Dźwięk
deszczu na zewnątrz stopniowo ukoił moje nerwy. Wzięłam kilka głębokich oddechów
i postanowiłam ponownie spróbować zasnąć. Gdy jednak przyłożyłam głowę do
poduszki, usłyszałam hałas dochodzący prawdopodobnie z pokoju wspólnego.
Z trudem
odnalazłam w ciemnościach swój szlafrok i, potykając się bez przerwy o
porozrzucane książki i kosmetyczki moich współlokatorek, znalazłam się przy
drzwiach. Ostrożnie zeszłam ze schodów i gdy tylko znalazłam się w pokoju
wspólnym, ze wszystkich stron buchnęły kolorowe światła, a głosy moich
przyjaciół krzyknęły wesoło:
-
Niespodzianka!
Gdy moje oczy
przywykły nieco do jaskrawego oświetlenia, zauważyłam, że w pokoju wspólnym
znajdowały się same najbliższe mi osoby: Emily, Syriusz, Courtney, Remus,
Peter, obowiązkowo James i...
- Alice? -
zapytałam, patrząc na dziewczynę z niedowierzaniem.
Larsson pokiwała
twierdząco głową, po czym uwiesiła się mojego ramienia i jako pierwsza zaczęła
składać mi życzenia, przepraszając bez przerwy za swoje wcześniejsze
zachowanie. Ten gest był najpiękniejszym prezentem, jaki tylko mogłam sobie
wyobrazić. Świadomość faktu, że znów będę mogła normalnie rozmawiać z Alice
sprawił, że smutek, gromadzący się w moim sercu od samego rana, błyskawicznie
zniknął, ustępując miejsca najprawdziwszej radości.
- Jak
mogliście przez cały dzień tak udawać? – zapytałam z mieszaniną podziwu i
wyrzutu, przyglądając się po kolei wszystkim zgromadzonym.
Moi
przyjaciele rzucili mi nieco zawstydzone spojrzenia, co ostudziło trochę mój
entuzjazm. Emily wystąpiła krok do przodu i powiedziała:
- Lily...
Byliśmy takimi egoistami... Każdy z nas myślał tylko o sobie. No, Courtney o
Michaelu – dodała nieco śmielej, patrząc z rozbawieniem na poczerwieniałą nagle
Krukonkę. – My... My naprawdę zapomnieliśmy o twoich urodzinach – wyznała,
zwieszając z pokorą głowę.
- Jak to?
- zapytałam, nie kryjąc zdumienia. Poczułam, jak część radości z dzisiejszej
niespodzianki ulatnia się ze mnie jak powietrze z przebitego balonu.
- No...
Wiesz... - plątała się w odpowiedzi Emily. – Kiedy wróciłam z Hogsmeade,
zapytałam cię o swoją pracę domową, a ty powiedziałaś, że ją wyrzuciłaś.
- Co to ma
z tym wspólnego? - zadałam kolejne pytanie, nadal niczego nie pojmując.
- Gdy
poszłaś do łazienki, znalazłam swoje notatki w koszu, ale… - tu ściszyła nieco
głos - ...znalazłam też coś jeszcze - to mówiąc, wyciągnęła z kieszeni szaty
pogniecioną kartkę z kalendarza, z zakreśloną datą 15 listopada. Teraz zaczęłam
kojarzyć fakty. - Gdyby nie to... -
kontynuowała Emily, coraz bardziej zawstydzona - ...zapomnielibyśmy.
Zapanowało
niezręczne milczenie. Resztki mojej, nie tak dawnej jeszcze radości odpłynęły
się w nicość. Więc jednak oni wszyscy zapomnieli i tylko przypadek sprawił, że
Emily znalazła kartkę z kalendarza… Cała ta „niespodzianka” była zwykłą szopką,
mającą na celu pozbycie się poczucia winy… A ja, głupia, tak się ucieszyłam!
- Nie
gniewaj się... - szepnęła Alice, trafnie interpretując moje milczenie. - Wiem,
że byliśmy strasznymi egoistami, ale nawet nie wiesz, jak jest nam teraz
przykro.
- A mnie
nie jest? - burknęłam.
- Liluś...
- szepnął James błagalnie i zrobił ręką taki ruch, jakby chciał mnie objąć, ale
ja zręcznie mu się wywinęłam. – Rozumiem, że się gniewasz. Na twoim miejscu też
byłbym wściekły ale...
- Ale co?
- warknęłam, mierząc go wyniosłym spojrzeniem.
- Ale daj
nam jeszcze jedną szansę - poprosił, uśmiechając się niewinnie. – Nie
popisaliśmy się, to fakt, ale wszystkim nam jest bardzo przykro i chcielibyśmy
ci to wynagrodzić i móc wspólnie z tobą świętować…
Spojrzałam
po kolei na każdego spośród zgromadzonych. Wszystkie twarze wyrażały
zakłopotanie, skruchę i nadzieję. Chociaż wzruszyło mnie to, jak bardzo starali
się naprawić swój błąd, nie umiałam zmusić się do tego, by udawać, że nic się
nie stało. Czując, że za chwilę wybuchnę, odwróciłam się na pięcie i wbiegłam
po schodach do swego dormitorium. Rzuciłam się na łóżko, zaciągnęłam kotary i
schowałam głowę pod poduszkę, jakby miało mi to w czymkolwiek pomóc. Nie minęły
jednak nawet dwie minuty, a usłyszałam, jak otwierają się drzwi sypialni.
Chwilę później czyjaś ręka odsunęła kotary i delikatnie pogłaskała mnie po
głowie.
- Ładnie
tu macie… - usłyszałam dźwięczny, ciepły głos.
Mimowolnie
wyciągnęłam głowę spod poduszki, by upewnić się, że faktycznie mam przed sobą
Courtney Connors.
- Daj mi
spokój... – mruknęłam niechętnie. Miałam nadzieję, że przyjaciółka sobie
pójdzie, bo nie chciałam wyładowywać na niej swojej frustracji. Ona jednak
zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi na fakt, że wolałabym zostać sama.
-
Spotkałam się dziś z Michaelem - powiedziała takim tonem, jakby sytuacja sprzed
kilku minut w ogóle nie miała miejsca.
Wzruszyłam
sztywno ramionami, powstrzymując się od stwierdzenia, że jej życie uczuciowe
zupełnie mnie w tej chwili nie interesuje
– Nazywa
się Pariss Velaquis – dodała, wzdychając cicho. Spojrzałam na nią zaskoczona,
na moment zapominając o swojej złości.
- O kim
mówisz? - zapytałam, siląc się na obojętność. Courtney uśmiechnęła się gorzko.
- O jego
nowej dziewczynie - odparła. – Czułam, że tak będzie. No…ale jestem optymistką,
więc wierzę, że znajdę sobie kogoś lepszego – dodała, puszczając do mnie oko.
- Jak to?
- zapytałam, siadając na łóżku i wlepiając w przyjaciółkę zdumione spojrzenie.
- Ta
Pariss była jedną z jego uczennic. Spodobała mu się. To wszystko. Mam nadzieję,
że będą ze sobą szczęśliwi.
- O czym
ty mówisz? - zapytałam podniesionym tonem, patrząc na Courtney jak na wariatkę.
- Zdradził cię, a ty życzysz mu szczęścia?! Na twoim miejscu... – zaczęłam
buntowniczo, ale dziewczyna przerwała mi machnięciem ręki.
- Nie
jesteś na moim miejscu. - odpowiedziała spokojnie.
- Więc po
co mi to mówisz? - spytałam.
- Żeby ci
uświadomić, że są gorsze rzeczy niż zapominanie o cudzych urodzinach – odparła.
– Nie możesz brać tak wszystkiego do siebie. Gdybym miała się wszystkim
przejmować, pewnie leżałabym w Świętym Mungu z objawami głębokiej depresji –
dodała, posyłając mi swój słynny, krzepiący uśmiech.
- Co
chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam. Poczułam, że powoli się uspokajam i
przechodzi mi złość.
- Życie
toczy się dalej i nie możemy odwracać się plecami do ludzi, którzy popełnili
błąd, a na których nam zależy - odpowiedziała pewnym siebie tonem. – To prawda,
wszyscy daliśmy dzisiaj plamę. Masz prawo się na nas gniewać, ale teraz chcemy
ci wynagrodzić nasz błąd i byłoby nam bardzo miło, gdybyś dała nam szansę i
pozwoliła świętować razem z tobą twoje urodziny. Nie jesteśmy idealni, ale
wszyscy bardzo cię kochamy i jest nam przykro, że cię zawiedliśmy. Pozwól nam
to teraz naprawić.
Poczułam,
że moje serce na nowo wypełnia się ciepłem. W tych prostych słowach zawarte
było wszystko to, co chciałam usłyszeć. Dla swoich bliskich byłam kochana i
ważna. Chociaż zapomnieli o moich urodzinach, chcieli to teraz naprawić.
Przecież ja też nie jestem idealna i niejeden raz już ich zraniłam. Poza tym,
skoro Courtney jest w stanie uśmiechać się pomimo tego, że zostawił ją
człowiek, któremu oddała swoje serce, to sama też nie powinnam robić dramatu z
faktu, że moi przyjaciele przypomnieli sobie o moich urodzinach prawie
dwadzieścia cztery godziny po czasie…
- Dziękuję
– szepnęłam, patrząc na przyjaciółkę z wdzięcznością.
- Nie ma
za co - odparła dziewczyna. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Courtney
Connors jest naprawdę wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Przytuliłam ją do
siebie, a promieniujące od niej ciepło tylko upewniło mnie w tym przekonaniu.
Razem zeszłyśmy na dół.
- Macie
szczęście, że was tak strasznie lubię... - mruknęłam, dając za wygraną.
Przyjaciele powitali moją decyzję zbiorowym wybuchem radości i odśpiewali „Sto
lat” najlepiej jak potrafili, choć nie obyło się bez fałszowania (zwłaszcza ze
strony Huncwotów). Rozpoczęła się urodzinowa zabawa, która trwała prawie do
drugiej w nocy. Musieliśmy zachowywać się bardzo dyskretnie, żeby nie obudzić
pozostałych Gryfonów ani tym bardziej nauczycieli, ale zupełnie mi to nie
przeszkadzało. Liczyło się tylko to, że spędzam swoje urodziny właśnie tak, jak
chciałam, w gronie swoich najbliższych.
Nagle, nie
wiadomo skąd, rozległa się cicha, subtelna muzyka. James poprosił mnie do tańca
i utonęłam w jego objęciach.
- Chyba
sobie nie wybaczę, że zapomniałem - szepnął chłopak, muskając wargami moje
ucho. Poczułam, jak przez całe moje ciało przechodzą dreszcze. Choć byliśmy
razem już dobry miesiąc, bliskość Jamesa wciąż robiła na mnie takie samo
wrażenie jak na początku. Wtuliłam się w niego silniej i odpowiedziałam:
- Już nie
jestem zła.
- Ale
przyznaj, że nie jesteś też w pełni zadowolona - nie dawał za wygraną mój
chłopak.
- Lubisz
czuć się winny czy jak? – zapytałam, marszcząc lekko nos.
- Skąd. Po
prostu wiem, kiedy NAPRAWDĘ powinienem czuć się winny – odparł zupełnie
poważnie.
Pocałowałam
go czule.
- Nie myśl
o tym więcej – oznajmiłam z naciskiem, po czym pozwoliłam mu znowu prowadzić
się w rytm muzyki.
Dopiero
pod koniec przyjęcia mogłam otworzyć prezenty, które, nie wiedzieć kiedy, pojawiły
się na samym środku pokoju wspólnego.
- Co to
jest? - zapytałam, kiedy James podał mi bardzo dużą i ciężką paczkę.
- Otwórz -
zachęcił, uśmiechając się tajemniczo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz