Gdy tylko
obudziłam się następnego dnia, natychmiast przypomniałam sobie zasłyszaną
rozmowę Jamesa i Syriusza. Na samą myśl o tym, że zdaniem Pottera będę BŁAGAĆ o
jego względy, poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość.
Więc on
naprawdę myśli, że zdobędzie mnie poprzez zazdrość? A czy Juliet to jego
pierwsza dziewczyna? Niby co może mieć w sobie takiego, czego nie miały
wszystkie pozostałe? Czemu akurat o nią mam być zazdrosna?
-
Idiota... - mruknęłam mściwie, marszcząc groźnie brwi.
Z jednej
strony imponował mi fakt, że chociaż Potter stale otaczał się dziewczynami,
jego myśli zawsze kręciły się wokół mnie, ale z drugiej, nie mogłam mu darować,
że traktuje mnie tak przedmiotowo. Wolałam już, kiedy po prostu kilka razy w
tygodniu proponował mi randkę, niż kiedy wykorzystywał uczucia innych
dziewczyn, żeby mną manipulować.
I ja miałabym
"podkochiwać się" w kimś takim? To śmieszne... Żałosne. Naprawdę.
W bojowym
nastroju opuściłam dormitorium z zamiarem udania się na śniadanie do Wielkiej
Sali. Kiedy jednak przechodziłam przez pokój wspólny, zauważyłam Huncwotów
rozwalonych przed kominkiem i zajętych grą w Eksplodującego Durnia. Potter, jak
na komendę, odwrócił się w moją stronę i wyszczerzył do mnie zęby w szerokim
uśmiechu.
- Cześć,
Evans!
- Cześć -
mruknęłam, kierując się w stronę przejścia na korytarz. Potter jednak oderwał
się od gry, zostawił swoich przyjaciół i szybko znalazł się przy mnie.
- Co
słychać? - zapytał lekko.
- Nic
specjalnego - odparłam zniecierpliwiona.
- Wczoraj
miałaś okazję poznać moją nową dziewczynę - napomknął, niby mimochodem - Co o
niej sądzisz?
Uśmiechnęłam
się złośliwie.
- Ma
nieprzeciętnie wysoki głos, ale poza tym jest całkiem ładna. Pasuje do ciebie -
odpowiedziałam, z satysfakcją obserwując, jak na jego twarzy rozkwita
rozczarowanie. Okazało się jednak, że nie zamierza tak łatwo się poddawać.
- Masz rację
- odparł, wciąż się uśmiechając - Tak się właśnie zastanawiałem, czy... jako
moja PRZYJACIÓŁKA nie podpowiedziałabyś mi, gdzie mógłbym ją zaprosić? W końcu
w przyszłą sobotę jest wypad do Hogsmeade.
- Słynnemu
Potterowi brakuje inwencji? - zadrwiłam - Tego się po tobie nie spodziewałam...
James nie
dał się zbić z pantałyku, ale zauważyłam, że zanurzył rękę w swoich
rozczochranych włosach, jakby miało mu to pomóc w skupieniu się.
- Evans,
moja droga, ja mam mnóstwo pomysłów, ale mój mózg jest bardzo MĘSKI, co
oznacza, że w pewnych kwestiach wolę poradzić się kobiety.
- Jakoś
nigdy nie konsultowałeś ze mną swoich poprzednich randek - zauważyłam niewinnym
tonem.
- Bo nie
widziałem takiej potrzeby - odparł swobodnie - Teraz mam dziewczynę, na której
NAPRAWDĘ mi zależy, więc liczę na wsparcie - dodał, puszczając do mnie oko.
Więc to o
to chodziło. To dlatego miałam być zazdrosna akurat o Juliet. Potter nigdy nie
okazywał specjalnego przywiązania do żadnej ze swoich poprzednich dziewczyn,
ale tym razem chyba ma zamiar udawać naprawdę zakochanego. Cóż, niech się
pomęczy. Zobaczymy, jak długo wytrwa.
- Może do
kawiarni pani Puddifoot? - zaproponowałam, uśmiechając się słodko - Podobno to
bardzo romantyczne miejsce. Idealne dla zakochanych.
- Świetny
pomysł, dzięki. - odparł Potter przyglądając mi się uważnie. Na darmo jednak
szukał na mojej twarzy jakichkolwiek oznak zakłopotania czy zazdrości. Świetnie
nad sobą panowałam.
- Nie ma
za co. Mam nadzieję, że wasza randka się uda. I, James...?
- Tak?
- Opowiesz
mi później, jak było? - zapytałam, klepiąc go poufale po ramieniu - Skoro już
tak bardzo angażujesz mnie w to wszystko, to chcę znać szczegóły - dodałam,
obdarzając go kolejnym, promiennym uśmiechem, po czym opuściłam pokój wspólny,
zostawiając go zdziwionego bardziej niż kiedykolwiek.
*
Przez
najbliższy tydzień, dzielący nas od wypadu do Hogsmeade, James konsekwentnie
próbował wcielić w życie swój pomysł, często pojawiając się z Juliet w zasięgu
mego wzroku i udając, że świata poza nią nie widzi.
Nie wiem,
czy bardziej było mi żal Pottera, który na darmo robił z siebie pajaca, czy
jego dziewczyny, ślepo wierzącej w to, że znalazła kandydata, który powie jej
sakramentalne "tak" przed ołtarzem. Cała ta sytuacja była tak
idiotyczna, że niejeden raz miałam już ochotę otwarcie powiedzieć Jamesowi,
żeby dał sobie spokój, ale zaraz wtedy przypominałam sobie ton jego głosu,
kiedy mówił, że będę go błagała o chodzenie. Postanowiłam utrzeć mu nosa za
wszelką cenę i tylko to się teraz dla mnie liczyło.
Wreszcie
nadszedł dzień wypadu do Hogsmeade. Jako że Emily i Alice planowały spędzić ten
czas ze swoimi chłopakami, postanowiłam pochodzić sobie po sklepach z Courtney.
Odkąd się pogodziłyśmy, spędzałyśmy razem dużo czasu. Często wypytywała mnie o
Michaela, a ja próbowałam ją przekonać, że ma u niego szanse i, od czasu do
czasu, poruszałam też temat wiecznie denerwującego mnie Pottera, na co Courtney
reagowała delikatnym uśmiechem.
Podczas
naszej wycieczki po Hogsmeade postanowiłyśmy wpaść do jednego z nowo otwartych
lokali. Panowała w nim bardzo miła, gwarna atmosfera. Zamówiłyśmy dwa kufle
kremowego piwa i ulokowałyśmy się w kącie pomieszczenia, skąd miałam dobry
widok na resztę gości. Przy jednym ze stolików wypatrzyłam nawet Emily i
Syriusza. Black, jak zwykle, siedział niedbale rozparty i coś opowiadał, a moja
przyjaciółka wpatrywała się w niego urzeczona. Nieco się skrzywiłam, bo miałam
nadzieję, że Syriusz, nauczony doświadczeniem, stanie się nieco bardziej
romantyczny i troskliwy, ale wyglądało na to, że poza swoim nonszalanckim
urokiem nie planuje dać z siebie niczego więcej. Zrobiło mi się przykro, bo
chociaż ostatnio polubiłam Blacka, miałam niejasne przeczucie, że Emily jeszcze
niejeden raz będzie przez niego płakała...
Gdy tak
się rozglądałam, w innej części pomieszczenia wypatrzyłam dobrze mi znaną,
rozczochraną, kruczoczarną czuprynę...
- A niech
to! - mruknęłam pod nosem. Miałam nadzieję, że chociaż przez kilka godzin będę
mogła sobie odpocząć od Pottera.
- Lily,
wszystko w porządku? - zapytała Courtney, zauważywszy moją minę.
- Niezbyt –
odparłam. - Zobacz, kto tam siedzi... - mruknęłam i skinęłam głową w stronę
pary. Courtney była wtajemniczona w mój plan zrobienia na złość Potterowi, więc
tylko przewróciła oczami i doradziła mi, bym nie zwracała na niego uwagi.
- Tak
sobie myślę... - zaczęłam - ...że przecież mogę to wszystko dużo szybciej
zakończyć, prawda? Po co mam się męczyć i czekać, aż to Potter zacznie mieć
dosyć tej całej zabawy?
- Co masz
na myśli? - zapytała Courtney ostrożnie.
-
Zobaczysz - odparłam, uśmiechając się krzywo, po czym wstałam z miejsca,
wzięłam swój kufel kremowego piwa i kazałam Courtney zrobić to samo. Gdy i ona
niepewnie się podniosła, powiedziałam, by za mną poszła, po czym,
najzwyczajniej w świecie, usiadłam przy stoliku przylegającym do tego, który
zajmowali James i Juliet.
-
Evans...? Courtney? Co wy tu robicie? - zapytał Potter zdziwiony.
- Ooo...
Cześć! - przywitałam się grzecznie, udając zaskoczenie - Co za przypadek, że
się tu spotykamy! Mam nadzieję, że dobrze się bawicie, prawda?
- Jasne -
przyznał James skwapliwie, obejmując Juliet ramieniem.
- Oj, może
wolisz, żebyśmy się przesiadły? - zapytałam niewinnym tonem - Nie chciałabym,
żebyście czuli się przy nas skrępowani... To w końcu wasza randka -
zasugerowałam.
- Byłoby
miło - odparła Juliet.
- Nie ma
potrzeby - powiedział James. - Ja nie należę do wstydliwych facetów - dodał z
błyskiem w oku, po czym przyciągnął do siebie swoją dziewczynę i pocałował ją
tak namiętnie, że z trudem złapała oddech.
Zmrużyłam
lekko oczy, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku, ale szybko odwróciłam się w
kierunku Courtney i, jak gdyby nigdy nic, zaczęłam z nią gawędzić o naszym
ostatnim wypracowaniu z eliksirów. Mimo udawanej swobody, piłam kremowe piwo
znacznie szybciej niż zazwyczaj, a wewnątrz aż gotowałam się ze złości.
Gdy
opróżniłam już swój kufel i Courtney zrobiła to samo (przez cały czas
dyskretnie ją poganiałam, by dostosowała się do mojego tempa), z ulgą
podniosłam się z miejsca i już zamierzałam wyjść, gdy usłyszałam za sobą głos
Jamesa:
- Evans,
możemy porozmawiać?
Niechętnie
się odwróciłam i dosiadłam do stolika, który Potter dzielił ze swoją
dziewczyną.
- Juliet,
zostaw nas samych. - powiedział chłopak.
Nie
wyglądała na zachwyconą. Demonstracyjnie wstała, mruknęła coś pod nosem,
zmierzyła mnie wściekłym spojrzeniem, po czym opuściła lokal z dumnie uniesioną
głową. Tuż za nią powlokła się Courtney, najwidoczniej pełna złych przeczuć.
- O co
chodzi? - zapytałam, gdy zostaliśmy już z Jamesem sami. Wyraźnie się speszył.
- Ja...
no... to znaczy... Co sądzisz o Juliet? - zapytał, mierzwiąc sobie włosy. Jego
plan wyraźnie wymykał mu się spod kontroli, a on nic nie mógł na to poradzić.
- Przecież
już mnie o to pytałeś. - odparłam, przyglądając mu się z pobłażaniem.
- A,
tak... zapomniałem. A co myślisz o nas?
- Słucham?
- No... o
nas. Znaczy się, o mnie i Juliet.
Postanowiłam,
że nie ma sensu już dłużej ciągnąć całej tej gry, więc powiedziałam wprost:
- Jeśli
chcesz wiedzieć, czy jestem zazdrosna o twoją dziewczynę, to odpowiedź brzmi:
nie.
- Czyżby?
- zapytał Potter głośno, choć wyraźnie brakowało mu pewności - Twój Danniels
powiedział mi, że jestem wielkim szczęściarzem - dodał, jakby to miało wszystko
wyjaśnić.
- Michael
wyczuł, że nie jestem nim zauroczona tak bardzo, jakby sobie tego życzył, więc
pomyślał, że pewnie podkochuję się w kimś innym, a że wiedział, że często się
ze sobą kłócimy, stwierdził, że pewnie chodzi o ciebie, to wszystko - odparłam
chłodno - Przykro mi, że cię rozczarowałam, ale naprawdę możesz się umawiać z
kim tylko chcesz, bo ja nie zamierzam być o ciebie zazdrosna ani błagać cię na
kolanach o to, żebyś się ze mną umówił - dodałam mściwie i, zanim sens tych
słów doszedł do Pottera, szybko opuściłam lokal.
Szłam
zatłoczonymi uliczkami Hogsmeade, czując coraz większą wściekłość. Dlaczego on
zawsze musi się zachowywać jak skończony dupek? Dlaczego myśli, że cały świat
się wokół niego kręci? Czy on naprawdę myśli, że jestem na tyle żałosna, że
mogłabym dać się złapać na tak tandetny chwyt?
- Lily, a
tobie co się stało? - usłyszałam za sobą głos Emily. Szybko się odwróciłam.
Nortonówna, zarumieniona po randce, wpatrywała się we mnie z lekkim uśmiechem -
Coś ty taka nerwowa? Wołam cię i wołam.
-
Przepraszam... - odparłam, po czym streściłam jej przebieg swojej rozmowy z
Jamesem.
- Co też
ta miłość robi z człowiekiem? - westchnęła Emily, uśmiechając się szeroko.
- Jaka
miłość? I niby co ze mną robi? Ja tylko bronię swojej godności! - oburzyłam
się.
- Miałam
na myśli, co miłość robi z Potterem, ale skoro wzięłaś to do siebie, to chyba coś
jest na rzeczy... - odparła Emily, po czym szczerze się roześmiała - Trzymaj -
oznajmiła, podając mi siatkę z butelkami kremowego piwa - Jak wrócimy do
Hogwartu, urządzimy sobie małą biesiadę w dormitorium - dodała, puszczając do
mnie oko.
Emily
Norton wiedziała najlepiej, co i kiedy jest mi najbardziej potrzebne.
Odwzajemniłam jej uśmiech i ramię w ramię ruszyłyśmy w powrotną drogę do
szkoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz