Wybicie
Hagridowi z głowy sklątek było równie niemożliwe jak polubienie ich. Przez
kilka dni żyłyśmy w ciągłym niepokoju, martwiąc się o to, że nasz przyjaciel
zostanie zdemaskowany i zwolniony. Na szczęście, sklątki szybko dokończyły
dzieła zniszczenia i wkrótce po hodowli Hagrida pozostała tylko nieco przydymiona
zagroda. I choć nasz przyjaciel deklarował, że gdy tylko zbierze dostateczną
wiedzę o tych „zwierzątkach”, z pewnością znowu się nimi zajmie, to wszyscy
odetchnęliśmy z niekłamaną ulgą. Ja, Emily i Alice dlatego, bo Hagrid nie
zostanie wyrzucony, Huncwoci zaś cieszyli się z tego, że nie będą musieli
więcej zbliżać się do sklątek.
Wszystko
szybko wróciło do normy. James Potter wygrał zakład, łapiąc złotego znicza w
momencie, w którym Gryfoni objęli 50-punktową przewagę, dzięki czemu w ogólnym
rozrachunku nasz dom prowadził aż dwustoma punktami. Nie wiem, co musiał zrobić
kapitan drużyny przeciwnej, ale przez kilka najbliższych tygodni był tak
rozsierdzony, że nie sposób było się do niego odezwać.
Któregoś
popołudnia, kiedy wracałam do Wieży Gryffindoru z biblioteki, obładowana
rolkami pergaminu z wypracowaniami ze wszystkich możliwych przedmiotów,
nieoczekiwanie natknęłam się na Michaela Dannielsa.
- Cześć,
Lily – przywitał mnie, uśmiechając się nieśmiało.
- Cześć… -
odparłam, lekko się rumieniąc. Wciąż trudno było mi ukryć zakłopotanie w jego
obecności. Odkąd się rozstaliśmy, systematycznie go unikałam, bo nie za bardzo
wiedziałam, jak powinnam się względem niego zachować. Umawiał się teraz z
Courtney i był z nią szczęśliwy, a ja oczywiście cieszyłam się z tego wraz z
nimi, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż jeszcze czułam się przy Michaelu
niezręcznie.
- Trochę
dziwnie się rozmawia, co? – zapytał lekko, jakby odgadując moje myśli. To było
aż niezwykłe, jak bardzo ten chłopak był wyczulony na subtelności kobiecego
serca.
- Chyba
tak… - przytaknęłam nieśmiało – Michael, ja… Ja chciałabym bardzo cię
przeprosić za to, że to wszystko tak głupio wyszło. Nie chcę, żebyś sobie
pomyślał, że bawiłam się twoimi uczuciami, bo nigdy bym…
-
Spokojnie, Lily… - przerwał mi, kładąc dłonie na moich ramionach – O nic cię
nie obwiniam. Pomyślałem sobie, że byłoby dobrze, gdybyśmy mogli mimo wszystko
zostać przyjaciółmi. Co ty na to? W końcu rozstaliśmy się w zgodzie, więc chyba
możemy zacząć traktować się bardziej swobodnie? – zaproponował.
- A
Courtney? Nie będzie zazdrosna o to, że się ze mną przyjaźnisz?
- Courtney
naprawdę bardzo cię lubi i ci ufa – odpowiedział spokojnie – Ja też cię lubię i
nie chciałbym stracić dobrej koleżanki tylko dlatego, że na początku naszej
znajomości popełniliśmy mały… falstart.
Uśmiechnęłam
się szeroko. Odczułam dużą ulgę na wieść o tym, że Michael nie ma do mnie żalu
o to, co się stało. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
- To jak,
zgoda? – zapytałam.
- Oj,
Lily… Jesteśmy przyjaciółmi, więc nie musisz być względem mnie taka oficjalna –
odparł, po czym delikatnie mnie do siebie przytulił, klepiąc lekko po głowie.
Gest ten przypominał mi raczej troskliwego brata niż adoratora, więc
odetchnęłam z ulgą, że nasze relacje weszły w końcu na prawidłowy tor.
- Muszę
lecieć – odparł Michael, gdy już się od niego odsunęłam – Courtney czeka na
mnie w bibliotece.
- Jasne,
trzymaj się – powiedziałam, uśmiechając się do niego na pożegnanie.
Gdy
Michael zniknął za rogiem, odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Jamesa Pottera,
opierającego się o ścianę. Założył ręce na piersiach i miał taką minę, jakby
przyłapał mnie na jakimś przestępstwie.
- Nieładnie, Evans… - mruknął, nie kryjąc irytacji –
Myślałem, że przyjaźnisz się z Courtney.
- Bo tak jest – odparłam, spoglądając na niego
wyzywająco. Nie podobał mi się ton jego głosu, ani sposób, w jaki insynuował
mi, że jestem względem Courtney nielojalna.
- Nikt cię nie nauczył, żeby się nie kleić do cudzego
chłopaka? – zapytał, teraz już otwarcie mnie oskarżając.
- A ciebie nie uczyli, żeby nie podglądać innych i nie
wyciągać pochopnych wniosków? – odpyskowałam.
- A ciebie nie uczyli pokory, kiedy popełnia się błąd?
- A ciebie nie uczyli, żeby najpierw zdobyć rozeznanie
w sytuacji, a dopiero później kogoś oskarżać?
- Słuszna uwaga – odparł, uśmiechając się krzywo – No
to słucham, Evans. Opowiedz mi wszystko.
- A kim ty niby jesteś, żebym miała ci się tłumaczyć?
– zapytałam. Coraz trudniej było mi panować nad swoim gniewem.
- Sama sugerowałaś, żebym zdobył rozeznanie w sytuacji
– mruknął, wzruszając ramionami. Chociaż starał się sprawiać wrażenie, jakby
cała ta sytuacja nic go nie obchodziła, widziałam, że dosłownie świdrował mnie
wzrokiem.
- To zdobądź sobie rozeznanie u Michaela i samej
Courtney, a dopiero później mnie oskarżaj – warknęłam, po czym, nie zwracając
już więcej na niego uwagi, ruszyłam szybko korytarzem, nieświadomie zgniatając
w rękach wszystkie swoje wypracowania.
*
Myślałam, że po rozmowie z Jamesem Potterem już nic nie będzie w stanie bardziej mnie zdenerwować. Okazało się jednak, że się myliłam. Kilka godzin po całym tym incydencie, kiedy siedziałam w pokoju wspólnym i próbowałam przy użyciu zaklęć rozprostować pogięty pergamin swojej pracy domowej z eliksirów, usłyszałam nad swoją głową ciche pokasływanie. - Co? – warknęłam, zdenerwowana, że znów ktoś mi przeszkadza.
- N-nic
t-takiego… - odpowiedział mi zmieszany Peter Pettigrew. Miał tak zbolałą minę, że
zawstydziłam się swojego wybuchu.
- O co chodzi?
– zapytałam już łagodniej, przywołując na twarz lekki uśmiech.
- Muszę z tobą
porozmawiać… - odparł z niezwykłą dla siebie determinacją.
- No to słucham
– powiedziałam, pewna, że chce mnie poprosić o pomoc w napisaniu którejś z prac
domowych. Peter niepewnie zaczął kołysać się na piętach, wpatrując się w
podłogę.
- Chodzi o
Jamesa… - wydukał – Nie złość się! – dodał szybko, kiedy zobaczył, jak marszczę
czoło – Ja chcę ci tylko powiedzieć, że… że on jest naprawdę świetnym
chłopakiem i nie chcę, żebyś myślała o nim źle.
- Nie
wiedziałam, że Potter potrzebuje takiej promocji – mruknęłam – Poprosił cię o to,
żebyś go tak zareklamował?
- Nie! –
odparł, jakby sama myśl o tym, że James mógłby się dowiedzieć o naszej rozmowie
przerażała go. – Wściekłby się, gdyby…
- W porządku –
odparłam, machając lekceważąco ręką.
- W porządku?
Więc… dasz Jamesowi szansę? – zapytał, spoglądając na mnie z mieszaniną nadziei
i niedowierzania.
- Po moim
trupie – odpowiedziałam zdecydowanie – Ale nie powiem mu o naszej rozmowie.
- Ale, Lily,
ja…
- Wystarczy.
To
powiedziawszy, zebrałam swoje rzeczy i, nie reagując na protesty Glizdogona,
zamknęłam się w dormitorium. W mojej głowie kołatała się jedna, natrętna myśl:
co takiego ma w sobie ten Potter, że wszyscy tak go bronią?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz