poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Zdjęcia


Samotnia Lily Evans niemal wcale nie różniła się od pokojów zwyczajnych, mugolskich nastolatek. Do jasnych ścian przylegało parę mebli, w tym pękata szafa i lekko rozklekotane biurko, na którym obecnie porozwalane były liczne tomiska o niespotykanych tytułach. „Standardowa Księga Zaklęć – Poziom 7”, „Transmutacja dla zaawansowanych”, czy „Quidditch przez wieki” z pewnością wiele by nie powiedziały dziewięćdziesięciu procent zapytanych o to przechodniów.
Lily w tej chwili jednak nie zastanawiała się nad tym, że różni się od tak dużej grupy ludności z całego świata. Ta rudowłosa dziewczyna o intensywnie zielonych oczach miała o wiele ciekawsze powody do rozmyślań. Kalendarz przyszpilony do ściany zwiastował nieomylnie, że już dzisiaj, za kilka godzin, wróci do Hogwartu po bardzo długiej przerwie świątecznej. Wróci, by zdać owutemy, ostatecznie pożegnać się ze swoim dzieciństwem i wkroczyć na nową drogę życia, zwaną po prostu dorosłością.
Wskazówki budzika, ustawionego na komodzie przy jej łóżku, dawały jej do zrozumienia, iż jest dopiero piąta rano. Lily jednak nie miała zamiaru spożytkować tych paru godzin, dając upust swemu zmęczeniu. O nie!
Dziewczyna podniosła się z łóżka, przeciągnęła leniwie, chcąc pozbyć się senności, po czym, najciszej, jak to było możliwe, wyciągnęła spod biurka swój wysłużony  kufer, który wraz ze swoją właścicielką od pierwszej klasy odbywał podróż z i do Hogwartu. Następnie zaczęła zbierać z biurka wszystkie swoje książki, kawałki pergaminu, kałamarz oraz różne inne akcesoria, mniej lub bardziej potrzebne jej do nauki. Gdy udało jej się już domknąć wieko kufra, co przyszło jej z niemałym trudem, a do wyjazdu wciąż pozostawało jeszcze kilka godzin, Lily zapaliła nocną lampkę, po czym sięgnęła do szuflady, wyjmując z niej małe, kartonowe pudełko, wypełnione ruchomymi fotografiami.
Na pierwszej z nich widniała Alice – dziewczyna o krótkich, brązowych włosach i oczach tej samej barwy. Leżała na łóżku w dormitorium dziewcząt, przeglądając opasłe tomisko „Historii Hogwartu”. Emily siedziała obok niej, trzymając w ręku gazetę „Czarownica” i robiąc minę, jak gdyby uważała się za równą największym uczonym tego świata. Było oczywiste, że po prostu papuguje zachowanie Alice z właściwym sobie wdziękiem.
- Kochane przyjaciółki... - przemknęło Lily przez myśl.
Wtedy jednak jeszcze nie wiedziała, że każda z nich musi zmagać się z przeciwnościami losu, przy których jej zmartwienia wydawały się być prozaiczne, płytkie i bezsensowne. Nie miała pojęcia, że Alice nigdy nie miała kochającej rodziny, a państwo Larsson byli śmierciożercami. Historia siostry Emily również była jej obca.
Dotknęła opuszkami palców brzegów fotografii. Obie przyjaciółki spojrzały na nią z uśmiechem. Po policzku Lily pociekła pojedyncza łza. Jak to możliwe, że przez te wszystkie lata widziała tylko swoje problemy i swoje nieszczęścia? Pamiętała, jak niejednokrotnie żaliła się Emily, że nie potrafi już dłużej znosić zachowania Jamesa. Ta wtedy wydymała dziwnie usta, zupełnie, jak gdyby chciała wykrzyczeć jej w twarz, że istnieją o wiele gorsze rzeczy na świecie od wiecznie odrzucanego przez nią chłopaka.
Właściwie tylko przypadek zadecydował o tym, by przyjaciółki uchyliły przed nią rąbka swoich tajemnic, mimo iż wielokrotnie mówiły, że mają do Evans bezgraniczne zaufanie.
Lily energicznie otarła łzę palcem wskazującym, po czym przyjrzała się kolejnemu zdjęciu. Musiało być zrobione bardzo dawno temu. Na pierwszym planie znajdował się młody chłopak, w którym zielonooka natychmiast rozpoznała jedenastoletniego Jamesa. Rogacz właśnie pociągnął ją za włosy. Dojrzała na twarzy swego młodszego „ja”, wyraz bezgranicznego oburzenia i złości. Była pewna, że w chwilę po tym incydencie, powiedziała coś w stylu: „Daj mi wreszcie spokój Potter! Mówiłam ci, że jesteś idiotą?"
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Teraz, kiedy ten „idiota” był już najważniejszym mężczyzną w jej życiu, nie była w stanie sobie wyobrazić, jak to się stało, że przez tyle lat go nie znosiła. Relacje między nimi zmieniły się znacznie od piątej klasy, gdy James zaczął starać się zdobywać jej serce w inny sposób, a mianowicie – poprzez zazdrość. Pamiętała dokładnie wszystkie dziewczyny Rogacza, gotowe walczyć o jego serce, gdyby ten dał im chociaż cień nadziei na to, że może jednak któraś stanie się kiedyś dla niego kimś więcej niż pocieszycielką po Lilianne Evans. Nigdy jednak nie dostały takiej szansy, więc prędzej czy później sobie odpuszczały. Wprawdzie James już w młodszych klasach umawiał się z innymi dziewczynami, jednak jakoś wcześniej Lily wcale to nie przeszkadzało, być może dlatego, że jednocześnie ciągle usiłował umówić się na randkę właśnie z nią.
Kolejne zdjęcie przedstawiało śliczną dziewczynę o bardzo ciemnych, brązowych włosach i oczach o ciekawym odcieniu, na granicy błękitu i fioletu. Na jej twarzy jak zwykle malował się promienny uśmiech, pełen optymizmu i wiary w lepsze jutro. Courtney Connors, bo to właśnie ona widniała na fotografii, opierała głowę o ramię wysokiego, przystojnego chłopaka.
- Michael... - przemknęło Lilianne przez myśl. - Jak mogłeś?
Mimowolnie przypomniała sobie zdarzenie ze swoich urodzin, kiedy to Courtney z takim spokojem opowiadała jej o swym ostatnim spotkaniu z byłym ukochanym, zupełnie tak, jak gdyby godziła się z faktem, że Michael Danniels już do niej nie należy. Lily nie mieściło się w głowie, jak ten wrażliwy, pełen uroku chłopak mógł tak po prostu dać się uwieść jakiejś Francuzce...
Kolejne zdjęcia przedstawiały na przemian Huncwotów, Emily w objęciach Syriusza, czy Alice z Remusem, kiedy tych dwoje pałało jeszcze do siebie uczuciem. Przewagę fotek stanowił jednak wizerunek szukającego Gryffindoru o urzekających orzechowych oczach i pewnym siebie uśmiechu. Na niektórych fotografiach, tym razem nieruchomych, widniała Petunia, Lynn i Warner Evans, Sophie i Grace. Lily znalazła również jedną, przedstawiające swoją nastoletnią babcię.
Kiedy tak wzrok dziewczyny błądził po twarzach bliskich jej osób, rąbek słońca powoli zaczął ukazywać się nad horyzontem, rozjaśniając niebo swoim blaskiem.
Evans po raz kolejny spojrzała na tarczę zegara. Była siódma. Dziewczyna schowała zdjęcia na swoje miejsce i jak na skrzydłach zbiegła ze schodów. Wparowała do sypialni ojca, po czym zaczęła potrząsać za jego ramię.
- Tato, obudź się!
- Tak, panno Gayles, raport z posiedzenia na jutro... - wychrypiał sennie Warner Evans, zanurzając twarz głębiej w poduszkę.
- Tatooo... - powiedziała Lily przeciągle. – Wiesz, co dzisiaj jest?
- Panno Gayles, wiem, że pojutrze wychodzi pani za mąż, ale czy to ja ustalałem datę? Swoją drogą, co za niedorzeczność brać ślub w środku tygodnia...
- Dziś jest poniedziałek - nie dawała za wygraną dziewczyna, ponownie potrząsając ramieniem ojca.
- Tak, panno Gayles. Znam dni tygodnia, dziękuję.
- TATO! - zniecierpliwiła się. – To ja Lilianne... Lily... Lilusia... Promyczek...
Poskutkowało. Warner Evans otworzył jedno oko, po czym przymknął je ponownie.
- Znowu się zaczyna - bąknął z rezygnacją. – Kochanie, wiem, że ci się tutaj nudzi, ale postaraj się jakoś sobą zająć. Powinienem był ci kupić zwierzątko trzy lata temu, tak jak prosiłaś... Byłby przynajmniej spokój.
- Już siódma! - żachnęła się Lily.
- Tym bardziej pozwól mi się wyspać. Do pracy idę dopiero na trzecią po południu. Miej litość, Promyczku.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, po czym odparła spokojnie.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że dzisiaj twoja córka wraca do Hogwartu, a twoim obowiązkiem jest odwiezienie mnie na dworzec, no i.... zrobienie śniadania.
Pan Evans odwrócił nieco głowę, tak, że w polu jego widzenia znalazł się kalendarz. Gdy upewnił się, że podane przez córkę informacje są w pełni prawdziwe, podniósł się na łokciach, po czym, spojrzawszy na Lily z pobłażaniem, odparł:
- Promyczku... Ile razy mówiłem ci, żeby od razu przechodzić do rzeczy? 

*

Kiedy zegar wybił godzinę dziesiątą, Lily w mało wylewny sposób pożegnała się z Petunią, po czym, przy pomocy ojca, wtaszczyła swój kufer do wnętrza samochodu.
- To cześć - powiedziała w stronę siostry, która właśnie zajęta była patrzeniem z niesmakiem na Laurel, oczyszczającą swoje piórka przy pomocy zgrabnego dziobka. Lilianne pogłaskała sówkę delikatnie, po czym weszła do wnętrza pojazdu pana Evansa.
- Dobrze się odżywiaj, nie wychodź ze szkoły wieczorem, odzywaj się z szacunkiem do nauczycieli, karm Laurel, pierz skarpety i...
- Tato... - mruknęła Lily błagalnie. – Potrafię dać sobie radę, nie musisz się o mnie martwić.
- Taki nawyk - odparł z uśmiechem.
Pół godziny później znajdowali się już na Dworcu King's Cross. Lily stanęła na palcach i czule cmoknęła ojca w policzek, po czym położyła kufer na wózku i przeszła przez barierkę oddzielającą peron dziewiąty od dziesiątego.
- Witamy z powrotem, Lily... - powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha, starając się wyłowić wśród morza hogwarckich uczniów swoje przyjaciółki. Gdy przepchała się do wnętrza pociągu, zaczęła ciekawie rozglądać się po przedziałach, z nadzieją, że zobaczy jakąś znajomą twarz.
Nagle coś ciężkiego zwaliło się na nią niespodziewanie, przygważdżając Evans do ziemi.
- Lily! Nareszcie! - usłyszała wesoły głos, który należeć mógł tylko do jednej osoby...
- Cześć, Em... - odparła ciężko, z trudem podnosząc się z podłogi. – Jak tam święta? - zapytała, otrzepując rękaw z kurzu. Twarz przyjaciółki wykrzywił niezbyt zachęcający grymas.
- W porządku - bąknęła. – Rodzice początkowo nie chcieli mi uwierzyć... Dopiero, kiedy pokazałam im list od Meredith, dali wiarę - wskazała ręką na wolny przedział, do którego natychmiast wtaszczyły swoje kufry. – Chcieli ją odwiedzić w Azkabanie, ale nie otrzymali pozwolenia - zakończyła cierpko, wyjmując pogięty egzemplarz „Czarownicy”. - A co u ciebie?
- James odwiedził mnie w Wigilię - powiedziała Lily, znacząco się rumieniąc. – A Sylwestra spędziłam z Grace. Gdzie Courtney?
- W przedziale ze swoimi koleżankami z Ravenclawu - odparła Emily znad gazety. – Rozmawia z Bernice McLay. Jak było z Jamesem?
- Miło - bąknęła Lily lakonicznie.
Jakoś nie zależało jej na tym, by podzielić się z Norton szczegółami dotyczącymi swojej ostatniej rozmowy z chłopakiem. Emily jednak specjalnie się tym nie przejęła. Była zbyt zajęta czytaniem artykułu o najnowszych metodach podrywu, by zauważyć, że przyjaciółka stara się coś przed nią zataić. Z drugiej strony, Lily była szczerze zdumiona jej zachowaniem.
Oczekiwała, że dziewczyna będzie smutna, przygaszona, a o rozmowie z rodzicami będzie opowiadać z płaczem lub gniewem. Emily jednak sprawiała wrażenie, jakby cała ta sprawa związana z Meredith spłynęła po niej jak zimny prysznic, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.
- Jak się czujesz? - zapytała Lily, patrząc na nią uważnie. Norton złożyła gazetę i cicho westchnęła.
- Normalnie. Wiesz, trochę się rozkleiłam pod wpływem tego wszystkiego, ale już jest w porządku. ONA sobie na TO zasłużyła...
- To twoja siostra.
- Przecież wiem. Tylko co ja mam na to poradzić? Nie mogę tego cofnąć, więc zostaje pogodzenie się z rzeczywistością. Myślałaś, że przepłaczę całą naszą podróż? - zapytała, unosząc brew.
- Nie, ale myślałam, że...
- Wiem, co myślałaś. Ale Emily Gale Norton nie zamierza płakać. A już zwłaszcza nie przez nią.
Lily westchnęła cichutko i nie powiedziała już nic więcej. 

*

 - Nareszcie! - zawołał uradowany James, chwytając ukochaną w objęcia i nie zważając na to, że przygląda mu się właśnie połowa szkoły, pocałował czule swoją wybrankę.
- Opanuj się, Rogaczu. Demoralizujesz pierwszaków - wtrącił żartobliwie Syriusz, choć i on nie mógł się powstrzymać przed powitaniem Emily w podobny sposób.
- I tak demoralizuje ich, popisując się. - wtrącił cierpko Remus, patrząc z troską na Petera, który właśnie strzepywał śnieg z czubka swego nosa.
Glizdogon nie miał możliwości spędzenia podróży w przedziale razem z Emily i Lily, gdyż, w całej swojej niezdarności, zgubił się w pociągu, a następnie nadział na grupkę Ślizgonów, którzy chętnie postanowili mu zademonstrować nowe zaklęcia obezwładniające. Oczywiście, on miał być ich celem.
- To jak? Idziemy? - zapytała Courtney, kiedy wreszcie zakończyła swą bardzo długą rozmowę z Bernice McLay.
- Jasne - odparł James, po czym pociągnął Lily w kierunku Wielkiej Sali.
Nie dane im było jednak długo cieszyć się swoim szczęściem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz