Czułam,
jak w brzuchu trzepocze mi stado miliona motylków. Moje szczęście było na
wyciągnięcie ręki i już nic nie mogło mi przeszkodzić. Przestałam analizować,
przestałam doszukiwać się w Jamesie wad, które już od dawna nie miały dla mnie
żadnego znaczenia. Po prostu poddałam się obezwładniającemu mnie uczuciu. Zamknęłam
oczy, czując na twarzy gorący oddech Jamesa. Jego usta już prawie znalazły
moje…
- Cześć,
Lily. - odezwał się donośny głos za naszymi plecami. Odskoczyliśmy od siebie
jak oparzeni i spojrzeliśmy jednocześnie w stronę intruza. Był nim Scott. Zupełnie
zapomniałam o jego istnieniu.
- Cześć...
- bąknęłam speszona. Zastanawiałam się, jak wyjaśnić obu chłopakom tę krępującą
sytuację. Już otwierałam usta, by coś z siebie wydukać, gdy Scott wypalił:
- To na
którą się umawiamy do tego Hogsmeade?
Rzuciłam
błagalne spojrzenie w stronę Jamesa. Przez chwilę wyglądał, jakby został
spetryfikowany, bo zastygł bez ruchu. Szybko jednak się zreflektował, a na jego
twarzy pojawił się krzywy, drżący uśmiech.
- To ja
już wam nie przeszkadzam… - mruknął, udając swobodę, po czym odszedł, zanim
zdążyłam za nim zawołać i wytłumaczyć mu, że źle to wszystko zrozumiał.
- Lily? –
zapytał Scott z naciskiem, gdy przez dłuższy czas ignorowałam jego istnienie, z
żalem patrząc w stronę, w którą odszedł James – To na którą się umawiamy? –
powtórzył swoje pytanie.
- Nie
umawiamy się, przepraszam – odparłam, po czym, nie patrząc na chłopaka, poszłam
prosto do swego dormitorium, zastanawiając się, co takiego złego zrobiłam w
poprzednim życiu, że spotyka mnie teraz tyle komplikacji.
Rzuciłam
się z rezygnacją na łóżko i kątem oka dostrzegłam leżące na podłodze pismo
„Czarownica”. Od niechcenia wzięłam je do ręki a mój wzrok padł na artykuł pod
tytułem: „Co zrobić, gdy już nie wiesz, co robić?” Parsknęłam gorzkim śmiechem,
z ironią stwierdzając, jak bardzo nagłówek adekwatny jest do mojej obecnej
sytuacji.
Jesteś zakochana z wzajemnością, ale z
jakichś powodów nie możecie się zejść? Po pierwsze, musisz zastanowić się, co
jest tego przyczyną. Może jesteś zbyt zaborcza lub twój ukochany za często
ogląda się za innymi dziewczynami? Wyjście jest tylko jedno: musisz wziąć
sprawy we własne ręce i zacząć w końcu działać. On nie będzie na ciebie czekać
w nieskończoność! Jeżeli nie poczynisz kroków w kierunku waszego zejścia - może
już być dla ciebie za późno!
- Łatwo im
tak mówić. - mruknęłam pod nosem - Oni nie mają takich problemów jak ja. Wziąć
sprawę we własne ręce... Jasne. Chyba, że ma się do czynienia z Jamesem
Potterem. Tego nie brali pod uwagę.
Odłożyłam
gazetę w miejsce, gdzie ją znalazłam i podeszłam do okna. Pogoda
odzwierciedlała mój podły nastrój. Stalowoszare niebo co jakiś czas przecinane
było zygzakami błyskawic. Lało jak z cebra. Westchnęłam cichutko i oparłam się
o parapet. Nie miałam nic do roboty. Zadanie domowe odrobione, Alice, Emily i
Courtney są na randkach, w taką pogodę nie wyjdę nawet na spacer...
Zaczęłam
się zastanawiać, co robi teraz James. Może umawia się na randkę z kolejną
hogwarcką pięknością, byle tylko zrobić mi na złość? To zabawne, jak w ciągu
godziny może się zmienić nastrój człowieka. O ile wcześniej byłam pewna, że
odnalazłam wreszcie swoje szczęście, o tyle teraz ponownie pogrążałam się w
żalu i smutku…
*
Nadeszła sobota a wraz z nią – perspektywa wypadu do
Hogsmeade, którą tym razem powitałam zupełnie bez entuzjazmu, bo nie miałam z
kim iść. Emily, Alice i Courtney zamierzały spędzić czas ze swoimi chłopakami,
Scotta – od czasu naszego ostatniego, felernego spotkania – unikałam, a James…
Cóż, a James unikał mnie.
Chociaż jeszcze nie tak dawno temu byłam przekonana,
że już nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy mogli być razem, teraz ponownie
ogarnęły mnie wątpliwości i zaczęłam gorączkowo wszystko analizować. Może to,
że Scott pojawił się między mną i Jamesem nie było przypadkiem? Może to jakiś
znak od losu, że jednak nie powinnam być z Potterem? Może wcześniej jedynie
uległam chwili i teraz znowu powinnam wszystko sobie przemyśleć, zanim zrobię
coś, czego później będę żałowała?
Te i więcej jeszcze pytań zadawałam sobie tej soboty,
chodząc samotnie po Hogsmeade. Wioska, którą do tej pory zawsze lubiłam,
przestała mi się wydawać tak malownicza i wesoła jak zazwyczaj, skoro nie
miałam nikogo, z kim mogłabym spędzić w niej czas. Chodziłam od sklepu do
sklepu, bez entuzjazmu przyglądając się wystawom i marząc o tym, by wreszcie
znaleźć się już w dormitorium. Stwierdziłam w końcu, że pójdę jeszcze tylko do
Trzech Mioteł i wypiję piwo kremowe, zanim skieruję się ponownie do Hogwartu.
W gospodzie zajęłam samotnie stolik w najbardziej
zacienionym rogu pomieszczenia i oparłam twarz na dłoniach. Było mi trochę
przykro, że nie mogę spędzić teraz czasu ze swoimi przyjaciółkami i choć trochę
oderwać się od smętnych myśli.
- Wszystko w porządku?
Odwróciłam głowę i moje oczy napotkały spojrzenie
nieco pucołowatego szatyna o sympatycznej, uśmiechniętej twarzy.
- Tak, w porządku – odparłam, przenosząc wzrok na blat
stolika. Nie byłam w nastroju do dyskusji i miałam szczerą nadzieję, że chłopak
zrozumie aluzję i zostawi mnie w spokoju. Miał chyba jednak inne plany, bo bez
pozwolenia się do mnie dosiadł.
- Jestem Harry, a ty? – zapytał, uśmiechając się do
mnie życzliwie.
- Lilianne – mruknęłam, wciąż na niego nie patrząc.
- No więc, Lily, co ci jest? Bo widzę, że jesteś
przygnębiona.
- Nie twój interes – odparłam, mierząc intruza lodowatym
spojrzeniem. Ostatnią rzeczą, na którą miałam teraz ochotę, było zwierzanie się
ze swoich najbardziej osobistych spraw przypadkowo spotkanemu, wścibskiemu
typkowi. Harry nie sprawiał jednak wrażenia osoby, którą uraziła moja niezbyt
grzeczna odpowiedź.
- To moja mama – oznajmił tym samym, spokojnym,
uprzejmym tonem, co poprzednio, po czym wskazał na czarownicę, obsługującą
gości – A to moja siostra, Rosmerta. Kiedyś przejmie interes po mamie – dodał,
patrząc na ładną dziewczynkę, przyglądającą się pilnie każdemu ruchowi matki.
- Aha – mruknęłam, nie próbując nawet udawać, że mnie
to interesuje.
- Wiesz co? Ty mi chyba nie ufasz… - stwierdził Harry,
unosząc lekko szerokie brwi.
- A dziwi cię to?
- Szczerze? Tak. Mama mówi, że jestem osobą, która
budzi bezgraniczne zaufanie – odparł, wypinając dumnie pierś.
- To nie oznacza, że muszę ci się zaraz ze wszystkiego
zwierzać…
- To prawda, nie musisz – zgodził się ze mną Harry. –
Ale wiesz co? Czasem łatwiej jest porozmawiać o swoich problemach z obcą osobą.
Pomyśl o tym w ten sposób: jest tu tyle ludzi, a jednak zauważyłem, że jesteś
smutna i do ciebie zagadałem. Jeśli mnie nie polubisz, to po prostu sobie stąd
wyjdziesz i jest marna szansa, żebyśmy zobaczyli się ponownie. Nic nie tracisz,
a zawsze mogę ci się jednak przydać.
- Nie dajesz za wygraną, co? – zapytałam, tym razem
jednak już bez wrogości. Harry faktycznie miał w sobie coś, za co można go było
polubić, a w jego oczach malowała się szczerość i prostolinijność. Nie wiem,
czy to właśnie pod wpływem tych jego oczu, czy raczej dlatego, że czułam się
samotna i zagubiona, opowiedziałam mu całą historię swoją i Jamesa. Nie
liczyłam na to, że będzie mi w stanie pomóc, ale poczułam, że z każdym kolejnym
słowem uwalniam się od jakiegoś szczególnie przykrego ciężaru.
- Jesteś naprawdę nieprzeciętnie skomplikowana –
stwierdził z pobłażliwym uśmiechem.
- A to niby dlaczego? – zapytałam nieco urażona.
- Ewidentnie kogoś kochasz, i to z wzajemnością, a na
siłę wynajdujesz milion powodów, by zrezygnować z tej miłości. Można
powiedzieć, że unieszczęśliwiasz się na siłę.
- Mówisz jak moja przyjaciółka… - stwierdziłam gorzko.
Faktycznie, Emily powiedziała mi dokładnie to samo. Fakt, że Harry się z nią
zgadza, wcale nie poprawił mi samopoczucia.
- Masz mądrą przyjaciółkę – powiedział – Troszczy się
o ciebie i chce twojego szczęścia. Masz też obok siebie świetnego chłopaka,
który chciałby się tobą zaopiekować pomimo tego, że ciągle go odrzucasz. Można
powiedzieć, że masz wszystko, by być szczęśliwą osobą, ale albo tego nie dostrzegasz,
albo to odrzucasz.
- Czyli można by z tego wywnioskować, że jestem
skończoną kretynką, tak?
- Dokładnie – odparł Harry pogodnie, zupełnie nie
zwracając uwagi na to, że zadając to pytanie, nie oczekiwałam odpowiedzi
twierdzącej
- Dzięki… - burknęłam, choć w głębi duszy rozbawiła
mnie bezpośredniość chłopaka.
- Pomyśl o tym w ten sposób, Lily: masz wokół siebie
wiele dobrych, życzliwych ci osób, które otaczają cię troską i chcą być przy
tobie nawet wtedy, gdy sama je od siebie odsuwasz. Oczekujesz, że szczęście
przyjdzie do ciebie samo i pomacha ci rękoma przed oczami, żebyś mogła je
łatwiej zauważyć, a wcale tak nie jest. To ty musisz się trochę wysilić, by je
dostrzec, docenić i utrzymać przy sobie.
- Filozofujesz… - skwitowałam, uśmiechając się delikatnie.
Jego słowa trafiały prosto do mego serca, choć nie zamierzałam mu się do tego
przyznawać.
- Może trochę – zgodził się Harry, wzruszając
ramionami – Ty mnie do tego skłaniasz, jesteś ciekawym przypadkiem – dodał,
puszczając do mnie oko.
- I myślisz, że ten ciekawy przypadek upora się w
końcu ze swoimi problemami i będzie szczęśliwy? – zapytałam, przyglądając mu
się uważnie.
-
Myślę, że ten ciekawy przypadek już jest o wiele szczęśliwszy niż sądzi, ale
tak, upora się ze swoimi problemami, jeśli wykaże przy tym trochę cierpliwości
i empatii – wygłosił swoją hipotezę Harry.
- Twoja mama ma rację… Naprawdę masz w sobie coś, co
sprawia, że ludzie ci ufają – stwierdziłam, teraz już nie kryjąc się ze swoją
sympatią do chłopaka.
- A nie mówiłem? – zapytał z satysfakcją – Wiedziałem,
że ci się przydam!
*
Kiedy tego wieczoru wracałam do Hogwartu, nie byłam
już ani nadąsana, ani przygnębiona. Przepełniała mnie wdzięczność i nadzieja.
Harry potrafił wlać w moją duszę otuchę i prostymi słowami przekazać mi to, co
było mi potrzebne, bym mogła dalej walczyć o swoje szczęście. Teraz czułam
znowu, że nie wszystko jest jeszcze stracone i naprawdę warto się dalej starać.
- Jeśli będę miała kiedyś syna, nazwę go Harry –
pomyślałam, zastanawiając się, jakby to było wspaniale, gdyby i moje dziecko
było źródłem otuchy i nadziei na lepsze jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz