niedziela, 12 sierpnia 2012

Mądrości panny Connors


Dźwięk deszczu na zewnątrz stopniowo ukoił moje nerwy. Wzięłam kilka głębokich oddechów i postanowiłam ponownie spróbować zasnąć. Gdy jednak przyłożyłam głowę do poduszki, usłyszałam hałas dochodzący prawdopodobnie z pokoju wspólnego.
Z trudem odnalazłam w ciemnościach swój szlafrok i, potykając się bez przerwy o porozrzucane książki i kosmetyczki moich współlokatorek, znalazłam się przy drzwiach. Ostrożnie zeszłam ze schodów i gdy tylko znalazłam się w pokoju wspólnym, ze wszystkich stron buchnęły kolorowe światła, a głosy moich przyjaciół krzyknęły wesoło:
- Niespodzianka!       
Gdy moje oczy przywykły nieco do jaskrawego oświetlenia, zauważyłam, że w pokoju wspólnym znajdowały się same najbliższe mi osoby: Emily, Syriusz, Courtney, Remus, Peter, obowiązkowo James i...
- Alice? - zapytałam, patrząc na dziewczynę z niedowierzaniem.
Larsson pokiwała twierdząco głową, po czym uwiesiła się mojego ramienia i jako pierwsza zaczęła składać mi życzenia, przepraszając bez przerwy za swoje wcześniejsze zachowanie. Ten gest był najpiękniejszym prezentem, jaki tylko mogłam sobie wyobrazić. Świadomość faktu, że znów będę mogła normalnie rozmawiać z Alice sprawił, że smutek, gromadzący się w moim sercu od samego rana, błyskawicznie zniknął, ustępując miejsca najprawdziwszej radości.
- Jak mogliście przez cały dzień tak udawać? – zapytałam z mieszaniną podziwu i wyrzutu, przyglądając się po kolei wszystkim zgromadzonym.
Moi przyjaciele rzucili mi nieco zawstydzone spojrzenia, co ostudziło trochę mój entuzjazm. Emily wystąpiła krok do przodu i powiedziała:
- Lily... Byliśmy takimi egoistami... Każdy z nas myślał tylko o sobie. No, Courtney o Michaelu – dodała nieco śmielej, patrząc z rozbawieniem na poczerwieniałą nagle Krukonkę. – My... My naprawdę zapomnieliśmy o twoich urodzinach – wyznała, zwieszając z pokorą głowę.
- Jak to? - zapytałam, nie kryjąc zdumienia. Poczułam, jak część radości z dzisiejszej niespodzianki ulatnia się ze mnie jak powietrze z przebitego balonu.
- No... Wiesz... - plątała się w odpowiedzi Emily. – Kiedy wróciłam z Hogsmeade, zapytałam cię o swoją pracę domową, a ty powiedziałaś, że ją wyrzuciłaś.
- Co to ma z tym wspólnego? - zadałam kolejne pytanie, nadal niczego nie pojmując.
- Gdy poszłaś do łazienki, znalazłam swoje notatki w koszu, ale… - tu ściszyła nieco głos - ...znalazłam też coś jeszcze - to mówiąc, wyciągnęła z kieszeni szaty pogniecioną kartkę z kalendarza, z zakreśloną datą 15 listopada. Teraz zaczęłam kojarzyć fakty. - Gdyby nie to...  - kontynuowała Emily, coraz bardziej zawstydzona - ...zapomnielibyśmy.
Zapanowało niezręczne milczenie. Resztki mojej, nie tak dawnej jeszcze radości odpłynęły się w nicość. Więc jednak oni wszyscy zapomnieli i tylko przypadek sprawił, że Emily znalazła kartkę z kalendarza… Cała ta „niespodzianka” była zwykłą szopką, mającą na celu pozbycie się poczucia winy… A ja, głupia, tak się ucieszyłam!
- Nie gniewaj się... - szepnęła Alice, trafnie interpretując moje milczenie. - Wiem, że byliśmy strasznymi egoistami, ale nawet nie wiesz, jak jest nam teraz przykro.
- A mnie nie jest? - burknęłam.
- Liluś... - szepnął James błagalnie i zrobił ręką taki ruch, jakby chciał mnie objąć, ale ja zręcznie mu się wywinęłam. – Rozumiem, że się gniewasz. Na twoim miejscu też byłbym wściekły ale...
- Ale co? - warknęłam, mierząc go wyniosłym spojrzeniem.
- Ale daj nam jeszcze jedną szansę - poprosił, uśmiechając się niewinnie. – Nie popisaliśmy się, to fakt, ale wszystkim nam jest bardzo przykro i chcielibyśmy ci to wynagrodzić i móc wspólnie z tobą świętować…
Spojrzałam po kolei na każdego spośród zgromadzonych. Wszystkie twarze wyrażały zakłopotanie, skruchę i nadzieję. Chociaż wzruszyło mnie to, jak bardzo starali się naprawić swój błąd, nie umiałam zmusić się do tego, by udawać, że nic się nie stało. Czując, że za chwilę wybuchnę, odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach do swego dormitorium. Rzuciłam się na łóżko, zaciągnęłam kotary i schowałam głowę pod poduszkę, jakby miało mi to w czymkolwiek pomóc. Nie minęły jednak nawet dwie minuty, a usłyszałam, jak otwierają się drzwi sypialni. Chwilę później czyjaś ręka odsunęła kotary i delikatnie pogłaskała mnie po głowie.
- Ładnie tu macie… - usłyszałam dźwięczny, ciepły głos.
Mimowolnie wyciągnęłam głowę spod poduszki, by upewnić się, że faktycznie mam przed sobą Courtney Connors.
- Daj mi spokój... – mruknęłam niechętnie. Miałam nadzieję, że przyjaciółka sobie pójdzie, bo nie chciałam wyładowywać na niej swojej frustracji. Ona jednak zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi na fakt, że wolałabym zostać sama.
- Spotkałam się dziś z Michaelem - powiedziała takim tonem, jakby sytuacja sprzed kilku minut w ogóle nie miała miejsca.
Wzruszyłam sztywno ramionami, powstrzymując się od stwierdzenia, że jej życie uczuciowe zupełnie mnie w tej chwili nie interesuje
– Nazywa się Pariss Velaquis – dodała, wzdychając cicho. Spojrzałam na nią zaskoczona, na moment zapominając o swojej złości.
- O kim mówisz? - zapytałam, siląc się na obojętność. Courtney uśmiechnęła się gorzko.
- O jego nowej dziewczynie - odparła. – Czułam, że tak będzie. No…ale jestem optymistką, więc wierzę, że znajdę sobie kogoś lepszego – dodała, puszczając do mnie oko.
- Jak to? - zapytałam, siadając na łóżku i wlepiając w przyjaciółkę zdumione spojrzenie.
- Ta Pariss była jedną z jego uczennic. Spodobała mu się. To wszystko. Mam nadzieję, że będą ze sobą szczęśliwi.
- O czym ty mówisz? - zapytałam podniesionym tonem, patrząc na Courtney jak na wariatkę. - Zdradził cię, a ty życzysz mu szczęścia?! Na twoim miejscu... – zaczęłam buntowniczo, ale dziewczyna przerwała mi machnięciem ręki.
- Nie jesteś na moim miejscu. - odpowiedziała spokojnie.
- Więc po co mi to mówisz? - spytałam.
- Żeby ci uświadomić, że są gorsze rzeczy niż zapominanie o cudzych urodzinach – odparła. – Nie możesz brać tak wszystkiego do siebie. Gdybym miała się wszystkim przejmować, pewnie leżałabym w Świętym Mungu z objawami głębokiej depresji – dodała, posyłając mi swój słynny, krzepiący uśmiech.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam. Poczułam, że powoli się uspokajam i przechodzi mi złość.
- Życie toczy się dalej i nie możemy odwracać się plecami do ludzi, którzy popełnili błąd, a na których nam zależy - odpowiedziała pewnym siebie tonem. – To prawda, wszyscy daliśmy dzisiaj plamę. Masz prawo się na nas gniewać, ale teraz chcemy ci wynagrodzić nasz błąd i byłoby nam bardzo miło, gdybyś dała nam szansę i pozwoliła świętować razem z tobą twoje urodziny. Nie jesteśmy idealni, ale wszyscy bardzo cię kochamy i jest nam przykro, że cię zawiedliśmy. Pozwól nam to teraz naprawić.
Poczułam, że moje serce na nowo wypełnia się ciepłem. W tych prostych słowach zawarte było wszystko to, co chciałam usłyszeć. Dla swoich bliskich byłam kochana i ważna. Chociaż zapomnieli o moich urodzinach, chcieli to teraz naprawić. Przecież ja też nie jestem idealna i niejeden raz już ich zraniłam. Poza tym, skoro Courtney jest w stanie uśmiechać się pomimo tego, że zostawił ją człowiek, któremu oddała swoje serce, to sama też nie powinnam robić dramatu z faktu, że moi przyjaciele przypomnieli sobie o moich urodzinach prawie dwadzieścia cztery godziny po czasie…
- Dziękuję – szepnęłam, patrząc na przyjaciółkę z wdzięcznością.
- Nie ma za co - odparła dziewczyna. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Courtney Connors jest naprawdę wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Przytuliłam ją do siebie, a promieniujące od niej ciepło tylko upewniło mnie w tym przekonaniu. Razem zeszłyśmy na dół.
- Macie szczęście, że was tak strasznie lubię... - mruknęłam, dając za wygraną. Przyjaciele powitali moją decyzję zbiorowym wybuchem radości i odśpiewali „Sto lat” najlepiej jak potrafili, choć nie obyło się bez fałszowania (zwłaszcza ze strony Huncwotów). Rozpoczęła się urodzinowa zabawa, która trwała prawie do drugiej w nocy. Musieliśmy zachowywać się bardzo dyskretnie, żeby nie obudzić pozostałych Gryfonów ani tym bardziej nauczycieli, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Liczyło się tylko to, że spędzam swoje urodziny właśnie tak, jak chciałam, w gronie swoich najbliższych.
Nagle, nie wiadomo skąd, rozległa się cicha, subtelna muzyka. James poprosił mnie do tańca i utonęłam w jego objęciach.
- Chyba sobie nie wybaczę, że zapomniałem - szepnął chłopak, muskając wargami moje ucho. Poczułam, jak przez całe moje ciało przechodzą dreszcze. Choć byliśmy razem już dobry miesiąc, bliskość Jamesa wciąż robiła na mnie takie samo wrażenie jak na początku. Wtuliłam się w niego silniej i odpowiedziałam:
- Już nie jestem zła.
- Ale przyznaj, że nie jesteś też w pełni zadowolona - nie dawał za wygraną mój chłopak.
- Lubisz czuć się winny czy jak? – zapytałam, marszcząc lekko nos.
- Skąd. Po prostu wiem, kiedy NAPRAWDĘ powinienem czuć się winny – odparł zupełnie poważnie.
Pocałowałam go czule.
- Nie myśl o tym więcej – oznajmiłam z naciskiem, po czym pozwoliłam mu znowu prowadzić się w rytm muzyki.
Dopiero pod koniec przyjęcia mogłam otworzyć prezenty, które, nie wiedzieć kiedy, pojawiły się na samym środku pokoju wspólnego.
- Co to jest? - zapytałam, kiedy James podał mi bardzo dużą i ciężką paczkę.
- Otwórz - zachęcił, uśmiechając się tajemniczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz