Kiedy
James pokazał Hagridowi nasz prezent i wepchnął zwierzaka w wielkie dłonie
gajowego, oczekiwaliśmy wybuchów radości albo łez wzruszenia. Oczekiwaliśmy
JAKIEJKOLWIEK reakcji. Hagrid jednak wpatrywał się tylko w psa, nie mrugając
nawet oczami. Trwało to tak długo, że stopniowo zaczęłam tracić nadzieję na to,
że w ogóle dowiem się, co nasz przyjaciel myśli o swoim prezencie. W pewnej
jednak chwili zwierzątko wysunęło niepewnie swój język i przejechało nim po
zarośniętej twarzy gajowego.
- POLIZAŁ
MNIE! - zawołał Hagrid donośnie, a my, zupełnie nieprzygotowani na jego wybuch,
podskoczyliśmy w miejscu, po czym spojrzeliśmy po sobie niepewnie.
- Eee...
Hagridzie.... - odezwał się zmieszany nieco James - Czy on ci się podoba, czy
nie? Bo jak coś, to zawsze możemy go jeszcze sprzedać -dodał i zmierzwił sobie
włosy.
- Och,
kochane dzieciaki.... - powiedział Hagrid, zatrzymując wzrok po kolei na każdym
z nas - Lily, Emily, Alice, James, Syriusz, Remus i Peter...
- Znamy
swoje imiona. - wtrącił nietaktownie Glizdogon i natychmiast dostał kopniaka od
Emily.
- Ech...
Ja po prostu naprawdę bardzo się wzruszyłem. Nie myślałem, że wy... że... -
zaczął Hagrid zachrypniętym głosem - Jesteście wspaniali! -zawołał, po czym
zupełnie nieoczekiwanie zrobił to, czego spodziewaliśmy się na samym początku
rozmowy. Zaczął nas wszystkich po kolei obejmować, unosząc o kilkanaście cali w
górę. Usłyszałam, jak coś niebezpiecznie chrupnęło mi w krzyżu, kiedy Hagrid mi
dziękował, jedną ręką trzymając mnie tak wysoko, że musnęłam włosami sufit,
drugą zaś wciąż obejmując psa.
- Skoro
wszyscy jesteśmy już obolali... to znaczy wyściskani - poprawił się Syriusz -
Może nam wreszcie powiesz, czy się cieszysz?
- Bardzo
się cieszę.... - powiedział zdławionym ze wzruszenia głosem - Nie myślałem, że
jesteście aż tak cudowni, że w ogóle pomyślicie o tym… że ja tu tak sam i w
ogóle.... - dodał, ocierając wierzchem ręki łzę, która spływała mu po policzku.
Po chwili milczenia dodał - Będzie się nazywać Kieł!
Kiedy tak
przyglądałam się, jak Hagrid wpatruje się w swojego pieska i z czułością
głaszcze go po grzbiecie, poczułam w sercu przyjemne ciepło. Udało nam się
sprawić radość naszemu przyjacielowi i nieco urozmaicić mu życie. Zerknęłam po
kolei na każdego z moich przyjaciół. Wszyscy chyba byli podobnego zdania, bo
przyglądali się gajowemu z szerokimi uśmiechami. Gdy mój wzrok spoczął na
Jamesie, odwzajemnił moje spojrzenie, unosząc w górę kciuk. Musiałam przyznać w
duchu, że tym razem spisał się na medal.
*
Minęło
kilka kolejnych tygodni, Kieł rósł w oczach, a Hagrid wciąż przy każdej okazji
nam za niego dziękował. Wiosna nastała w pełnym rozkwicie, sprawiając, że coraz
trudniej było mi wysiedzieć w klasie, podczas gdy za oknem świat zdawał się
pięknieć z każdą sekundą, zachęcając do tego, by podziwiać jego uroki.
- Lily,
skup się wreszcie… - strofowała mnie Alice, gdy zauważyła, że zamiast pisać
swoje wypracowanie o tym, dlaczego tak trudno jest transmutować się w
jednorożca, wpatrywałam się tęsknie w okno.
W
odpowiedzi na jej oskarżycielski ton, przeciągnęłam się leniwie, tłumiąc
ziewnięcie.
- Nie masz
czasem ochoty, żeby po prostu jeden jedyny raz olać to wszystko i poleżeć sobie
na błoniach? – zapytałam, opierając głowę o blat stolika.
- Nie –
odparła Alice krótko.
-
Podziwiam twoją samodyscyplinę – odparłam szczerze, nie unosząc jednak głowy.
- Macie z
czymś problem? – zapytał Remus, podchodząc do nas z uśmiechem. Zerknęłam na
niego nieprzytomnie zza zasłony rudych włosów.
- Wciąż
brakuje mi dziesięciu cali, a napisałam już wszystko, co mi przyszło na myśl –
odparłam.
- W
dormitorium mam książkę o jednorożcach, może znajdziesz tam coś więcej.
- Serio? –
zapytałam z nadzieją.
- Jasne,
ale musisz po nią sama pójść, bo umówiłem się z Peterem na błoniach. Wciąż
jeszcze ma duże problemy z zaklęciami powodującymi znikanie, a Flitwick i
MgGonagall tracą już do niego cierpliwość - mruknął, uśmiechając się
przepraszająco - Ewentualnie poproś chłopaków, na pewno ją dla ciebie znajdą –
dodał, po czym posłał lekki uśmiech w stronę Alice, która zarumieniła się
wdzięcznie i przeszedł przez dziurę pod portretem.
- No to
idę – oznajmiłam, podrywając się z miejsca, rada z faktu, że chociaż na moment
odpocznę od czujnego spojrzenia Larssonówny. Wspięłam się po schodach wiodących
do dormitorium chłopców i zapukałam do drzwi. Nikt mi nie odpowiedział, więc
weszłam do środka.
Tym razem
nawet nie zwróciłam uwagi na bałagan, panujący w sypialni Huncwotów, tylko od
razu skierowałam się do szafki przy łóżku Remusa, w której bez problemu
znalazłam potrzebną mi książkę. Gdy jednak kierowałam się już w stronę wyjścia,
z przylegającej do dormitorium łazienki wyszedł James Potter, ubrany jedynie w
czarne bokserki.
- Oj… -
pisnęłam na jego widok, po czym pognałam do wyjścia.
- Evans? –
zawołał za mną rozbawiony, a ja niechętnie się odwróciłam. Wzrok jednak przez
cały czas miałam utkwiony w czubkach swoich butów.
-
Po-pożyczam książkę. Od Re-mu-musa – wydukała, podnosząc rękę, w której
trzymałam oprawiony w ciemny papier tom.
- Aha –
odparł Potter tylko, po czym, ku mojemu przerażeniu, zaczął się do mnie
zbliżać.
- Co ty
robisz? – zapytałam, mimowolnie na niego zerkając. Zaraz jednak tego
pożałowałam.
James,
choć był bardzo szczupły, posiadał naprawdę ładnie wyrobione mięśnie. Jego
brzuch był twardy, z charakterystyczną, lekko zarysowaną drabinką. Jego ramiona
sprawiały wrażenie bardzo silnych, a obojczyki... Nagle poczułam dziwną ochotę,
by musnąć je swoimi palcami.
Choć nie
miałam przy sobie lusterka, dobrze wiedziałam, że muszę być teraz tak czerwona,
że nie sposób tego nie zauważyć.
- Coś ty
taka skrępowana? - zapytał James spokojnie, po czym znowu zrobił kilka kroków w
moim kierunku. Automatycznie się wycofałam, jednak nagle poczułam pod plecami
ścianę.
Potter się
uśmiechnął i podszedł do mnie już zupełnie blisko, opierając ręce o ścianę, po
obu stronach mojej głowy. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów i mogłam
zobaczyć dokładnie każdy odcień brązu w jego tęczówkach.
- Mam
dziwne wrażenie, że ci się podobam - oświadczył, dosłownie hipnotyzując mnie
swoim wzrokiem - Mam rację?
Nie
zdążyłam jednak wydusić z siebie żadnej odpowiedzi, bo zamknął mi usta pocałunkiem.
Książka
Remusa wypadła mi z ręki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz