poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Dementorzy i różne aspekty dojrzałości


- O czym rozmawialiście? - zapytała nieco zdenerwowana Lily, gdy po godzinie żmudnych oczekiwań pan Evans wypuścił wreszcie Jamesa ze swego gabinetu. Ukochany stanął przed nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, co w mniemaniu dziewczyny nie wróżyło niczego dobrego.
- W zasadzie to o niczym szczególnym - odparł Rogacz wymijająco. Jak łatwo się było domyślić, dociekliwej Lilianne taka odpowiedź w najmniejszym stopniu nie wystarczyła i kiedy po kolejnej godzinie irytujących pytań i rozczarowanych spojrzeń Potter wreszcie postanowił podzielić się z nią wrażeniami po rozmowie z jej ojcem, zamilkła uprzejmie i z uwagą zaczęła śledzić ruch warg chłopaka.
- Najpierw powiedział mi, że dobrze zrobiłem, zwracając uwagę Hephzibah, a potem zapytał, jakie mam plany względem ciebie.
- A jakie masz plany? - zapytała nieśmiało. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nigdy poważnie nie rozmawiała z Jamesem o ich wspólnej przyszłości. Jedynym faktem, który nie ulegał jej najmniejszym wątpliwościom, było to, że oboje planują zostać aurorami po ukończeniu Hogwartu. Niestety jednak, żadna sprawa dotycząca ich prywatnego życia nie była wcześniej omawiana.
- Wiesz... - mruknął dziwnym, stłamszonym nieco głosem. Potarmosił ręką włosy, a następnie wsadził zaciśnięte pięści w kieszenie spodni, jak gdyby chciał je ukryć przed spojrzeniem Lily. - Powiedziałem mu, że po skończeniu Hogwartu chciałbym się z tobą ożenić - oznajmił na wydechu. – Od dawna chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale najpierw ta sprawa ze Snape'm, potem z siostrą Emily... Nie myśl, że naciskam na ciebie czy coś w tym stylu, ale wiem, że jesteś tą jedną jedyną i nie wyobrażam sobie, bym mógł dzielić życie z kimś innym. Co o tym sądzisz?
Lily nie odpowiedziała. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym, jak będzie wyglądać jej życie, gdy stanie się panią Potter. W myślach przygotowała sobie dosłownie wszystko: śliczny domek z wielkim kominkiem w salonie, bliskie sąsiedztwo swoich najlepszych przyjaciół i przepraszające, pełne wdzięku uśmiechy, kiedy podaje głodnemu małżonkowi przypaloną jajecznicę.
- Co innego śnić, co innego żyć... - przypomniała sobie ulubione przysłowie swojej matki.
Zdawała sobie sprawę z tego, że ta decyzja wiąże się z ogromną odpowiedzialnością i na trwałe zmieni jej dotychczasowe życie. Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że jest już prawie dorosła, za pół roku skończy Hogwart,  wkrótce sama będzie musiała zadbać o swoją przyszłość i nikt inny tego za nią nie zrobi.
- Posłuchaj, James... - zaczęła, ważąc dokładnie każde słowo. – Wiesz, że cię kocham, ale... to chyba jeszcze za wcześnie, by o tym rozmawiać.
- Rozumiem - odparł chłopak, daremnie próbując sprawić wrażenie, że nie przejął się jej odpowiedzią. – To naturalne, że nie jesteś jeszcze pewna. Tylko się wygłupiłem. Przepraszam... - dodał zmieszany.
- To nie tak! - zaprzeczyła Lily, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Ja po prostu nie czuję się jeszcze dorosła. Wciąż jest we mnie wiele z dziecka i nigdy tak naprawdę nie musiałam sama podejmować tak ważnych decyzji. Zawsze robił to ktoś za mnie, a ja byłam spokojna, że nie popełnię błędu. Nadal patrzę na świat oczyma kogoś innego, niż jestem teraz. Może to głupie, ale nie potrafię jeszcze myśleć jak dorosła osoba.
- Teraz właśnie myślisz jak dorosła osoba - odparł James, muskając ustami policzek ukochanej.
Lily pozytywnie zaskoczyło zachowanie Rogacza. Obawiała się z jego strony wyrzutów, może nawet i awantury, jednak jego spokój, opanowanie i wyrozumiałość zupełnie zbiły ją z tropu. I chociaż wielokrotnie zdawało się jej, że jest inaczej, teraz była już pewna, że James Potter jest jednak o wiele dojrzalszy od niej. 

*

Petunię Evans obudziły niepokojące odgłosy dochodzące z dolnych partii domu. Klnąc zawzięcie, że została wyrwana ze snu, wygramoliła się spod grubej warstwy pierzyny, narzuciła na siebie szlafrok w kaczki i poszła wybadać, co było przyczyną owego hałasu, a tym samym i jej pobudki. Uchyliła lekko drzwi swojej sypialni i, pomimo zgaszonego światła, domyśliła się, że ktoś siedzi na schodach wiodących na piętro, gdzie miała swój pokój Lilianne. Cichcem przedostała się przez wciąż jeszcze zagracony i nie do końca wysprzątany salon - do miejsca, z którego dochodziły odgłosy. Przysunęła się ostrożnie do ściany przylegającej do schodów, dzięki czemu dokładnie mogła usłyszeć rozmowę postaci, którymi, jak się po chwili okazało, byli James i Lily.
- Ja po prostu nie czuję się jeszcze dorosła... - mówiła jej siostra z lekkim westchnieniem. – Wciąż jest we mnie wiele z dziecka...
- Z tym to się zgodzę - przemknęło Petunii przez myśl. Od zawsze uważała swoją młodszą siostrę za osobę niedojrzałą i przesadnie dziecinną. Uważnie wsłuchała się w długi monolog Lily, a kiedy jej ukochany powiedział, że uważa ją za dorosłą, poczuła dziwne i nieprzyjemne ukłucie w okolicach klatki piersiowej i nie do końca wiedziała, czym było to spowodowane.
Czuła instynktownie, że pomimo swojej świeżej (trwającej ponad 24 godziny) miłości do Vernona, nigdy nie byłaby w stanie okazać mu tak wielkiej czułości, gdyż po prostu nie leżało to w jej naturze. Jemu również dalekie było zachowanie cechujące Jamesa. To zaufanie, wyrozumiałość i otwartość Dursley zamieniał na spazmatyczne westchnienia wyrażające uwielbienie i niezbyt inteligentne uśmieszki.
Lilianne zawsze była bardziej wylewna, urocza, rodzice częściej ją chwalili. Nic dziwnego, że trafiła również na takiegoż chłopaka. W dniu, kiedy dostała pierwszy list z Hogwartu, ona – Petunia, została zupełnie zepchnięta na dalszy plan i poczuła się tak, jak gdyby odsuwano ją od wszystkiego, co miało związek z jej siostrą...
Od tamtego czasu traktowała Lily z dystansem i wyższością. Udawała, że drwi sobie z tej całej szkoły dla dziwaków, ale w głębi duszy pragnęła, by zielonooka opowiadała jej o Hogwarcie jak najwięcej, aby w jej głowie mógł powstać zarys magicznego budynku, w którym jej siostra spędzała ponad trzy czwarte roku...
I nagle, jak na zawołanie, Lily i James zaczęli mówić o tym niezwykłym miejscu, nauczycielach i swych przyjaciołach. Petunia z bijącym szybciej sercem wsłuchiwała się w każde słowo, usiłując na zawsze wyryć je w swej pamięci. Czas mijał, nogi powoli jej drętwiały, ale nie odczuwała senności, tylko coraz większą ciekawość.
- Tak bardzo żal mi państwa Norton... - westchnęła Lilianne. - James?
- Tak?
- Jak to jest z tymi dementorami?
Potter przez chwilę nie odpowiadał, jak gdyby był to dla niego bardzo nieprzyjemny temat. Wreszcie rzekł niechętnie:
- Dementorzy zostali mianowani przez Milicentę Bagnold na stanowisko strażników Azkabanu, chociaż Dumbledore od początku był temu przeciwny.
- Wiesz, kiedyś, gdy miałam szlaban u Kinglyton, zauważyłam na jej biurku niedokończony list do Ministerstwa, w którym właśnie o tym pisała. Dlaczego dyrektor uważa to za zły pomysł? - zapytała.
Petunia stanęła na palcach, by w słabym świetle księżyca sączącym się przez okno móc dojrzeć głowę swej siostry, opierającą się o ramię Jamesa.
- Dumbledore jest pewien, że dementorzy przyłączą się do Voldemorta, jeśli ten tylko tego zapragnie. Uważa nawet, że już są po jego stronie. Dzięki nim może kontrolować, kogo ze śmierciożerców można by wypuścić z Azkabanu, a kogo się pozbyć...
- Jak to: "pozbyć"?
- Pamiętasz rodziców Alice? Byli już w więzieniu, kiedy zginęli. Voldemort być może uważał ich za zdrajców, a korzystając z pomocy dementorów, umożliwił komuś z zewnątrz pozbycie się ich.
- Czemu Bagnold nic z tym nie zrobi? - zapytała Lily oburzona. W jej głosie, prócz złości na panią Minister Magii, słychać było również nutkę przerażenia. Słyszała wiele o tych straszliwych istotach żywiących się ludzkimi emocjami i bynajmniej nie były to dobre opinie.
- W tym cały problem - odparł James z rezygnacją – Milicenta Bagnold uważa przypuszczenia Dumbledore'a za fanaberie głupiego staruszka. Odnośnie śmierci Larssonów twierdziła, że doszło między nimi i jakimś innym więźniem do kłótni, w wyniku której zostali zabici.
- To absurd. Przecież dementorzy wysysają z ludzi życie, a każdy przebywający w Azkabanie jest zbyt zmęczony i nieszczęśliwy, by szukać zwady z innymi. A gdy jest już po pocałunku... W zasadzie w ogóle nie żyje.
- Ci z „Proroka Codziennego” też w to nie wierzą. Myślą, że Bagnold coś ukrywa, a ona po prostu ślepo wierzy w to, że jej działania są słuszne. Nie dostrzega manipulacji Voldemorta, bo robi to bardzo ostrożnie i każdy jego ruch jest dobrze zaplanowany, tak, że nikt nie może się domyślić, kto jest jego sojusznikiem, a kto wrogiem. Gdyby działał otwarcie, tak jak w innych przypadkach, straciłby kontrolę nad Azkabanem i jego więźniami, a to nie byłoby dla niego korzystne. Jeżeli Bagnold zwolniłaby dementorów, przyznałaby tym samym rację Dumbledore'owi, a wątpię, by jej na tym zależało.
- Skąd ty o tym wszystkim wiesz? - zapytała Lilianne podejrzliwie.
James instynktownie rozejrzał się dookoła, jak gdyby przypuszczał, że ktoś może go podsłuchiwać. Na szczęście ciemny płaszcz nocy chronił Petunię przed jego spojrzeniem, lecz mimo to bojaźliwa dziewczyna przytuliła się silniej do ściany.
- Kiedyś schowałem się w gabinecie Dumbledore'a i podsłuchałem, jak rozmawiał o tym z resztą nauczycieli.
- I nikt cię nie zauważył?
- Miałem na sobie pelerynę–niewidkę... Cholera! - zaklął nagle, podrywając się ze schodów. Petunia odruchowo podskoczyła, pewna, że lada chwila zostanie przyłapana na gorącym uczynku.
- Co się stało? - zapytała Lily, przestraszona gwałtowną reakcją chłopaka.
- Muszę wracać do szkoły. Nawet nie wiedziałem, że już tak późno. Łapa obiecał, że będzie mnie kryć, ale nigdy nic nie wiadomo. Lecę. Pa.
I zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć na jego pożegnanie, wybiegł z domu jak oparzony, chwycił za rękojeść swej miotły opartej o ścianę budynku (kometę przezornie zakryto peleryną–niewidką) i odleciał w przestrzeń ciemnej nocy.
Petunia wytężyła wzrok, by dojrzeć zarys postaci swej siostry stojącej przy oknie, dopóki sylwetka Jamesa nie zniknęła z horyzontu. Usłyszała cichutkie westchnienie dobywające się z piersi Lily, po czym dziewczyna powolnym krokiem powlokła się po schodach w stronę swej sypialni.
Starsza Evansówna odczekała, aż jej siostra odejdzie, po czym odruchowo zbliżyła się do okna, pomimo tego, że nie miała już szansy na dojrzenie Pottera. Wiedziała, że chłopak odleciał w stronę świata, do którego ona nie miała dostępu, a który tak bardzo ją pociągał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz