niedziela, 12 sierpnia 2012

Prośba Grace


Na policzkach Grace zakwitły rumieńce. Odgarnęła z czoła ciemne pasmo włosów i wpatrzyła się we wzorzysty dywanik zdobiący lśniącą podłogę.
- No? – zapytałam zachęcającym tonem, zdziwiona nieco zakłopotaniem dziewczyny. W duchu miałam nadzieję, że Grace szybko powie mi, o co chodzi, bo zaczynały boleć mnie kolana.
- Bo... eee... tego... - zaczęła niepewnie. - Pamiętasz mój list?
- Przecież właśnie z jego powodu moja głowa znajduje się w twoim kominku – odparłam, uśmiechając się pobłażliwie.
- Taaak... Racja - bąknęła dziewczyna, robiąc się coraz bardziej czerwona. Nagle wstała i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Wreszcie, po paru rundkach dookoła rzeźbionego stołu, usiadła ponownie na dywanie i wzięła głęboki oddech.
- No mów - zachęciłam ją po raz kolejny, próbując się uśmiechnąć, co nie wyszło mi najlepiej, zważywszy na nasilający się ból kolan. - Co ci leży na wątrobie?
- Raczej na sercu... - odpowiedziała ledwie dosłyszalnym szeptem.
- Aaaa... To TAKIE sprawy – stwierdziłam, wzdychając z ulgą. Przez cały ten czas obawiałam się, że coś złego przydarzyło się tacie albo Petunii, a wychodzi na to, że Grace się zakochała i po prostu chciała ze mną o tym porozmawiać.
- Pamiętasz, jak pisałam ci o Williamie?
- Tak, William Graber, czy jakoś tak…
- Granger - poprawiła mnie Grace. - Więc... On mi się bardzo podoba, jak już ci napisałam. W naszej szkole niedawno była dyskoteka i chciałam, żeby ze mną poszedł. Nawet mu to zaproponowałam...
- Ale co to ma wspólnego ze mną? – zapytałam nieco zniecierpliwiona. Jeśli Grace faktycznie chciała mi się zwierzyć ze swoich sercowych rozterek, mogła po prostu opisać mi swoje perypetie w liście, zamiast skazywać mnie na ślęczenie po nocy z głową w kominku. - Chyba nie chcesz mi tu opowiadać o swoich romansach?
- Żeby chociaż faktycznie był jakiś romans... - westchnęła gorzko dziewczyna. - Kiedy zaproponowałam mu tę dyskotekę, powiedział, że jest przecież w klasie maturalnej i nie ma czasu na takie rozrywki, bo musi przygotowywać się do egzaminów - zakończyła ze smutkiem.
- Rozsądny chłopak – stwierdziłam, niechętnie przypominając sobie o zbliżających się owutemach i dochodząc do wniosku, że nawet jeszcze nie zaczęłam rzetelnie się do nich przygotowywać.
- No i właśnie w tym rzecz – wyrwała mnie z zamyślenia Grace.
- W czym? - zapytałam, nadal nic nie pojmując.
- No w Williamie! - powiedziała urażona.
- A co z nim nie tak?
- Chcę, żeby się wreszcie mną zainteresował - powiedziała takim tonem, jakby tłumaczyła kilkuletniemu dziecku, że ogień może poparzyć.
- Ale co to ma wspólnego ze mną? – zapytałam, coraz bardziej zniecierpliwiona i zirytowana. Był środek nocy, powieki ciążyły mi niemiłosiernie, a ból kolan dawał mi się już porządnie we znaki.
- Przyjedziesz na święta? – zapytała Grace niespodziewanie.
- CO? - zawołałam, zdziwiona nie na żarty tak nagłą zmianą tematu.
- Pytam, czy przyjedziesz na święta? - powtórzyła Grace, tym samym irytującym tonem.
- Być może, ale co to ma wspólnego z tym twoim Williamem?
- Wszystko! - zawołała Grace z przejęciem. - Nie rozumiesz jeszcze?
- Nie - odparłam zdenerwowana. Bardzo chciałam, by moja rozmówczyni przeszła wreszcie do rzeczy, bo istniało spore ryzyko, że nie będę w stanie podnieść się z podłogi.
- Przecież jesteś CZAROWNICĄ! - oznajmiła dziewczyna ze zdumieniem.
- Nawet czarownice nie potrafią czytać w myślach - wycedziłam, coraz bardziej gubiąc się w biegu wydarzeń. Właściwie nadal nie znałam powodu swojej wizyty u Grace, chociaż minęło już ładnych parę minut.
- Posłuchaj mnie uważnie! – oznajmiła dziewczyna dobitnie. Najwyraźniej i ona zaczęła się już powoli niecierpliwić moim brakiem zrozumienia dla całej tej sytuacji – Wiem, że istnieje coś takiego jak eliksir miłosny…
- I  tylko dlatego mnie wzywałaś? - zapytałam, nie kryjąc już irytacji. - Mam zrobić ten eliksir, żeby ten cały Walter...
- William.
- …żeby ten cały William się w tobie zakochał?
- Wiedziałam, że zrozumiesz - ucieszyła się Grace, klaskając z entuzjazmem w ręce.
Owszem, zrozumiałam ją, i to aż za dobrze. Zdawałam sobie jednak sprawę, że takie mikstury są w Hogwarcie nielegalne i, szczerze mówiąc, po odejściu z pracy profesora Slughorna przestałam się szczególnie interesować eliksirami, choć nadal ten przedmiot nie sprawiał mi większych problemów.
- Musisz mi pomóc... – powiedziała Grace, błagalnie splatając dłonie. - Zrobisz ten eliksir i kiedy przyjedziesz na święta, dasz mi go.
- Widzę, że dokładnie to sobie zaplanowałaś... - stwierdziłam, uśmiechając się ironicznie.
- Jeżeli ty mi nie pomożesz, to...
- To co?
- To zostanę starą panną! - zakwiczała Grace.
- A nie przeszło ci przez myśl, że nie powinnaś manipulować uczuciami kogoś, na kim ci zależy? – zapytałam ostrożnie – Chyba nie byłoby ci miło, gdybyś ktoś wykorzystał cię w taki sposób, prawda?
- Ja go nie chcę wykorzystać ani oszukać! – zaprzeczyła, wyraźnie urażona. – Myślę, że on mnie lubi, tylko potrzebuje jakiegoś bodźca, żeby się do tego przyznać.
- I tym bodźcem koniecznie musi być eliksir miłosny?
- Przecież nie będzie działał przez całą wieczność, prawda? Zrobisz dla mnie tylko jedną fiolkę, a kiedy William to wypije i zostaniemy parą, zrobię wszystko, by naprawdę mnie pokochał.
- Myślisz, że to wystarczy? Że po tym wszystkim będzie umiał na trzeźwo docenić twoje starania?
- Nie wiem, ale… ale chcę dostać szansę na bycie z człowiekiem, na którym mi zależy i tylko ty możesz mi pomóc spełnić moje marzenie!
- Bardziej uczciwie względem niego byłoby, gdybyś… - zaczęłam, ale Grace nie pozwoliła mi dokończyć.
- Próbowałam. I zdaję sobie sprawę, co sobie teraz o mnie myślisz. Pewnie sądzisz, że jestem głupia i żałosna, i…
- Wcale nie – zaprzeczyłam stanowczo. – Myślę po prostu, że jesteś zbyt impulsywna, tak jak wtedy, gdy złamałaś mi nos – wypomniałam jej z uśmiechem. Podziałało. Grace nieco się odprężyła. – Nadal uważam, że nie powinnaś próbować zdobyć chłopaka w ten sposób… - zaczęłam ostrożnie - …ale jeśli naprawdę obiecasz, że podasz mu tylko tę jedną, jedyną dawkę, to ją dla ciebie przygotuję.
Powstrzymanie potoku wdzięczności, który nastąpił zaraz po tej deklaracji, zajęło mi ładnych kilkanaście minut. Gdy wreszcie udało mi się pożegnać z Grace i wyciągnąć głowę z kominka, dochodziła trzecia w nocy. Z trudem podniosłam się z podłogi i rozmasowałam bolące kolana, po czym, stawiając stopy w nienaturalnie ostrożny sposób, udało mi się wspiąć po schodach do żeńskiego dormitorium. Gdy położyłam się już do łóżka, byłam prawie pewna, że rano nie będę w stanie się z niego podnieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz