niedziela, 12 sierpnia 2012

Eliksir fatum


Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy. Przeciągnęłam się leniwie i niechętnie wyplątałam z pościeli. Gdy odsłoniłam kotary, moim oczom ukazała się Emily, gorączkowo szukająca czegoś po całym dormitorium.
- Coś się stało? - zapytałam, przyglądając się wysiłkom przyjaciółki, która właśnie używała zaklęcia lewitacji, aby zobaczyć, czy jej zguba nie znajduje się przypadkiem za skromnym umeblowaniem sypialni. Norton odgarnęła z czoła niesforne pasma jasnych włosów, których najwidoczniej nie miała okazji jeszcze uczesać, ani nawet związać, i odparła grobowym tonem:
- Nie ma.
- Czego nie ma? - zapytałam, śledząc bacznie ruchy przyjaciółki. Emily opadła bezwładnie na stojące obok okna krzesło i powiedziała zdenerwowana:
- Nie ma mojego eliksiru pewności.
- Czego? - zapytałam zbita z tropu.
- Wiesz... Pamiętasz, kiedy ostatnim razem Madson przyłapała mnie na pisaniu liścików do Syriusza? Za karę miałam zrobić dla niej ten eliksir. Zajęło mi to kilka dni. Wczoraj, przed pójściem spać, położyłam go tutaj, na szafce,a teraz go nie ma.
Nieco się stropiłam. Rzuciłam zdenerwowanej Emily ukradkowe spojrzenie i zapytałam nieśmiało:
- Em... Czy ten twój eliksir był może… w zwykłej szklance?
- Tak, widziałaś go? – zapytała z nadzieją Nortonówna.
- Widziałam – przytaknęłam. – Można to tak ująć…
- To znaczy? 
- Przed pójściem spać, bardzo chciało mi się pić. Nie wiedziałam, że to twoja kara... to znaczy twój eliksir i...
- I wypiłaś? - odgadła przyjaciółka, wzdychając ciężko.
- Przepraszam. Naprawdę wyglądał i smakował jak woda… Nie miałam pojęcia, że to może być ci potrzebne… - odparłam ze skruchą, po czym podałam jej szklankę, leżącą tuż przy moim łóżku. Na jej dnie było jeszcze trochę przezroczystego płynu. - Myślisz, że tyle jej wystarczy? - zapytałam, podając Emily naczynie.
- Musi – stwierdziła krótko przyjaciółka.
- Naprawdę mi przykro…
- Nic się nie stało - odparła Nortonówna, przyglądając się pod światło zawartości szklanki. - Naprawdę się nie gniewam - dodała na widok mojej miny – Pójdziesz ze mną do profesor Madson? Muszę wiedzieć, czy tyle eliksiru jej wystarczy, czy muszę robić go od nowa.
- Jasne - odparłam. Przynajmniej tyle mogłam zrobić dla poszkodowanej przyjaciółki.
Całe szczęście, że Emily nie przejmowała się tak bardzo swoimi ocenami, bo w przeciwnym razie nasza przyjaźń mogłaby zostać wystawiona na bardzo ciężką próbę. Wolałam nie myśleć, co by się stało, gdyby cała ta sytuacja dotyczyła nadwrażliwej Alice. Nortonówna jednak nie zamierzała prawić mi kazań (zresztą nie była w tym specjalnie dobra) na temat picia cudzych zadań domowych.
Po śniadaniu w Wielkiej Sali udałam się wraz ze zdenerwowaną już nieco Emily do gabinetu profesor Madson.
- Proszę - powiedziała nauczycielka, gdy moja przyjaciółka zastukała w drzwi pięścią.
- Dzień dobry - przywitałyśmy się niepewnie.
Prisscilla Madson siedziała w fotelu i patrzyła na nas znad dużego, mahoniowego biurka. Jej lewa ręka spoczywała na blacie, prawa zaś bawiła się wiecznym piórem. Psorka dała nam znak ręką, abyśmy zajęły miejsca naprzeciwko niej.
- O co chodzi? - zapytała chłodno.
Emily wyjęła zza pazuchy fiolkę,do której przelała resztkę eliksiru, po czym postawiła ją przed nauczycielką i wydukała:
- Kazała mi pani przygotować eliksir pewności, ale... ale przez przypadek jego część... spora część została wypita przez Lily.
Madson bez słowa wzięła do ręki fiolkę i przyjrzała się jej zawartości. Po oględzinach wylała kroplę specyfiku na swój palec i powąchała go.
- Sama to zrobiłaś? - zapytała, patrząc na Emily z rosnącym zainteresowaniem. Speszona przyjaciółka pokiwała twierdząco głową. Profesor Madson niespodziewanie zwróciła się do mnie:
- Ty to wypiłaś?
- Tak - odparłam, nie bardzo wiedząc, czemu ma służyć to pytanie.
- Śniło ci się coś? - zapytała nauczycielka żywo.
W mojej pamięci stanął obraz domu, płaczącego dziecka i jego matki... Ciało Jamesa… Zielone światło… Voldemort i chłopiec…
- Wszystko w porządku? - zapytała Madson z troską.
Jej głos wyrwał mnie z zamyślenia. Kobieta uśmiechnęła się do mnie krzepiąco i machnęła zręcznie różdżką, a w moich rękach pojawił się kubek z ciepłą, ciemnobrązową, parującą substancją.
- Wypij. Dobrze ci zrobi - poradziła.
Rzeczywiście. Już po pierwszym łyku poczułam przyjemną falę ciepła płynącą przez moje gardło aż do samego żołądka. Prisscilla Madson spojrzała na mnie z troską.
- To jak? - zapytała ponownie – Śniło ci się coś?
- Taaak... - odparłam niechętnie.
Nie chciałam nikomu opowiadać o tym, co zobaczyłam i miałam nadzieję, że Madson nie będzie wypytywać mnie o szczegóły. To było zbyt osobiste doznanie, bym była w stanie komukolwiek o nim opowiedzieć.
- Czy to było coś złego? - drążyła temat nauczycielka. Potwierdziłam krótkim ruchem głowy, dając jej tym samym delikatnie do zrozumienia, że nie zamierzam omawiać z nią szczegółów swego snu. Emily przyjrzała mi się szczerze zdumiona. Nauczycielka zwróciła się teraz do niej. – Norton, przez przypadek udało ci się przygotować bardzo rzadki eliksir fatum, nazywany czasem również wywarem wizji.
Emily zrobiła ogłupiałą minę. Owszem, z zajęć prowadzonych przez Madson była całkiem niezła, ale raczej nigdy nie przejawiała specjalnych zdolności w tym kierunku. Zwłaszcza, jeśli chodziło o bardziej skomplikowane mikstury.
- Czy ten sen był wizją? - zapytałam i na chwilę wstrzymałam oddech.
- Owszem... - odparła kobieta – W pewnym sensie.
- Spełni się? - chciałam wiedzieć.
- Panno Evans... Tego typu eliksiry mają niepojęte nawet dla nauczycieli właściwości. Mikstura, którą jakimś cudem zrobiła twoja przyjaciółka, nosi nazwę eliksiru fatum, ponieważ zawsze dotyczy rzeczy złych. W obrazowy sposób ukazuje nasze najbardziej utajone obawy i lęki, o których sami często nie mamy bladego pojęcia. To, co spotkało cię wczorajszej nocy, jest tylko ostrzeżeniem, odzwierciedleniem twego umysłu i wcale nie oznacza, że był to sen proroczy.
- Jest pani pewna? - zapytałam, czując ogromną ulgę. Profesor Madson uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Wypij do końca.
Posłusznie opróżniłam zawartość kubeczka.
- Panno Norton, Gryffindor otrzymuje 20 punktów za pani osiągnięcie - oznajmiła nauczycielka. - A teraz już idźcie. Mam dużo pracy.
Stanęłyśmy przy drzwiach. Emily wyszła bez zastanowienia, ale ja odwróciłam się jeszcze.
- Pani profesor... Czy to się na pewno nie spełni?
- Do widzenia, panno Evans. - powiedziała Madson już swoim zwyczajnym, nieco oschłym głosem i w delikatny sposób wyprosiła mnie ze swego gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz