czwartek, 9 sierpnia 2012

Alice i Emily


Po kłótni z Emily na wszystkim przestało mi zależeć. Byłam zbyt dumna, żeby do niej podejść i ją przeprosić. Nigdy wcześniej nie doszło między nami do tak ostrej wymiany zdań i bardzo źle się z tym czułam. Emily ignorowała mnie, ja ignorowałam ją. Bardzo brakowało mi naszych wspólnych rozmów, zwierzeń i śmiechu. Nie mogłam jednak jej przeprosić, skoro uważałam, że nic złego nie zrobiłam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zaczęłam winić za naszą kłótnię Pottera. Było mi trochę wstyd z tego powodu, bo jednak nie miał wpływu na to, że powiedziałam swojej przyjaciółce tyle niemiłych rzeczy, ale znalezienie jakiegoś pretekstu na swoje usprawiedliwienie - dawało mi fałszywe poczucie ulgi. Źle się czułam zarówno na myśl o Jamesie, o Emily i wreszcie o tym, że obydwoje byli tego samego zdania.
Właśnie w tym etapie, kiedy czułam się taka osamotniona i zagubiona, dowiedziałam się, że Potter znalazł sobie dziewczynę, jakąś tam Natashę. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, dziwnie się z tym poczułam.
Nie mogłam już doczekać się przerwy świątecznej, aby móc wyjechać do domu i wszystko sobie przemyśleć, z dala od osób, które tak silnie wpływały na moje samopoczucie. Póki co, kręciłam się po Hogwarcie przygnębiona i osamotniona.
Pewnego dnia, gdy siedziałam w żeńskim dormitorium z ponurą miną, do pokoju weszła jedna z Gryfonek. Nazywała się Alice Larsson i była jedną z najlepszych uczennic w całym Hogwarcie. Chociaż miałam bardzo dobre oceny i  radziłam sobie nieźle ze wszystkimi zaklęciami, wiedziałam, że nigdy nie dorównam jej pod względem wiedzy. Chociaż przez pięć lat dzieliłyśmy dormitorium, bardzo rzadko ze sobą rozmawiałyśmy, przeważnie wtedy, gdy byłyśmy przydzielone do jakiegoś wspólnego ćwiczenia na lekcjach. Po zajęciach Alice przesiadywała głównie w bibliotece i nie sprawiała wrażenia osoby, której zależy na towarzystwie innych. Tym bardziej zaskoczyło mnie to, że gdy mnie zobaczyła, zapytała z troską, czy wszystko u mnie w porządku.
- Tak... - skłamałam - Wszystko w porządku, Alice. Wyjeżdżasz na święta do domu? - zapytałam. Chciałam koniecznie zmienić temat rozmowy. Alice chyba to wyczuła.
- Tak, ty też? Mieszkasz w Little Whinging?
- No.. tak się złożyło. - odparłam, próbując się uśmiechnąć.
Nie wiem, jak to się stało. Może Alice mnie polubiła, a może po prostu czuła potrzebę, by wreszcie z kimś porozmawiać. W każdym razie, wieczór spędziłyśmy wspólnie w dormitorium. Opowiadałyśmy sobie o swoich ulubionych przedmiotach i o planach na przyszłość. Alice była też ciekawa, jak wygląda życie mugoli i zafascynowała ją opowieść o tym, jak działa telefon, telewizor i samochód. Nie wydawała mi się już tak bezosobowa jak kiedyś, gdy widziałam ją tylko ukrytą za opasłymi podręcznikami. Choć nie mówiła zbyt wiele o sobie, potrafiła sprawić, bym zapomniała o swoich problemach. Gdy opowiedziała mi jedną z zasłyszanych gdzieś anegdot o Prawie Bezgłowym Nicku, nawet się roześmiałam. Poczułam, że obecność Alice w jakiś sposób pomaga mojej duszy oczyścić się ze smutku i przede wszystkim - z doskwierającej mi już od dawna samotności.
Gdy tak w najlepsze sobie dyskutowałyśmy, do dormitorium weszła Emily. Zmierzyła nas chłodnym spojrzeniem, zabrała książkę do eliksirów i wyszła. Zrobiło mi się trochę smutno. Alice chyba to też wyczuła. Miała w sobie jakiś dar pocieszania. Minęło jeszcze kilka dni, kilkadziesiąt godzin wspólnych rozmów i ze zdumieniem stwierdziłam, że dziewczyna, której istnienia wcześniej zupełnie nie dostrzegałam, została moją koleżanką. Choć po tak krótkim czasie trudno było mi nazwać ją już swoją przyjaciółką, postanowiłam zwierzyć się jej z moich problemów z Emily i Jamesem. Ona jednak, ku mojemu zdumieniu podzielała ich zdanie. Wytłumaczyła mi jednak na spokojnie, że powinnam przeprosić Emily, bo szkoda zmarnować taką przyjaźń. Pod wpływem jej słów zdecydowałam się z nią pogodzić.
Wyłowiłam ją wzrokiem w pokoju wspólnym i poprosiłam na słówko. Byłam dość zdenerwowana, ale udało mi się wykrztusić:
- Em, bardzo cię przepraszam... Nawet jeśli się z tobą nie zgadzam, nie powinnam się na tobie wyżywać.
Na szczęście, Emily z natury była pogodna i dość szybko zapominała o urazach. Ponieważ to była nasza pierwsza poważna kłótnia i przez dłuższy czas ze sobą nie rozmawiałyśmy, obie bardzo się ucieszyłyśmy, że wszystko jest już w porządku.
Kilka dni później, podczas lekcji historii magii, zauważyłam, że moja przyjaciółka bazgrze na swoim pergaminie inicjały Syriusza. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Wiedziałam, że Black od dawna się jej podoba, ale zdawałam też sobie sprawę z tego, że nie była w tym względzie osamotniona. Nawet teraz, podczas lekcji, spojrzenia większości dziewczyn raz po raz prześlizgiwały się po Syriuszu, który jednak zdawał się tego nie dostrzegać, zajęty rozmową z Jamesem Potterem. Z rozbawieniem zauważyłam, że jedyną (poza mną) dziewczyną, na której urok Blacka nie robi żadnego wrażenia, jest Alice, notująca każde słowo nauczyciela.
Po zajęciach jednak - Syriusz poprosił Emily o spotkanie, a gdy wieczorem weszłam do pokoju wspólnego, zastałam tę dwójkę całującą się w kącie. Z jednej strony, cieszyło mnie szczęście przyjaciółki, jednak z drugiej, nie mogłam zapomnieć, że Black jest najlepszym przyjacielem mojego wroga.
Gdy zwierzyłam się z tego Alice, odpowiedziała zdecydowanie:
- Ona ma prawo być z kim chce. Nie możesz mieć o Syriusza do niej pretensji.
Miała rację, ale mimo wszystko poczułam jakieś niemiłe ukłucie w klatce piersiowej. Najważniejsze było jednak to, że się pogodziłyśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz