sobota, 11 sierpnia 2012

W dormitorium chłopców


Kiedy James pokazał Hagridowi nasz prezent i wepchnął zwierzaka w wielkie dłonie gajowego, oczekiwaliśmy wybuchów radości albo łez wzruszenia. Oczekiwaliśmy JAKIEJKOLWIEK reakcji. Hagrid jednak wpatrywał się tylko w psa, nie mrugając nawet oczami. Trwało to tak długo, że stopniowo zaczęłam tracić nadzieję na to, że w ogóle dowiem się, co nasz przyjaciel myśli o swoim prezencie. W pewnej jednak chwili zwierzątko wysunęło niepewnie swój język i przejechało nim po zarośniętej twarzy gajowego.
- POLIZAŁ MNIE! - zawołał Hagrid donośnie, a my, zupełnie nieprzygotowani na jego wybuch, podskoczyliśmy w miejscu, po czym spojrzeliśmy po sobie niepewnie.
- Eee... Hagridzie.... - odezwał się zmieszany nieco James - Czy on ci się podoba, czy nie? Bo jak coś, to zawsze możemy go jeszcze sprzedać -dodał i zmierzwił sobie włosy.
- Och, kochane dzieciaki.... - powiedział Hagrid, zatrzymując wzrok po kolei na każdym z nas - Lily, Emily, Alice, James, Syriusz, Remus i Peter...
- Znamy swoje imiona. - wtrącił nietaktownie Glizdogon i natychmiast dostał kopniaka od Emily.
- Ech... Ja po prostu naprawdę bardzo się wzruszyłem. Nie myślałem, że wy... że... - zaczął Hagrid zachrypniętym głosem - Jesteście wspaniali! -zawołał, po czym zupełnie nieoczekiwanie zrobił to, czego spodziewaliśmy się na samym początku rozmowy. Zaczął nas wszystkich po kolei obejmować, unosząc o kilkanaście cali w górę. Usłyszałam, jak coś niebezpiecznie chrupnęło mi w krzyżu, kiedy Hagrid mi dziękował, jedną ręką trzymając mnie tak wysoko, że musnęłam włosami sufit, drugą zaś wciąż obejmując psa.
- Skoro wszyscy jesteśmy już obolali... to znaczy wyściskani - poprawił się Syriusz - Może nam wreszcie powiesz, czy się cieszysz?
- Bardzo się cieszę.... - powiedział zdławionym ze wzruszenia głosem - Nie myślałem, że jesteście aż tak cudowni, że w ogóle pomyślicie o tym… że ja tu tak sam i w ogóle.... - dodał, ocierając wierzchem ręki łzę, która spływała mu po policzku. Po chwili milczenia dodał - Będzie się nazywać Kieł!
Kiedy tak przyglądałam się, jak Hagrid wpatruje się w swojego pieska i z czułością głaszcze go po grzbiecie, poczułam w sercu przyjemne ciepło. Udało nam się sprawić radość naszemu przyjacielowi i nieco urozmaicić mu życie. Zerknęłam po kolei na każdego z moich przyjaciół. Wszyscy chyba byli podobnego zdania, bo przyglądali się gajowemu z szerokimi uśmiechami. Gdy mój wzrok spoczął na Jamesie, odwzajemnił moje spojrzenie, unosząc w górę kciuk. Musiałam przyznać w duchu, że tym razem spisał się na medal.

*

Minęło kilka kolejnych tygodni, Kieł rósł w oczach, a Hagrid wciąż przy każdej okazji nam za niego dziękował. Wiosna nastała w pełnym rozkwicie, sprawiając, że coraz trudniej było mi wysiedzieć w klasie, podczas gdy za oknem świat zdawał się pięknieć z każdą sekundą, zachęcając do tego, by podziwiać jego uroki.
- Lily, skup się wreszcie… - strofowała mnie Alice, gdy zauważyła, że zamiast pisać swoje wypracowanie o tym, dlaczego tak trudno jest transmutować się w jednorożca, wpatrywałam się tęsknie w okno.
W odpowiedzi na jej oskarżycielski ton, przeciągnęłam się leniwie, tłumiąc ziewnięcie.
- Nie masz czasem ochoty, żeby po prostu jeden jedyny raz olać to wszystko i poleżeć sobie na błoniach? – zapytałam, opierając głowę o blat stolika.
- Nie – odparła Alice krótko.
- Podziwiam twoją samodyscyplinę – odparłam szczerze, nie unosząc jednak głowy.
- Macie z czymś problem? – zapytał Remus, podchodząc do nas z uśmiechem. Zerknęłam na niego nieprzytomnie zza zasłony rudych włosów.
- Wciąż brakuje mi dziesięciu cali, a napisałam już wszystko, co mi przyszło na myśl – odparłam.
- W dormitorium mam książkę o jednorożcach, może znajdziesz tam coś więcej.
- Serio? – zapytałam z nadzieją.
- Jasne, ale musisz po nią sama pójść, bo umówiłem się z Peterem na błoniach. Wciąż jeszcze ma duże problemy z zaklęciami powodującymi znikanie, a Flitwick i MgGonagall tracą już do niego cierpliwość - mruknął, uśmiechając się przepraszająco - Ewentualnie poproś chłopaków, na pewno ją dla ciebie znajdą – dodał, po czym posłał lekki uśmiech w stronę Alice, która zarumieniła się wdzięcznie i przeszedł przez dziurę pod portretem.
- No to idę – oznajmiłam, podrywając się z miejsca, rada z faktu, że chociaż na moment odpocznę od czujnego spojrzenia Larssonówny. Wspięłam się po schodach wiodących do dormitorium chłopców i zapukałam do drzwi. Nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka.
Tym razem nawet nie zwróciłam uwagi na bałagan, panujący w sypialni Huncwotów, tylko od razu skierowałam się do szafki przy łóżku Remusa, w której bez problemu znalazłam potrzebną mi książkę. Gdy jednak kierowałam się już w stronę wyjścia, z przylegającej do dormitorium łazienki wyszedł James Potter, ubrany jedynie w czarne bokserki.
- Oj… - pisnęłam na jego widok, po czym pognałam do wyjścia.
- Evans? – zawołał za mną rozbawiony, a ja niechętnie się odwróciłam. Wzrok jednak przez cały czas miałam utkwiony w czubkach swoich butów.
- Po-pożyczam książkę. Od Re-mu-musa – wydukała, podnosząc rękę, w której trzymałam oprawiony w ciemny papier tom.
- Aha – odparł Potter tylko, po czym, ku mojemu przerażeniu, zaczął się do mnie zbliżać.
- Co ty robisz? – zapytałam, mimowolnie na niego zerkając. Zaraz jednak tego pożałowałam.
James, choć był bardzo szczupły, posiadał naprawdę ładnie wyrobione mięśnie. Jego brzuch był twardy, z charakterystyczną, lekko zarysowaną drabinką. Jego ramiona sprawiały wrażenie bardzo silnych, a obojczyki... Nagle poczułam dziwną ochotę, by musnąć je swoimi palcami.
Choć nie miałam przy sobie lusterka, dobrze wiedziałam, że muszę być teraz tak czerwona, że nie sposób tego nie zauważyć.
- Coś ty taka skrępowana? - zapytał James spokojnie, po czym znowu zrobił kilka kroków w moim kierunku. Automatycznie się wycofałam, jednak nagle poczułam pod plecami ścianę.
Potter się uśmiechnął i podszedł do mnie już zupełnie blisko, opierając ręce o ścianę, po obu stronach mojej głowy. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów i mogłam zobaczyć dokładnie każdy odcień brązu w jego tęczówkach.
- Mam dziwne wrażenie, że ci się podobam - oświadczył, dosłownie hipnotyzując mnie swoim wzrokiem - Mam rację?
Nie zdążyłam jednak wydusić z siebie żadnej odpowiedzi, bo zamknął mi usta pocałunkiem.
Książka Remusa wypadła mi z ręki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz