W ciągu najbliższych paru
dni stosunki między mną a Jamesem Potterem nieco się ociepliły. Wciąż wprawdzie
nie spędzaliśmy ze sobą wiele czasu, ale też nie staraliśmy unikać się na siłę,
a kiedy już się widzieliśmy, rozmawialiśmy ze sobą tak jak dawniej. Trochę się
wprawdzie obawiałam, że po moim "prezencie świątecznym", jakim był
buziak pod jemiołą, Potter zacznie znowu otwarcie się do mnie zalecać, ale
okazało się, że byłam w błędzie. James zachowywał się względem mnie uprzejmie,
ale w żaden sposób nie starał się okazywać mi, że jest mną zainteresowany.
Dzięki temu byłam w stanie wreszcie dostrzec w nim te zalety, o których
wspominała mi tak często Courtney.
Potter miał duże poczucie humoru i podczas śniadań, na które razem się wybieraliśmy, często mnie rozśmieszał. Dodatkowo, dzięki temu, że jego rodzice byli poważanymi w społeczeństwie czarodziejami, miał bardzo duże rozeznanie w tym, co dzieje się teraz w kraju, a o czym nie można było dowiedzieć się z "Proroka Codziennego".
Potter miał duże poczucie humoru i podczas śniadań, na które razem się wybieraliśmy, często mnie rozśmieszał. Dodatkowo, dzięki temu, że jego rodzice byli poważanymi w społeczeństwie czarodziejami, miał bardzo duże rozeznanie w tym, co dzieje się teraz w kraju, a o czym nie można było dowiedzieć się z "Proroka Codziennego".
Początkowo zastanawiałam
się, dlaczego nie próbuje zdobyć moich względów teraz, kiedy, poza nami, nikogo
nie było w Wieży Gryffindoru, ale szybko doszłam do wniosku, że James chce po
prostu, bym go lepiej poznała, bym zobaczyła w nim nie tylko nadętego Huncwota,
ale i zwyczajnego, sympatycznego chłopaka. I ta taktyka była o wiele
skuteczniejsza niż próby wzbudzenia we mnie zazdrości, bo gdy teraz zdarzało mi
się myśleć o Potterze, nie towarzyszyła mi już ani złość, ani rozdrażnienie.
W sylwestrowy poranek
siedziałam sobie w swoim dormitorium, przeglądając "Mistrzów
Kociołka". Był to poradnik, który dostałam na tegoroczne urodziny od Alice
i zawierał bardzo wiele przepisów na ciekawe eliksiry, których nie nauczano w
szkole. Szczególnie zainteresował mnie jeden z nich, nazywany przez autora
"Twarzowaczem", który podobno usuwał raz na zawsze wszystkie piegi i
krosty. Nie miałam wprawdzie nigdy problemów z trądzikiem, ale o wiele lepiej
czułabym się bez piegów, pokrywających mój nos, więc zamierzałam skorzystać z
okazji i nieco się upiększyć. Przypomniało mi się jednak, że Remus Lupin ma w
swoich zbiorach książkę, zawierającą ostrzeżenia co do niektórych wywarów,
więc, zanim przystąpiłabym do akcji, miałam zamiar sprawdzić, czy
"Twarzowacz" nie znajduje się przypadkiem na tej liście.
Jedyny problem polegał
jednak na tym, że Remus Lupin przebywał obecnie poza Hogwartem, więc nie mógł
pożyczyć mi tej książki. Pomyślałam jednak, że nie pogniewałby się na mnie,
gdybym wzięła ją sama. Zresztą, z pewnością nawet by się o tym nie dowiedział.
Zerknęłam na zegarek.
Była dziesiąta rano. Dobrze wiedziałam, że w wolne dni Potter o tej porze
trenuje quidditcha, więc nie zastanę go w męskim dormitorium jeszcze co
najmniej przez godzinę. Na odnalezienie książki Remusa i sprawdzenie, czy jest
w niej coś na temat interesującego mnie specyfiku, wystarczyłoby mi maksymalnie
dziesięć minut. Nagrodą miał być piękny, wolny od piegów nos. I to akurat na
Sylwestra...
Szybko więc przełamałam swoje opory związane z grzebaniem w cudzych rzeczach i opuściłam żeńskie dormitorium. W paru krokach pokonałam całą szerokość pokoju wspólnego i, z duszą na ramieniu, zapukałam do drzwi wiodących do męskiej sypialni. Z ulgą stwierdziłam, że nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka.
Szybko więc przełamałam swoje opory związane z grzebaniem w cudzych rzeczach i opuściłam żeńskie dormitorium. W paru krokach pokonałam całą szerokość pokoju wspólnego i, z duszą na ramieniu, zapukałam do drzwi wiodących do męskiej sypialni. Z ulgą stwierdziłam, że nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka.
Dormitorium Huncwotów
niewiele zmieniło się od czasu, gdy byłam tam po raz ostatni. Choć teraz
zajmował je tylko jeden chłopak, wszędzie walały się papierki, książki i
kawałki pergaminu, a jedynym miejscem, w którym panował wzorcowy porządek, było
idealnie zaścielone łóżko Remusa Lupina. Skierowałam się w tym właśnie
kierunku, ale kątem oka zauważyłam kartkę, leżącą na komodzie przy innym łóżku.
Z lekkim wahaniem podeszłam do niej i przeczytałam:
Drogi Jamesie,
Bardzo mi przykro, ale tych świąt nie uda nam się spędzić
razem. Słyszałem jednak, że pani Lupin zamierza ugościć Ciebie i Twoich
przyjaciół, więc mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe. Ja i mama
dostaliśmy pewne zlecenie z Ministerstwa Magii i będziemy musieli wyjechać.
Wrócimy prawdopodobnie dopiero w lutym.
A co do tej dziewczyny, w której jesteś tak
"śmiertelnie zakochany", to się nie martw. Skąd wiem? Cóż... Kiedy
jesteś w domu zachowujesz się tak samo jak ja w Twoim wieku, kiedy odrzucała
mnie Twoja matka. Opierała się skubana jak mogła i to całkiem długo, ale wiedziałem,
jak ją podejść. Wystarczy, że dasz jej parę powodów do zazdrości, a padnie
ci do stóp. Tak podziałało przynajmniej w moim przypadku i choć od naszego
ślubu minęło czterdzieści jeden lat, Twoja matka dalej świata poza mną nie
widzi (na pewno by zaprzeczyła, gdybyś zapytał ją o to otwarcie, ale sam wiesz,
że jest trochę "trudna"). W każdym razie - sukces leży w cierpliwości
i dobrej strategii.
Powodzenia i pozdrowienia,
Ojciec.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Więc James stosował się do rad swojego ojca... Cóż, przyznam, że
nieco mi ulżyło, kiedy okazało się, że nie wymyślił tego wszystkiego sam. Swoją
drogą, jego rodzice muszą być znacznie starsi od moich, skoro są już po ślubie
aż czterdzieści jeden lat. Wiedziałam, że Potter był jedynakiem, ale nie miałam
pojęcia, jak duża różnica wieku dzieli go od mamy i taty. Musiał być bardzo
wyczekiwanym dzieckiem, co by tłumaczyło, dlaczego jest taki rozpieszczony...
- Evans,
co robisz w moim dormitorium?
Podskoczyłam
w miejscu i odwróciłam głowę tak gwałtownie, że poczułam bolesny ucisk w karku.
James Potter, nieco spocony i jeszcze bardziej rozczochrany niż zazwyczaj, stał
w wejściu do sypialni z rękoma założonymi na piersiach i przyglądał mi się z
mieszaniną wesołości i zaciekawienia.
- Chciałam pożyczyć książkę od Remusa - odparłam
automatycznie.
- Aha. I gdzie ją masz? - zapytał, przyglądając się moim pustym dłoniom.
- Nie znalazłam.
- Może Lunio wziął ją na ferie? - zastanowił się na głos Potter.
- Może... To ja już pójdę, nie będę ci przeszkadzać - odparłam, kierując się w stronę wyjścia.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz - powiedział James z lekkim uśmiechem, przepuszczając mnie w drzwiach - Evans?
- Tak?
- Bądź o północy w pokoju wspólnym, powitamy razem nowy rok - oznajmił wesoło, po czym zamknął za mną drzwi.
- Aha. I gdzie ją masz? - zapytał, przyglądając się moim pustym dłoniom.
- Nie znalazłam.
- Może Lunio wziął ją na ferie? - zastanowił się na głos Potter.
- Może... To ja już pójdę, nie będę ci przeszkadzać - odparłam, kierując się w stronę wyjścia.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz - powiedział James z lekkim uśmiechem, przepuszczając mnie w drzwiach - Evans?
- Tak?
- Bądź o północy w pokoju wspólnym, powitamy razem nowy rok - oznajmił wesoło, po czym zamknął za mną drzwi.
*
- Co ja
wyprawiam? - zastanowiłam się na głos, poprawiając przed lustrem włosy.
Zegar w
dormitorium wskazywał godzinę wpół do dwunastej, a ja szykowałam się na
Sylwestra, którego miałam spędzić z Jamesem Potterem. TYLKO z Jamesem Potterem.
Co więcej, z jakichś bliżej nieokreślonych powodów, zależało mi, aby ładnie
wyglądać. Że niby dla niego?
Okręciłam
się wokół własnej osi, sprawdzając, jak leży na mnie ciemnozielona sukienka, po
czym dobrałam do niej wisiorek z kamieniem w tym samym kolorze, który
podarowała mi Emily. Zadowolona z efektów, usiadłam na swoim łóżku, uderzając
dłońmi o kolana. Zostało mi pół godziny.
Kątem oka
dostrzegłam książkę "1001 sposobów na zdobycie chłopaka".
Uznając, że czytanie pozwoli mi zabić nieco nudę, zerknęłam z ciekawości na spis treści:
Uznając, że czytanie pozwoli mi zabić nieco nudę, zerknęłam z ciekawości na spis treści:
Rozdział pierwszy ---
Polowanie czas zacząć, czyli jak zdobyć chłopaka....str 5
Rozdział drugi ---
Gdy chłopak już usidlony - zaczynamy wychowanie....str 203
Rozdział trzeci ---
Dla zdesperowanych: eliksiry miłosne mniej lub bardziej legalne....str 412
Przekartkowałam książkę na stronę 203,
gdzie zaczynał się drugi rozdział. Przeczytałam wstęp:
Usidlony chłopak nie
może czuć się jak pantoflarz. To obniża samoocenę i zazwyczaj jest przyczyną
konfliktów rodzinnych. Musi jednak uważać dziewczynę za postać zdecydowanie
dominującą. Wychowanie ukochanego na wzorowego męża nie jest jednak proste.
Mężczyźnie nie można pokazywać, że jest się dla niego gotowym na najróżniejsze
poświęcenia. Taka postawa jest tutaj zdecydowanie niewskazana...
- W
związku nie powinno być osoby dominującej... - stwierdziłam, przyglądając się
książce z powątpiewaniem - Miłość nie może opierać się na manipulacji, a na
wzajemnym zaufaniu - dodałam.
Przeczytałam
jeszcze parę stron książki, ale najwidoczniej jej autorka z góry założyła, że
związek polega nie na partnerstwie, a na tresurze. Mimowolnie spróbowałam sobie
wyobrazić siebie, stosującą opisywane tu sztuczki na Jamesie i z ulgą doszłam
do wniosku, że Potter z pewnością nie dałby się nabrać na coś tak żałosnego. Odrzuciłam książkę w kąt i spojrzałam na
zegar. Dochodziła dwunasta. Podniosłam się z łóżka, wygładziłam sukienkę i
poprawiłam włosy, po czym, na lekko drżących nogach, zeszłam do pokoju
wspólnego. Tam już czekał na mnie James, ubrany w elegancką szatę wyjściową i z
butelką szampana w rękach.
- Ładnie wyglądasz, Evans - powiedział, przyglądając mi
się z uśmiechem.
- Dzięki, ty też - odparłam. Rzeczywiście, musiałam przyznać, że prezentował się naprawdę znakomicie.
- Dzięki, ty też - odparłam. Rzeczywiście, musiałam przyznać, że prezentował się naprawdę znakomicie.
Przez chwilę spoglądaliśmy wyczekująco w tarczę zegara,
a gdy wybiła północ, James wyczarował dwa kieliszki i nalał do nich szampana.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Evans! - powiedział, obejmując mnie w pasie i całując w oba policzki. Choć był to zwykły, przyjacielski gest, lekko się zarumieniłam.
- Wzajemnie - odparłam, sięgając po swój kieliszek.
- To będzie nasz najlepszy rok - stwierdził z przekonaniem James.
- Najlepszy? Dlaczego? - zapytałam, wypijając spory łyk szampana.
- Bo w tym roku już NA PEWNO będziemy razem! - odparł spokojnie, a ja się zakrztusiłam.
- Nie wygłupiaj... się... Potter - wydusiłam z siebie w przerwach między chrząknięciami.
James jedynie wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Evans! - powiedział, obejmując mnie w pasie i całując w oba policzki. Choć był to zwykły, przyjacielski gest, lekko się zarumieniłam.
- Wzajemnie - odparłam, sięgając po swój kieliszek.
- To będzie nasz najlepszy rok - stwierdził z przekonaniem James.
- Najlepszy? Dlaczego? - zapytałam, wypijając spory łyk szampana.
- Bo w tym roku już NA PEWNO będziemy razem! - odparł spokojnie, a ja się zakrztusiłam.
- Nie wygłupiaj... się... Potter - wydusiłam z siebie w przerwach między chrząknięciami.
James jedynie wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać.
*
Gdy tej nocy kładłam się spać,
w głowie wciąż brzmiały mi słowa Jamesa...
"W tym roku już NA PEWNO będziemy razem".
"...będziemy razem".
"NA PEWNO".
Nie wiem, czy był to wpływ szampana, czy magii chwili, ale słowa Pottera, które w normalnym wypadku z pewnością by mnie rozzłościły, teraz wywołały na mojej twarzy lekki uśmiech.
"W tym roku już NA PEWNO będziemy razem"...
Po raz pierwszy w życiu ta perspektywa wydawała mi się całkiem prawdopodobna.
Ale to NA PEWNO była wina szampana!
"W tym roku już NA PEWNO będziemy razem".
"...będziemy razem".
"NA PEWNO".
Nie wiem, czy był to wpływ szampana, czy magii chwili, ale słowa Pottera, które w normalnym wypadku z pewnością by mnie rozzłościły, teraz wywołały na mojej twarzy lekki uśmiech.
"W tym roku już NA PEWNO będziemy razem"...
Po raz pierwszy w życiu ta perspektywa wydawała mi się całkiem prawdopodobna.
Ale to NA PEWNO była wina szampana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz