Jak można się było spodziewać,
egzaminy nie należały do najprostszych, ale przebrnęłam przez nie bez zbędnych
porażek. Gdy nerwowy okres dobiegł wreszcie końca, uczniowie Hogwartu ponownie
mogli się odprężyć. Choć wszystkich wokół mnie ogarniała wesołość związana z
perspektywą długich dwóch miesięcy błogiego wypoczynku, sama byłam coraz
bardziej przygnębiona i z narastającą niechęcią myślałam o powrocie do domu.
Na dwa dni
przed opuszczeniem Hogwartu, podczas śniadania w Wielkiej Sali, przyfrunęła do
mnie Laurel z listem od ojca, co było dla mnie dużym zaskoczeniem.
- Co
pisze? – zapytała Emily, zaglądając mi przez ramię.
Rozprostowałam
pomięty arkusik i odczytałam:
Kochana
Lily,
Niestety, nie będę mógł Cię odebrać z dworca King's Cross. Zamów sobie taksówkę. Wszystko wyjaśnię Ci, jak już będziesz w domu. Pozdrawiam,
Niestety, nie będę mógł Cię odebrać z dworca King's Cross. Zamów sobie taksówkę. Wszystko wyjaśnię Ci, jak już będziesz w domu. Pozdrawiam,
Ojciec.
-
Dziwne... – mruknęłam pod nosem. Tata zawsze z niecierpliwością wyczekiwał
mojego powrotu z Hogwartu i nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek dojdzie do
sytuacji, w której nie będzie mógł po mnie przyjechać.
- Dlaczego
nie może cię odebrać z dworca? - zapytała Alice, również bardzo zdziwiona
zachowaniem mojego taty. Widywała go już we wcześniejszych latach na King’s
Cross i zawsze była świadkiem, jak czule mnie do siebie przytulał na powitanie,
sprawiając przy tym wrażenie człowieka, który jedynie cudem obył się beze mnie przez
dziesięć długich miesięcy.
- Nie mam
pojęcia. Wszystkiego dowiem się w domu. – odparłam, chowając list do kieszeni
szaty. Chociaż nie poruszałam już więcej tematu mojego powrotu, byłam bardzo
ciekawa, co takiego mogło się stać…
*
Ostatniego
poranka w Hogwarcie, gdy pakowałam swój kufer, musiałam bardzo walczyć z samą
sobą, aby się nie rozpłakać.
- Lily...
Po wakacjach wrócimy tu po raz ostatni.... - szepnęła Emily i otarła ręką oczy,
rozglądając się tęsknie po dormitorium. Zdecydowanie nie ułatwiała mi
zachowania kamiennej twarzy. Burknęłam coś w odpowiedzi i ponownie pochyliłam
się nad swoim kufrem.
- Dwa
miesiące szybko miną… - stwierdziła Alice dziarsko, a gdy przytaknęłyśmy jej
niewyraźnie, spojrzała na nas z naganą w oczach – Tylko mi tu nie beczeć!
- Nie mamy
zamiaru. – odparłam, próbując się uśmiechnąć.
- I tak
trzymać. Przed nami jeszcze cały kolejny rok w Hogwarcie… To masa czasu…
przecież… Założę się, że jeszcze będziemy miały dosyć szkoły - powiedziała
Alice tonem pocieszenia.
Gdy
zostałam sama w dormitorium, po raz ostatni zerknęłam przez okno na otaczające
zamek błonia, chatkę Hagrida i zarys Zakazanego Lasu.
- Lily
Evans, przestań się mazgaić! – zganiłam się w duchu, po czym przywołałam na
twarz uśmiech i dzielnie opuściłam sypialnię, przygotowana na dwumiesięczną
rozłąkę z ukochaną szkołą.
*
Godzinę
później siedziałam już z Emily, Alice i Courtney w przedziale pociągu, wiozącym
nas do Londynu.
- Co
będziecie robić w wakacje? - zapytała Courtney wesoło, chcąc nieco rozładować
atmosferę. Ona jedna zupełnie nie poddawała się smutnemu nastrojowi - Ja pojadę
z rodzicami do Francji. Mam tam kilku krewnych. Moja ciocia jest
nauczycielką w Beauxbatons.
- W czym?
- spytałam.
- W
Beaxbatons. To coś takiego jak Hogwart – odparła Courtney.
- To istnieją
jeszcze jakieś szkoły magii? - zainteresowałam się.
- No
jasne, ale w Europie najważniejsze są trzy: Hogwart, Beauxbatons i Durmstrang.
-
Myślałam, że Hogwart jest jedyny... - powiedziałam, bardziej do siebie niż do
Courtney. Jednocześnie zastanowiłam się, czy moi zagraniczni rówieśnicy są
równie zżyci ze swoimi szkołami, co my z naszą.
- Nie jest
jedyny - wtrąciła się Alice - Też tak na początku myślałam, ale poczytałam to i
owo. Chociaż, szczerze mówiąc, niewiele pisze w książkach, które dostępne są w
Hogwarcie. Wygląda na to, że każda ze szkół chce zachować jak najwięcej swoich
tajemnic, więc sama prawie nic nie wiem…
- Alice
Larsson prawie nic nie wie… Kto ma kalendarz? Trzeba to zapisać! – zażartowała
Emily i wszystkie cztery (łącznie z ofiarą żartu) szczerze się roześmiałyśmy.
Nasz atak wesołości przerwało pojawienie się w naszym przedziale Huncwotów. Na
widok Jamesa poczułam, jak różowieją mi policzki.
- Można
się dosiąść? - spytał wesoło Syriusz, a Emily, oczywiście, natychmiast się
zgodziła.
Syriusz i
Remus usiedli obok swoich dziewczyn, Peter koło Courtney, a James… James przy
mnie.
-
Glizdogonie, chcesz poderwać Courtney? - zapytał kpiąco Rogacz na widok
Petera, który wyraźnie zarumienił się, gdy zajął miejsce obok Krukonki.
- Ona już
jest zajęta – odparłam szybko, po czym, chcąc odwrócić uwagę reszty od
zmieszanego chłopaka, zapytałam - A właśnie, gdzie Michael?
Miałam
dziwne wrażenie, że James skrzywił się nieco, gdy zapytałam o byłego chłopaka.
- Siedzi z
kumplami i gada o quidditchu – odparła Courtney, a na jej uśmiechniętej twarzy
odmalowało się lekkie niezadowolenie - Jak już zacznie, to nie może skończyć –
dodała, usprawiedliwiając chłopaka.
- Ja bym
skończył… – odparł zdawkowo James - …mając dobry powód – dodał, zerkając na
mnie z uśmiechem. Gdy to usłyszałam, zarumieniłam się bardziej niż wcześniej
Glizdogon, ale Potter nie rozwijał już więcej tego tematu.
Gdy podróż
dobiegła końca, James pomógł mi zabrać z pociągu moje bagaże. Odczekał, aż
pożegnam się z przyjaciółkami, po czym zażartował:
- Na pewno
nie przemycasz czegoś nielegalnego? Strasznie ciężki ten twój kufer.
- Może po
prostu to ty jesteś taki słaby? – zapytałam z uśmiechem.
- Słaby?
Ja? W życiu… - odparł, demonstracyjnie napinając muskuły – Zresztą… widziałaś
mnie już bez ubrania i wiesz, że jest na czym oko zawiesić, co? – dodał,
uśmiechając się szelmowsko.
- No
wiesz…? - wydukałam, zaskoczona, że akurat teraz poruszył ten temat.
- No to
udanych wakacji… Lily – oznajmił, akcentując dobitnie ostatnie słowo. Po raz
trzeci w życiu nazwał mnie po imieniu... Moje serce zabiło szybciej i chciałam
powiedzieć mu coś więcej, ale na dworcu zrobiło się wielkie zamieszanie,
skutecznie udaremniające komunikację.
- Udanych
wakacji – powiedziałam tylko, po czym przeszłam przez barierkę. Chociaż nie
byłam w stanie wyznać Jamesowi swoich uczuć, z dumą odnotowałam, że po raz
pierwszy rozstajemy się na wakacje w pokojowych nastrojach, a to był już z
pewnością milowy postęp w naszej znajomości.
*
- Magnolia
Crescent 7 – powiedziałam do taksówkarza, gdy uporał się już z umieszczeniem w
samochodzie mojego kufra i klatki z Laurel.
- A ta
sowa to po co? – zapytał, mierząc zwierzątko podejrzliwym spojrzeniem.
- Prezent
– odparłam wymijająco.
Kierowca
chciał chyba rozwinąć temat, ale gdy po kilku próbach zagajenia rozmowy doszło
do niego, że na wszystkie pytania będę odpowiadać pojedynczymi słowami,
zrezygnował.
Po raz
pierwszy wracałam z Hogwartu taksówką. Byłam bardzo ciekawa, co jest powodem,
dla którego tata nie mógł po mnie przyjechać. Gdy dotarliśmy pod mój dom,
taksówkarz pomógł mi wyciągnąć bagaż, zmierzył Laurel ostatnim, kontrolnym
spojrzeniem, po czym odjechał, zaś ja, pełna złych przeczuć, przekroczyłam próg
domu.
- Już
jestem! – zawołałam.
Odpowiedziała
mi cisza. Wyglądało na to, że w domu nie ma żywej duszy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz