nos pulsował mi bardzo silnym bólem i pomyślałam, że na pewno jest złamany.
- Marsz do pielęgniarki! - powtórzyła nasza opiekunka, cedząc każde słowo z osobna - Evans, za karę przez trzy dni zmywasz po wszystkich naczynia. - dodała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
Zabrakło mi słów na nazwanie tak jawnej niesprawiedliwości. Resztę dnia spędziłam w kuchni, szorując naczynia i starając się nie myśleć o silnym bólu nosa. Gdyby do takiej sytuacji doszło w Hogwarcie, pani Pomfrey wyleczyłaby mnie jednym ruchem różdżki, a tak musiałam się męczyć nie wiadomo jak długo...
Kiedy uporałam się już ze stertą talerzy i sztućców, było już zupełnie ciemno, a wszyscy obozowicze dawno już spali. Niechętnie powlokłam się w kierunku domku, w którym nocowałam. Gdy po wejściu zobaczyłam śpiącą smacznie Grace, znów wezbrała we mnie wściekłość. Nie myśląc o konsekwencjach, wyciągnęłam spod łóżka swoją torbę, spakowałam do niej wszystkie rzeczy i cichcem się wymknęłam.
Miałam tego wszystkiego dosyć i nie dbałam o to, jak zareaguje mama, kiedy zobaczy mnie w domu przed czasem. Jej intencją było poprawienie relacji między mną a Petunią, ale nic nie poszło tak, jakby sobie tego życzyło. Tunia i ja w ogóle się do siebie nie odzywałyśmy, a jedyną rzeczą, którą obóz zmienił w moim życiu był złamany nos. Miałam prawo czuć się zła, sfrustrowana i zniechęcona.
Zaraz po opuszczeniu domku, natknęłam się jednak na... swoją siostrę.
- Petunia! - syknęłam - Co ty tu robisz?
- A ty? Zmywasz się? - zapytała moja siostra, wskazując torbę, którą trzymałam.
- Nic ci do tego. - warknęłam.
Zaczęłam iść w kierunku lasu. Wiedziałam, że za nim znajduje się miasteczko. Tam na pewno jest hotel, w którym mogłabym się na trochę zatrzymać. A stamtąd, gdy tylko trochę się prześpię, natychmiast pojadę do Londynu.
Mój plan był bardzo prosty, więc zirytowałam się nie na żarty, gdy zauważyłam, że Petunia, zamiast wrócić do łóżka, idzie za mną w stronę lasu.
- Odczep się! - burknęłam.
- O nie! Ja też się zmywam.
Dopiero teraz zauważyłam, że ona również ma torbę z rzeczami. Widocznie nie tylko ja czułam się tutaj wyobcowana. Może gdybym wiedziała, że i Tunia źle czuje się na obozie, to razem łatwiej by nam było przez to wszystko przebrnąć? Może wspólnie znalazłybyśmy jakiś sposób na przeżycie tych paru dni, które pozostały do powrotu do Londynu? Dlaczego nie umiałyśmy ze sobą rozmawiać? Dlaczego jedynie przypadkiem dowiedziałyśmy się, że obie czujemy się na obozie źle?
W tamtym momencie nie zamierzałam jednak zagłębiać się bardziej w nasze relacje. Prawdę mówiąc, czułam się trochę raźniej, idąc przez ciemny las w towarzystwie siostry. Nawet jeśli się do siebie nie odzywałyśmy i wciąż byłyśmy do siebie wrogo nastawione, jej obecność była dla mnie bardzo ważna.
- Czy my się zgubiłyśmy? - zapytała Petunia, nie ukrywając histerii, kiedy po kilkudziesięciu minutach marszu rozejrzałam się bezradnie po okolicy. Wszystkie drzewa wokół wyglądały tak samo, a szelest poruszanych wiatrem liści i pohukiwanie sów z pewnością nie sprawiały, że czułam się odprężona.
- Być może. - odparłam, starając się nadać swemu głosowi spokojny ton, by nie straszyć siostry jeszcze bardziej - To nic w porównaniu z Zakazanym Lasem w Hogwarcie - dodałam, chcąc zająć myśli Tuni czymś innym niż faktem, że nie wiem, gdzie powinnam iść - Tam są centaury, jednorożce i inne isto...
- LILY! Przestań mnie straszyć! - pisnęła siostra, wbijając mi paznokcie w ramię.
- Ja cię nie straszę. Chciałam ci tylko powiedzieć, że istnieją gorsze miejsca niż to. Ten las jest zupełnie zwyczajny, więc nic nam się tutaj nie stanie.
- Tak myślisz? - zapytała Tunia podejrzliwie.
- Jasne - odparłam, uśmiechając się do niej, choć wątpię, by w ciemności mogła to zauważyć - Zobacz - dodałam, wskazując na rozłożystą koronę jednego z drzew - Możemy tutaj przenocować, powinno być bezpiecznie.
Petunia przełknęła głośno ślinę, ale posłusznie wspięła się ze mną na drzewo i ulokowała na jednej z grubszych gałęzi.
Nawet z góry las wydawał się straszny. Każdy szelest powodował szybsze bicie serca i gęsią skórkę. Czułam, jak Petunia drży ze strachu, siedząc obok niej, więc postanowiłam poopowiadać jej trochę o Hogwarcie. W każdej innej sytuacji zareagowałaby na coś takiego oburzeniem i stwierdziłaby, że nie interesuje ją szkoła dla wariatów, do której należę, ale teraz chłonęła każde moje słowo, choć udawała, że ta opowieść w ogóle jej nie interesuje.
- Lily... - zaczęła w pewnym momencie, gdy skończyłam opowiadać jej jedną z anegdotek o Hagridzie - Masz może przy sobie... różdżkę? - zapytała. Pokręciłam przecząco głową - Jak zwykle nie ma z ciebie żadnego pożytku. - warknęła Petunia, wyraźnie rozczarowana.
Minęło jeszcze dużo czasu, zanim udało nam się zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz