- No i teraz Alice gdzieś zniknęła i nie
wiem, co mam zrobić - zakończyłam swoją opowieść po paru minutach. James
przyjrzał mi się uważnie i silniej mnie objął.
- To nie
twoja wina - powiedział ciepło, gładząc mnie po włosach – Larsson jest po prostu
głupia. Nie zasługuje na Remusa – dodał ze złością, jakby był gotów
znienawidzić Alice w każdej chwili, gdyby tylko w jakikolwiek sposób
skrzywdziła Lupina.
Podniosłam na chłopaka błyszczące od łez oczy i powiedziałam załamującym się głosem:
Podniosłam na chłopaka błyszczące od łez oczy i powiedziałam załamującym się głosem:
- A co, jeśli
coś jej się stało? Przecież to po części moja wina! Zamiast być jej oparciem,
pokłóciłam się z nią i teraz... teraz...
James objął mnie jeszcze mocniej. Kiedy był blisko mnie, czułam się tak bezpiecznie, jakby żadne problemy i troski nie miały do mnie dojścia. Ufnie przytuliłam głowę do jego klatki piersiowej, a bicie jego serca tuż przy moim uchu nieco mnie uspokoiło.
James objął mnie jeszcze mocniej. Kiedy był blisko mnie, czułam się tak bezpiecznie, jakby żadne problemy i troski nie miały do mnie dojścia. Ufnie przytuliłam głowę do jego klatki piersiowej, a bicie jego serca tuż przy moim uchu nieco mnie uspokoiło.
- Na pewno
jest na błoniach - powiedział pewnym siebie głosem – Nie warto się tym
przejmować. A teraz chodź, bo nieźle nam się dostanie od McGonagall. Lekcja
zaczęła się dziesięć minut temu, moja panno – dodał z uśmiechem.
Przyjrzałam
mu się uważniej. Odkąd to Jamesowi Potterowi przeszkadzało spóźnianie się na
zajęcia?
W
odpowiedzi na moje pytające spojrzenie, uśmiechnął się jeszcze szerzej i
wskazał na swoją odznakę.
- Lily
Evans, ten gadżet do czegoś zobowiązuje – oznajmił pompatycznie, co sprawiło,
że parsknęłam śmiechem. Wspięłam się na palce i cmoknęłam Jamesa w policzek, po
czym złapałam go za rękę i razem poszliśmy na transmutację. Ciepło bijące od
jego dłoni pozwalało mi wierzyć, że będę w stanie pokonać wszystkie
przeciwności, jakie na mojej drodze postawi los.
*
-
Potter i Evans wreszcie raczyli przypomnieć sobie o zajęciach - wycedziła
chłodno McGonagall na nasz widok, gdy pojawiliśmy się w jej klasie kilka minut
później.
Zajęliśmy
swoje miejsca, odprowadzani czujnym spojrzeniem psorki. Kątem oka zauważyłam,
że Syriusz przewrócił oczami, a Emily zachichotała. Wolałam nawet nie myśleć o
tym, jak przyjaciele tłumaczyli sobie nasze spóźnienie.
– Skoro
jesteśmy już w komplecie, jako opiekun Gryffindoru chcę was o czymś powiadomić
– kontynuowała McGonagall - Wczoraj odbyło się niezwykle ważne zebranie
nauczycieli… - w tym momencie rozwinęła rolkę pergaminu, poprawiła okulary na
nosie i przeczytała płynnie – Wszystkim uczniom zabrania się opuszczania
pokojów wspólnych po godzinie osiemnastej. Zakazane jest także wychodzenie poza
teren szkoły. Odwołuje się także wszystkie wycieczki do Hogsmeade... - przez
salę przebiegły oburzone szepty – Ci uczniowie, którzy nie zastosują się do
wyżej wymienionych poleceń, zostaną dyscyplinarnie usunięci z Hogwartu – Szkoły
Magii i Czarodziejstwa.
- Pani
profesor... - zaczęła niepewnie Emily, gdy McGonagall zwinęła rolkę z
ogłoszeniem – Po co te wszystkie środki ostrożności?
Nauczycielka
spojrzała na nią z czymś w rodzaju troski. Usiadła przy katedrze i potarła
palcami skronie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że wygląda na zmęczoną i
niespokojną.
-
Jesteście już prawie dorośli... Nie będę ukrywać, że sytuacja społeczności
czarodziejów staje się z dnia na dzień coraz poważniejsza. Sami Wiecie Kto ma
już wielu zwolenników, ale na tym nie poprzestanie. Nowa Minister Magii robi
oczywiście wszystko, aby poprawić sytuację, ale… sami rozumiecie... Czarny Pan
jest bardzo potężny. Te wszystkie rozporządzenia mają na celu waszą ochronę.
- Czy to
znaczy.... - zaczął James - ... że Voldemort – wiele osób wzdrygnęło się na
dźwięk tego imienia, a Penny Korvey dostała czkawki - ... że on chce w
jakiś sposób przeniknąć do Hogwartu? - dokończył swoje pytanie.
Wszyscy
uczniowie spojrzeli wyczekująco na McGonagall.
- Cóż...
Nie ma powodu do paniki - powiedziała ostro – W Hogwarcie nie można się
teleportować, poza tym dyrektor nie pozwoli, aby stała się wam jakakolwiek
krzywda.
- Więc po
co te ograniczenia? – zapytał Syriusz – Skoro Hogwart jest tak dobrze
strzeżony, to co to za różnica, czy będziemy wracać do pokoju wspólnego o
szóstej czy o dziewiątej?
- Nigdy
dość ostrożności, panie Black... – odparła, po czym powiodła wzrokiem po
klasie. Widząc, że jeszcze kilka osób otwiera usta, by o coś zapytać, dodała
szybko - A teraz zajmijmy się już lekcją.
*
- Jak
myślicie, czy Sami Wiecie Kto chce się dostać do szkoły? -zapytał Peter, z
trudem ukrywając swoje zdenerwowanie. Wyglądał tak, jakby miał zamiar na resztę
życia zabarykadować się w dormitorium, jeśli tylko ktoś dałby mu gwarancję, że
będzie tam bezpieczny.
- To
całkiem możliwe… - zastanowił się na głos Remus – Pomyślmy... Dumbledore nie
podejmowałby takich środków, gdyby było to niepotrzebne. Pytanie tylko, po co
Voldemort chciałby się dostać do Hogwartu?
Spojrzeliśmy
po sobie z rezygnacją. Słyszałam wprawdzie plotki, że Czarny Pan starał się
kiedyś o posadę nauczyciela obrony przed czarną magią, a jego podanie zostało
odrzucone, ale nie miałam pojęcia, ile było w tym prawdy. Teraz, gdy jego
nazwisko otoczone było tak złą sławą, z pewnością nie miałby co liczyć na etat
w Hogwarcie. Może chciał ostatecznie zmierzyć się z Dumbledore’m albo… coś
ukraść?
Wieczorem,
po wszystkich zajęciach, Huncwoci i Emily rozsiedli się wygodnie przy kominku,
zaś ja poszłam do dormitorium, aby sprawdzić, czy Alice nie wróciła. Niestety,
nasza sypialnia wyglądała tak samo, jak przed zajęciami,a Larssonówny nigdzie
nie było.
Niechętnie
zeszłam do pokoju wspólnego i usiadłam przy kominku. Chociaż nie miałam wpływu
na to, że Alice poszła do Wrzeszczącej Chaty, czułam się odpowiedzialna za jej
zniknięcie i bardzo się o nią martwiłam. Zastanawiałam się już nawet, czy nie
zgłosić profesor McGonagall, że moja przyjaciółka zaginęła, ale uznałam, że
lepiej będzie dać jej jeszcze trochę czasu na pogodzenie się z własnymi
myślami. Alice zawsze potrafiła wyczuć, kiedy potrzebowałam samotności i nie
narzucała mi wtedy swojego towarzystwa, więc powinnam teraz zachować się
podobnie.
- Możemy
porozmawiać? – usłyszałam cichy, głęboki głos tuż nad swoim uchem. Przełknęłam
dyskretnie ślinę, bo zrozumiałam, że nadejdzie teraz to, czego od rana tak
bardzo się obawiałam.
- Jasne… -
odparłam, uśmiechając się do Remusa niepewnie.
Lupin
usiadł obok mnie i wpatrzył się w pochłaniane przez ogień bierwiona.
- Gdzie
jest Alice? – zapytał wprost. Nie spodziewałam się po nim aż takiej
bezpośredniości, więc domyśliłam się, że musi martwić się o dziewczynę równie
mocno jak ja.
- Nie
wiem… - odpowiedziałam szczerze – Trochę się posprzeczałyśmy i myślę, że mnie
unika – dodałam, celowo nie wspominając o wycieczce Larssonówny do Wrzeszczącej
Chaty.
- Alice
nie zrezygnowałaby z zajęć tylko dlatego, że się z tobą pokłóciła – stwierdził
Remus – O co wam poszło?
- O Jamesa
– odparłam szybko. Cóż, po części była to prawda. Czułam jednak, że to nie ja
powinnam być osobą, która zdradzi Lupinowi szczegóły mojej kłótni z Alice.
- Coś
przede mną ukrywasz… - mruknął Remus. Zauważyłam, że irytuje go moja
tajemniczość, ale postanowiłam być lojalna względem przyjaciółki.
- Kiedy
Alice wróci, sam ją o to zapytasz… - odparłam, po czym, wymigując się
nieodrobioną pracą domową z transmutacji, schroniłam się w dormitorium.
Ponownie
uderzyło mnie to, że panuje tam tak wielki bałagan, więc postanowiłam trochę
posprzątać, by zająć czymś myśli.
Przy
użyciu różdżki naprawiłam pęknięte lustro, po czym zaczęłam zbierać z podłogi
porozrzucane książki i notatki. W pewnej jednak chwili potknęłam się o jeden z
oprawionych w skórę tomów i wyłożyłam się na podłodze. Rozcierając sobie
kostkę, sięgnęłam po książkę, będącą przyczyną mojego upadku.
„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” – głosił napis na jej grzbiecie.
I właśnie
wtedy coś mnie olśniło. Zerwałam się z miejsca i, ignorując zarówno bolącą
kostkę, jak i fakt, że nasze dormitorium wcale jeszcze nie zostało sprzątnięte,
błyskawicznie znalazłam się przed drzwiami wiodącymi do sypialni chłopców.
Otworzył mi James.
- Możesz
mi pożyczyć pelerynę-niewidkę? – zapytałam, zanim zdążył się odezwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz