czwartek, 9 sierpnia 2012

Courtney


Usiadłam na łóżku z wrażenia. Nigdy wcześniej nie widziałam tego charakteru pisma, ale podpis pod listem świadczył, że nadawcą jest... Courtney?! Niby dlaczego dziewczyna Pottera miałaby do mnie pisać? Czyżby zauważyła, że w moim zachowaniu względem Jamesa coś się zmieniło i chciała to wyjaśnić? Może wyczuła, że z powodu jej chłopaka w moich myślach panuje chaos i jej się to nie podobało?
Nieco wystraszona, zaczęłam czytać:

Droga Lily
Mój list na pewno bardzo Cię zdziwił. Nie mogę tak po prostu do Ciebie podejść i porozmawiać, bo po pierwsze: James by się o tym dowiedział, a po drugie: nie wiem, jak byś na to zareagowała.
Chciałabym Ci jednak powiedzieć coś bardzo ważnego. Wiem, że możesz być do mnie wrogo nastawiona, ale posłuchaj. Jemu naprawdę bardzo na Tobie zależy. Mówi o Tobie zawsze w taki sposób, że nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jesteśmy przyjaciółmi od wielu lat i widzę więcej niż inni. Wiem, że masz o nim złe zdanie, że uważasz go za palanta, który potrafi się tylko popisywać i znęcać nad innymi, ale to naprawdę dobry chłopak, który świata poza Tobą nie widzi. Po tym jak go odrzuciłaś, zdecydowaliśmy się spróbować być ze sobą, ale i ja, i on czujemy, że nic z tego nie będzie i nie jesteśmy już razem. James wciąż jednak pozostaje dla mnie ważnym przyjacielem i nie chcę być powodem Waszych nieporozumień. Mam nadzieję, że odkryjesz w nim te dobre cechy i dasz mu szansę.

                                                                 Courtney Connors


Wpatrywałam się w list bardzo długo. Przeczytałam go chyba z dziesięć razy. Znałam już jego treść na pamięć, ale nadal nie mogłam tego wszystkiego pojąć. Courtney, już po naszym pierwszym spotkaniu, wydawała mi się miłą i sympatyczną dziewczyną, ale nie spodziewałam się po niej czegoś takiego. Musiała być naprawdę wierną przyjaciółką, skoro tak bardzo troszczyła się o szczęście Pottera.
Potter... No właśnie.
To, co napisała o jego uczuciach względem mnie, trochę mnie zdziwiło. Owszem, byłam świadoma faktu, że mu się podobam. W końcu od kilku lat próbował mnie namówić na randkę i lubił popisywać się w moim towarzystwie. Zawsze jednak wydawało mi się, że jego sympatia wynika po prostu z tego, że byłam prawdopodobnie jedyną dziewczyną w szkole, która nie piała z zachwytu na jego widok. Mało tego, dawałam mu jasno do zrozumienia, że go nie lubię. Byłam pewna, że traktuje mnie tylko jak wyzwanie, dlatego nigdy nie brałam pod uwagę możliwości odpowiedzenia na jego zaloty. Courtney jednak pisała, że naprawdę mu na mnie zależy i... że mówi o mnie z czułością. On? James Potter?
Zupełnie zapomniałam o swoim wzburzeniu spowodowanym spotkaniem w męskim dormitorium. To, co napisała mi Courtney sprawiło, że chciałam wiedzieć więcej. Tak, po raz pierwszy naprawdę chciałam z kimś porozmawiać o Jamesie Potterze. To było dla mnie bardzo dziwne, że zaledwie jeden list był w stanie wzbudzić we mnie takie zainteresowanie.
Zapisałam szybko krótką wiadomość:

Spotkajmy się dziś na błoniach o 15:00
                                  
                                               Lily Evans

Następnie pobiegłam do sowiarni i przypięłam liścik do nóżki mojej sowy, Laurel. Pogłaskałam ją po główce i powiedziałam pieszczotliwie:
- Laurel, przekaż ten liścik Courtney jutro, w Wielkiej Sali, dobrze?
Odpowiedziało mi cichutkie gruchanie.
Wróciłam do dormitorium. Emily i Alice nadal nie wróciły. Byłam ciekawa, co działo się w męskiej sypialni po moim wyjściu, ale byłam już tak zmęczona, że szybko położyłam się spać i natychmiast zasnęłam.

*

Tej nocy nikt nie mącił mojego snu. Obudziłam się wypoczęta i rześka. Gdy rozejrzałam się po dormitorium, zauważyłam, że dziewczyny jeszcze spały. Umyłam się, ubrałam i zeszłam do pokoju wspólnego. Usiadłam w fotelu przed kominkiem i zaczęłam się zastanawiać nad czymś, co wczoraj nie przyszło mi do głowy.
W jaki sposób list Courtney znalazł się w moim dormitorium? Była przecież Krukonką, więc nie miała dostępu do naszego pokoju wspólnego...
Nagle usłyszałam, jak drzwi dormitorium chłopców się otworzyły. Spojrzałam niespokojnie w tamtym kierunku w obawie, że ujrzę w nich Jamesa Pottera, ale na szczęście - zobaczyłam naszego prefekta, Remusa Lupina. Poczułam dużą ulgę i przywitałam go pogodnym uśmiechem.
- Słuchaj, Lily.... Jeśli chodzi o wczorajsze... - zaczął Remus, podchodząc do mnie.
- Och, nie wracajmy już do tego. - przerwałam mu - Popełniłyśmy błąd, więc mieliście prawo być na nas źli. Ale... Co działo się po tym, jak wyszłam?
- Emily i Syriusz się pogodzili - odparł Lupin z uśmiechem.
- Naprawdę?
- Tak. Syriusz przyznał, że nie powinien był jej urządzać scen, a Ellen wykorzystał, żeby wzbudzić w Emily zazdrość... - przerwał na moment, jakby zastanawiał się, czy powinien powiedzieć coś jeszcze - Lily... Czy Alice... Czy Alice coś ci o mnie mówiła? - zapytał, niby mimochodem.
- Że jej unikasz... - odparłam, uśmiechając się pod nosem. Poczułam, że trafia mi się okazja do wysondowania jego uczuć względem Larssonówny, więc postanowiłam pociągnąć dłużej ten wątek - Dlaczego taki jesteś?
Remus przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby nie zamierzał mi odpowiedzieć. Przygryzł nerwowo wargę i wpatrzył się w swoje stopy.
- Przepraszam, nie musisz mówić, jeśli nie chcesz - powiedziałam szybko.
- Syriusz i James mi powiedzieli, że widziałaś, jak ćwiczyli swoje transmutacje - zaczął niepewnie - Kiedy ich o to spytałaś, to...
- Wyjaśnili mi, że zmieniają się w zwierzęta, by dotrzymywać ci towarzystwa w czasie pełni - uzupełniłam. Spojrzał na mnie uważnie, jakby obawiał się, że zacznę krzyczeć albo odsunę się od niego ze wstrętem - Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz uważać, że jesteś gorszy od innych - powiedziałam szczerze - Prawdę mówiąc, już wcześniej miałam podejrzenia, dlaczego tak regularnie opuszczasz zajęcia. To nie twoja wina, że jesteś chory i nikt z nas nie zamierza z tego powodu się od ciebie odsuwać. Alice również - dodałam, akcentując wyraźnie dwa ostatnie słowa.
Remus drgnął niespokojnie na dźwięk jej imienia, więc wyjaśniłam mu z uśmiechem:
- Myślę, że Alice zorientowała się o wiele szybciej niż ja. Nie sądzę jednak, by jej to przeszkadzało. Przez większość miesiąca możesz żyć normalnie, więc nie powinieneś odsuwać od siebie tych, na których ci zależy. Unikając Alice, sprawiasz jej tylko przykrość - dodałam. Zauważyłam, że lekko się zarumienił.
Postanowiłam, że najlepiej będzie, jeśli zostawię go teraz samego, więc uśmiechnęłam się do niego raz jeszcze i zeszłam na śniadanie do Wielkiej Sali. Mimowolnie zerknęłam w kierunku stołu Krukonów i wypatrzyłam tam Courtney. Byłam bardzo ciekawa, czy zgodzi się ze mną spotkać. Następnie powiodłam wzrokiem w stronę stołu nauczycielskiego. Na widok Gilliana i McKenntly'ego żywo o czymś dyskutujących, poczułam, jak tracę apetyt. Minęło już tyle czasu, a wciąż ani nie umiałam znaleźć żadnych dowodów świadczących o winie nauczycieli, ani też nie wydarzyło się nic, co mogłoby ich oczyścić z zarzutów. Wielokrotnie przechodziłam obok ich gabinetów, wytężając słuch, jednak ani razu nie udało mi się już podsłuchać niczego, o czym mogłabym donieść Albusowi Dumbledore'owi.
W chwilę potem nadleciały jednak sowy z pocztą, więc ponownie zerknęłam w kierunku Krukonów. Wyszukałam wzrokiem Laurel, która podleciała prosto do Courtney, zrzucając na jej talerz mój list. Miałam wrażenie, że dziewczyna lekko się uśmiechnęła, gdy zapoznała się już z jego treścią. To podniosło mnie nieco na duchu.
Reszta dnia minęła bez większych rewelacji. Syriusz i Emily, jak na pogodzoną parę przystało, znowu spędzali ze sobą dużo czasu, często się całując. Remus wziął sobie widać do serca moją radę, bo przestał unikać Alice, a nawet kilka razy do niej zagadał. Tylko ja i James nie mogliśmy się ze sobą porozumieć. Gdy zobaczyłam, jak wchodzi do Wielkiej Sali na śniadanie, szybko wpatrzyłam się w zawartość swojego talerza. On jednak skierował się bezpośrednio do Blacka i nie zwracał uwagi na moje istnienie. Nasze spojrzenia spotkały się tylko raz, podczas lekcji obrony przed czarną magią. Miałam wtedy dziwne uczucie, jakby przez moje ciało przebiegł prąd. James jednak szybko się wtedy odwrócił, a ja starałam się już więcej o tym nie myśleć, chociaż zbliżająca się perspektywa rozmowy z Courtney sprawiała, że Potter, chcąc nie chcąc, gościł w mojej głowie nieustannie.
Po lekcjach poszłam na błonia. Usiadłam sobie w cieniu rozłożystego klonu i czekałam na przyjście Courtney, nerwowo wygładzając nieistniejące zagięcia swojej szaty. Chociaż pomysł ze spotkaniem narodził się w mojej głowie, czułam się bardzo niepewnie. Wiedziałam, że głównym tematem naszej rozmowy będzie James Potter i z jednej strony się tego obawiałam, z drugiej zaś, nie mogłam się doczekać, kiedy dowiem się o nim czegoś więcej.
Courtney nie dała na siebie zbyt długo czekać. Zjawiła się po kilku minutach, posyłając mi pokrzepiający uśmiech, zupełnie jakby wyczuwała moje zdenerwowanie i niepewność.
- Cześć - przywitałam się grzecznie. - Zaskoczył mnie twój list.
- Pomyślałam sobie, że taki sposób komunikacji będzie dla ciebie najdogodniejszy - odpowiedziała Courtney, wciąż się uśmiechając. - Nie byłam pewna, jak byś zareagowała na spotkanie w cztery oczy.
- Chciałam cię zapytać... - zaczęłam - Czy James i ty...
- Już dawno zerwaliśmy. - odparła spokojnie - Ale jesteśmy od dawna przyjaciółmi i wciąż mamy ze sobą równie dobry kontakt jak wcześniej.
- Nie kochasz go? - odważyłam się zapytać. Ta kwestia w jakiś sposób dręczyła mnie bardziej niż pozostałe. Courtney sprawiała wrażenie bardzo miłej osoby i nie chciałam, by z mojego powodu przeżyła jakiś zawód miłosny.
- Nie - odpowiedziała Courtney pewnie. - Zaczęliśmy ze sobą chodzić po tym, jak potraktowałaś Jamesa w Walentynki. To był raczej eksperyment niż nagły przypływ uczucia - zażartowała.
Poczułam do niej sympatię. Stopniowo zaczynałam się odprężać.
- Wiesz, Lily – zaczęła. - Jest tak, jak napisałam w liście. Jamesowi naprawdę bardzo na tobie zależy i byłabym szczęśliwa, gdyby się wam udało - oznajmiła - Naprawdę do siebie pasujecie.
Mimo woli zrobiłam się czerwona na twarzy.
- Dziękuję ci... za twoją szczerość - wymamrotałam - To miło z twojej strony, że tak troszczysz się o szczęście Jamesa, ale ja... ja go nie kocham. Owszem, są momenty, kiedy wydaje mi się, że trochę dojrzał, ale zaraz potem...
- Każdy ma swoje słabości, ale zdaję sobie sprawę, jak bardzo James może cię drażnić - odpowiedziała Courtney spokojnie. Sprawiała wrażenie, jakby rozumiała moje uczucia lepiej niż ja sama - On jest po części taki z twojego powodu, Lily. Kiedy jesteś w pobliżu, stara się wydać ci się fajniejszy, dlatego się popisuje. A że ciebie to irytuje, to już inna sprawa. Nie licząc tej odrobiny zarozumiałości, James jest naprawdę w porządku i myślę, że mogłabyś mu zaufać, a dałby ci szczęście.
- Ja... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Do niczego się nie zmuszaj - odparła spokojnie - Po prostu, patrząc na Jamesa, staraj się dostrzegać w nim kogoś innego niż tylko napuszonego kretyna - dodała, zupełnie jakby czytała mi w myślach - Kiedy zmienisz do niego nastawienie, zaczniesz zauważać cechy, które mogłabyś polubić. A wtedy polubisz i Jamesa.
- Tyle mogę zrobić - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Wprawdzie nie wydawało mi się, żeby łatwo przyszło mi myślenie o Potterze w pozytywny sposób, ale naprawdę polubiłam Courtney i nie chciałam jej zawieść.
Przy okazji, coś mi się przypomniało.
- Courtney... A jak twój list znalazł się w moim dormitorium? - zapytałam.
- Och, mam swoje sposoby... - odparła, robiąc tajemniczą minę.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas. Courtney opowiadała mi o swoich rodzicach, planach po ukończeniu Hogwartu i o najciekawszych anegdotkach z życia Jamesa, o których wiedziała jako jego przyjaciółka. Nie sądziłam, że tak miło spędzę z nią czas.
Gdy pożegnałyśmy się w pokojowych nastrojach, weszłam do pokoju wspólnego. Mój wzrok natychmiast wyłowił Huncwotów spośród innych Gryfonów. James właśnie zaśmiał się z czegoś, co powiedział Peter Pettigrew.
Gdy tak na niego patrzyłam, przypomniało mi się wszystko to, co usłyszałam od Courtney. Czy faktycznie James Potter był dobrym człowiekiem? Czy potrafiłabym myśleć o nim bez niechęci? Czy dziwne emocje towarzyszące mi od niedawna za każdym razem, kiedy znalazł się blisko mnie świadczyły o tym, że już zaczynam zmieniać o nim zdanie? Tego nie wiedziałam.
Gdy oderwałam wzrok od Huncwotów, ruszyłam w kierunku dormitorium dziewcząt. Zanim jednak udało mi się wejść na schody, usłyszałam za swoimi plecami znajome:
- Evans, umówisz się ze mną?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz