sobota, 11 sierpnia 2012

Powitanie?


          Jak można się było spodziewać, egzaminy nie należały do najprostszych, ale przebrnęłam przez nie bez zbędnych porażek. Gdy nerwowy okres dobiegł wreszcie końca, uczniowie Hogwartu ponownie mogli się odprężyć. Choć wszystkich wokół mnie ogarniała wesołość związana z perspektywą długich dwóch miesięcy błogiego wypoczynku, sama byłam coraz bardziej przygnębiona i z narastającą niechęcią myślałam o powrocie do domu.
Na dwa dni przed opuszczeniem Hogwartu, podczas śniadania w Wielkiej Sali, przyfrunęła do mnie Laurel z listem od ojca, co było dla mnie dużym zaskoczeniem.
- Co pisze? – zapytała Emily, zaglądając mi przez ramię.
Rozprostowałam pomięty arkusik i odczytałam:
 
Kochana Lily,
Niestety, nie będę mógł Cię odebrać z dworca King's Cross. Zamów sobie taksówkę. Wszystko wyjaśnię Ci, jak już będziesz w domu. Pozdrawiam,
Ojciec. 
- Dziwne... – mruknęłam pod nosem. Tata zawsze z niecierpliwością wyczekiwał mojego powrotu z Hogwartu i nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której nie będzie mógł po mnie przyjechać.
- Dlaczego nie może cię odebrać z dworca? - zapytała Alice, również bardzo zdziwiona zachowaniem mojego taty. Widywała go już we wcześniejszych latach na King’s Cross i zawsze była świadkiem, jak czule mnie do siebie przytulał na powitanie, sprawiając przy tym wrażenie człowieka, który jedynie cudem obył się beze mnie przez dziesięć długich miesięcy.
- Nie mam pojęcia. Wszystkiego dowiem się w domu. – odparłam, chowając list do kieszeni szaty. Chociaż nie poruszałam już więcej tematu mojego powrotu, byłam bardzo ciekawa, co takiego mogło się stać… 
  
*

Ostatniego poranka w Hogwarcie, gdy pakowałam swój kufer, musiałam bardzo walczyć z samą sobą, aby się nie rozpłakać.
- Lily... Po wakacjach wrócimy tu po raz ostatni.... - szepnęła Emily i otarła ręką oczy, rozglądając się tęsknie po dormitorium. Zdecydowanie nie ułatwiała mi zachowania kamiennej twarzy. Burknęłam coś w odpowiedzi i ponownie pochyliłam się nad swoim kufrem.
- Dwa miesiące szybko miną… - stwierdziła Alice dziarsko, a gdy przytaknęłyśmy jej niewyraźnie, spojrzała na nas z naganą w oczach – Tylko mi tu nie beczeć!
- Nie mamy zamiaru. – odparłam, próbując się uśmiechnąć.
- I tak trzymać. Przed nami jeszcze cały kolejny rok w Hogwarcie… To masa czasu… przecież… Założę się, że jeszcze będziemy miały dosyć szkoły - powiedziała Alice tonem pocieszenia.
Gdy zostałam sama w dormitorium, po raz ostatni zerknęłam przez okno na otaczające zamek błonia, chatkę Hagrida i zarys Zakazanego Lasu.
- Lily Evans, przestań się mazgaić! – zganiłam się w duchu, po czym przywołałam na twarz uśmiech i dzielnie opuściłam sypialnię, przygotowana na dwumiesięczną rozłąkę z ukochaną szkołą.

* 

Godzinę później siedziałam już z Emily, Alice i Courtney w przedziale pociągu, wiozącym nas do Londynu.
- Co będziecie robić w wakacje? - zapytała Courtney wesoło, chcąc nieco rozładować atmosferę. Ona jedna zupełnie nie poddawała się smutnemu nastrojowi - Ja pojadę z rodzicami do Francji. Mam tam kilku krewnych. Moja ciocia jest nauczycielką w Beauxbatons.
- W czym? - spytałam.
- W Beaxbatons. To coś takiego jak Hogwart – odparła Courtney.
- To istnieją jeszcze jakieś szkoły magii? - zainteresowałam się.
- No jasne, ale w Europie najważniejsze są trzy: Hogwart, Beauxbatons i Durmstrang.
- Myślałam, że Hogwart jest jedyny... - powiedziałam, bardziej do siebie niż do Courtney. Jednocześnie zastanowiłam się, czy moi zagraniczni rówieśnicy są równie zżyci ze swoimi szkołami, co my z naszą.
- Nie jest jedyny - wtrąciła się Alice - Też tak na początku myślałam, ale poczytałam to i owo. Chociaż, szczerze mówiąc, niewiele pisze w książkach, które dostępne są w Hogwarcie. Wygląda na to, że każda ze szkół chce zachować jak najwięcej swoich tajemnic, więc sama prawie nic nie wiem…
- Alice Larsson prawie nic nie wie… Kto ma kalendarz? Trzeba to zapisać! – zażartowała Emily i wszystkie cztery (łącznie z ofiarą żartu) szczerze się roześmiałyśmy. Nasz atak wesołości przerwało pojawienie się w naszym przedziale Huncwotów. Na widok Jamesa poczułam, jak różowieją mi policzki.
- Można się dosiąść? - spytał wesoło Syriusz, a Emily, oczywiście, natychmiast się zgodziła.
Syriusz i Remus usiedli obok swoich dziewczyn, Peter koło Courtney, a James… James przy mnie.
- Glizdogonie, chcesz poderwać Courtney? - zapytał kpiąco Rogacz na widok Petera, który wyraźnie zarumienił się, gdy zajął miejsce obok Krukonki.
- Ona już jest zajęta – odparłam szybko, po czym, chcąc odwrócić uwagę reszty od zmieszanego chłopaka, zapytałam - A właśnie, gdzie Michael?
Miałam dziwne wrażenie, że James skrzywił się nieco, gdy zapytałam o byłego chłopaka.
- Siedzi z kumplami i gada o quidditchu – odparła Courtney, a na jej uśmiechniętej twarzy odmalowało się lekkie niezadowolenie - Jak już zacznie, to nie może skończyć – dodała, usprawiedliwiając chłopaka.
- Ja bym skończył… – odparł zdawkowo James - …mając dobry powód – dodał, zerkając na mnie z uśmiechem. Gdy to usłyszałam, zarumieniłam się bardziej niż wcześniej Glizdogon, ale Potter nie rozwijał już więcej tego tematu.
Gdy podróż dobiegła końca, James pomógł mi zabrać z pociągu moje bagaże. Odczekał, aż pożegnam się z przyjaciółkami, po czym zażartował:
- Na pewno nie przemycasz czegoś nielegalnego? Strasznie ciężki ten twój kufer.
- Może po prostu to ty jesteś taki słaby? – zapytałam z uśmiechem.
- Słaby? Ja? W życiu… - odparł, demonstracyjnie napinając muskuły – Zresztą… widziałaś mnie już bez ubrania i wiesz, że jest na czym oko zawiesić, co? – dodał, uśmiechając się szelmowsko.
- No wiesz…? - wydukałam, zaskoczona, że akurat teraz poruszył ten temat.
- No to udanych wakacji… Lily – oznajmił, akcentując dobitnie ostatnie słowo. Po raz trzeci w życiu nazwał mnie po imieniu... Moje serce zabiło szybciej i chciałam powiedzieć mu coś więcej, ale na dworcu zrobiło się wielkie zamieszanie, skutecznie udaremniające komunikację.
- Udanych wakacji – powiedziałam tylko, po czym przeszłam przez barierkę. Chociaż nie byłam w stanie wyznać Jamesowi swoich uczuć, z dumą odnotowałam, że po raz pierwszy rozstajemy się na wakacje w pokojowych nastrojach, a to był już z pewnością milowy postęp w naszej znajomości.

*

- Magnolia Crescent 7 – powiedziałam do taksówkarza, gdy uporał się już z umieszczeniem w samochodzie mojego kufra i klatki z Laurel.
- A ta sowa to po co? – zapytał, mierząc zwierzątko podejrzliwym spojrzeniem.
- Prezent – odparłam wymijająco.
Kierowca chciał chyba rozwinąć temat, ale gdy po kilku próbach zagajenia rozmowy doszło do niego, że na wszystkie pytania będę odpowiadać pojedynczymi słowami, zrezygnował.
Po raz pierwszy wracałam z Hogwartu taksówką. Byłam bardzo ciekawa, co jest powodem, dla którego tata nie mógł po mnie przyjechać. Gdy dotarliśmy pod mój dom, taksówkarz pomógł mi wyciągnąć bagaż, zmierzył Laurel ostatnim, kontrolnym spojrzeniem, po czym odjechał, zaś ja, pełna złych przeczuć, przekroczyłam próg domu.
- Już jestem! – zawołałam.
Odpowiedziała mi cisza. Wyglądało na to, że w domu nie ma żywej duszy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz