Po kłótni z Emily na wszystkim przestało
mi zależeć. Byłam zbyt dumna, żeby do niej podejść i ją przeprosić. Nigdy
wcześniej nie doszło między nami do tak ostrej wymiany zdań i bardzo źle się z
tym czułam. Emily ignorowała mnie, ja ignorowałam ją. Bardzo brakowało mi
naszych wspólnych rozmów, zwierzeń i śmiechu. Nie mogłam jednak jej przeprosić,
skoro uważałam, że nic złego nie zrobiłam. Najgorsze w tym wszystkim było to,
że zaczęłam winić za naszą kłótnię Pottera. Było mi trochę wstyd z tego powodu,
bo jednak nie miał wpływu na to, że powiedziałam swojej przyjaciółce tyle
niemiłych rzeczy, ale znalezienie jakiegoś pretekstu na swoje usprawiedliwienie
- dawało mi fałszywe poczucie ulgi. Źle się czułam zarówno na myśl o Jamesie, o
Emily i wreszcie o tym, że obydwoje byli tego samego zdania.
Właśnie w tym etapie, kiedy czułam się
taka osamotniona i zagubiona, dowiedziałam się, że Potter znalazł sobie
dziewczynę, jakąś tam Natashę. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu,
dziwnie się z tym poczułam.
Nie mogłam już doczekać się przerwy
świątecznej, aby móc wyjechać do domu i wszystko sobie przemyśleć, z dala od
osób, które tak silnie wpływały na moje samopoczucie. Póki co, kręciłam się po
Hogwarcie przygnębiona i osamotniona.
Pewnego dnia, gdy siedziałam w żeńskim
dormitorium z ponurą miną, do pokoju weszła jedna z Gryfonek. Nazywała się
Alice Larsson i była jedną z najlepszych uczennic w całym Hogwarcie. Chociaż
miałam bardzo dobre oceny i radziłam sobie nieźle ze wszystkimi
zaklęciami, wiedziałam, że nigdy nie dorównam jej pod względem wiedzy. Chociaż
przez pięć lat dzieliłyśmy dormitorium, bardzo rzadko ze sobą rozmawiałyśmy,
przeważnie wtedy, gdy byłyśmy przydzielone do jakiegoś wspólnego ćwiczenia na
lekcjach. Po zajęciach Alice przesiadywała głównie w bibliotece i nie sprawiała
wrażenia osoby, której zależy na towarzystwie innych. Tym bardziej zaskoczyło
mnie to, że gdy mnie zobaczyła, zapytała z troską, czy wszystko u mnie w
porządku.
- Tak... - skłamałam - Wszystko w
porządku, Alice. Wyjeżdżasz na święta do domu? - zapytałam. Chciałam koniecznie
zmienić temat rozmowy. Alice chyba to wyczuła.
- Tak, ty też? Mieszkasz w Little
Whinging?
- No.. tak się złożyło. - odparłam,
próbując się uśmiechnąć.
Nie wiem, jak to się stało. Może Alice
mnie polubiła, a może po prostu czuła potrzebę, by wreszcie z kimś porozmawiać.
W każdym razie, wieczór spędziłyśmy wspólnie w dormitorium. Opowiadałyśmy sobie
o swoich ulubionych przedmiotach i o planach na przyszłość. Alice była też
ciekawa, jak wygląda życie mugoli i zafascynowała ją opowieść o tym, jak działa
telefon, telewizor i samochód. Nie wydawała mi się już tak bezosobowa jak
kiedyś, gdy widziałam ją tylko ukrytą za opasłymi podręcznikami. Choć nie
mówiła zbyt wiele o sobie, potrafiła sprawić, bym zapomniała o swoich
problemach. Gdy opowiedziała mi jedną z zasłyszanych gdzieś anegdot o Prawie
Bezgłowym Nicku, nawet się roześmiałam. Poczułam, że obecność Alice w jakiś
sposób pomaga mojej duszy oczyścić się ze smutku i przede wszystkim - z
doskwierającej mi już od dawna samotności.
Gdy tak w najlepsze sobie dyskutowałyśmy,
do dormitorium weszła Emily. Zmierzyła nas chłodnym spojrzeniem, zabrała
książkę do eliksirów i wyszła. Zrobiło mi się trochę smutno. Alice chyba to też
wyczuła. Miała w sobie jakiś dar pocieszania. Minęło jeszcze kilka dni,
kilkadziesiąt godzin wspólnych rozmów i ze zdumieniem stwierdziłam, że
dziewczyna, której istnienia wcześniej zupełnie nie dostrzegałam, została moją
koleżanką. Choć po tak krótkim czasie trudno było mi nazwać ją już swoją przyjaciółką,
postanowiłam zwierzyć się jej z moich problemów z Emily i Jamesem. Ona jednak,
ku mojemu zdumieniu podzielała ich zdanie. Wytłumaczyła mi jednak na spokojnie,
że powinnam przeprosić Emily, bo szkoda zmarnować taką przyjaźń. Pod wpływem
jej słów zdecydowałam się z nią pogodzić.
Wyłowiłam ją wzrokiem w pokoju wspólnym i
poprosiłam na słówko. Byłam dość zdenerwowana, ale udało mi się wykrztusić:
- Em, bardzo cię przepraszam... Nawet
jeśli się z tobą nie zgadzam, nie powinnam się na tobie wyżywać.
Na szczęście, Emily z natury była pogodna
i dość szybko zapominała o urazach. Ponieważ to była nasza pierwsza poważna
kłótnia i przez dłuższy czas ze sobą nie rozmawiałyśmy, obie bardzo się
ucieszyłyśmy, że wszystko jest już w porządku.
Kilka dni później, podczas lekcji
historii magii, zauważyłam, że moja przyjaciółka bazgrze na swoim pergaminie
inicjały Syriusza. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Wiedziałam, że Black od
dawna się jej podoba, ale zdawałam też sobie sprawę z tego, że nie była w tym
względzie osamotniona. Nawet teraz, podczas lekcji, spojrzenia większości
dziewczyn raz po raz prześlizgiwały się po Syriuszu, który jednak zdawał się
tego nie dostrzegać, zajęty rozmową z Jamesem Potterem. Z rozbawieniem
zauważyłam, że jedyną (poza mną) dziewczyną, na której urok Blacka nie robi
żadnego wrażenia, jest Alice, notująca każde słowo nauczyciela.
Po zajęciach jednak - Syriusz poprosił
Emily o spotkanie, a gdy wieczorem weszłam do pokoju wspólnego, zastałam tę
dwójkę całującą się w kącie. Z jednej strony, cieszyło mnie szczęście
przyjaciółki, jednak z drugiej, nie mogłam zapomnieć, że Black jest najlepszym
przyjacielem mojego wroga.
Gdy zwierzyłam się z tego Alice,
odpowiedziała zdecydowanie:
- Ona ma prawo być z kim chce. Nie możesz
mieć o Syriusza do niej pretensji.
Miała rację, ale mimo wszystko poczułam
jakieś niemiłe ukłucie w klatce piersiowej. Najważniejsze było jednak to, że
się pogodziłyśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz