niedziela, 12 sierpnia 2012

Odrobina zaufania


Dni wolne od zajęć wydawały mi się tym przyjemniejsze, im bliższa była perspektywa zdawania owutemów. Po rozmowie z profesor Madson nabrałam przekonania, że mój sen nijak ma się do przyszłości, więc przestałam się tym zadręczać, zamiast tego skupiając się na urokach niedzieli.
Światło sączyło się przez okna do naszego dormitorium, napawając mnie radością i chęcią do życia. Leżałam na brzuchu, przeglądając od niechcenia ostatni numer „Czarownicy”, Emily bez przerwy pokonywała dystans pomiędzy dormitorium a łazienką, przynosząc coraz to nowe łaszki i błyskotki, zaś Alice siedziała na podłodze wśród porozkładanych książek i usiłowała przygotowywać się do owutemów, jednak żwawy sprint Nortonówny skutecznie jej to udaremniał.
- Mogłabyś przestać? - zapytała rozdrażniona, spoglądając na przyjaciółkę ze złością znad opasłego podręcznika do transmutacji.
- Nie za bardzo - stwierdziła Emily przekornie, malując usta krzykliwą szminką i demonstrując przed lustrem dzióbek.
- Próbuję się uczyć - warknęła Alice, wertując nerwowymi ruchami książkę.
- Zaraz dam ci wolną rękę - mruknęła Emily, przymierzając czerwoną (o wiele za krótką) sukienkę i poprawiając ręką fryzurę – W skali od jeden do dziesięciu, na ile wyglądam? - zapytała, okręcając się z gracją wokół własnej osi.
- Dziesięć - stwierdziłam, obdarzając przyjaciółkę nieuważnym spojrzeniem, po czym przeniosłam wzrok na artykuł „Co zrobić, gdy twój chłopak coś przed tobą ukrywa?” Zabawne, jak bardzo "Czarownica" jest teraz na czasie...
- Zero - burknęła Alice złośliwie.
Emily cmoknęła z niezadowoleniem, pokazała jej język i szybko narzuciła na ramiona ciemny płaszcz, aby nikt poza Syriuszem Blackiem nie miał możliwości przyjrzenia się atutom jej sylwetki, które czerwona kreacja bardzo wyraźnie eksponowała.
- Nie widziałaś Jamesa? - zapytałam z nadzieją, zanim Em zdążyła opuścić dormitorium.
- Nie – odparła nieuważnie, po czym zbiegła z gracją ze schodów.
Alice prychnęła pogardliwie i ponownie przeniosła swój wzrok na zawartość książki. Po jakimś czasie jednak odezwała się do mnie niepewnie:
- Co cię gryzie, Lily?
- Dlaczego coś miałoby mnie gryźć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bo od pewnego czasu czytasz spis treści - stwierdziła Alice i spojrzała na mnie niespokojnie.
Odłożyłam „Czarownicę” i usiadłam na podłodze w siadzie skrzyżnym.
- Tak jakoś... - odparłam smętnie, wpatrując się w swoje stopy.
- To znaczy? - dociekała Alice. Zabawne, pogodziłyśmy się zaledwie wczoraj, a ona znowu wydusza ze mnie moje obawy i tajemnice. Miałam wrażenie, że swoją troską w jakiś sposób próbuje zatrzeć niemiłe wspomnienia kilku ostatnich tygodni, podczas których w ogóle ze sobą nie rozmawiałyśmy. Tak bardzo jednak tęskniłam za jej towarzystwem, że nie miałam za złe tej jej dociekliwości.
- Bo wiesz... – zaczęłam. – Może to i głupie, ale... chciałabym wiedzieć, skąd James ma myślodsiewnię.
- I na tym polega cały twój problem? - zapytała Larsson zdziwiona. Najwidoczniej zupełnie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Nie chciał mi tego powiedzieć - dodałam takim tonem, jakby to miało jej wyjaśnić sedno mojego zmartwienia. Alice uśmiechnęła się w dziwny sposób. Ni to pobłażanie, ni to ironia igrała w kącikach jej ust.
- Lily, Lily, Lily... – westchnęła. – Odrobina zaufania. James jest w porządku i mogę cię zapewnić, że nie musi dla ciebie kraść.
- To dlaczego nie chciał mi powiedzieć, skąd ją ma? - zapytałam, nie dając za wygraną. Alice potrząsnęła głową i odgarnęła z czoła pasmo krótkich, orzechowych włosów. - Obiecał, że powie mi dzisiaj, a cały dzień mnie unika - dodałam, utwierdzając się w przekonaniu, że Rogacz naprawdę coś przede mną ukrywa.
- Jesteś przewrażliwiona. - stwierdziła Alice i najzupełniej w świecie powróciła do nauki.
Prychnęłam ze złością i zeszłam na dół do pokoju wspólnego. Sama nie wiedziałam, dlaczego uwaga Alice tak bardzo mnie zirytowała. Czyżbym naprawdę przejmowała się tylko na zapas? Czemu w takim razie miałam wrażenie, że James nie zdobył myślodsiewni w całkowicie legalny sposób?
Cóż, jedynym sposobem na pozbycie się wątpliwości była otwarta rozmowa z chłopakiem. Skierowałam się więc prosto do dormitorium chłopców.
- Jest James? – zapytałam, gdy otworzył mi Glizdogon. Chłopak pokręcił jednak przecząco głową.
- Jest na boisku. Ćwiczy.
- Dziś trening quidditcha? – zdziwiłam się. Nie przypominałam sobie, by James mi o nim wspominał.
- Nie, ćwiczy sam - odparł Peter.
Wróciłam do sypialni dziewcząt, wzięłam swój płaszcz i, nie reagując na zdziwioną minę Alice, pobiegłam prosto na stadion quidditcha. Choć wiał zimny wiatr i brnęłam w śniegu po kolana, dzielnie dotarłam do celu swojej wędrówki. Zadarłam wysoko głowę i ujrzałam jakieś sześćdziesiąt stóp nad sobą, mały, poruszający się między pętlami punkcik, który na mój widok niemal od razu zmniejszył swoją wysokość. Po jakimś czasie mogłam już rozróżnić rozczochrane, czarne włosy, długi nos i pełne czaru orzechowe oczy Jamesa.
- Cześć! - zawołał chłopak zadowolony, po czym wylądował i obdarzył mnie czułym, rozgrzewającym pocałunkiem. Smak jego ust niemal zupełnie wybił mi z głowy powód, dla którego opuściłam ciepłe i przytulne dormitorium.
- Musimy chyba pogadać – stwierdziłam stanowczo, gdy udało mi się już oderwać od jego miękkich warg.
- O czym? - zdziwił się James.
- O myślodsiewni. Nadal nie wiem, skąd ją masz.
Przez twarz Rogacza przemknął ledwo zauważalny grymas niezadowolenia. Bez słowa wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę zamku.
- Co robisz?
- Chyba nie chcesz rozmawiać tutaj? – zapytał, przewracając oczami.
Faktycznie, na błoniach było bardzo zimno i wietrznie. Dopiero słowa Jamesa uświadomiły mi, że zdążyłam już nieźle zmarznąć. Pozwoliłam więc zaprowadzić mu się do Hogwartu, a konkretniej, do Pokoju Życzeń, w którym czekały już na nas dwa kubki gorącej czekolady i miękkie fotele.
- No to zamieniam się w słuch – oznajmiłam, spoglądając na Jamesa wyczekująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz