sobota, 11 sierpnia 2012

Niemiła rozmowa


Wybicie Hagridowi z głowy sklątek było równie niemożliwe jak polubienie ich. Przez kilka dni żyłyśmy w ciągłym niepokoju, martwiąc się o to, że nasz przyjaciel zostanie zdemaskowany i zwolniony. Na szczęście, sklątki szybko dokończyły dzieła zniszczenia i wkrótce po hodowli Hagrida pozostała tylko nieco przydymiona zagroda. I choć nasz przyjaciel deklarował, że gdy tylko zbierze dostateczną wiedzę o tych „zwierzątkach”, z pewnością znowu się nimi zajmie, to wszyscy odetchnęliśmy z niekłamaną ulgą. Ja, Emily i Alice dlatego, bo Hagrid nie zostanie wyrzucony, Huncwoci zaś cieszyli się z tego, że nie będą musieli więcej zbliżać się do sklątek.
Wszystko szybko wróciło do normy. James Potter wygrał zakład, łapiąc złotego znicza w momencie, w którym Gryfoni objęli 50-punktową przewagę, dzięki czemu w ogólnym rozrachunku nasz dom prowadził aż dwustoma punktami. Nie wiem, co musiał zrobić kapitan drużyny przeciwnej, ale przez kilka najbliższych tygodni był tak rozsierdzony, że nie sposób było się do niego odezwać.
Któregoś popołudnia, kiedy wracałam do Wieży Gryffindoru z biblioteki, obładowana rolkami pergaminu z wypracowaniami ze wszystkich możliwych przedmiotów, nieoczekiwanie natknęłam się na Michaela Dannielsa.
- Cześć, Lily – przywitał mnie, uśmiechając się nieśmiało.
- Cześć… - odparłam, lekko się rumieniąc. Wciąż trudno było mi ukryć zakłopotanie w jego obecności. Odkąd się rozstaliśmy, systematycznie go unikałam, bo nie za bardzo wiedziałam, jak powinnam się względem niego zachować. Umawiał się teraz z Courtney i był z nią szczęśliwy, a ja oczywiście cieszyłam się z tego wraz z nimi, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż jeszcze czułam się przy Michaelu niezręcznie.
- Trochę dziwnie się rozmawia, co? – zapytał lekko, jakby odgadując moje myśli. To było aż niezwykłe, jak bardzo ten chłopak był wyczulony na subtelności kobiecego serca.
- Chyba tak… - przytaknęłam nieśmiało – Michael, ja… Ja chciałabym bardzo cię przeprosić za to, że to wszystko tak głupio wyszło. Nie chcę, żebyś sobie pomyślał, że bawiłam się twoimi uczuciami, bo nigdy bym…
- Spokojnie, Lily… - przerwał mi, kładąc dłonie na moich ramionach – O nic cię nie obwiniam. Pomyślałem sobie, że byłoby dobrze, gdybyśmy mogli mimo wszystko zostać przyjaciółmi. Co ty na to? W końcu rozstaliśmy się w zgodzie, więc chyba możemy zacząć traktować się bardziej swobodnie? – zaproponował.
- A Courtney? Nie będzie zazdrosna o to, że się ze mną przyjaźnisz?
- Courtney naprawdę bardzo cię lubi i ci ufa – odpowiedział spokojnie – Ja też cię lubię i nie chciałbym stracić dobrej koleżanki tylko dlatego, że na początku naszej znajomości popełniliśmy mały… falstart.
Uśmiechnęłam się szeroko. Odczułam dużą ulgę na wieść o tym, że Michael nie ma do mnie żalu o to, co się stało. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
- To jak, zgoda? – zapytałam.
- Oj, Lily… Jesteśmy przyjaciółmi, więc nie musisz być względem mnie taka oficjalna – odparł, po czym delikatnie mnie do siebie przytulił, klepiąc lekko po głowie. Gest ten przypominał mi raczej troskliwego brata niż adoratora, więc odetchnęłam z ulgą, że nasze relacje weszły w końcu na prawidłowy tor.
- Muszę lecieć – odparł Michael, gdy już się od niego odsunęłam – Courtney czeka na mnie w bibliotece.
- Jasne, trzymaj się – powiedziałam, uśmiechając się do niego na pożegnanie.
Gdy Michael zniknął za rogiem, odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Jamesa Pottera, opierającego się o ścianę. Założył ręce na piersiach i miał taką minę, jakby przyłapał mnie na jakimś przestępstwie.
- Nieładnie, Evans… - mruknął, nie kryjąc irytacji – Myślałem, że przyjaźnisz się z Courtney.          
- Bo tak jest – odparłam, spoglądając na niego wyzywająco. Nie podobał mi się ton jego głosu, ani sposób, w jaki insynuował mi, że jestem względem Courtney nielojalna. 
- Nikt cię nie nauczył, żeby się nie kleić do cudzego chłopaka? – zapytał, teraz już otwarcie mnie oskarżając.   
- A ciebie nie uczyli, żeby nie podglądać innych i nie wyciągać pochopnych wniosków? – odpyskowałam.            
- A ciebie nie uczyli pokory, kiedy popełnia się błąd?        
- A ciebie nie uczyli, żeby najpierw zdobyć rozeznanie w sytuacji, a dopiero później kogoś oskarżać?           
- Słuszna uwaga – odparł, uśmiechając się krzywo – No to słucham, Evans. Opowiedz mi wszystko.  
- A kim ty niby jesteś, żebym miała ci się tłumaczyć? – zapytałam. Coraz trudniej było mi panować nad swoim gniewem.       
- Sama sugerowałaś, żebym zdobył rozeznanie w sytuacji – mruknął, wzruszając ramionami. Chociaż starał się sprawiać wrażenie, jakby cała ta sytuacja nic go nie obchodziła, widziałam, że dosłownie świdrował mnie wzrokiem.        
- To zdobądź sobie rozeznanie u Michaela i samej Courtney, a dopiero później mnie oskarżaj – warknęłam, po czym, nie zwracając już więcej na niego uwagi, ruszyłam szybko korytarzem, nieświadomie zgniatając w rękach wszystkie swoje wypracowania.
*

          Myślałam, że po rozmowie z Jamesem Potterem już nic nie będzie w stanie bardziej mnie zdenerwować. Okazało się jednak, że się myliłam. Kilka godzin po całym tym incydencie, kiedy siedziałam w pokoju wspólnym i próbowałam przy użyciu zaklęć rozprostować pogięty pergamin swojej pracy domowej z eliksirów, usłyszałam nad swoją głową ciche pokasływanie.          - Co? – warknęłam, zdenerwowana, że znów ktoś mi przeszkadza.           
- N-nic t-takiego… - odpowiedział mi zmieszany Peter Pettigrew. Miał tak zbolałą minę, że zawstydziłam się swojego wybuchu.           
- O co chodzi? – zapytałam już łagodniej, przywołując na twarz lekki uśmiech.           
- Muszę z tobą porozmawiać… - odparł z niezwykłą dla siebie determinacją.    
- No to słucham – powiedziałam, pewna, że chce mnie poprosić o pomoc w napisaniu którejś z prac domowych. Peter niepewnie zaczął kołysać się na piętach, wpatrując się w podłogę.    
- Chodzi o Jamesa… - wydukał – Nie złość się! – dodał szybko, kiedy zobaczył, jak marszczę czoło – Ja chcę ci tylko powiedzieć, że… że on jest naprawdę świetnym chłopakiem i nie chcę, żebyś myślała o nim źle.           
- Nie wiedziałam, że Potter potrzebuje takiej promocji – mruknęłam – Poprosił cię o to, żebyś go tak zareklamował?         
- Nie! – odparł, jakby sama myśl o tym, że James mógłby się dowiedzieć o naszej rozmowie przerażała go. – Wściekłby się, gdyby…     
- W porządku – odparłam, machając lekceważąco ręką. 
- W porządku? Więc… dasz Jamesowi szansę? – zapytał, spoglądając na mnie z mieszaniną nadziei i niedowierzania.         
- Po moim trupie – odpowiedziałam zdecydowanie – Ale nie powiem mu o naszej rozmowie.  
- Ale, Lily, ja…         
- Wystarczy.  
To powiedziawszy, zebrałam swoje rzeczy i, nie reagując na protesty Glizdogona, zamknęłam się w dormitorium. W mojej głowie kołatała się jedna, natrętna myśl: co takiego ma w sobie ten Potter, że wszyscy tak go bronią?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz