piątek, 10 sierpnia 2012

Michael i furia


Wszystko potoczyło się błyskawicznie, zupełnie poza moją kontrolą. Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo poczułam, jak ręce Jamesa oplatają mnie w talii, a moja głowa przylgnęła po chwili do jego klatki piersiowej.
Przez chwilę stałam w miejscu jak spetryfikowana, nie mogąc nawet mrugnąć. Gdy jednak usłyszałam bicie serca Pottera tuż przy swoim uchu, poczułam, jak ogarnia mnie nagle błogi spokój, zupełnie jakby otaczające mnie ramiona były w stanie sprawić, że cała złość, frustracja i żal dosłownie wyparowały z mojej duszy.
Ręce, do tej pory zwisające sztywno wzdłuż ciała, poruszyły się niepewnie i dotknęły lekko pleców Jamesa, zupełnie jakby chciały sprawić, by nasze ciała przylgnęły do siebie jeszcze mocniej.
Zanim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, dłonie Pottera, do tej pory obejmujące mnie w talii, znalazły się nagle na moich ramionach, delikatnie odsuwając mnie od jego klatki piersiowej.
- Miło, co? - zapytał James swobodnie, a w jego głośnie pobrzmiewała bardzo wyraźnie satysfakcja - Więc jak to leciało, Evans? Nic cię nie obchodzę?
Zrobiłam się bordowa na twarzy, gorączkowo próbując wymyślić jakieś rozsądne usprawiedliwienie całej tej sytuacji. W głowie jednak miałam jedynie pustkę.
Potter nie sprawiał wrażenia osoby, którą interesowało to, co miałam w tej chwili do powiedzenia. Moje rumieńce, zawstydzona mina i zaciśnięte pięści mówiły same za siebie. Uśmiechnął się raz jeszcze, potargał sobie włosy i odszedł w kierunku męskiego dormitorium, zostawiając mnie na środku pokoju wspólnego - upokorzoną, z chaosem w myślach i w sercu...
Minęło dużo czasu, zanim się zreflektowałam i również powlokłam się do swojej sypialni, przez cały czas słysząc w uszach jedynie rytm serca Jamesa, który poznałam, wtulona w jego klatkę piersiową.
Tej nocy nie umiałam nawet zadawać sobie pytań ani analizować krok po kroku tego, co się wydarzyło. Czułam się zagubiona i zupełnie bezsilna, jakbym mogła jedynie płynąć z prądem wydarzeń, bez wpływu na to, co mnie jeszcze czeka.
Gdy wreszcie udało mi się zasnąć, przyśniła mi się scena w bibliotece. Wszystko wyglądało jednak zupełnie inaczej. James i Jennifer całowali się i przytulali, pani Pince nie zwracała na to żadnej uwagi, a moje przyjaciółki zdawały się dopingować Pottera i jego dziewczynę. W pewnym momencie chłopak oderwał się na chwilę od ust Jennifer, spojrzał prosto na mnie i oznajmił ze złośliwym uśmiechem:
- Przypatrz się, Evans, to jest prawdziwa kobieta. Byłem idiotą, marnując na ciebie tyle lat.
Obudziłam się zlana potem. W panice rozejrzałam się wokół siebie i z ulgą stwierdziłam, że znajduję się w dormitorium. Uspokoiłam się jednak dopiero wtedy, gdy przypomniałam sobie, że Jennifer zerwała już z Potterem, i to na moich oczach.
Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej. Serce łomotało mi jak oszalałe, zupełnie jakby świadomość faktu, że James miałby zakochać się w kimś innym, była straszniejsza niż najniebezpieczniejszy potwór z Zakazanego Lasu.
- To tylko Potter... - powiedziałam do siebie ostro - Głupi, zarozumiały, napuszony, targający sobie włosy, kretyn, debil, idiota, palant... - wyliczałam. Dopiero, gdy wymyśliłam około stu epitetów określających Jamesa, ponownie zmorzył mnie sen.

*

W ciągu najbliższych kilku tygodni ani James, ani ja nie rozmawialiśmy więcej o tym, co zdarzyło się w pokoju wspólnym. Właściwie, to w ogóle nie rozmawialiśmy. Potter szybko znalazł sobie kolejną dziewczynę, co wcale mnie nie zdziwiło. Jego nowa wybranka była uczennicą Hufflepuffu, nazywała się Candace Larocca i uchodziła za prawdziwą piękność, o czym nie omieszkał mnie zawiadomić Syriusz Black, posyłając mi złośliwy uśmiech.
Rzeczywiście, Candace była dużo ładniejsza od wszystkich dziewczyn Pottera razem wziętych. Miała figurę modelki, długie jasne włosy i ekstremalnie długie rzęsy, zza których rzucała powłóczyste spojrzenia na otumanionych jej urokiem chłopaków. Choć sama też cieszyłam się zawsze zainteresowaniem płci przeciwnej, w zestawieniu z Candace byłam obrazem wręcz żałosnej przeciętności.
- Lily, on chce po prostu wzbudzić twoją zazdrość... - tłumaczyła mi Alice po raz siedemdziesiąty, kiedy przyłapała mnie na tym, że przyglądam się, jak James spaceruje z Candace, trzymając ją za rękę - Nie zdobył cię, starając się bez przerwy o twoje względy, więc próbuje w inny sposób.
Byłam w stanie jedynie burknąć pod nosem, że Potter może sobie robić, co mu się żywnie podoba, bo ja i tak się nim nie interesuję, ale wątpię, bym kogokolwiek tym przekonała.
- Alice, powinnaś zostać psychologiem. Ale skąd tak dobrze znasz się na facetach, skoro, oprócz Remusa, nie miałaś nigdy chłopaka? - zażartowała Emily. Była dzisiaj w nadzwyczaj dobrym humorze.
- Ha, ha, bardzo śmieszne - mruknęła Alice, patrząc na Nortonównę wilkiem - Coś ty taka wesoła?
- Tajemnica - odparła Emily zagadkowym tonem, po czym zniknęła nam sprzed oczu.
*
Jedyną pociechą w całej tej sytuacji był dla mnie Michael. Początkowo myślałam, że nasza znajomość zakończy się na jednym spotkaniu w bibliotece, ale już na drugi dzień chłopak podszedł do mnie podczas śniadania w Wielkiej Sali, żeby się ze mną przywitać. Od tamtej pory często się spotykaliśmy, chodziliśmy na spacery i rozmawialiśmy.
Michael był o rok ode mnie starszy i o milion lat świetlnych dojrzalszy od Pottera. Chociaż był dobrym uczniem i przystojnym chłopakiem, nigdy się nie przechwalał, nie starał się na siłę znaleźć w centrum uwagi i nie zmieniał dziewczyn kilka razy w miesiącu. Poza tym zawsze zauważał, kiedy miałam zły humor i w odpowiednich momentach potrafił mnie albo rozbawić, albo pocieszyć. Czułam się przy nim wyjątkowa i zrelaksowana.
Któregoś wieczoru, gdy spacerowaliśmy sobie po błoniach, nieoczekiwanie wypalił:
- Lily... Chciałabyś zostać moją dziewczyną?
Na moment dosłownie mnie zatkało. Przez chwilę pomyślałam sobie, że nie powinnam się zgodzić, bo chociaż lubiłam Michaela, nie wydawało mi się, żebym była w stanie się w nim zakochać. Potem jednak uświadomiłam sobie, że dzięki niemu może wreszcie raz na zawsze przestałabym się przejmować Potterem. A miłość w końcu mogła przyjść później, prawda?
Kiwnęłam twierdząco głową, lekko się przy tym rumieniąc. Michael rozpromienił się, po czym objął mnie w talii i delikatnie musnął ustami moje wargi. Odwzajemniłam pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję i chociaż było mi naprawdę przyjemnie, zabrakło mi tej intensywności uczuć, zawrotów głowy i skurczów żołądka, które towarzyszyły mi w czerwcu, gdy całował mnie James.
Gdy już odkleiłam się od Michaela, zobaczyłam, jak przez błonia przebiega wielki, czarny pies. Choć było już dość ciemno, nie miałam wątpliwości, że świadkiem mojego pocałunku był nie kto inny jak Syriusz Black. Wiedziałam wprawdzie, że miałam pełne prawo do ułożenia sobie życia i nie zrobiłam nic złego, ale na samą myśl o tym, że Black opowie o wszystkim Jamesowi, nie mogłam pozbyć się przykrego wrażenia, że czekają mnie kłopoty...

*

- Pogadamy, Evans? - zapytał James Potter, zaledwie weszłam do pokoju wspólnego.
No tak, przeczucia rzadko kiedy mnie myliły... Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się do Pottera.
- O czym chcesz ze mną tak nagle rozmawiać? - zapytałam, trochę zbyt napastliwym tonem, niż miałam zamiar - Nie odzywamy się do siebie od kilku tygodni, więc nie wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym ze sobą gadać...
- Znowu jesteś zazdrosna? - odpowiedział pytaniem na pytanie James, unosząc z rozbawieniem brwi.
- Słońce za bardzo ci przygrzało po ostatnim meczu quidditcha, Potter? - warknęłam - Niby dlaczego miałabym być zazdrosna? To twoja sprawa, z kim się spotykasz. Zresztą... pewnie Black już zdążył ci donieść, że mam chłopaka?
- Aaa, tak, Michael Danniels, słyszałem - odparł, machając lekceważąco ręką, jakby ten temat nie był wart dłuższej dyskusji - Szkoda mi go trochę.
- Szkoda? Niby dlaczego?
- Bo znowu oszukujesz samą siebie, Evans... No, i Dannielsa przy okazji. - odparł spokojnie James.
- Co masz na myśli? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, choć już domyślałam się, do czego zmierzał.
- Cóż... - James potargał sobie włosy i uśmiechnął się do mnie szeroko - Prędzej czy później... Raczej prędzej... uświadomisz sobie, że... jak by to powiedzieć? Aaa, tak... Uświadomisz sobie, że Danniels nic dla ciebie nie znaczy, a facet twoich snów jest o tutaj - dodał, wskazując na siebie i uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Musiałeś się naprawdę uderzyć w głowę... - mruknęłam, nie mogąc już znieść takiej arogancji - Czy tobie się naprawdę wydaje, że jesteś tak wspaniały, że każda dziewczyna musi być w tobie zakochana?
- Czy ja wiem, czy każda? - udał, że się nad tym zastanawia - W ciągu kilku ostatnich miesięcy odniosłem wrażenie, że spodobało ci się, jak cię pocałowałem i przytuliłem - dodał, niby mimochodem.
Wstrzymałam oddech. Po raz pierwszy wspomniał o tym, co zdarzyło się w czerwcu na polanie w Zakazanym Lesie.
- Żyjesz złudzeniami - odparłam tylko, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku schodów do sypialni.
- Tak sądzisz? - dobiegł mnie głos Jamesa - To na drugi raz nie całuj mnie tak zachłannie, żeby nie było niejasności - odparł z rozbawieniem.
Kiedy znalazłam się już w dormitorium dziewcząt, od razu położyłam się do łóżka, nie reagując nawet na to, co mówiły do mnie przyjaciółki. Co dziwniejsze, zupełnie zapomniałam o tym, że od dziś byłam dziewczyną Michaela Dannielsa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz