Rano
obudziłam się z okropnym bólem głowy. Przeciągnęłam się leniwie i niechętnie
wyplątałam z pościeli. Gdy odsłoniłam kotary, moim oczom ukazała się Emily,
gorączkowo szukająca czegoś po całym dormitorium.
- Coś się
stało? - zapytałam, przyglądając się wysiłkom przyjaciółki, która właśnie
używała zaklęcia lewitacji, aby zobaczyć, czy jej zguba nie znajduje się
przypadkiem za skromnym umeblowaniem sypialni. Norton odgarnęła z czoła
niesforne pasma jasnych włosów, których najwidoczniej nie miała okazji jeszcze
uczesać, ani nawet związać, i odparła grobowym tonem:
- Nie ma.
- Czego
nie ma? - zapytałam, śledząc bacznie ruchy przyjaciółki. Emily opadła
bezwładnie na stojące obok okna krzesło i powiedziała zdenerwowana:
- Nie ma
mojego eliksiru pewności.
- Czego? -
zapytałam zbita z tropu.
- Wiesz...
Pamiętasz, kiedy ostatnim razem Madson przyłapała mnie na pisaniu liścików do
Syriusza? Za karę miałam zrobić dla niej ten eliksir. Zajęło mi to kilka dni.
Wczoraj, przed pójściem spać, położyłam go tutaj, na szafce,a teraz go nie ma.
Nieco się
stropiłam. Rzuciłam zdenerwowanej Emily ukradkowe spojrzenie i zapytałam
nieśmiało:
- Em...
Czy ten twój eliksir był może… w zwykłej szklance?
- Tak,
widziałaś go? – zapytała z nadzieją Nortonówna.
-
Widziałam – przytaknęłam. – Można to tak ująć…
- To
znaczy?
- Przed
pójściem spać, bardzo chciało mi się pić. Nie wiedziałam, że to twoja kara...
to znaczy twój eliksir i...
- I
wypiłaś? - odgadła przyjaciółka, wzdychając ciężko.
-
Przepraszam. Naprawdę wyglądał i smakował jak woda… Nie miałam pojęcia, że to
może być ci potrzebne… - odparłam ze skruchą, po czym podałam jej szklankę,
leżącą tuż przy moim łóżku. Na jej dnie było jeszcze trochę przezroczystego
płynu. - Myślisz, że tyle jej wystarczy? - zapytałam, podając Emily naczynie.
- Musi –
stwierdziła krótko przyjaciółka.
- Naprawdę
mi przykro…
- Nic się
nie stało - odparła Nortonówna, przyglądając się pod światło zawartości
szklanki. - Naprawdę się nie gniewam - dodała na widok mojej miny – Pójdziesz
ze mną do profesor Madson? Muszę wiedzieć, czy tyle eliksiru jej wystarczy, czy
muszę robić go od nowa.
- Jasne -
odparłam. Przynajmniej tyle mogłam zrobić dla poszkodowanej przyjaciółki.
Całe
szczęście, że Emily nie przejmowała się tak bardzo swoimi ocenami, bo w
przeciwnym razie nasza przyjaźń mogłaby zostać wystawiona na bardzo ciężką
próbę. Wolałam nie myśleć, co by się stało, gdyby cała ta sytuacja dotyczyła
nadwrażliwej Alice. Nortonówna jednak nie zamierzała prawić mi kazań (zresztą
nie była w tym specjalnie dobra) na temat picia cudzych zadań domowych.
Po
śniadaniu w Wielkiej Sali udałam się wraz ze zdenerwowaną już nieco Emily do
gabinetu profesor Madson.
- Proszę -
powiedziała nauczycielka, gdy moja przyjaciółka zastukała w drzwi pięścią.
- Dzień dobry
- przywitałyśmy się niepewnie.
Prisscilla
Madson siedziała w fotelu i patrzyła na nas znad dużego, mahoniowego biurka.
Jej lewa ręka spoczywała na blacie, prawa zaś bawiła się wiecznym piórem.
Psorka dała nam znak ręką, abyśmy zajęły miejsca naprzeciwko niej.
- O co
chodzi? - zapytała chłodno.
Emily
wyjęła zza pazuchy fiolkę,do której przelała resztkę eliksiru, po czym
postawiła ją przed nauczycielką i wydukała:
- Kazała
mi pani przygotować eliksir pewności, ale... ale przez przypadek jego część...
spora część została wypita przez Lily.
Madson bez
słowa wzięła do ręki fiolkę i przyjrzała się jej zawartości. Po oględzinach
wylała kroplę specyfiku na swój palec i powąchała go.
- Sama to
zrobiłaś? - zapytała, patrząc na Emily z rosnącym zainteresowaniem. Speszona
przyjaciółka pokiwała twierdząco głową. Profesor Madson niespodziewanie
zwróciła się do mnie:
- Ty to
wypiłaś?
- Tak -
odparłam, nie bardzo wiedząc, czemu ma służyć to pytanie.
- Śniło ci
się coś? - zapytała nauczycielka żywo.
W mojej
pamięci stanął obraz domu, płaczącego dziecka i jego matki... Ciało Jamesa…
Zielone światło… Voldemort i chłopiec…
- Wszystko
w porządku? - zapytała Madson z troską.
Jej głos
wyrwał mnie z zamyślenia. Kobieta uśmiechnęła się do mnie krzepiąco i machnęła
zręcznie różdżką, a w moich rękach pojawił się kubek z ciepłą, ciemnobrązową,
parującą substancją.
- Wypij.
Dobrze ci zrobi - poradziła.
Rzeczywiście.
Już po pierwszym łyku poczułam przyjemną falę ciepła płynącą przez moje gardło
aż do samego żołądka. Prisscilla Madson spojrzała na mnie z troską.
- To jak?
- zapytała ponownie – Śniło ci się coś?
- Taaak...
- odparłam niechętnie.
Nie
chciałam nikomu opowiadać o tym, co zobaczyłam i miałam nadzieję, że Madson nie
będzie wypytywać mnie o szczegóły. To było zbyt osobiste doznanie, bym była w
stanie komukolwiek o nim opowiedzieć.
- Czy to
było coś złego? - drążyła temat nauczycielka. Potwierdziłam krótkim ruchem
głowy, dając jej tym samym delikatnie do zrozumienia, że nie zamierzam omawiać
z nią szczegółów swego snu. Emily przyjrzała mi się szczerze zdumiona.
Nauczycielka zwróciła się teraz do niej. – Norton, przez przypadek udało ci się
przygotować bardzo rzadki eliksir fatum, nazywany czasem również wywarem wizji.
Emily
zrobiła ogłupiałą minę. Owszem, z zajęć prowadzonych przez Madson była całkiem
niezła, ale raczej nigdy nie przejawiała specjalnych zdolności w tym kierunku.
Zwłaszcza, jeśli chodziło o bardziej skomplikowane mikstury.
- Czy ten
sen był wizją? - zapytałam i na chwilę wstrzymałam oddech.
- Owszem...
- odparła kobieta – W pewnym sensie.
- Spełni
się? - chciałam wiedzieć.
- Panno
Evans... Tego typu eliksiry mają niepojęte nawet dla nauczycieli właściwości.
Mikstura, którą jakimś cudem zrobiła twoja przyjaciółka, nosi nazwę eliksiru
fatum, ponieważ zawsze dotyczy rzeczy złych. W obrazowy sposób ukazuje nasze
najbardziej utajone obawy i lęki, o których sami często nie mamy bladego
pojęcia. To, co spotkało cię wczorajszej nocy, jest tylko ostrzeżeniem,
odzwierciedleniem twego umysłu i wcale nie oznacza, że był to sen proroczy.
- Jest
pani pewna? - zapytałam, czując ogromną ulgę. Profesor Madson uśmiechnęła się
lekko i powiedziała:
- Wypij do
końca.
Posłusznie
opróżniłam zawartość kubeczka.
- Panno
Norton, Gryffindor otrzymuje 20 punktów za pani osiągnięcie - oznajmiła
nauczycielka. - A teraz już idźcie. Mam dużo pracy.
Stanęłyśmy
przy drzwiach. Emily wyszła bez zastanowienia, ale ja odwróciłam się jeszcze.
- Pani
profesor... Czy to się na pewno nie spełni?
- Do
widzenia, panno Evans. - powiedziała Madson już swoim zwyczajnym, nieco oschłym
głosem i w delikatny sposób wyprosiła mnie ze swego gabinetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz