- Jaką
niespodziankę? - zapytałam, wyrywając się z jego uścisku.
-
Spokojnie... - odparł James z rozbawieniem. Widocznie trzymanie mnie w
niepewności bardzo mu odpowiadało.
- Powiedz
mi… – poprosiłam zniecierpliwiona. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i pokazał
palcem na swoje usta. Uniosłam lekko brew i przyjrzałam mu się z uśmiechem. -
Jesteś niemożliwy... - szepnęłam.
- Za to
mnie kochasz. - odparł z przekonaniem. Złożyłam na jego ustach długi pocałunek
i choć ponownie poczułam przyjemne mrowienie w całym ciele, gdy moja skóra
napotkała jego gorący oddech, ani przez chwilę nie zapomniałam o powodzie
swojej wylewności.
- No,
teraz mi powiesz? – zapytałam, uśmiechając się najbardziej uroczo, jak tylko
byłam w stanie.
Chłopak
udał, że poważnie zastanawia się nad odpowiedzią, po czym pochylił się i
wyciągnął spod łóżka małą sakiewkę. Podał mi ją ze zwycięskim uśmiechem.
- Eee...
Co to jest? - spytałam niepewnie, kiedy jej zawartość okazała się sypka i
jakaś… szarawa. James spojrzał na mnie nieco urażony.
- No
wiesz...? Myślałem, że usłyszę coś w stylu: „Dziękuję skarbie,kocham cię”, a ty
mi wyskakujesz z takim tekstem...
- Dziękuję
skarbie, kocham cię, ale co to jest?
- Proszek
Fiuu - odparł nieco naburmuszony Rogacz.
Gdy to
powiedział, przypomniała mi się treść listu Grace. Obiecałam jej, że jeśli
tylko zdobędę ten proszek, natychmiast się z nią skontaktuję, jednak przez całe
to zamieszanie z Alice, zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- Dziękuję
skarbie, kocham cię! – powiedziałam szczerze, przytulając się do chłopaka.
Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się od mojego serca i promieniujące na
całe ciało. Wzruszyło mnie to, że James zapamiętał coś, o czym zaledwie
napomknęłam mu jakiś czas temu.
- No, tak
już lepiej – odparł Rogacz, w pełni usatysfakcjonowany moją formą podziękowań.
Kiedy jednak wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam do drzwi, poczuł się nieco
zdezorientowany. – A ty dokąd? – zawołał za mną, kiedy jedną nogą byłam już na
schodach.
- Jak to
„dokąd”? Muszę przecież porozmawiać z Grace! – odparłam zniecierpliwiona.
- Lily...
- Tak?
- Jest
środek dnia. Myślisz, że będziesz mogła tak po prostu wyprosić wszystkich z
pokoju wspólnego i użyć sobie kominka? – zapytał, przyglądając mi się z
rozbawieniem.
- Masz
rację... - stwierdziłam, a mój zapał nieco osłabł. – Chyba muszę trochę
poczekać… - dodałam, ponownie zajmując miejsce na łóżku Jamesa, ku jego
widocznej uldze – A tak właściwie, to jak zdobyłeś ten proszek? – zapytałam,
przyglądając się Potterowi z uwagą.
- Kiedy
powiedziałaś mi o tym liście, a Dumbledore cofnął te rozporządzenia, poszłem do
Hogsmeade...
-
Poszedłem - poprawiłam go automatycznie.
-
Poszedłem... - zgodził się James, przewracając oczami - …do Hogsmeade i...
- I
kupiłeś - dokończyłam za niego.
- Nie, nie
kupiłem - zaprzeczył chłopak.
-
Ukradłeś? - zapytałam wstrząśnięta.
- Nie, nie
ukradłem - odparł James niecierpliwie. - Pozwolisz mi dokończyć?
- Już
milczę - odparłam potulnie, spoglądając na Rogacza przepraszająco.
- No więc,
pamiętasz tego czarodzieja, którego poznaliśmy w Gospodzie Pod Świńskim Łbem?
- Tego, u
którego kupiliśmy Kła? – upewniłam się.
- Tak. Ten
jego kumpel, z którym wtedy rozmawiał...
- Raczej
popijał - wtrąciłam się, przypominając sobie butelki po Ognistej Whisky,
zalegające na stole, przy którym siedział wspomniany czarodziej.
- Mniejsza
z tym – James machnął ręką, nieco już zirytowany moim ciągłym przerywaniem - W
każdym razie przez przypadek go spotkałem i on...
- Poznał
cię?
- Lily… -
mruknął chłopak, krzyżując ręce na piersi. - Tak, poznał mnie. No i zapytał,
czy nie chciałbym kupić jeszcze jednego psa, bo akurat ma kilka sztuk na
zbyciu. Ja mu na to, że nie, bo idę kupić łajnobomby...
- Mówiłeś,
że chciałeś kupić proszek Fiuu... - wtrąciłam po raz kolejny. James westchnął
cicho, ale tym razem zrezygnował ze zwrócenia mi uwagi – Facet powiedział, że
zna miejsce, w którym są tańsze łajnobomby niż w sklepie Zonka. No i
świstoklikiem dostaliśmy się do magazynu na Pokątnej. Faktycznie, sporo tam
było łajnobomb, błota kieszonkowego…
-
Przypominam ci, że jesteś prefektem naczelnym i nie powinieneś przynosić do
Hogwartu takich rzeczy – zauważyłam niewinnie, choć moje spojrzenie stało się
nieco bardziej groźne. James chyba wyczuł ostrzegawczą nutkę w tonie mojego
głosu, bo postanowił szybko zakończyć swoją opowieść.
- W każdym
razie w tym magazynie był też proszek Fiuu, więc go dla ciebie kupiłem.
-
Dziękuję, że pamiętałeś – odparłam, uśmiechając się do chłopaka serdecznie –
Ale na drugi raz mógłbyś się bardziej streszczać – dodałam, po czym oboje
szczerze się roześmialiśmy.
*
Przez
cały wieczór koczowałam dzielnie w pokoju wspólnym, niecierpliwie wyczekując na
moment, w którym wszyscy pójdą wreszcie spać. Niestety, jak na złość, Gryfoni
nie sprawiali dziś wrażenia szczególnie sennych. Gdy o godzinie pierwszej w
nocy w pokoju było wciąż ponad dziesięć osób, niewiele brakowało, żebym
straciła nad sobą panowanie.
- Mogliby
już sobie pójść… - syknęłam zdenerwowana do Emily, którą oczywiście
wtajemniczyłam w swoje plany. Dziewczyna siedziała na fotelu obok mnie, raz po
raz ziewając.
- Kiedyś
na pewno pójdą – odparła Norton, przecierając zmęczone oczy –Ale jestem senna…
- dodała cichutko, po czym wyłożyła się wygodnie na dywanie.
- Ktoś tu
jest zmęczony? - odezwał się nad naszymi głowami rozbawiony głos.
- Ja -
odpowiedziała Emily z podłogi, zarumieniwszy się lekko. Syriusz uśmiechnął się
nonszalancko, po czym wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do swego dormitorium,
odprowadzany wieloma zaciekawionymi spojrzeniami. Kątem oka dostrzegłam dwie
naburmuszone piątoklasistki, wpatrujące się w schody wiodące do sypialni
chłopców ze szczerą zazdrością. No tak, Syriusz Black, nawet jeśli był zajęty,
wciąż uchodził za nieoficjalnego mistera szkoły.
- Teraz
jeszcze przez co najmniej godzinę, nie mogę iść spać... - burknął ponuro Peter,
który, nie wiedzieć kiedy, znalazł się obok mnie.
Spojrzałam
na niego ze współczuciem. Glizdogon, jako jedyny spośród Huncwotów, nigdy nie
wykazywał zainteresowania płcią przeciwną, a nawet jeśli wykazywał, to,
niestety, bez wzajemności.
- Dlaczego
nie możesz pójść spać? – zapytałam, marszcząc brwi.
- No bo
będę im przeszkadzać… - odparł Peter zakłopotany.
- Raczej
oni tobie – stwierdziłam – Ty też mieszkasz w tym dormitorium i nikt nie ma
prawa cię z niego wyganiać, nawet Syriusz Black – dodałam dobitnie.
- Nic nie
szkodzi… - bąknął Glizdogon speszony – Ja… pospaceruję sobie po błoniach.
Gdzieś tam pewnie znajdę Rogacza i Lunatyka.
- A oni
nie w łóżkach? – zapytałam.
- Oj,
Lily… Nie gniewaj się… James nie robi nic złego! – zarzekał się Peter – Odkąd
został tym prefektem, zrobił się naprawdę odpowiedzialny. Tak się tylko
włóczymy czasem dla zabicia czasu, ale nic złego, naprawdę nic złego nie
robimy. My tylko sobie spacerujemy dla relaksu, ale to nic złego.
Sformułowanie
„nic złego” użyte aż cztery razy w wypowiedzi Petera z pewnością nie mogło mnie
uspokoić. Widząc jednak zdenerwowanie chłopaka, nie męczyłam go dłużej i
pozwoliłam mu wyjść. Swoją drogą, będę musiała poważnie porozmawiać z Jamesem i
Syriuszem. Glizdogon jest ugodowy i nieśmiały, ale to nie powód, by
dostosowywał się do ich wszystkich oczekiwań i nie mógł nawet pójść spać, kiedy
tego potrzebuje.
Nie dane
było mi jednak długo myśleć o Peterze, bo pokój wspólny wreszcie się wyludnił.
Upewniwszy się, że zostałam w pomieszczeniu sama, sięgnęłam po sakiewkę, którą
dostałam od Jamesa, wsadziłam głowę do kominka, po czym wypowiedziałam adres,
który podała mi Grace i rozsypałam garść proszku Fiuu.
Z
pewnością nie było to przyjemne uczucie. Podczas gdy moje nogi cały czas ściśle
przylegały do dywanu w pokoju wspólnym, głowa wirowała mi we wszystkich
możliwych kierunkach. Dostrzegałam gdzieniegdzie smugi światła, które znikały
tak szybko, że nie byłam w stanie dokładnie się im przyjrzeć. Gdy wreszcie moja
głowa znalazła się we właściwym kominku, z trudem powstrzymałam mdłości.
- Lily? To
naprawdę ty? Lata minęły, odkąd po raz ostatni w taki sposób z kimś
rozmawiałam! – powitała mnie podekscytowana Sophie Taylor.
- Dzień
dobry, zastałam Grace? – zapytałam zdławionym głosem. Wciąż jeszcze nie
ochłonęłam po ekstremalnie dziwacznej podróży.
- Zaraz ją
zawołam – odparła Sophie, po czym zostawiła mnie samą. Korzystając z okazji,
rozejrzałam się po pokoju. Moja głowa znajdowała się w dużym, przestronnym
salonie pomalowanym na beżowo. Na środku pokoju stał duży stół otoczony kanapą
i skórzanymi fotelami. Zanim jednak przyjrzałam się detalom, moją uwagę
odwróciła Grace.
- Lily!
Jak to dobrze, że jesteś! – zawołała ucieszona.
- Cześć,
Grace. Więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać? – zapytałam, zamieniając się w
słuch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz