sobota, 11 sierpnia 2012

Jestem Harry


Czułam, jak w brzuchu trzepocze mi stado miliona motylków. Moje szczęście było na wyciągnięcie ręki i już nic nie mogło mi przeszkodzić. Przestałam analizować, przestałam doszukiwać się w Jamesie wad, które już od dawna nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Po prostu poddałam się obezwładniającemu mnie uczuciu. Zamknęłam oczy, czując na twarzy gorący oddech Jamesa. Jego usta już prawie znalazły moje…
- Cześć, Lily. - odezwał się donośny głos za naszymi plecami. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i spojrzeliśmy jednocześnie w stronę intruza. Był nim Scott. Zupełnie zapomniałam o jego istnieniu.
- Cześć... - bąknęłam speszona. Zastanawiałam się, jak wyjaśnić obu chłopakom tę krępującą sytuację. Już otwierałam usta, by coś z siebie wydukać, gdy Scott wypalił:
- To na którą się umawiamy do tego Hogsmeade?
Rzuciłam błagalne spojrzenie w stronę Jamesa. Przez chwilę wyglądał, jakby został spetryfikowany, bo zastygł bez ruchu. Szybko jednak się zreflektował, a na jego twarzy pojawił się krzywy, drżący uśmiech.
- To ja już wam nie przeszkadzam… - mruknął, udając swobodę, po czym odszedł, zanim zdążyłam za nim zawołać i wytłumaczyć mu, że źle to wszystko zrozumiał.
- Lily? – zapytał Scott z naciskiem, gdy przez dłuższy czas ignorowałam jego istnienie, z żalem patrząc w stronę, w którą odszedł James – To na którą się umawiamy? – powtórzył swoje pytanie.
- Nie umawiamy się, przepraszam – odparłam, po czym, nie patrząc na chłopaka, poszłam prosto do swego dormitorium, zastanawiając się, co takiego złego zrobiłam w poprzednim życiu, że spotyka mnie teraz tyle komplikacji.
Rzuciłam się z rezygnacją na łóżko i kątem oka dostrzegłam leżące na podłodze pismo „Czarownica”. Od niechcenia wzięłam je do ręki a mój wzrok padł na artykuł pod tytułem: „Co zrobić, gdy już nie wiesz, co robić?” Parsknęłam gorzkim śmiechem, z ironią stwierdzając, jak bardzo nagłówek adekwatny jest do mojej obecnej sytuacji.

Jesteś zakochana z wzajemnością, ale z jakichś powodów nie możecie się zejść? Po pierwsze, musisz zastanowić się, co jest tego przyczyną. Może jesteś zbyt zaborcza lub twój ukochany za często ogląda się za innymi dziewczynami? Wyjście jest tylko jedno: musisz wziąć sprawy we własne ręce i zacząć w końcu działać. On nie będzie na ciebie czekać w nieskończoność! Jeżeli nie poczynisz kroków w kierunku waszego zejścia - może już być dla ciebie za późno!

- Łatwo im tak mówić. - mruknęłam pod nosem - Oni nie mają takich problemów jak ja. Wziąć sprawę we własne ręce... Jasne. Chyba, że ma się do czynienia z Jamesem Potterem. Tego nie brali pod uwagę.
Odłożyłam gazetę w miejsce, gdzie ją znalazłam i podeszłam do okna. Pogoda odzwierciedlała mój podły nastrój. Stalowoszare niebo co jakiś czas przecinane było zygzakami błyskawic. Lało jak z cebra. Westchnęłam cichutko i oparłam się o parapet. Nie miałam nic do roboty. Zadanie domowe odrobione, Alice, Emily i Courtney są na randkach, w taką pogodę nie wyjdę nawet na spacer...
Zaczęłam się zastanawiać, co robi teraz James. Może umawia się na randkę z kolejną hogwarcką pięknością, byle tylko zrobić mi na złość? To zabawne, jak w ciągu godziny może się zmienić nastrój człowieka. O ile wcześniej byłam pewna, że odnalazłam wreszcie swoje szczęście, o tyle teraz ponownie pogrążałam się w żalu i smutku…

* 

Nadeszła sobota a wraz z nią – perspektywa wypadu do Hogsmeade, którą tym razem powitałam zupełnie bez entuzjazmu, bo nie miałam z kim iść. Emily, Alice i Courtney zamierzały spędzić czas ze swoimi chłopakami, Scotta – od czasu naszego ostatniego, felernego spotkania – unikałam, a James… Cóż, a James unikał mnie.
Chociaż jeszcze nie tak dawno temu byłam przekonana, że już nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy mogli być razem, teraz ponownie ogarnęły mnie wątpliwości i zaczęłam gorączkowo wszystko analizować. Może to, że Scott pojawił się między mną i Jamesem nie było przypadkiem? Może to jakiś znak od losu, że jednak nie powinnam być z Potterem? Może wcześniej jedynie uległam chwili i teraz znowu powinnam wszystko sobie przemyśleć, zanim zrobię coś, czego później będę żałowała?
Te i więcej jeszcze pytań zadawałam sobie tej soboty, chodząc samotnie po Hogsmeade. Wioska, którą do tej pory zawsze lubiłam, przestała mi się wydawać tak malownicza i wesoła jak zazwyczaj, skoro nie miałam nikogo, z kim mogłabym spędzić w niej czas. Chodziłam od sklepu do sklepu, bez entuzjazmu przyglądając się wystawom i marząc o tym, by wreszcie znaleźć się już w dormitorium. Stwierdziłam w końcu, że pójdę jeszcze tylko do Trzech Mioteł i wypiję piwo kremowe, zanim skieruję się ponownie do Hogwartu.
W gospodzie zajęłam samotnie stolik w najbardziej zacienionym rogu pomieszczenia i oparłam twarz na dłoniach. Było mi trochę przykro, że nie mogę spędzić teraz czasu ze swoimi przyjaciółkami i choć trochę oderwać się od smętnych myśli.
- Wszystko w porządku?
Odwróciłam głowę i moje oczy napotkały spojrzenie nieco pucołowatego szatyna o sympatycznej, uśmiechniętej twarzy.
- Tak, w porządku – odparłam, przenosząc wzrok na blat stolika. Nie byłam w nastroju do dyskusji i miałam szczerą nadzieję, że chłopak zrozumie aluzję i zostawi mnie w spokoju. Miał chyba jednak inne plany, bo bez pozwolenia się do mnie dosiadł.
- Jestem Harry, a ty? – zapytał, uśmiechając się do mnie życzliwie.
- Lilianne – mruknęłam, wciąż na niego nie patrząc.
- No więc, Lily, co ci jest? Bo widzę, że jesteś przygnębiona.
- Nie twój interes – odparłam, mierząc intruza lodowatym spojrzeniem. Ostatnią rzeczą, na którą miałam teraz ochotę, było zwierzanie się ze swoich najbardziej osobistych spraw przypadkowo spotkanemu, wścibskiemu typkowi. Harry nie sprawiał jednak wrażenia osoby, którą uraziła moja niezbyt grzeczna odpowiedź.
- To moja mama – oznajmił tym samym, spokojnym, uprzejmym tonem, co poprzednio, po czym wskazał na czarownicę, obsługującą gości – A to moja siostra, Rosmerta. Kiedyś przejmie interes po mamie – dodał, patrząc na ładną dziewczynkę, przyglądającą się pilnie każdemu ruchowi matki.
- Aha – mruknęłam, nie próbując nawet udawać, że mnie to interesuje.
- Wiesz co? Ty mi chyba nie ufasz… - stwierdził Harry, unosząc lekko szerokie brwi.
- A dziwi cię to?
- Szczerze? Tak. Mama mówi, że jestem osobą, która budzi bezgraniczne zaufanie – odparł, wypinając dumnie pierś.
- To nie oznacza, że muszę ci się zaraz ze wszystkiego zwierzać…
- To prawda, nie musisz – zgodził się ze mną Harry. – Ale wiesz co? Czasem łatwiej jest porozmawiać o swoich problemach z obcą osobą. Pomyśl o tym w ten sposób: jest tu tyle ludzi, a jednak zauważyłem, że jesteś smutna i do ciebie zagadałem. Jeśli mnie nie polubisz, to po prostu sobie stąd wyjdziesz i jest marna szansa, żebyśmy zobaczyli się ponownie. Nic nie tracisz, a zawsze mogę ci się jednak przydać.
- Nie dajesz za wygraną, co? – zapytałam, tym razem jednak już bez wrogości. Harry faktycznie miał w sobie coś, za co można go było polubić, a w jego oczach malowała się szczerość i prostolinijność. Nie wiem, czy to właśnie pod wpływem tych jego oczu, czy raczej dlatego, że czułam się samotna i zagubiona, opowiedziałam mu całą historię swoją i Jamesa. Nie liczyłam na to, że będzie mi w stanie pomóc, ale poczułam, że z każdym kolejnym słowem uwalniam się od jakiegoś szczególnie przykrego ciężaru.
- Jesteś naprawdę nieprzeciętnie skomplikowana – stwierdził z pobłażliwym uśmiechem.
- A to niby dlaczego? – zapytałam nieco urażona.
- Ewidentnie kogoś kochasz, i to z wzajemnością, a na siłę wynajdujesz milion powodów, by zrezygnować z tej miłości. Można powiedzieć, że unieszczęśliwiasz się na siłę.
- Mówisz jak moja przyjaciółka… - stwierdziłam gorzko. Faktycznie, Emily powiedziała mi dokładnie to samo. Fakt, że Harry się z nią zgadza, wcale nie poprawił mi samopoczucia.
- Masz mądrą przyjaciółkę – powiedział – Troszczy się o ciebie i chce twojego szczęścia. Masz też obok siebie świetnego chłopaka, który chciałby się tobą zaopiekować pomimo tego, że ciągle go odrzucasz. Można powiedzieć, że masz wszystko, by być szczęśliwą osobą, ale albo tego nie dostrzegasz, albo to odrzucasz.
- Czyli można by z tego wywnioskować, że jestem skończoną kretynką, tak?
- Dokładnie – odparł Harry pogodnie, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że zadając to pytanie, nie oczekiwałam odpowiedzi twierdzącej
- Dzięki… - burknęłam, choć w głębi duszy rozbawiła mnie bezpośredniość chłopaka.
- Pomyśl o tym w ten sposób, Lily: masz wokół siebie wiele dobrych, życzliwych ci osób, które otaczają cię troską i chcą być przy tobie nawet wtedy, gdy sama je od siebie odsuwasz. Oczekujesz, że szczęście przyjdzie do ciebie samo i pomacha ci rękoma przed oczami, żebyś mogła je łatwiej zauważyć, a wcale tak nie jest. To ty musisz się trochę wysilić, by je dostrzec, docenić i utrzymać przy sobie.
- Filozofujesz… - skwitowałam, uśmiechając się delikatnie. Jego słowa trafiały prosto do mego serca, choć nie zamierzałam mu się do tego przyznawać.
- Może trochę – zgodził się Harry, wzruszając ramionami – Ty mnie do tego skłaniasz, jesteś ciekawym przypadkiem – dodał, puszczając do mnie oko.
- I myślisz, że ten ciekawy przypadek upora się w końcu ze swoimi problemami i będzie szczęśliwy? – zapytałam, przyglądając mu się uważnie.
- Myślę, że ten ciekawy przypadek już jest o wiele szczęśliwszy niż sądzi, ale tak, upora się ze swoimi problemami, jeśli wykaże przy tym trochę cierpliwości i empatii – wygłosił swoją hipotezę Harry.
- Twoja mama ma rację… Naprawdę masz w sobie coś, co sprawia, że ludzie ci ufają – stwierdziłam, teraz już nie kryjąc się ze swoją sympatią do chłopaka.
- A nie mówiłem? – zapytał z satysfakcją – Wiedziałem, że ci się przydam!


Kiedy tego wieczoru wracałam do Hogwartu, nie byłam już ani nadąsana, ani przygnębiona. Przepełniała mnie wdzięczność i nadzieja. Harry potrafił wlać w moją duszę otuchę i prostymi słowami przekazać mi to, co było mi potrzebne, bym mogła dalej walczyć o swoje szczęście. Teraz czułam znowu, że nie wszystko jest jeszcze stracone i naprawdę warto się dalej starać.
- Jeśli będę miała kiedyś syna, nazwę go Harry – pomyślałam, zastanawiając się, jakby to było wspaniale, gdyby i moje dziecko było źródłem otuchy i nadziei na lepsze jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz