Na
policzkach Grace zakwitły rumieńce. Odgarnęła z czoła ciemne pasmo włosów i
wpatrzyła się we wzorzysty dywanik zdobiący lśniącą podłogę.
- No? –
zapytałam zachęcającym tonem, zdziwiona nieco zakłopotaniem dziewczyny. W duchu
miałam nadzieję, że Grace szybko powie mi, o co chodzi, bo zaczynały boleć mnie
kolana.
- Bo...
eee... tego... - zaczęła niepewnie. - Pamiętasz mój list?
- Przecież
właśnie z jego powodu moja głowa znajduje się w twoim kominku – odparłam,
uśmiechając się pobłażliwie.
- Taaak...
Racja - bąknęła dziewczyna, robiąc się coraz bardziej czerwona. Nagle wstała i
zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Wreszcie, po paru rundkach dookoła
rzeźbionego stołu, usiadła ponownie na dywanie i wzięła głęboki oddech.
- No mów -
zachęciłam ją po raz kolejny, próbując się uśmiechnąć, co nie wyszło mi
najlepiej, zważywszy na nasilający się ból kolan. - Co ci leży na wątrobie?
- Raczej na
sercu... - odpowiedziała ledwie dosłyszalnym szeptem.
- Aaaa...
To TAKIE sprawy – stwierdziłam, wzdychając z ulgą. Przez cały ten czas
obawiałam się, że coś złego przydarzyło się tacie albo Petunii, a wychodzi na
to, że Grace się zakochała i po prostu chciała ze mną o tym porozmawiać.
-
Pamiętasz, jak pisałam ci o Williamie?
- Tak,
William Graber, czy jakoś tak…
- Granger
- poprawiła mnie Grace. - Więc... On mi się bardzo podoba, jak już ci
napisałam. W naszej szkole niedawno była dyskoteka i chciałam, żeby ze mną
poszedł. Nawet mu to zaproponowałam...
- Ale co
to ma wspólnego ze mną? – zapytałam nieco zniecierpliwiona. Jeśli Grace
faktycznie chciała mi się zwierzyć ze swoich sercowych rozterek, mogła po
prostu opisać mi swoje perypetie w liście, zamiast skazywać mnie na ślęczenie
po nocy z głową w kominku. - Chyba nie chcesz mi tu opowiadać o swoich
romansach?
- Żeby
chociaż faktycznie był jakiś romans... - westchnęła gorzko dziewczyna. - Kiedy
zaproponowałam mu tę dyskotekę, powiedział, że jest przecież w klasie
maturalnej i nie ma czasu na takie rozrywki, bo musi przygotowywać się do
egzaminów - zakończyła ze smutkiem.
- Rozsądny
chłopak – stwierdziłam, niechętnie przypominając sobie o zbliżających się
owutemach i dochodząc do wniosku, że nawet jeszcze nie zaczęłam rzetelnie się
do nich przygotowywać.
- No i
właśnie w tym rzecz – wyrwała mnie z zamyślenia Grace.
- W czym?
- zapytałam, nadal nic nie pojmując.
- No w
Williamie! - powiedziała urażona.
- A co z
nim nie tak?
- Chcę,
żeby się wreszcie mną zainteresował - powiedziała takim tonem, jakby tłumaczyła
kilkuletniemu dziecku, że ogień może poparzyć.
- Ale co
to ma wspólnego ze mną? – zapytałam, coraz bardziej zniecierpliwiona i
zirytowana. Był środek nocy, powieki ciążyły mi niemiłosiernie, a ból kolan
dawał mi się już porządnie we znaki.
-
Przyjedziesz na święta? – zapytała Grace niespodziewanie.
- CO? -
zawołałam, zdziwiona nie na żarty tak nagłą zmianą tematu.
- Pytam,
czy przyjedziesz na święta? - powtórzyła Grace, tym samym irytującym tonem.
- Być
może, ale co to ma wspólnego z tym twoim Williamem?
-
Wszystko! - zawołała Grace z przejęciem. - Nie rozumiesz jeszcze?
- Nie -
odparłam zdenerwowana. Bardzo chciałam, by moja rozmówczyni przeszła wreszcie
do rzeczy, bo istniało spore ryzyko, że nie będę w stanie podnieść się z
podłogi.
- Przecież
jesteś CZAROWNICĄ! - oznajmiła dziewczyna ze zdumieniem.
- Nawet
czarownice nie potrafią czytać w myślach - wycedziłam, coraz bardziej gubiąc
się w biegu wydarzeń. Właściwie nadal nie znałam powodu swojej wizyty u Grace,
chociaż minęło już ładnych parę minut.
-
Posłuchaj mnie uważnie! – oznajmiła dziewczyna dobitnie. Najwyraźniej i ona
zaczęła się już powoli niecierpliwić moim brakiem zrozumienia dla całej tej
sytuacji – Wiem, że istnieje coś takiego jak eliksir miłosny…
- I tylko dlatego mnie wzywałaś? - zapytałam, nie
kryjąc już irytacji. - Mam zrobić ten eliksir, żeby ten cały Walter...
- William.
- …żeby
ten cały William się w tobie zakochał?
- Wiedziałam,
że zrozumiesz - ucieszyła się Grace, klaskając z entuzjazmem w ręce.
Owszem,
zrozumiałam ją, i to aż za dobrze. Zdawałam sobie jednak sprawę, że takie
mikstury są w Hogwarcie nielegalne i, szczerze mówiąc, po odejściu z pracy
profesora Slughorna przestałam się szczególnie interesować eliksirami, choć
nadal ten przedmiot nie sprawiał mi większych problemów.
- Musisz
mi pomóc... – powiedziała Grace, błagalnie splatając dłonie. - Zrobisz ten
eliksir i kiedy przyjedziesz na święta, dasz mi go.
- Widzę,
że dokładnie to sobie zaplanowałaś... - stwierdziłam, uśmiechając się
ironicznie.
- Jeżeli
ty mi nie pomożesz, to...
- To co?
- To
zostanę starą panną! - zakwiczała Grace.
- A nie
przeszło ci przez myśl, że nie powinnaś manipulować uczuciami kogoś, na kim ci
zależy? – zapytałam ostrożnie – Chyba nie byłoby ci miło, gdybyś ktoś
wykorzystał cię w taki sposób, prawda?
- Ja go
nie chcę wykorzystać ani oszukać! – zaprzeczyła, wyraźnie urażona. – Myślę, że
on mnie lubi, tylko potrzebuje jakiegoś bodźca, żeby się do tego przyznać.
- I tym
bodźcem koniecznie musi być eliksir miłosny?
- Przecież
nie będzie działał przez całą wieczność, prawda? Zrobisz dla mnie tylko jedną
fiolkę, a kiedy William to wypije i zostaniemy parą, zrobię wszystko, by
naprawdę mnie pokochał.
- Myślisz,
że to wystarczy? Że po tym wszystkim będzie umiał na trzeźwo docenić twoje
starania?
- Nie
wiem, ale… ale chcę dostać szansę na bycie z człowiekiem, na którym mi zależy i
tylko ty możesz mi pomóc spełnić moje marzenie!
- Bardziej
uczciwie względem niego byłoby, gdybyś… - zaczęłam, ale Grace nie pozwoliła mi
dokończyć.
-
Próbowałam. I zdaję sobie sprawę, co sobie teraz o mnie myślisz. Pewnie
sądzisz, że jestem głupia i żałosna, i…
- Wcale
nie – zaprzeczyłam stanowczo. – Myślę po prostu, że jesteś zbyt impulsywna, tak
jak wtedy, gdy złamałaś mi nos – wypomniałam jej z uśmiechem. Podziałało. Grace
nieco się odprężyła. – Nadal uważam, że nie powinnaś próbować zdobyć chłopaka w
ten sposób… - zaczęłam ostrożnie - …ale jeśli naprawdę obiecasz, że podasz mu
tylko tę jedną, jedyną dawkę, to ją dla ciebie przygotuję.
Powstrzymanie
potoku wdzięczności, który nastąpił zaraz po tej deklaracji, zajęło mi ładnych
kilkanaście minut. Gdy wreszcie udało mi się pożegnać z Grace i wyciągnąć głowę
z kominka, dochodziła trzecia w nocy. Z trudem podniosłam się z podłogi i
rozmasowałam bolące kolana, po czym, stawiając stopy w nienaturalnie ostrożny
sposób, udało mi się wspiąć po schodach do żeńskiego dormitorium. Gdy położyłam
się już do łóżka, byłam prawie pewna, że rano nie będę w stanie się z niego
podnieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz