sobota, 11 sierpnia 2012

Do cierpliwych świat należy


Winifred potrafiła sprawić, by uwaga ojca skupiała się tylko i wyłącznie na niej. Gdy zauważyłam, z jakim entuzjazmem tata wpatruje się w jej twarz, mój niepokój stopniowo narastał do rangi paniki. Kątem oka zauważyłam jednak, że i Petunia nie jest zbyt zadowolona z zainteresowania, jakim nasz ojciec obdarza swoją koleżankę.
- To co u ciebie jeszcze słychać, Winny? – zapytał, uśmiechając się promiennie.
- W sumie to niewiele, Warner, za wyjątkiem tego, co już powiedziałam. Moje życie jest takie nieciekawe... - odparła kobieta, przeciągając się leniwie.
- Pani Winifred, czy jest pani mężatką? - spytała Petunia, patrząc na nią z niechęcią. Sprawiała wrażenie, jakby z trudem powstrzymywała się od tego pytania. Nie miałam jej jednak tego za złe, bo sama też byłam bardzo ciekawa, jaki jest stan cywilny tej blondwłosej kokietki.
- Po pierwsze, mówcie mi Winny. Nienawidzę się przedstawiać – odpowiedziała, uśmiechając się do Petunii.
- Winifred to piękne imię - wtrąciła babcia oschle.
- Jak dla kogo piękne... – westchnęła - A co do męża, to jestem rozwiedziona – dodała takim tonem, jakby uważała ten fakt za zupełnie nieistotny.
Wymieniłyśmy z Petunią posępne spojrzenia, jakbyśmy czytały w swoich myślach.
 - Winifred z pewnością narobi niezłego zamieszania w naszym życiu – pomyślałam, zupełnie tracąc apetyt.

*

Wszystko wskazywało na to, że moje obawy były słuszne, bo najbliższych parę dni tatę można było zobaczyć niemal wyłącznie w towarzystwie Winny. Trudno było w nim rozpoznać tego samego mężczyznę, którym stał się po śmierci mamy. Teraz znowu się uśmiechał, żartował i znacznie częściej się odzywał.
- Lily, nie przejmuj się tym tak - powiedziała Grace, gdy zwierzyłam się jej ze swoich obaw - Mój tata zmarł, jak miałam osiem lat. Potem mama znalazła sobie innego i wcale nie miałam jej tego za złe. A wiesz, dlaczego?
- Nie wiem - odparłam chłodno, nawet nie udając, że w ogóle mnie to obchodzi. Grace chyba to wyczuła, ale kontynuowała:
- Ponieważ uważam, że miała prawo do szczęścia i...
- Posłuchaj, Grace - przerwałam jej niecierpliwie - Nie minął nawet rok od śmierci mamy, a tata już o niej zapomniał... Jeśli myślisz, że mogę ot tak to zaakceptować, to…
- Wcale o niej nie zapomniał - zaprzeczyła z przekonaniem - Zawsze będzie o niej pamiętać, chociażby patrząc na ciebie i Petunię. Twój tata na pewno bardzo kochał mamę i zawsze będzie w jego sercu tą najważniejszą kobietą. Wiem, co mówię.
- Jakoś ci nie wierzę…- burknęłam.
Nasza rozmowa utkwiła w martwym punkcie. Grace nie próbowała dłużej mnie przekonywać, bo szybko straciła do mnie cierpliwość. Co do Winny, to chociaż była dla mnie bardzo uprzejma, nie byłam w stanie powstrzymać się od okazywania jej niechęci. Na każde jej pytanie odpowiadałam monosylabami, nie patrząc jej nawet w oczy. Wiedziałam wprawdzie, że nie zrobiła nic, co dawałoby mi prawo do traktowania jej w taki sposób, ale nie mogłam wybaczyć jej tego, że ma tak duży wpływ na tatę.
Pewnego wieczoru, kiedy zdenerwowana przechadzałam się po swojej tymczasowej sypialni, zauważyłam jakiś ruch w ogrodzie za oknem. Dyskretnie przesunęłam się w tamtym kierunku i prawie przykleiłam się do szyby, gdy zobaczyłam, że postaciami na zewnątrz byli ojciec i Winny.
- Co oni robią? - mruknęłam do siebie z niepokojem i wychyliłam się tak bardzo do przodu, że mój nos dosłownie rozpłaszczył się o szklanką taflę. Nie zwróciłam jednak na to uwagi, zajęta obserwacją rodzica i jego koleżanki. W pewnym momencie zauważyłam, jak Winny ukrywa twarz w dłoniach, a ojciec… ojciec ją przytula…
Tego już za wiele! Od śmierci mamy nie upłynął nawet rok, a tata już romansuje sobie z inną kobietą i to bezpośrednio przed moim nosem!
Otworzyłam okno na oścież, gotowa krzyknąć z całych sił, jak bardzo nienawidzę i jego, i jej, ale w tym momencie, niczym mały, brunatny pocisk, wleciała do mojego pokoju mała płomykówka, lądując z gracją na toaletce.
- Sowia poczta? Tutaj? – zapytałam samą siebie, na moment zapominając o tacie i Winifred. Zauważyłam za to, że do nóżki płomykówki, oprócz liściku, przymocowana była niewielka paczuszka.

"Na wypadek, gdybyś chciała zwiać na Pokątną.  Alice" - głosił napis na przesyłce.

Szybko domyśliłam się, co mogło być jej zawartością, błogosławiąc w duchu troskę i zapobiegliwość Larssonówny. Schowałam paczuszkę do torebki, przewieszonej niedbale przez oparcie krzesła, gotowa wykorzystać przesłany mi przedmiot, jeśli tylko zajdzie taka konieczność.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na sówkę z paniką, a ona, jak gdyby rozumiejąc moje obawy, szybko wyfrunęła przez otwarte okno. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je z impetem, pewna, że zastanę za nimi Grace.
- Musimy porozmawiać, Lilianne  - powiedziała babcia Gertruda stanowczo, marszcząc śnieżnobiałe brwi. Domyśliłam się, że czeka mnie połajanka za złe traktowanie Winifred, a po scenie, której przed chwilą byłam świadkiem, nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać dzisiaj o tej kobiecie.
- Może jutro? – zaproponowałam z nadzieją, ale babcia nie miała zamiaru dać się spławić nastolatce. Zmierzyła mnie wyniosłym spojrzeniem, po czym weszła do pokoju i ulokowała się w najwygodniejszym fotelu.
- Posłuchaj, Lilianne... - zaczęła.
- Lily - przerwałam jej i spojrzałam dumnie w babcine oczy. Miałam dość tego, że traktuje mnie tak oficjalnie, chociaż jestem jej rodzoną wnuczką. W każdej innej sytuacji z pewnością nie odważyłabym się jej przeszkodzić, ale narastające we mnie frustracja i żal coraz bardziej dawały mi się we znaki i musiałam znaleźć dla nich jakieś ujście.
- Lilianne... - kontynuowała staruszka, pomijając moją poprzednią kwestię, jakby chciała mi udowodnić, że nie ja będę dyktować warunki naszej rozmowy – Zauważyłam, w jaki sposób odnosisz się do Winifred i przyznam, że jestem zdegustowana…
- Zdegustowana? – wybuchłam – To JA jestem zdegustowana tym, w jaki sposób ta… ta kobieta dobiera się do mojego ojca! Nie mam obowiązku szanować kogoś takiego jak ona!
- A ja nie mam obowiązku wysłuchiwać twoich histerii w moim własnym domu – odparła babcia zimno, nie dając zbić się z tropu – Winifred jest przyjaciółką rodziny Evansów, przyjaciółką twojego taty i czy ci się to podoba, czy nie, musisz…
- NIC NIE MUSZĘ! – zawołałam, tracąc nad sobą panowanie – To tata MUSI się pilnować, Winny MUSI się hamować, a ty… - dodałam, patrząc na nią z wściekłością – …a ty MUSISZ szanować pamięć mojej mamy, nawet jeśli nigdy jej nie lubiłaś! – wyrzuciłam z siebie.
Była to prawda. Babcia nigdy nie przepadała za moją mamą i zawsze bardzo mnie bolało, kiedy traktowała ją z wyższością. Na samo jej wspomnienie moje oczy napełniły się łzami, a smutek, poczucie krzywdy i żal skłębiły się w moim sercu tak silnie, że nie byłam już w stanie nad sobą zapanować.
Płakałam tak, jak nie płakałam już dawno. Bolało mnie to, że straciłam swoją mamę, bolało mnie to, że tata zdawał się już o niej nie pamiętać, bolało mnie wreszcie to, że okazałam słabość teraz, świdrowana czujnym spojrzeniem bladoszarych oczu babci Gertrudy.
- Lily...
Podniosłam głowę, nie wierząc własnym uszom. Czy babcia właśnie powiedziała do mnie „Lily”…
„Lily", nie „Lilianne”?
- Mogę cię zapewnić, że twojego ojca i Winifred nie łączy nic, co mogłoby cię skrzywdzić. Warner zawsze opiekował się nią jak młodszą siostrą i teraz, kiedy dowiedział się, jak doświadczyło ją życie przez te wszystkie lata,czuje się w obowiązku, by dodawać jej otuchy – powiedziała. Co więcej, spoglądała na mnie tak łagodnie, że wydawało mi się przez chwilę, że patrzy na mnie zupełnie inna osoba – Ale abstrahując już od Winny, naprawdę nie byłabyś w stanie zaakceptować żadnej kobiety u boku ojca?
Pokiwałam twierdząco głową. Odpowiedź była dla mnie zbyt oczywista, by formułować ją słowami.
- Pomyśl, Lily… Wiem, że jesteś mądrą i wrażliwą dziewczyną. Wiem, że bardzo kochasz swojego tatę i tęsknisz za mamą. Naprawdę rozumiem to, że mogłaś poczuć się dotknięta tym, że nagle zaczął okazywać zainteresowanie innej kobiecie, ale nie ma w tym nic niewłaściwego.
- Nic niewłaściwego? – prychnęłam – To przecież… przecież to zdrada!
- Zdrada? Nie chciałabym być dosadna, ale twoja mama nie żyje i musisz się z tym wreszcie pogodzić.
Przygryzłam nerwowo wargę, powstrzymując się od kąśliwej odpowiedzi. Zauważyłam, że babcia nieco zbladła i zaczęła ciężej oddychać, ale byłam zbyt wzburzona, by się tym przejmować.
- Powiedziałaś, że nigdy nie lubiłam twojej mamy. To prawda, nie przepadałam za Lynn, ale szanowałam to, że wybrał ją mój syn. Szanuję ją, bo dała mu dwie córki, a mnie dwie wnuczki. Szanuję ją, bo was wychowała. Szanuję ją, bo obdarzyła Warnera miłością. Ale ona odeszła, Lily, a mój syn został sam. Czy naprawdę chciałabyś, żeby tak już zostało?
- Gdyby był z kimś innym, to byłby nielojalny względem mamy – upierałam się.
- A czy Lynn chciałaby, żeby wasz tata był samotny i nieszczęśliwy?
- Nie jest samotny! – zaprzeczyłam gorączkowo – Ma mnie i Tunię!
- Na jak długo? – zapytała babcia, unosząc lekko brwi.
- Na zawsze! – odparłam, nie rozumiejąc znaczenia tego pytania.
- Czyżby? – kąciki warg babci zadrgały lekko – Pomyśl, Lily… Za kilka lat i ty, i Petunia wyjdziecie za mąż, założycie własne rodziny i wyprowadzicie się, być może daleko od Little Whinging i daleko od waszego taty. Czy naprawdę chcesz, żeby Warner spędził resztę życia sam, wracał do pustego domu i nie miał się do kogo odezwać? Co jest ważniejsze: lojalność względem osoby, która odeszła czy życie, które mu pozostało?
Nie odpowiedziałam od razu. Faktycznie, nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób. Jeśli tata będzie miał żyć tak, jak to sobie wyobraziłam, czyli sam, to naprawdę może być bardzo nieszczęśliwy, a ja… A ja nieświadomie przyczynię się do jego nieszczęścia, bo będę zbyt egoistyczna, zbyt przywiązana do pamięci mamy, bo pozwolić mu cieszyć się resztą życia u boku kogoś, kogo mógłby obdarzyć uczuciem.
- Ja… Ja nie chcę, żeby tata był nieszczęśliwy – wydukałam. Wreszcie byłam w stanie przyjrzeć się tej sytuacji z innej perspektywy niż moja własna i poczułam się szczerze zawstydzona swoim zachowaniem.
- Więc daj mu szansę – odparła babcia – Możliwe, że nigdy już nie spotka kogoś, kogo będzie mógł pokochać, ale jeśli kiedyś do tego dojdzie… za rok, dwa, dziesięć… bądź gotowa pozwolić mu na szczęście – dodała, uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Tak zrobię – szepnęłam, ocierając łzy – I, babciu?
- Tak?
- Przepraszam…
- Jesteś bardzo podobna do Lynn – odparła, wciąż się uśmiechając. – Ona też była czasem strasznie narwana i nieustępliwa, ale… akurat to w niej bardzo szanowałam – dodała na widok mojej miny. – Mogłabyś podać mi wodę? – zapytała po chwili. – Jakoś tak… duszno tu strasznie u ciebie…
Ledwo jednak odwróciłam się w kierunku kredensu, usłyszałam odgłos upadającego na ziemię ciała.
- POMOCY! – krzyknęłam, podbiegając do nieprzytomnej babci.
 
*

Siedziałam na krześle w szpitalnej poczekalni pomalowanej na biało i tępo wpatrywałam się we wskazówki zegara, które zdawały się w ogóle nie poruszać... Jak przez mgłę pamiętałam moment, kiedy tata wpadł do mojego pokoju razem z Winny i Sophie, i zadzwonił na pogotowie. Później przyjechała karetka i zabrała babcię do szpitala na reanimację. Przeżyła, ale jej stan był bardzo ciężki. Lekarz, który się nią zajmował, powiedział nam, że od dawna już miała problemy z sercem i zdarzały się jej zasłabnięcia. Nigdy jednak jej stan nie był tak poważny jak w tej chwili. Najbliższe godziny miały zadecydować o jej życiu.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz... - pocieszała mnie Grace, trzymając za rękę.
Nie odpowiedziałam, zastanawiając się gorączkowo, czy stan babci nie pogorszył się przeze mnie. Może fakt, że ją zdenerwowałam – wywołał jej zawał? Może, gdyby nie rozmowa ze mną, spałaby sobie smacznie w swoim łóżku i wstała jutro rześka i złośliwa jak zawsze?
- Może powinnaś wrócić do domu i się przespać…? - zasugerowała Grace, widząc moją pobladłą gwałtownie twarz.
- NIE! - przerwałam jej stanowczo i zaczęłam bawić się paskiem swojej torebki.
- To może chociaż kupić ci coś w bufecie? – nie dawała za wygraną brunetka – Niewiele dzisiaj zjadłaś, a ja właśnie się tam wybieram…
- Nie jestem głodna - mruknęłam ponuro.
Po  kilku godzinach oczekiwań, tata zmusił Grace i Tunię do powrotu do domu. Odjechały w towarzystwie Winny. Ja jednak wolałam zostać. Czułam się odpowiedzialna za stan babci i nie pozwoliłam sobie powiedzieć, że również powinnam nieco odpocząć.
Czas mijał, a my nadal nie mieliśmy żadnych nowych wiadomości. Zaczęłam się już zastanawiać, czy babcia w ogóle jeszcze żyje i mimo zapewnień pielęgniarki, z każdą chwilą wątpiłam w to coraz bardziej. Szpitalny korytarz powoli się wyludniał. Nic dziwnego... Dochodziła druga w nocy. Oprócz nas została tylko jakaś kobieta z kilkuletnią córeczką, która bez przerwy zadawała matce jakieś pytania. Początkowo nie zwracałam na nie najmniejszej uwagi, dopóki mała Gretchen, bo tak nazywała ją jej matka, spytała cichutko:
- Mamusiu, a dlaczego tatuś nie jest w szpitalu w NASZYM świecie? Pozwolisz, aby ci mugole go kroili?
Spojrzałam na dziewczynkę ze zdumieniem. Wydawała się całkiem zwyczajna. Mała, rumiana, chyba ośmiolatka, o blond włosach związanych w koński ogon. Jej matka również nie wyglądała na czarownicę. Aby nie wzbudzić jej podejrzeń, udałam, że bardzo zainteresowała mnie ulotka na temat leczenia trzustki, a tak naprawdę przysłuchiwałam się z uwagą każdemu jej słowu.
- Mówiłam ci, Gretchen... Skończył się nam Proszek Fiuu, różdżkę mam złamaną, a pieniędzy nie ma... - warknęła poirytowana kobieta, ale po chwili ze strachem na mnie spojrzała, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności. Udałam, że nic nie usłyszałam.
- Biedna kobieta... - pomyślałam - Ciekawe co spotkało jej męża...? Gdyby tak mogła się dostać do Szpitala Świętego Munga... Zaraz... Przecież może!
Nagle zerwałam się na równe nogi i zaczęłam gorączkowo przeszukiwać moją torebkę. Obrzuciłam nieuważnym spojrzeniem ojca, który wypytywał o coś pielęgniarkę, po czym podeszłam do kobiety i wcisnęłam jej do ręki paczuszkę, którą dostałam od Alice.
- Pani mąż powinien jak najszybciej zjawić się w Szpitalu Świętego Munga - powiedziałam stanowczo.
Przez chwilę wpatrywała się we mnie zdezorientowana, nie wiedząc co odpowiedzieć. Inicjatywę przejęła jej córeczka.
- Od razu tak mówiłam - zaszczebiotała z przekonaniem - Czy to świstoklik?
- Tak… Wprawdzie tylko na Pokątną, ale stamtąd na pewno będzie łatwiej…
Nie zdążyłam jednak dokończyć, bo matka Gretchen objęła mnie z wdzięcznością, po czym złapała córkę za rękę i pobiegła w kierunku sali, w której zapewne leżał jej mąż.
- Co się stało tej kobiecie? - zapytał tata, który właśnie skończył rozmowę z pielęgniarką. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle do poczekalni wszedł sędziwy lekarz w nienagannie białym kitlu.
- Kto jest z rodziny pani Evans? - zapytał, marszcząc brwi.
- Ja - odpowiedzieliśmy z ojcem jednocześnie.
- Muszę państwa zawiadomić, że Gertruda Evans właśnie zmarła.
- Nie… - szepnęłam, czując, jak pod powiekami wzbierają mi łzy.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wbiegłam do sali, w której leżała babcia. Była już odłączona od aparatury, miała zamknięte oczy, a na jej twarzy błąkał się leniwy, łagodny uśmiech.
Nie mogłam w to uwierzyć. Babcia, do której nigdy nie byłam przywiązana, babcia, do której nie chciałam przyjeżdżać i której nie lubiłam, babcia, która w ostatnich godzinach swego życia nazwała mnie „Lily” i pokazała mi swoją cieplejszą stronę… ta babcia właśnie odeszła. Odeszła w chwili, w której zaczęłam dopiero ją poznawać i lubić. Niesprawiedliwość świata po raz kolejny zaparła mi dech w piersiach.
 
*

Kilka dni później, po pogrzebie babci, zastałam tatę w jej gabinecie. Ze smutkiem wpatrywał się w rząd zdjęć ustawionych na biurku, wśród których znajdywała się i moja fotografia.
- Właśnie rozmawiałem z prawnikiem – powiedział, nawet na mnie nie patrząc – Babcia przekazała wam cały swój majątek. Po powrocie do Little Whinging, podzielimy go na pół i wpłacimy na konta twoje i Petunii.
- Tato, ja… - zaczęłam, chcąc wyrzucić z siebie to, co ciążyło mi już od dawna – Chciałabym cię przeprosić.
- Za co? – zapytał, marszcząc brwi.
- Za Winny – odparłam zawstydzona – Byłam pewna, że… że z nią romansujesz… i że… że zapomniałeś już o mamie. Byłam na ciebie wściekła, ale babcia mi wytłumaczyła, że nie powinnam się gniewać i masz prawo do szczęścia, więc chciałabym, żebyś wiedział, że się zgadzam. Zgadzam się na Winny albo jakąkolwiek inną kobietę, w której się zakochasz… - wydukałam, patrząc na swoje stopy.
Tata obszedł babcine biurko i położył mi dłonie na ramionach.
- Posłuchaj, Lily, twoja mama była miłością mojego życia i żadna inna kobieta nigdy nie zajmie jej miejsca. Poza tym… mam was, moje dwie, kochane, mądre córeczki, więc nigdy nie będę czuł się samotny… Ale bardzo ci dziękuję, że mi o tym powiedziałaś – oznajmił z lekkim uśmiechem, całując mnie w czoło.
Chociaż stopniowo przyzwyczajałam się do myśli, że tata wkrótce zwiąże się z inną kobietą, poczułam niewyobrażalną ulgę, gdy usłyszałam jego słowa.
Było mi lżej na duszy, gdy raźnym krokiem weszłam do swego pokoju, aby spakować się przed powrotem do Little Whinging. Nieoczekiwanie, zastałam jednak w środku Grace.
- Lily… Możesz mi to jakoś wytłumaczyć? – zapytała słabo, trzymając w dłoni magazyn „Czarownica”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz