niedziela, 12 sierpnia 2012

Pytania i wątpliwości


 - No i teraz Alice gdzieś zniknęła i nie wiem, co mam zrobić - zakończyłam swoją opowieść po paru minutach. James przyjrzał mi się uważnie i silniej mnie objął.
- To nie twoja wina - powiedział ciepło, gładząc mnie po włosach – Larsson jest po prostu głupia. Nie zasługuje na Remusa – dodał ze złością, jakby był gotów znienawidzić Alice w każdej chwili, gdyby tylko w jakikolwiek sposób skrzywdziła Lupina.
Podniosłam na chłopaka błyszczące od łez oczy i powiedziałam załamującym się głosem:
- A co, jeśli coś jej się stało? Przecież to po części moja wina! Zamiast być jej oparciem, pokłóciłam się z nią i teraz... teraz...
James objął mnie jeszcze mocniej. Kiedy był blisko mnie, czułam się tak bezpiecznie, jakby żadne problemy i troski nie miały do mnie dojścia. Ufnie przytuliłam głowę do jego klatki piersiowej, a bicie jego serca tuż przy moim uchu nieco mnie uspokoiło.
- Na pewno jest na błoniach - powiedział pewnym siebie głosem – Nie warto się tym przejmować. A teraz chodź, bo nieźle nam się dostanie od McGonagall. Lekcja zaczęła się dziesięć minut temu, moja panno – dodał z uśmiechem.
Przyjrzałam mu się uważniej. Odkąd to Jamesowi Potterowi przeszkadzało spóźnianie się na zajęcia?
W odpowiedzi na moje pytające spojrzenie, uśmiechnął się jeszcze szerzej i wskazał na swoją odznakę.
- Lily Evans, ten gadżet do czegoś zobowiązuje – oznajmił pompatycznie, co sprawiło, że parsknęłam śmiechem. Wspięłam się na palce i cmoknęłam Jamesa w policzek, po czym złapałam go za rękę i razem poszliśmy na transmutację. Ciepło bijące od jego dłoni pozwalało mi wierzyć, że będę w stanie pokonać wszystkie przeciwności, jakie na mojej drodze postawi los.

*

 - Potter i Evans wreszcie raczyli przypomnieć sobie o zajęciach - wycedziła chłodno McGonagall na nasz widok, gdy pojawiliśmy się w jej klasie kilka minut później.
Zajęliśmy swoje miejsca, odprowadzani czujnym spojrzeniem psorki. Kątem oka zauważyłam, że Syriusz przewrócił oczami, a Emily zachichotała. Wolałam nawet nie myśleć o tym, jak przyjaciele tłumaczyli sobie nasze spóźnienie.
– Skoro jesteśmy już w komplecie, jako opiekun Gryffindoru chcę was o czymś powiadomić – kontynuowała McGonagall - Wczoraj odbyło się niezwykle ważne zebranie nauczycieli… - w tym momencie rozwinęła rolkę pergaminu, poprawiła okulary na nosie i przeczytała płynnie – Wszystkim uczniom zabrania się opuszczania pokojów wspólnych po godzinie osiemnastej. Zakazane jest także wychodzenie poza teren szkoły. Odwołuje się także wszystkie wycieczki do Hogsmeade... - przez salę przebiegły oburzone szepty – Ci uczniowie, którzy nie zastosują się do wyżej wymienionych poleceń, zostaną dyscyplinarnie usunięci z Hogwartu – Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- Pani profesor... - zaczęła niepewnie Emily, gdy McGonagall zwinęła rolkę z ogłoszeniem – Po co te wszystkie środki ostrożności?
Nauczycielka spojrzała na nią z czymś w rodzaju troski. Usiadła przy katedrze i potarła palcami skronie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że wygląda na zmęczoną i niespokojną.
- Jesteście już prawie dorośli... Nie będę ukrywać, że sytuacja społeczności czarodziejów staje się z dnia na dzień coraz poważniejsza. Sami Wiecie Kto ma już wielu zwolenników, ale na tym nie poprzestanie. Nowa Minister Magii robi oczywiście wszystko, aby poprawić sytuację, ale… sami rozumiecie... Czarny Pan jest bardzo potężny. Te wszystkie rozporządzenia mają na celu waszą ochronę.
- Czy to znaczy.... - zaczął James - ... że Voldemort – wiele osób wzdrygnęło się na dźwięk tego imienia, a Penny Korvey dostała czkawki - ... że on chce w jakiś sposób przeniknąć do Hogwartu? - dokończył swoje pytanie.
Wszyscy uczniowie spojrzeli wyczekująco na McGonagall.
- Cóż... Nie ma powodu do paniki - powiedziała ostro – W Hogwarcie nie można się teleportować, poza tym dyrektor nie pozwoli, aby stała się wam jakakolwiek krzywda.
- Więc po co te ograniczenia? – zapytał Syriusz – Skoro Hogwart jest tak dobrze strzeżony, to co to za różnica, czy będziemy wracać do pokoju wspólnego o szóstej czy o dziewiątej?
- Nigdy dość ostrożności, panie Black... – odparła, po czym powiodła wzrokiem po klasie. Widząc, że jeszcze kilka osób otwiera usta, by o coś zapytać, dodała szybko - A teraz zajmijmy się już lekcją. 

*

- Jak myślicie, czy Sami Wiecie Kto chce się dostać do szkoły? -zapytał Peter, z trudem ukrywając swoje zdenerwowanie. Wyglądał tak, jakby miał zamiar na resztę życia zabarykadować się w dormitorium, jeśli tylko ktoś dałby mu gwarancję, że będzie tam bezpieczny.
- To całkiem możliwe… - zastanowił się na głos Remus – Pomyślmy... Dumbledore nie podejmowałby takich środków, gdyby było to niepotrzebne. Pytanie tylko, po co Voldemort chciałby się dostać do Hogwartu?
Spojrzeliśmy po sobie z rezygnacją. Słyszałam wprawdzie plotki, że Czarny Pan starał się kiedyś o posadę nauczyciela obrony przed czarną magią, a jego podanie zostało odrzucone, ale nie miałam pojęcia, ile było w tym prawdy. Teraz, gdy jego nazwisko otoczone było tak złą sławą, z pewnością nie miałby co liczyć na etat w Hogwarcie. Może chciał ostatecznie zmierzyć się z Dumbledore’m albo… coś ukraść?
Wieczorem, po wszystkich zajęciach, Huncwoci i Emily rozsiedli się wygodnie przy kominku, zaś ja poszłam do dormitorium, aby sprawdzić, czy Alice nie wróciła. Niestety, nasza sypialnia wyglądała tak samo, jak przed zajęciami,a Larssonówny nigdzie nie było.
Niechętnie zeszłam do pokoju wspólnego i usiadłam przy kominku. Chociaż nie miałam wpływu na to, że Alice poszła do Wrzeszczącej Chaty, czułam się odpowiedzialna za jej zniknięcie i bardzo się o nią martwiłam. Zastanawiałam się już nawet, czy nie zgłosić profesor McGonagall, że moja przyjaciółka zaginęła, ale uznałam, że lepiej będzie dać jej jeszcze trochę czasu na pogodzenie się z własnymi myślami. Alice zawsze potrafiła wyczuć, kiedy potrzebowałam samotności i nie narzucała mi wtedy swojego towarzystwa, więc powinnam teraz zachować się podobnie.
- Możemy porozmawiać? – usłyszałam cichy, głęboki głos tuż nad swoim uchem. Przełknęłam dyskretnie ślinę, bo zrozumiałam, że nadejdzie teraz to, czego od rana tak bardzo się obawiałam.
- Jasne… - odparłam, uśmiechając się do Remusa niepewnie.
Lupin usiadł obok mnie i wpatrzył się w pochłaniane przez ogień bierwiona.
- Gdzie jest Alice? – zapytał wprost. Nie spodziewałam się po nim aż takiej bezpośredniości, więc domyśliłam się, że musi martwić się o dziewczynę równie mocno jak ja.
- Nie wiem… - odpowiedziałam szczerze – Trochę się posprzeczałyśmy i myślę, że mnie unika – dodałam, celowo nie wspominając o wycieczce Larssonówny do Wrzeszczącej Chaty.
- Alice nie zrezygnowałaby z zajęć tylko dlatego, że się z tobą pokłóciła – stwierdził Remus – O co wam poszło?
- O Jamesa – odparłam szybko. Cóż, po części była to prawda. Czułam jednak, że to nie ja powinnam być osobą, która zdradzi Lupinowi szczegóły mojej kłótni z Alice.
- Coś przede mną ukrywasz… - mruknął Remus. Zauważyłam, że irytuje go moja tajemniczość, ale postanowiłam być lojalna względem przyjaciółki.
- Kiedy Alice wróci, sam ją o to zapytasz… - odparłam, po czym, wymigując się nieodrobioną pracą domową z transmutacji, schroniłam się w dormitorium.
Ponownie uderzyło mnie to, że panuje tam tak wielki bałagan, więc postanowiłam trochę posprzątać, by zająć czymś myśli.
Przy użyciu różdżki naprawiłam pęknięte lustro, po czym zaczęłam zbierać z podłogi porozrzucane książki i notatki. W pewnej jednak chwili potknęłam się o jeden z oprawionych w skórę tomów i wyłożyłam się na podłodze. Rozcierając sobie kostkę, sięgnęłam po książkę, będącą przyczyną mojego upadku.
„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” – głosił napis na jej grzbiecie.
I właśnie wtedy coś mnie olśniło. Zerwałam się z miejsca i, ignorując zarówno bolącą kostkę, jak i fakt, że nasze dormitorium wcale jeszcze nie zostało sprzątnięte, błyskawicznie znalazłam się przed drzwiami wiodącymi do sypialni chłopców. Otworzył mi James.
- Możesz mi pożyczyć pelerynę-niewidkę? – zapytałam, zanim zdążył się odezwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz