Winifred
potrafiła sprawić, by uwaga ojca skupiała się tylko i wyłącznie na niej. Gdy
zauważyłam, z jakim entuzjazmem tata wpatruje się w jej twarz, mój niepokój
stopniowo narastał do rangi paniki. Kątem oka zauważyłam jednak, że i Petunia
nie jest zbyt zadowolona z zainteresowania, jakim nasz ojciec obdarza swoją
koleżankę.
- To co u
ciebie jeszcze słychać, Winny? – zapytał, uśmiechając się promiennie.
- W
sumie to niewiele, Warner, za wyjątkiem tego, co już powiedziałam. Moje życie
jest takie nieciekawe... - odparła kobieta, przeciągając się leniwie.
- Pani
Winifred, czy jest pani mężatką? - spytała Petunia, patrząc na nią z
niechęcią. Sprawiała wrażenie, jakby z trudem powstrzymywała się od tego
pytania. Nie miałam jej jednak tego za złe, bo sama też byłam bardzo ciekawa,
jaki jest stan cywilny tej blondwłosej kokietki.
- Po
pierwsze, mówcie mi Winny. Nienawidzę się przedstawiać – odpowiedziała,
uśmiechając się do Petunii.
- Winifred
to piękne imię - wtrąciła babcia oschle.
- Jak dla
kogo piękne... – westchnęła - A co do męża, to jestem rozwiedziona – dodała
takim tonem, jakby uważała ten fakt za zupełnie nieistotny.
Wymieniłyśmy
z Petunią posępne spojrzenia, jakbyśmy czytały w swoich myślach.
- Winifred z pewnością narobi niezłego
zamieszania w naszym życiu – pomyślałam, zupełnie tracąc apetyt.
*
Wszystko
wskazywało na to, że moje obawy były słuszne, bo najbliższych parę dni tatę
można było zobaczyć niemal wyłącznie w towarzystwie Winny. Trudno było w nim
rozpoznać tego samego mężczyznę, którym stał się po śmierci mamy. Teraz znowu
się uśmiechał, żartował i znacznie częściej się odzywał.
- Lily,
nie przejmuj się tym tak - powiedziała Grace, gdy zwierzyłam się jej ze swoich
obaw - Mój tata zmarł, jak miałam osiem lat. Potem mama znalazła sobie innego i
wcale nie miałam jej tego za złe. A wiesz, dlaczego?
- Nie
wiem - odparłam chłodno, nawet nie udając, że w ogóle mnie to obchodzi.
Grace chyba to wyczuła, ale kontynuowała:
- Ponieważ
uważam, że miała prawo do szczęścia i...
-
Posłuchaj, Grace - przerwałam jej niecierpliwie - Nie minął nawet rok od
śmierci mamy, a tata już o niej zapomniał... Jeśli myślisz, że mogę ot tak to
zaakceptować, to…
- Wcale o
niej nie zapomniał - zaprzeczyła z przekonaniem - Zawsze będzie o niej pamiętać,
chociażby patrząc na ciebie i Petunię. Twój tata na pewno bardzo kochał mamę i
zawsze będzie w jego sercu tą najważniejszą kobietą. Wiem, co mówię.
- Jakoś ci
nie wierzę…- burknęłam.
Nasza
rozmowa utkwiła w martwym punkcie. Grace nie próbowała dłużej mnie przekonywać,
bo szybko straciła do mnie cierpliwość. Co do Winny, to chociaż była dla mnie
bardzo uprzejma, nie byłam w stanie powstrzymać się od okazywania jej niechęci.
Na każde jej pytanie odpowiadałam monosylabami, nie patrząc jej nawet w oczy.
Wiedziałam wprawdzie, że nie zrobiła nic, co dawałoby mi prawo do traktowania
jej w taki sposób, ale nie mogłam wybaczyć jej tego, że ma tak duży wpływ na
tatę.
Pewnego
wieczoru, kiedy zdenerwowana przechadzałam się po swojej tymczasowej sypialni,
zauważyłam jakiś ruch w ogrodzie za oknem. Dyskretnie przesunęłam się w tamtym
kierunku i prawie przykleiłam się do szyby, gdy zobaczyłam, że postaciami na
zewnątrz byli ojciec i Winny.
- Co oni
robią? - mruknęłam do siebie z niepokojem i wychyliłam się tak bardzo do
przodu, że mój nos dosłownie rozpłaszczył się o szklanką taflę. Nie zwróciłam
jednak na to uwagi, zajęta obserwacją rodzica i jego koleżanki. W pewnym
momencie zauważyłam, jak Winny ukrywa twarz w dłoniach, a ojciec… ojciec ją
przytula…
Tego już
za wiele! Od śmierci mamy nie upłynął nawet rok, a tata już romansuje sobie z
inną kobietą i to bezpośrednio przed moim nosem!
Otworzyłam
okno na oścież, gotowa krzyknąć z całych sił, jak bardzo nienawidzę i jego, i jej,
ale w tym momencie, niczym mały, brunatny pocisk, wleciała do mojego pokoju
mała płomykówka, lądując z gracją na toaletce.
- Sowia
poczta? Tutaj? – zapytałam samą siebie, na moment zapominając o tacie i
Winifred. Zauważyłam za to, że do nóżki płomykówki, oprócz liściku,
przymocowana była niewielka paczuszka.
"Na wypadek, gdybyś chciała
zwiać na Pokątną. Alice" - głosił napis na przesyłce.
Szybko
domyśliłam się, co mogło być jej zawartością, błogosławiąc w duchu troskę i
zapobiegliwość Larssonówny. Schowałam paczuszkę do torebki, przewieszonej niedbale
przez oparcie krzesła, gotowa wykorzystać przesłany mi przedmiot, jeśli tylko
zajdzie taka konieczność.
Nagle
usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na sówkę z paniką, a ona, jak gdyby
rozumiejąc moje obawy, szybko wyfrunęła przez otwarte okno. Podeszłam do drzwi
i otworzyłam je z impetem, pewna, że zastanę za nimi Grace.
- Musimy
porozmawiać, Lilianne - powiedziała babcia Gertruda stanowczo, marszcząc
śnieżnobiałe brwi. Domyśliłam się, że czeka mnie połajanka za złe traktowanie
Winifred, a po scenie, której przed chwilą byłam świadkiem, nie miałam
najmniejszej ochoty rozmawiać dzisiaj o tej kobiecie.
- Może
jutro? – zaproponowałam z nadzieją, ale babcia nie miała zamiaru dać się
spławić nastolatce. Zmierzyła mnie wyniosłym spojrzeniem, po czym weszła do
pokoju i ulokowała się w najwygodniejszym fotelu.
-
Posłuchaj, Lilianne... - zaczęła.
- Lily -
przerwałam jej i spojrzałam dumnie w babcine oczy. Miałam dość tego, że
traktuje mnie tak oficjalnie, chociaż jestem jej rodzoną wnuczką. W każdej
innej sytuacji z pewnością nie odważyłabym się jej przeszkodzić, ale
narastające we mnie frustracja i żal coraz bardziej dawały mi się we znaki i
musiałam znaleźć dla nich jakieś ujście.
-
Lilianne... - kontynuowała staruszka, pomijając moją poprzednią kwestię, jakby
chciała mi udowodnić, że nie ja będę dyktować warunki naszej rozmowy –
Zauważyłam, w jaki sposób odnosisz się do Winifred i przyznam, że jestem
zdegustowana…
-
Zdegustowana? – wybuchłam – To JA jestem zdegustowana tym, w jaki sposób ta… ta
kobieta dobiera się do mojego ojca! Nie mam obowiązku szanować kogoś takiego
jak ona!
- A ja nie
mam obowiązku wysłuchiwać twoich histerii w moim własnym domu – odparła babcia
zimno, nie dając zbić się z tropu – Winifred jest przyjaciółką rodziny Evansów,
przyjaciółką twojego taty i czy ci się to podoba, czy nie, musisz…
- NIC NIE
MUSZĘ! – zawołałam, tracąc nad sobą panowanie – To tata MUSI się pilnować,
Winny MUSI się hamować, a ty… - dodałam, patrząc na nią z wściekłością – …a ty
MUSISZ szanować pamięć mojej mamy, nawet jeśli nigdy jej nie lubiłaś! –
wyrzuciłam z siebie.
Była to
prawda. Babcia nigdy nie przepadała za moją mamą i zawsze bardzo mnie bolało,
kiedy traktowała ją z wyższością. Na samo jej wspomnienie moje oczy napełniły
się łzami, a smutek, poczucie krzywdy i żal skłębiły się w moim sercu tak
silnie, że nie byłam już w stanie nad sobą zapanować.
Płakałam
tak, jak nie płakałam już dawno. Bolało mnie to, że straciłam swoją mamę,
bolało mnie to, że tata zdawał się już o niej nie pamiętać, bolało mnie wreszcie
to, że okazałam słabość teraz, świdrowana czujnym spojrzeniem bladoszarych oczu
babci Gertrudy.
- Lily...
Podniosłam
głowę, nie wierząc własnym uszom. Czy babcia właśnie powiedziała do mnie
„Lily”…
„Lily",
nie „Lilianne”?
- Mogę cię
zapewnić, że twojego ojca i Winifred nie łączy nic, co mogłoby cię skrzywdzić.
Warner zawsze opiekował się nią jak młodszą siostrą i teraz, kiedy dowiedział
się, jak doświadczyło ją życie przez te wszystkie lata,czuje się w obowiązku,
by dodawać jej otuchy – powiedziała. Co więcej, spoglądała na mnie tak
łagodnie, że wydawało mi się przez chwilę, że patrzy na mnie zupełnie inna
osoba – Ale abstrahując już od Winny, naprawdę nie byłabyś w stanie
zaakceptować żadnej kobiety u boku ojca?
Pokiwałam
twierdząco głową. Odpowiedź była dla mnie zbyt oczywista, by formułować ją
słowami.
- Pomyśl,
Lily… Wiem, że jesteś mądrą i wrażliwą dziewczyną. Wiem, że bardzo kochasz
swojego tatę i tęsknisz za mamą. Naprawdę rozumiem to, że mogłaś poczuć się
dotknięta tym, że nagle zaczął okazywać zainteresowanie innej kobiecie, ale nie
ma w tym nic niewłaściwego.
- Nic
niewłaściwego? – prychnęłam – To przecież… przecież to zdrada!
- Zdrada?
Nie chciałabym być dosadna, ale twoja mama nie żyje i musisz się z tym wreszcie
pogodzić.
Przygryzłam
nerwowo wargę, powstrzymując się od kąśliwej odpowiedzi. Zauważyłam, że babcia
nieco zbladła i zaczęła ciężej oddychać, ale byłam zbyt wzburzona, by się tym
przejmować.
-
Powiedziałaś, że nigdy nie lubiłam twojej mamy. To prawda, nie przepadałam za
Lynn, ale szanowałam to, że wybrał ją mój syn. Szanuję ją, bo dała mu dwie
córki, a mnie dwie wnuczki. Szanuję ją, bo was wychowała. Szanuję ją, bo
obdarzyła Warnera miłością. Ale ona odeszła, Lily, a mój syn został sam. Czy
naprawdę chciałabyś, żeby tak już zostało?
- Gdyby
był z kimś innym, to byłby nielojalny względem mamy – upierałam się.
- A czy
Lynn chciałaby, żeby wasz tata był samotny i nieszczęśliwy?
- Nie jest
samotny! – zaprzeczyłam gorączkowo – Ma mnie i Tunię!
- Na jak
długo? – zapytała babcia, unosząc lekko brwi.
- Na
zawsze! – odparłam, nie rozumiejąc znaczenia tego pytania.
- Czyżby?
– kąciki warg babci zadrgały lekko – Pomyśl, Lily… Za kilka lat i ty, i Petunia
wyjdziecie za mąż, założycie własne rodziny i wyprowadzicie się, być może
daleko od Little Whinging i daleko od waszego taty. Czy naprawdę chcesz, żeby
Warner spędził resztę życia sam, wracał do pustego domu i nie miał się do kogo
odezwać? Co jest ważniejsze: lojalność względem osoby, która odeszła czy życie,
które mu pozostało?
Nie
odpowiedziałam od razu. Faktycznie, nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten
sposób. Jeśli tata będzie miał żyć tak, jak to sobie wyobraziłam, czyli sam, to
naprawdę może być bardzo nieszczęśliwy, a ja… A ja nieświadomie przyczynię się
do jego nieszczęścia, bo będę zbyt egoistyczna, zbyt przywiązana do pamięci
mamy, bo pozwolić mu cieszyć się resztą życia u boku kogoś, kogo mógłby
obdarzyć uczuciem.
- Ja… Ja
nie chcę, żeby tata był nieszczęśliwy – wydukałam. Wreszcie byłam w stanie
przyjrzeć się tej sytuacji z innej perspektywy niż moja własna i poczułam się
szczerze zawstydzona swoim zachowaniem.
- Więc daj
mu szansę – odparła babcia – Możliwe, że nigdy już nie spotka kogoś, kogo
będzie mógł pokochać, ale jeśli kiedyś do tego dojdzie… za rok, dwa, dziesięć…
bądź gotowa pozwolić mu na szczęście – dodała, uśmiechając się do mnie
łagodnie.
- Tak
zrobię – szepnęłam, ocierając łzy – I, babciu?
- Tak?
-
Przepraszam…
- Jesteś
bardzo podobna do Lynn – odparła, wciąż się uśmiechając. – Ona też była czasem
strasznie narwana i nieustępliwa, ale… akurat to w niej bardzo szanowałam –
dodała na widok mojej miny. – Mogłabyś podać mi wodę? – zapytała po chwili. –
Jakoś tak… duszno tu strasznie u ciebie…
Ledwo
jednak odwróciłam się w kierunku kredensu, usłyszałam odgłos upadającego na
ziemię ciała.
- POMOCY!
– krzyknęłam, podbiegając do nieprzytomnej babci.
*
Siedziałam
na krześle w szpitalnej poczekalni pomalowanej na biało i tępo wpatrywałam się
we wskazówki zegara, które zdawały się w ogóle nie poruszać... Jak przez mgłę
pamiętałam moment, kiedy tata wpadł do mojego pokoju razem z Winny i Sophie, i
zadzwonił na pogotowie. Później przyjechała karetka i zabrała babcię do
szpitala na reanimację. Przeżyła, ale jej stan był bardzo ciężki. Lekarz, który
się nią zajmował, powiedział nam, że od dawna już miała problemy z sercem i
zdarzały się jej zasłabnięcia. Nigdy jednak jej stan nie był tak poważny jak w
tej chwili. Najbliższe godziny miały zadecydować o jej życiu.
- Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz... - pocieszała mnie Grace, trzymając za rękę.
Nie
odpowiedziałam, zastanawiając się gorączkowo, czy stan babci nie pogorszył się
przeze mnie. Może fakt, że ją zdenerwowałam – wywołał jej zawał? Może, gdyby
nie rozmowa ze mną, spałaby sobie smacznie w swoim łóżku i wstała jutro rześka
i złośliwa jak zawsze?
- Może
powinnaś wrócić do domu i się przespać…? - zasugerowała Grace, widząc moją
pobladłą gwałtownie twarz.
- NIE! -
przerwałam jej stanowczo i zaczęłam bawić się paskiem swojej torebki.
- To może
chociaż kupić ci coś w bufecie? – nie dawała za wygraną brunetka – Niewiele
dzisiaj zjadłaś, a ja właśnie się tam wybieram…
- Nie
jestem głodna - mruknęłam ponuro.
Po kilku godzinach oczekiwań, tata zmusił Grace
i Tunię do powrotu do domu. Odjechały w towarzystwie Winny. Ja jednak wolałam
zostać. Czułam się odpowiedzialna za stan babci i nie pozwoliłam sobie
powiedzieć, że również powinnam nieco odpocząć.
Czas
mijał, a my nadal nie mieliśmy żadnych nowych wiadomości. Zaczęłam się już
zastanawiać, czy babcia w ogóle jeszcze żyje i mimo zapewnień pielęgniarki, z
każdą chwilą wątpiłam w to coraz bardziej. Szpitalny korytarz powoli się
wyludniał. Nic dziwnego... Dochodziła druga w nocy. Oprócz nas została tylko
jakaś kobieta z kilkuletnią córeczką, która bez przerwy zadawała matce jakieś
pytania. Początkowo nie zwracałam na nie najmniejszej uwagi, dopóki mała
Gretchen, bo tak nazywała ją jej matka, spytała cichutko:
- Mamusiu,
a dlaczego tatuś nie jest w szpitalu w NASZYM świecie? Pozwolisz, aby ci mugole
go kroili?
Spojrzałam
na dziewczynkę ze zdumieniem. Wydawała się całkiem zwyczajna. Mała, rumiana,
chyba ośmiolatka, o blond włosach związanych w koński ogon. Jej matka również
nie wyglądała na czarownicę. Aby nie wzbudzić jej podejrzeń, udałam, że bardzo
zainteresowała mnie ulotka na temat leczenia trzustki, a tak naprawdę
przysłuchiwałam się z uwagą każdemu jej słowu.
- Mówiłam
ci, Gretchen... Skończył się nam Proszek Fiuu, różdżkę mam złamaną, a pieniędzy
nie ma... - warknęła poirytowana kobieta, ale po chwili ze strachem na mnie
spojrzała, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności. Udałam, że
nic nie usłyszałam.
- Biedna
kobieta... - pomyślałam - Ciekawe co spotkało jej męża...? Gdyby tak mogła się
dostać do Szpitala Świętego Munga... Zaraz... Przecież może!
Nagle
zerwałam się na równe nogi i zaczęłam gorączkowo przeszukiwać moją torebkę.
Obrzuciłam nieuważnym spojrzeniem ojca, który wypytywał o coś pielęgniarkę, po
czym podeszłam do kobiety i wcisnęłam jej do ręki paczuszkę, którą dostałam od
Alice.
- Pani mąż
powinien jak najszybciej zjawić się w Szpitalu Świętego Munga - powiedziałam
stanowczo.
Przez
chwilę wpatrywała się we mnie zdezorientowana, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Inicjatywę przejęła jej córeczka.
- Od razu
tak mówiłam - zaszczebiotała z przekonaniem - Czy to świstoklik?
- Tak… Wprawdzie
tylko na Pokątną, ale stamtąd na pewno będzie łatwiej…
Nie
zdążyłam jednak dokończyć, bo matka Gretchen objęła mnie z wdzięcznością, po
czym złapała córkę za rękę i pobiegła w kierunku sali, w której zapewne leżał
jej mąż.
- Co się
stało tej kobiecie? - zapytał tata, który właśnie skończył rozmowę z
pielęgniarką. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle do poczekalni
wszedł sędziwy lekarz w nienagannie białym kitlu.
- Kto jest
z rodziny pani Evans? - zapytał, marszcząc brwi.
- Ja -
odpowiedzieliśmy z ojcem jednocześnie.
- Muszę
państwa zawiadomić, że Gertruda Evans właśnie zmarła.
- Nie… -
szepnęłam, czując, jak pod powiekami wzbierają mi łzy.
Zanim
ktokolwiek zdążył zareagować, wbiegłam do sali, w której leżała babcia. Była
już odłączona od aparatury, miała zamknięte oczy, a na jej twarzy błąkał się
leniwy, łagodny uśmiech.
Nie mogłam
w to uwierzyć. Babcia, do której nigdy nie byłam przywiązana, babcia, do której
nie chciałam przyjeżdżać i której nie lubiłam, babcia, która w ostatnich godzinach
swego życia nazwała mnie „Lily” i pokazała mi swoją cieplejszą stronę… ta
babcia właśnie odeszła. Odeszła w chwili, w której zaczęłam dopiero ją poznawać
i lubić. Niesprawiedliwość świata po raz kolejny zaparła mi dech w piersiach.
*
Kilka dni
później, po pogrzebie babci, zastałam tatę w jej gabinecie. Ze smutkiem
wpatrywał się w rząd zdjęć ustawionych na biurku, wśród których znajdywała się
i moja fotografia.
- Właśnie
rozmawiałem z prawnikiem – powiedział, nawet na mnie nie patrząc – Babcia
przekazała wam cały swój majątek. Po powrocie do Little Whinging, podzielimy go
na pół i wpłacimy na konta twoje i Petunii.
- Tato,
ja… - zaczęłam, chcąc wyrzucić z siebie to, co ciążyło mi już od dawna –
Chciałabym cię przeprosić.
- Za co? –
zapytał, marszcząc brwi.
- Za Winny
– odparłam zawstydzona – Byłam pewna, że… że z nią romansujesz… i że… że
zapomniałeś już o mamie. Byłam na ciebie wściekła, ale babcia mi wytłumaczyła,
że nie powinnam się gniewać i masz prawo do szczęścia, więc chciałabym, żebyś
wiedział, że się zgadzam. Zgadzam się na Winny albo jakąkolwiek inną kobietę, w
której się zakochasz… - wydukałam, patrząc na swoje stopy.
Tata
obszedł babcine biurko i położył mi dłonie na ramionach.
-
Posłuchaj, Lily, twoja mama była miłością mojego życia i żadna inna kobieta
nigdy nie zajmie jej miejsca. Poza tym… mam was, moje dwie, kochane, mądre
córeczki, więc nigdy nie będę czuł się samotny… Ale bardzo ci dziękuję, że mi o
tym powiedziałaś – oznajmił z lekkim uśmiechem, całując mnie w czoło.
Chociaż
stopniowo przyzwyczajałam się do myśli, że tata wkrótce zwiąże się z inną
kobietą, poczułam niewyobrażalną ulgę, gdy usłyszałam jego słowa.
Było mi
lżej na duszy, gdy raźnym krokiem weszłam do swego pokoju, aby spakować się
przed powrotem do Little Whinging. Nieoczekiwanie, zastałam jednak w środku
Grace.
- Lily…
Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? – zapytała słabo, trzymając w dłoni magazyn
„Czarownica”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz