James spędził w skrzydle szpitalnym prawie tydzień.
Pani Pomfrey z pewnością zostawiłaby go na dłużej pod obserwacją, ale widocznie
już i ona miała dosyć narzekań Pottera na temat zakładu z kapitanem drużyny
Puchonów i zgodziła się wypuścić rekonwalescenta w piątek, na dzień przed
meczem.
- Mam już dosyć. - żalił się nam, gdy przyszliśmy go
odwiedzić w środę. Wyglądał już o niebo lepiej niż w chwili, w której go tutaj
przenieśliśmy. Był już w stanie utrzymać się w pozycji siedzącej i chociaż
gwałtowniejsze ruchy wciąż sprawiały mu ból, uśmiech nie opuszczał jego twarzy
ani na moment.
- Nie marudź, stary.. - odparł beztrosko Syriusz - W
końcu nie będziesz musiał nadrabiać zaległych prac domowych, a McGonagall zadaje
nam teraz wypracowania jak oszalała - dodał, przeciągając się leniwie.
- Ależ, Syriuszu, wiesz ile on będzie miał potem
zaległości? - wtrąciła się Alice, przyglądając się Jamesowi ze współczuciem -
Zadania zadaniami, ale co z praktyką? -
W tym akurat zawsze byłem dobry - odparł James swobodnie - Tydzień przerwy to
na pewno za mało, by miała pogorszyć mi się forma.
- A właściwie, to co robiliście wtedy w Zakazanym
Lesie? - zapytałam nagle, przerywając Alice, która chyba miała zamiar wyrazić
wątpliwość, czy Potter faktycznie będzie w stanie nadrobić materiał. Wcześniej
starałam się nie poruszać tego tematu, bo James wciąż był jeszcze bardzo słaby,
a Black wyraźnie mnie unikał, ale miałam nadzieję, że wreszcie wszystkiego się
dowiem. Nie mogłam przecież pozostawić tej sytuacji bez komentarza.
Huncwoci wymienili między sobą niepewne spojrzenia. Już
miałam zamiar nieco ich ponaglić, gdy nagle, na ich szczęście, nadeszła pani
Pomfrey i wygoniła nas ze skrzydła szpitalnego, bo chciała zmienić Potterowi
opatrunki.
- Jak myślicie, co oni mogą ukrywać? - zapytałam, gdy
wraz z Emily i Alice wracałam do Wieży Gryffindoru. Black oczywiście
natychmiast stracił nam się z oczu, jakby przeczuwał, że będziemy chciały wziąć
go na spytki.
- Nie mam pojęcia - zastanowiła się na głos Larssonówna
- W każdym razie to na pewno nie jest zgodne z regulaminem.
Cóż, ten fakt był akurat oczywisty. Huncwoci słynęli z
tego, że nie stosowali się zbyt często do szkolnych reguł.
- HEJ! - krzyknęła nagle Emily, zatrzymując się tak
gwałtownie, że niewiele brakowało, bym na nią wleciała - A gdyby tak wziąć
Petera na spytki? - zaproponowała, odwracając się do nas z uśmiechem.
- Dobry pomysł. - stwierdziłam z entuzjazmem,
gratulując w duchu bystrości przyjaciółki. Rzeczywiście, Peter Pettigrew nie
uchodził za zbyt rozgarniętego ucznia, więc istniała spora szansa, że udałoby
nam się coś z niego wyciągnąć.
Gdy wieczorem natknęłyśmy się w pokoju wspólnym na
Huncwotów, od razu wcieliłyśmy w życie swój plan. Emily i Alice odwróciły uwagę
swoich chłopaków (Em
usiadła Blackowi na kolanach, patrząc mu głęboko w oczy,
podczas gdy on patrzył głęboko w jej wyeksponowany dekolt, zaś Larssonówna
zagadnęła Lupina na temat ostatniego wykładu z historii magii), ja z kolei,
niby od niechcenia, usiadłam obok Glizdogona.
- Ciekawe, jak długo James będzie w skrzydle
szpitalnym... - zastanowiłam się na głos, choć dobrze wiedziałam, że już za dwa
dni zostanie wypuszczony.
Peter drgnął lekko i spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Faktycznie, rzadko kiedy zwracałam uwagę na jego istnienie i na pewno też sama nie szukałam nigdy jego towarzystwa.
Peter drgnął lekko i spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Faktycznie, rzadko kiedy zwracałam uwagę na jego istnienie i na pewno też sama nie szukałam nigdy jego towarzystwa.
- Nooo... Podobno w piątek - odparł, uśmiechając się do
mnie nieśmiało.
- Aż mnie ciarki przechodzą po plecach, kiedy pomyślę,
co mogło się wydarzyć w Zakazanym Lesie, gdyby James i Syriusz nas nie
uratowali... To musiało być przeznaczenie, że tam byli, nie sądzisz? -
zapytałam, przyglądając mu się wyczekująco. -
Przeznaczenie? Nieee, oni załatwiali dla Hagrida te... - w porę zorientował
się, że prawie wypaplał sekret swoich przyjaciół, bo zatkał sobie usta, zrobił
się czerwony na twarzy i zerknął z obawą na swoich przyjaciół, by z ulgą
stwierdzić, że nie zwracali na niego uwagi.
- Dla Hagrida? - podchwyciłam natychmiast, choć za
wszelką cenę starałam się udawać, że pytam o to bardziej dla podtrzymania
rozmowy, niż dlatego, że aż skręcało mnie z ciekawości - Wiesz, Peter, ja się
naprawdę bardzo martwię się o chłopców i nie chcę, żeby coś im się stało...
- Ja tym bardziej. - powiedział Glizdogon automatycznie,
kiwając żarliwie głową. - Nawet sobie
nie wyobrażasz, jaki James był blady, kiedy przynieśliśmy go do skrzydła
szpitalnego... - powiedziałam cicho - Jego szata była cała we krwi, słyszałam,
jak pękały mu kości...
- Ojej... - przejął się Peter, splatając dłonie - Nie
wiedziałem, że było aż tak źle. -
Było okropnie - dodałam, z satysfakcją zauważając, że chłopak reaguje dokładnie
tak, jak tego oczekiwałam - James jest naszym przyjacielem, więc nie możemy
dopuścić do tego, by taka sytuacja się powtórzyła, prawda?
- No, tak... - stwierdził mój rozmówca niepewnie.
- A może dojść do czegoś o wiele gorszego...
- Naprawdę?!
- Oczywiście... I ty o tym doskonale wiesz! - mruknęłam
oskarżycielsko.
- Wiem? - Peter był już zupełnie otumaniony.
- Hagrid uwielbia niebezpieczne zwierzęta, więc prędzej
czy później na pewno dojdzie do tragedii... - oznajmiłam złowróżbnie.
- Ale one wcale nie są niebezpieczne... - zaczął Peter,
nerwowo wyłamując sobie palce. Sprawiał wrażenie dziecka, przyłapanego przez
rodzica na psocie.
- One? - zapytałam, unosząc groźnie brew. Pettigrew sprawiał wrażenie, jakby za
chwilę miał zemdleć.
- Sklątki
tylnowybuchowe - wydukał.
- Sklątki
tylnowybuchowe? - zainteresowałam się, jednocześnie głośno przełykając ślinę.
Nazwa nowych pupili Hagrida nie wróżyła niczego dobrego - Co to za zwierzęta?
Nie słyszałam o takich.
- Nie wiem, czy
mogę ci powiedzieć.... - odparł Peter, coraz bardziej zdenerwowany. Zaczął
bawić się zapinkami swojej szaty i przygryzał dolną wargę.
- Oczywiście, że
możesz. Nie zdradzę reszcie Huncwotów, że ze mną o tym rozmawiałeś. Zrozum, tu chodzi o
dobro Jamesa! Przyjaciel jest chyba ważniejszy od jakiejś tam tajemnicy,
prawda?
- Pewnie, że ważniejszy. - powiedział Glizdogon z
determinacją - Dobrze, powiem ci, ale pamiętaj: nikomu nie możesz o tym
powiedzieć. Obiecaj.
- Nie powiem żadnemu Huncwotowi. - odparłam
wymijająco, obdarzając chłopaka pokrzepiającym uśmiechem.
Peter
westchnął z rezygnacją i wyjawił mi prawdę, która okazała się bardziej
niezwykła, niż przypuszczałam.
*
- Sklątki
tylnowybuchowe? - zapytała Emily z mieszaniną niedowierzania i lekkiej obawy -
A cóż to za "cudo"?
- Nie wiem, ale
znasz Hagrida... Dobrze wiesz, jakie rodzaje "zwierzątek" lubi
najbardziej.
- Obrzydliwe i
niebezpieczne - odparła Em niechętnie.
- I nielegalne... -
dodała Alice, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nie mogłam się powstrzymać
od rzucenia jej pobłażliwego spojrzenia.
- No dobrze... Ale
jaki jest udział Huncwotów w tym całym cyrku w Zakazanym Lesie?
- Według Petera,
chłopcy szukają dla tych sklątek przystosowań. Hagrid ma po raz pierwszy z
czymś takim do czynienia i nie wie nawet, czym one się żywią. Nikomu nie
powiedział, że stworzył taką krzyżówkę, więc musi ukrywać te sklątki przed
wszystkimi, dlatego zbudował dla nich coś w rodzaju "zagrody" w
Zakazanym Lesie. Chłopcy początkowo chcieli mu pomóc, ale te zwierzątka nie są
zbyt sympatyczne, więc szybko zaczęli mieć ich dosyć. Obiecali Hagridowi, że
rzucą na zagrodę jakieś zaklęcie, żeby sklątki mu nie uciekały i nie zabijały
się nawzajem. Po to poszli wtedy do lasu...
- Zabijały
nawzajem? - przerwała mi Emily, teraz już nie próbując nawet udawać, że
praktyki Hagrida nie robią już na niej żadnego wrażenia.
- Wybuchają. Czasem
- odparłam krótko.
- Trzeba to wybić
Hagridowi z głowy - zadecydowała Alice - Jeśli ktoś się o tym dowie, wyrzucą
go.
- Ciekawe jak... -
mruknęłam zniechęcona.
Uznałyśmy jednak,
że nie możemy pozwolić, by nasz przyjaciel zrujnował sobie przyszłosć i
Huncwotom zdrowie, więc postanowiłyśmy jeszcze tego samego dnia odwiedzić
Hagrida, modląc się w duchu o to, by zechciał nas wysłuchać.
*
Pełne złych przeczuć, z zaciętymi minami i w bojowych
nastrojach zapukałyśmy do drzwi hagridowej chatki.
- Cholibka, dziewczyny? Co was tu sprowadza? - zapytał
gajowy, uśmiechając się tak szeroko, że kąciki jego ust ginęły w czarnej,
kudłatej brodzie.
- Musimy z tobą poważnie porozmawiać - oznajmiła Alice
tonem rodzica, wyjaśniającego właśnie dziecku, że dostało szlaban.
Hagrid spojrzał uważnie na każdą z nas z osobna, a
jego uśmiech nieco przygasł.
- Co wy takie skołowane? Zabiłyście kogoś czy co?
W odpowiedzi posłałyśmy mu posępne spojrzenie, które
chyba przyjął za odpowiedź twierdzącą, bo wyraźnie się zdenerwował.
- Cholibka no... Wy chyba nie? Wy? Łoo żesz... Ale jak
to? - otarł ręką pot z czoła.
- Hagridzie, to poważna sprawa... - zaczęłam, ale mi
przerwał.
- Więc jednak? Ooo... I co teraz? Powinnyście iść z
tym do Dumbledore'a a nie do mnie! Chciałyście... ukryć u mnie ciało, tak? -
zapytał, teraz już nieco dygocząc.
- HAGRIDZIE! - zawołałyśmy wszystkie trzy, a on aż
podskoczył, skutkiem czego ziemia niebezpiecznie zatrzęsła się pod naszymi
stopami.
- Chcemy porozmawiać z tobą o sklątkach
tylnobombowych! - wypaliła Emily.
Hagrid na moment zamarł w bezruchu, by po chwili
głęboko odetchnąć.
- Skąd wiecie o sklątkach tylnowybuchowych? - zapytał,
gdy nieco już ochłonął.
- To nie ma znaczenia - ucięłam zdecydowanie - Chyba
zdajesz sobie sprawę z tego, że nie powinieneś hodować w Hogwarcie żadnych
niebezpiecznych stworzeń? Mogą cię przecież za to wyrzucić!
- Cholibka, Lily... A czy ja ci wyglądam na sadystę?
Gdzie ja bym tu sprowadzał potwory?
Wymieniłam z Emily i Alice porozumiewawcze spojrzenia.
Właśnie tego się spodziewałyśmy. Hagrid zupełnie nie zdawał sobie sprawy z
powagi sytuacji.
- Nie są niebezpieczne? Przecież zabijają się nawzajem
i wybuchają, tak? - odważyła się zapytać Nortonówna.
Hagrid lekko się zasępił.
- Zrozumcie no... To moja pirsza hodowla w życiu.
Jeszcze żem nigdy nie krzyżował dwóch gatunków, żeby zobaczyć, co z nich
wyjdzie. Ale one są naprawdę super, mówię wam! Jakbyście je tylko zobaczyły...
- To nam je pokaż - zasugerowała Alice.
Hagrid spojrzał na nas uważnie.
- No, dobra, tylko że wiecie... One mają zagrodę w
Zakazanym Lesie.
- Prowadź - zażądała Larssonówna zdecydowanym tonem.
Wraz z Emily spojrzałyśmy na nią wilkiem. Alice nigdy
jeszcze nie była w Zakazanym Lesie i nigdy też nie musiała uciekać przed stadem
centaurów. Świadomość faktu, że nie minął nawet tydzień od mojej poprzedniej
wycieczki w to niebezpieczne miejsce, a znów muszę się tam udać, sprawiła, że
poczułam nieprzyjemne drapanie w gardle. Wprawdzie z Hagridem, który był
znacznie wyższy od normalnego mężczyzny, czułam się nieco pewniej. Ilekroć jednak
nadeptywałam na jakąś gałązkę, która głośno łamała się pod moimi stopami,
podskakiwałam ze strachu, przyrzekając sobie w duchu, że już nigdy żadna siła
nie skłoni mnie do powrotu do tego przeklętego lasu.
- A oto i one - oznajmił Hagrid z dumą, pokazując nam
niewielką zagrodę wybudowaną na małej, zacienionej polance - Pikne są, nie?
Wiedziałam wprawdzie, że zmysł estetyczny mojego
przyjaciela znacznie odstawał od ogólnie przyjętych standardów, ale ciężko mi
było sobie wyobrazić, by ktokolwiek, nawet Hagrid, mógł uznać za piękne cztery,
przypominające coś na pograniczu krabów i skorpionów poczwary, pełzające po
zagrodzie.
- Tylko tyle mi zostało... - mruknął gajowy ze
smutkiem - Chłopaki mieli popróbować je zaczarować, coby się tak nie atakowały,
ale po tym jak James trafił do skrzydła szpitalnego, straciłem kolejne dwie
sztuki.
Żadna z nas nawet nie starała się udawać, że jest jej
przykro z tego powodu. Podczas drogi powrotnej usiłowałyśmy wytłumaczyć
Hagridowi, że powinien pozbyć się sklątek najszybciej, jak to było możliwe, ale
nie byłyśmy w stanie go do tego namówić.
- I co teraz? - mruknęła Emily rozczarowana, gdy
powlokłyśmy się w kierunku Wieży Gryffindoru.
- Zastosujemy plan B - odparła Alice spokojnie.
- A mamy w ogóle jakiś plan B? - zainteresowałam się.
- Wrócimy do
dormitorium, umyjemy się i pójdziemy spać, a rano jeszcze raz zastanowimy się nad
tym wszystkim.
Zrobiłyśmy
dokładnie to, co zaproponowała Alice. I o ile nasz plan A okazał się kompletnym
niewypałem, o tyle plan B zrealizowałyśmy bezproblemowo i z najwyższą ochotą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz