Na dźwięk
tak znienawidzonego przeze mnie głosu, mimowolnie się wzdrygnęłam.
- Co ty tu
robisz? – zapytałam niezbyt zachęcającym tonem – Czyżby pomyliły ci się pokoje
wspólne?
Candace
nie odpowiedziała na moją zaczepkę. Kąciki jej warg drgnęły lekko, zaś ona sama
usiadła na parapecie okna, przy którym stałam i wpatrzyła się w jakiś bliżej
nieokreślony punkt na widnokręgu. Przez pewien czas się nie odzywała, a ja
cierpliwie czekałam, aż wreszcie raczy wyjaśnić mi cel swojej wizyty w Wieży Gryffindoru.
- Wiesz
co, Evans? – zapytała wreszcie, przenosząc na mnie swój wzrok – Ja zupełnie nie
rozumiem Jamesa Pottera…
-
Przyszłaś tutaj w środku nocy, żeby mi o tym powiedzieć? – zapytałam, unosząc
lekko brwi. Moje myśli wciąż wędrowały od tajemniczego zebrania nauczycieli do
obrażonej na mnie Alice i nie miałam teraz najmniejszej ochoty wpuszczać do
głowy jeszcze i Pottera.
- Może… -
mruknęła Candace, uśmiechając się delikatnie, po czym dodała – Jakby tak
obiektywnie nam się przyjrzeć, to jestem od ciebie dużo ładniejsza.
- Dobrze
wiedzieć, dziękuję – burknęłam, a moje palce zacisnęły się na ukrytej pod szatą
różdżce. Rozmowa w środku nocy z Candace Larocca była ostatnią rzeczą, na którą
miałam w tej chwili ochotę.
- Mówię
poważnie, Evans – odparła, lustrując mnie badawczym spojrzeniem – Jestem
wyższa, mam lepszą figurę, nie mam piegów na nosie – wyliczała, najwidoczniej
dobrze się przy tym bawiąc.
- Jak już
podbudujesz swoją samoocenę, to daj mi znać…
Candace
najwidoczniej zdała sobie sprawę, że trochę się zagalopowała, bo odparła
szybko:
- Chcę ci
tylko powiedzieć, że chociaż obiektywnie jestem od ciebie pod każdym względem
lepsza, to jedyną osobą, która tego nie dostrzega, jest James Potter!
Poczułam
się tak, jakbym została jednocześnie spetryfikowana i padła ofiarą zaklęcia
galaretowatych nóg. Zacisnęłam palce na parapecie okna, by nie stracić
równowagi. Zaraz, zaraz… Czy Candace Larocca właśnie usiłowała dać mi do
zrozumienia, że Jamesowi wciąż jeszcze na mnie zależy?
- Chcesz
powiedzieć…? - zaczęłam powoli, ale blondynka nie pozwoliła mi dokończyć,
najwidoczniej bardzo już zirytowana całą tą sytuacją:
- Chcę ci
powiedzieć, Evans, że jesteś skończoną kretynką, bo odrzucasz chłopaka, dla
którego nie liczy się żadna inna dziewczyna poza tobą – wycedziła, odrzucając
do tyłu swą oszałamiającą grzywę.
- Po co mi
to mówisz? – zapytałam zbita z tropu – Przecież starasz się poderwać Jamesa na
nowo, prawda?
-
Inteligencją to ty jednak nie grzeszysz… - stwierdziła oschle – Skoro mówię, że
Potter nie zwraca uwagi na żadną inną dziewczynę, to znaczy, że nie udało mi
się go poderwać i dałam sobie spokój, jasne?
- Więc wy
nie…? – wydukałam. Odczułam tak wielką ulgę, że zignorowałam rzuconą w moim
kierunku inwektywę.
- Nie –
odparła Candace – Jedyną dziewczyną, która zdobyła serce Jamesa Pottera, jesteś
ty i dobrze ci radzę, doceń to wreszcie, bo szlag mnie trafia, jak widzę to
twoje niezdecydowanie. Miej odwagę choć raz być szczera względem faceta, to
może jakoś pogodzę się z faktem, że wybrał ciebie a nie mnie.
Gdy to
powiedziała, zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, odwróciła się na
pięcie i wyleciała z pokoju wspólnego jak pocisk, zostawiając mnie samą –
zdziwioną, lekko otumanioną, ale także szczęśliwą i pełną nadziei.
*
Przez
jakiś czas stałam w miejscu, w którym zostawiła mnie Candace, pozwalając, by
sens rzuconych mi w gniewie słów na dobre dotarł do mojej świadomości,
pomagając mi opracować jakiś plan działania.
Nie
wszystko było jeszcze stracone. Skoro James odrzucił samą Candace Larocca i
skoro ona uważa, że zrobił to ze względu na mnie, to może warto schować dumę do
kieszeni i znaleźć w sobie dość odwagi, by wziąć sprawę we własne ręce, zanim
wszystko zdąży się na nowo skomplikować? Tak, zdecydowanie tak powinnam zrobić.
Nie mogę wiecznie zdawać się tylko na przypadek lub inicjatywę Jamesa. To moje
życie i sama powinnam być w stanie zawalczyć o własne szczęście, a skoro
dojrzałam już do tego, by uświadomić sobie, czego naprawdę chcę, muszę zacząć
działać, zanim ktoś mi to zabierze. I to działać już. Teraz, zaraz!
Z takim
postanowieniem wspięłam się po schodach, które wiodły do męskiego dormitorium,
jednak zatrzymałam się w połowie drogi. No tak, była pełnia, więc Huncwoci
towarzyszyli teraz Lupinowi we Wrzeszczącej Chacie. Na samo wspomnienie Remusa,
w mojej wyobraźni odżyła na nowo pełna żalu i złości twarzy Alice…
Cichutko
weszłam do naszego dormitorium, łowiąc ciche, równomierne oddechy swoich
współlokatorek. Na palcach podeszłam do łóżka Larssonówny i w jego nogach
wypatrzyłam srebrzystą, delikatną w dotyku pelerynę-niewidkę Jamesa. Narzuciłam
ją na ramiona i wróciłam do pokoju wspólnego z zamiarem oczekiwania na powrót
Huncwotów. Rozsiadłam się w swoim ulubionym fotelu, założyłam ręce na
piersiach, podkuliłam kolana pod brodę i czekałam, układając sobie w myślach
słowa, jakimi odezwę się do chłopaka. Gdy jednak po kilku godzinach usłyszałam
ruch przy dziurze pod portretem, wszystkie dopracowane do perfekcji
sformułowania i gesty wyparowały z mojej głowy, pozostawiając po sobie tylko
zdenerwowanie.
James,
Syriusz i Peter przechodzili cichutko przez pokój wspólny. Gdy Rogacz mijał mój
fotel, delikatnie pociągnęłam go za rękaw szaty. Natychmiast się odwrócił i
wpatrzył w miejsce, w którym siedziałam, ukryta za jego peleryną.
- Idziesz?
– zapytał Black, tłumiąc potężne ziewnięcie.
- Zaraz –
mruknął James, a gdy Syriusz i Peter zniknęli za schodami, zapytał – Kto tu
jest?
- Ja… -
odpowiedziałam drżącym głosem, zdejmując z siebie pelerynę.
- Co ty tu
robisz o tej porze? – zapytał James z mieszaniną ciekawości i niepokoju – Coś
się stało?
- Tak… -
odparłam, błogosławiąc w duchu, że jest na tyle ciemno, by Potter nie mógł
zobaczyć rumieńców na mojej twarzy – Chciałam z tobą porozmawiać.
- O
trzeciej w nocy? – zdziwił się chłopak.
- Nie
chcę… nie mogę już dłużej czekać – wydukałam, przyglądając się swoim stopom –
Jeśli będę to dłużej odkładać, to znowu stracę szansę, a nie zamierzam do tego
dopuścić… Ja… ja chciałam ci tylko powiedzieć… - wzięłam głębszy oddech -
…chciałam ci tylko powiedzieć, że już wszystko rozumiem i się tego nie boję… i
jestem gotowa, żeby… żeby spróbować.
- Czego
chcesz spróbować? – zapytał James, mierzwiąc sobie włosy.
- Chcę
spróbować, jak to jest być z tobą, jak to jest nie szukać w tobie na siłę wad,
jak to jest myśleć o tobie bez poczucia winy i skrępowania... Chcę spróbować
powiedzieć ci, że… że się w tobie zakochałam… – wypaliłam i wstrzymałam oddech w oczekiwaniu
na jego reakcję.
James
przez chwilę nic nie mówił. Wreszcie wyciągnął różdżkę i nakierował na moją
twarz strumień jej światła. Domyśliłam się, że chciał się po prostu upewnić,
czy sobie z niego nie żartuję, więc uśmiechnęłam się nieśmiało i drżącym głosem
wyznałam tę słodką prawdę, która czaiła się na dnie mojego serca być może już
od wielu lat.
- Kocham
cię, James.
Opuścił
rękę, którą trzymał różdżkę, podczas gdy drugą przyciągnął mnie do siebie.
Powoli zbliżył swoją twarz do mojej, przez cały czas patrząc mi w oczy.
- Jesteś
pewna? – zapytał z przejęciem.
-
Całkowicie – odparłam poważnie.
- I jutro
rano nie potraktujesz mnie żadnym złowrogim zaklęciem ani nie będziesz mi
wmawiać, że mi się to przyśniło?
- To
zależy od tego, co zrobisz – szepnęłam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- A co
powinienem zrobić?
- Domyśl
się…
Na twarzy
Rogacza zakwitł szeroki uśmiech. Dotknął mojego policzka, po czym przeniósł
dłoń niżej i obrysował palcem kształt warg, a gdy się nad nimi pochylił,
przymknęłam oczy, gotowa chłonąć jego smak, zapach i dotyk bez pytań, wątpliwości
i uprzedzeń.
Pocałunek
Jamesa był delikatny i ostrożny, zupełnie jakby spodziewał się, że za chwilę
wyrwę się z jego ramion i znowu wykrzyczę mu w twarz, że mi na nim nie zależy.
Ja jednak przylgnęłam do niego całym swoim ciałem, oplotłam go rękoma i wpiłam
się zachłannie w jego usta. Już nic innego się nie liczyło. Nie dbałam o
pozory, nie dbałam o to, że całowałam Huncwota, który mimo odznaki prefekta
naczelnego miał na swoim sumieniu niejeden grzeszek, nie dbałam o te wszystkie
dziewczyny, z którymi się umawiał, nie dbałam o to, że być może kiedyś się na
nim zawiodę. Kochałam Jamesa Pottera całym swoim sercem i chciałam, by o tym
wiedział, chciałam, by wszyscy o tym wiedzieli. Podczas gdy język chłopaka
wędrował od moich ust do szyi i z powrotem, tuliłam się do jego ciała, czując
się nareszcie bezpieczna i spokojna.
Gdy nasze
wargi wreszcie się od siebie oderwały, twarz Jamesa jaśniała takim szczęściem,
że nie mogłam mieć już żadnych wątpliwości co do jego uczuć.
- Kocham
cię, Lily… - szepnął, ujmując moje ręce – I to od sześciu długich lat.
Uśmiechnęłam
się, czując, jak ogarnia mnie fala wręcz obezwładniającego szczęścia.
- To już
czwarty raz – zauważyłam rozbawiona, a na widok jego pytającego spojrzenia,
dodałam – Czwarty raz, jak nazwałeś mnie po imieniu.
- Lily,
Lily, Lily, Lily, Lily… - szeptał do mojego ucha, muskając je ustami.
Zachichotałam cichutko.
Gdy już
się uspokoiłam, on także zrobił się poważny.
-
Uporządkujmy fakty – oznajmił oficjalnym tonem – Powiedziałaś, że mnie kochasz,
tak?
- Tak –
odparłam radośnie.
-
Pocałowałaś mnie, tak?
- Tak.
- Nie
nazwałaś mnie debilem, zarozumialcem, pawianem ani nie zasugerowałaś, że mdli
cię na mój widok?
- Tak… To
znaczy nie… - roześmiałam się.
-
Doprecyzuj – poprosił.
- Nie, nie
nazwałam cię debilem, zarozumialcem, pawianem ani nie zasugerowałam, że mdli
mnie na twój widok – wyrecytowałam rozbawiona.
-
Słyszałaś, jak wyznałem ci miłość?
- Tak.
-
Przyjęłaś to wyznanie do wiadomości wraz z wszelkimi jego konsekwencjami?
- Zrobisz
karierę w Wizengamocie… - zażartowałam.
- Lily! –
skarcił mnie James.
- Znowu
nazwałeś mnie po imieniu! – ucieszyłam się, ale zaraz potem dodałam z udawaną
powagą – Tak, przyjęłam to wyznanie do konsekwencji wraz z wszelkimi jego
wiadomościami… to znaczy… przyjęłam do wiadomości… - poprawiłam się, rumieniąc
się jeszcze bardziej.
-
Podsumowując, jesteśmy w sobie zakochani z wzajemnością, tak?
- Tak.
- Żadne z
nas nie jest związane z inną osobą, tak?
- Tak.
-
Wyrzekasz się przyjemności wymierzenia we mnie zaklęcia, jeśli przyznam, że
doszło do tej rozmowy, tak?
- Tak! –
potwierdziłam po raz kolejny, nieco już zniecierpliwiona.
- Więc
wszystko wskazuje na to, że… Lily Evans i James Potter oficjalnie zostali parą?
Po sześciu latach, tysiącu odrzuconych propozycji randek, kilku pocałunkach i
milionie komplikacji, Lily Evans, córka Lynn i Warnera, siostra Petunii,
zamieszkała w Little Whinging zgodziła się zostać dziewczyną Huncwota, Jamesa
Pottera?
- Tak! –
zawołałam szczęśliwa, po czym zamknęłam mu usta kolejnym pocałunkiem.
Nie myślałam
już ani o tajemniczym zebraniu nauczycieli, ani o słowach Alice, ani o
zbliżających się owutemach, ani o niczym innym. Byłam dziewczyną Jamesa Pottera
i nie było rzeczy, która mogłaby mnie teraz zasmucić.
Popłakałam się <3
OdpowiedzUsuń