Wątłe
światełko, sączące się przez czerwono-złote zasłony, wpadało do dormitorium,
oświetlając swym blaskiem wnętrze sypialni, w tym i moją przyjaciółkę, Emily
Norton, leżącą teraz na plecach i wpatrującą się bezmyślnie w sufit.
- Za ile
mamy eliksiry? – zapytała takim tonem, jakby niespecjalnie chciała poznać
odpowiedź.
Spojrzałam
na zegar ścienny, na którego tarczy złotawe wskazówki przesuwały się leniwie i
odparłam:
- Za
siedem minut.
- Trudno -
westchnęła przyjaciółka, zwlekając się z łóżka. - Idziemy. Nie chcę nowych
kłopotów. - to mówiąc, zabrała z podłogi swoją torbę, która zazwyczaj
poniewierała się byle gdzie po całej Wieży Gryffindoru i bez entuzjazmu
podeszła do drzwi. - Idziesz? - zapytała obojętnie.
- Taak.
Jak myślisz... - zaczęłam, nadal leżąc na łóżku – …co z Alice?
-
Potrzebuje teraz trochę samotności - odparła Emily pewnym siebie tonem – Wiesz,
musi to sobie wszystko poukładać, przemyśleć, a co najważniejsze, pogodzić się
z tym i spróbować zapomnieć.
- Czy
takie coś da się zapomnieć? - spytałam, czując, jak na nowo ogarnia mnie smutek
i współczucie. Całym sercem chciałam, by Alice na udało się ponownie odnaleźć
radość życia, ale z każdą chwilą wątpiłam coraz bardziej, by było to możliwe.
- Nie wiem - odparła Emily cicho – Ale jednego
jestem pewna. Z każdym dniem będzie bolało coraz mniej.
- Tak
myślisz?
- Mało
tego, ja to wiem - oznajmiła dziewczyna, a na jej twarzy pojawił się lekki,
jakby trochę wymuszony uśmiech.
To
powiedziawszy, poderwała się z miejsca, a gdy jej stopy, do tej pory
spoczywające na miękkiej pościeli, dotknęły podłogi, przeciągnęła się leniwie.
Podeszła do okna i odsunęła zasłony, wpuszczając do dormitorium więcej światła.
Mimowolnie
przyjrzałam się przyjaciółce uważniej. Emily była niziutka i bardzo drobna.
Miała śliczne, lazurowe oczy i długie, złociste włosy, zakrywające prawie całe
jej plecy. W Hogwarcie cieszyła się dużą popularnością, ale, oczywiście – żaden
chłopak nie był dość dobry, by otwarcie stanąć w szranki z Syriuszem Blackiem.
Czasem zastanawiałam się, czy Łapa, jakby na to nie patrzeć – szkolny Casanova
– dostrzega w Emily to samo co ja. Czy widzi jej niezłomność, odwagę i pogodę ducha,
czy też skupia się tylko na walorach jej ciała? Miałam niemiłe przeczucie, że
już wkrótce moją najlepszą przyjaciółkę czeka bolesna konfrontacja z okrutną
rzeczywistością…
- Idziemy,
idziemy - mruknęłam, niechętnie, zarzucając torbę na lewe ramię. - Kto by
pomyślał, że pannie Norton tak się spieszy na zajęcia - powiedziałam nieco
ironicznie. Emily westchnęła głęboko i oznajmiła:
- Wiesz, w
końcu w tym roku mamy owutemy. Trzeba się wreszcie za siebie wziąć, moja droga.
Już miałam
zamiar zapytać, co jest powodem zmiany jej stosunku do nauki, gdy drzwi
dormitorium otworzyły się i stanęła w nich Alice, blada i przygnębiona.
-
Rozmawiałam z Dumbledore'em - powiedziała, na próżno siląc się na swobodny ton.
- Mówił, że nie muszę się martwić tym, że któryś z uczniów dowie się o moich
rodzicach - dodała, zaciskając wargi. - Nikt oprócz mnie nie dostał „Proroka”,
bo kazał wstrzymać prenumeratę, dopóki sprawa nie ucichnie.
- To
dobrze - stwierdziła Emily z ulgą – Dumbledore ma łeb nie od parady.
- A co z
tymi uczniami, których rodzice pracują w Ministerstwie Magii? - zapytałam
niepewnie.
- Te
informacje są zastrzeżone i pracownicy nie mogą sobie o nich tak po prostu
rozpowiadać. To grozi dymisją - powiedziała Alice i wyłożyła się wygodnie na
swoim łóżku. – Aha, nie idę dzisiaj na lekcje.
Nie była
zaskoczona. Sama też z trudem wracałam do rzeczywistości po śmierci mamy, a
Alice w końcu straciła oboje rodziców. Czułam, że powinnam jej pozwolić na
samotność, nawet jeśli nie byłam do tego do końca przekonana.
- Zawsze
możesz na nas liczyć – powiedziała Emily na odchodnym, posyłając w stronę Alice
pokrzepiający uśmiech.
- Wiem -
odparła dziewczyna zdławionym głosem, jakby powstrzymywała płacz. Widocznie
czekała, aż sobie pójdziemy. Ledwo zamknęły się za nami drzwi, usłyszałam
stłumiony szloch przyjaciółki. Z trudem zdusiłam w sobie chęć, by wrócić do
środka i ją pocieszyć.
- Z każdym
dniem będzie boleć mniej... - powiedziała Emily z naciskiem. Choć tak bardzo
chciałam wierzyć w jej słowa, przez kilka następnych dni zupełnie nie umiałam
skupić się na lekcjach.
*
Minęło
kilka tygodni. Nastał listopad, powietrze stawało się coraz mroźniejsze i lada
chwila mogliśmy się spodziewać pierwszych opadów śniegu. Miałam czasem
wrażenie, że coraz niższa temperatura za oknem w pełni odpowiada temu, co
działo się teraz w sercu Alice. Chociaż od śmierci państwa Larsson minęło już
trochę czasu, moja przyjaciółka wciąż nie umiała się z tym pogodzić. Stała się
osowiała i przygnębiona, a ilekroć wraz z Emily i Courtney próbowałyśmy wyciągnąć
ją na spacer albo w jakikolwiek inny sposób oderwać od przykrych myśli, dawała
nam jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie naszego towarzystwa. Co więcej,
ostatecznie rozstała się także z Remusem i teraz można było ją zastać niemal
wyłącznie w bibliotece – pochyloną nad książkami, niedostępną i wiecznie
zirytowaną. Najgorsze było jednak dla mnie to, że mogłam jedynie patrzeć, jak
Alice na nowo obrasta pancerzem nieufności. Moja przyjaciółka cierpiała w
milczeniu, a ja nie byłam w stanie udzielić jej pomocy, choć tak bardzo tego
chciałam…
*
-
Czemu tak patrzysz? - zapytałam, kiedy przyłapałam właściciela okrągłych,
czekoladowych oczu na wpatrywaniu się w mój profil.
Leżałam
wraz z Jamesem na jego łóżku w dormitorium chłopców. Jedną ręką podpierał swoją
głowę, drugą zaś bawił się moimi włosami rozsypanymi na poduszce.
- Bo lubię
- odpowiedział chłopak, uśmiechając się wesoło. - Tyle czekałem, żeby móc
patrzeć na ciebie bezkarnie, więc teraz korzystam z każdej okazji.
- Właśnie
widzę - odparłam, zakrywając mu twarz poduszką. Reakcja Pottera była
błyskawiczna. Jego lewa ręka oplotła mnie w talii i przyciągnęła do siebie,
podczas gdy druga wyrwała mi poduszkę.
- No,
Lily... Mogłabyś być milsza - powiedział James, gdy skutecznie uniemożliwił mi
wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
- Tak? -
zapytałam – Dlaczego?
- Bo mam
dla ciebie niespodziankę... - odparł chłopak, a na jego twarzy zakwitł dziwny
uśmieszek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz