Tak jak podejrzewałam, następnego
dnia obudziły mnie wrzaski, dochodzące z dormitorium chłopców. W pierwszej
chwili nie wiedziałam, co się dzieje, dopiero po krzyku Glizdogona
przypomniałam sobie sytuację z wczorajszego dnia. Alice i Emily także się
obudziły, wymieniając między sobą porozumiewawcze uśmiechy.
Zanim zeszłyśmy do pokoju wspólnego,
uzgodniłyśmy, że dowcip zostanie naszą tajemnicą i odczarujemy chłopców, gdy
już pójdą spać. Dzięki temu nie zostałybyśmy zdemaskowane.
Ubrałyśmy szlafroki i zeszłyśmy na dół.
To, co zobaczyłam, przekraczało moje najśmielsze oczekiwania co do skuteczności
zaklęcia.
Syriusz Black, bożyszcze Hogwartu, zawsze
męski i nonszalancki - miał na głowie blond loczki. Remus, spokojny i
zdystansowany wzorowy uczeń stał się posiadaczem tęczowego irokeza, a wiecznie
rozczochrane włosy Pottera, nie dość, że były zielonkawe, to jeszcze stały się
przylizane i tłuste, co bardzo przypominało fryzurę najgorszego wroga Jamesa -
Severusa Snape'a.
Nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu,
podobnie jak reszta Gryfonów. Tym razem Huncwoci wcale nie byli zadowoleni z
faktu, że znaleźli się w centrum zainteresowania.
Najgorzej jednak było z Peterem. Jego
czupryna wydłużyła się o jakieś dwie stopy i stała się różowa jak guma do
żucia. Najtrudniej mu było także znosić reakcje otoczenia, skoro nawet i z
normalną fryzurą często bywał obiektem kpin.
Mimo, że chłopcy usiłowali odczarować
włosy, mrucząc gorączkowo wszystkie znane im zaklęcia, nic z tego nie
wychodziło. Musieli w takim stanie pójść na lekcje.
Z czymś w rodzaju mściwej satysfakcji
wyobraziłam sobie minę Courtney na widok swego chłopaka w nieco
"ulepszonej" wersji. Zaraz jednak zganiłam się w duchu za takie
myśli. W końcu relacje Pottera i jego dziewczyny nic mnie nie obchodziły.
Pierwszą lekcją tego dnia była
transmutacja. Profesor McGonagall usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać
obecność. Gdy jej wzrok napotkał fryzury Huncwotów, warknęła:
- Co to ma znaczyć, panowie? Nie wyszła
wam jakaś transmutacja?
- Nie, pani profesor. - odparł spokojnie
James, uśmiechając się do McGonagall - Po prostu chcieliśmy wyglądać dzisiaj
nieco inaczej. Tak dla odmiany - dodał, ku uciesze reszty uczniów.
Właściwie nie dziwiłam się, że
skomentował całą tę sytuację w taki właśnie sposób. Gdyby ktoś się dowiedział,
że słynni Huncwoci padli ofiarą żartu i nie umieją sobie poradzić z jego
konsekwencjami, to zarówno Potter, jak i jego przyjaciele - straciliby
autorytet.
Profesor McGonagall nie komentowała
więcej fryzur chłopców. Nie mogła się jednak powstrzymać, by czasami nie
spojrzeć na nich z dezaprobatą.
Następną lekcją była historia magii.
Profesor Binns oczywiście niczego nie zauważył. Był zbyt zajęty zanudzaniem nas
powstaniem trolli przeciwko wampirom... Gdyby nie fakt, że wciąż byłam
podekscytowana fryzurami chłopaków, to na pewno bym zasnęła.
Dopiero później rozpętała się prawdziwa
wojna. Po historii magii zeszliśmy na dół do lochów. Czekały nas dwie godziny
eliksirów. Ślizgoni nie oszczędzali Huncwotom komentarzy na temat ich nowego
wizerunku. Zrobiło mi się ich trochę żal. Nie pomyślałam o tym, że ktoś może z
nich szydzić.
Gdy profesor Gillian wszedł do klasy,
uśmiechnął się złośliwie i powiedział:
- No, no, no... Widzę, że pan Potter,
Black, Lupin i Pettigrew zmieniają wizerunek z nicponi na klasowych klaunów. -
szydził Gillian - Ale nie pomyślałbym, że również pan Glorsson (chodzi o Sama,
którego także zaczarowałyśmy. Miał zrobioną trwałą, a jego włosy były błękitne)
również upodobał sobie styl pajaca.
Ślizgoni parsknęli śmiechem. W tej chwili
naprawdę żałowałam, że naraziłyśmy chłopaków na takie upokorzenie. Okazało się
jednak, że nic nie zmąci pewności siebie Pottera i Blacka.
- Spokojnie, panie profesorze - odparł
Syriusz, uśmiechając się złośliwie - Jeśli ma się urok osobisty, to można do
woli eksperymentować ze swoim wyglądem. Prawda, moje panie? - zapytał,
szczerząc zęby do damskiej części sali. Odpowiedziało mu zbiorowe westchnienie
bezkrytycznego zachwytu. Nawet Ślizgonki pozostawały pod urokiem Blacka. Kątem
oka dostrzegłam, że Emily zacisnęła ze złości pięści pod pulpitem.
Po skończonych lekcjach, które naprawdę
były dla Huncwotów i Sama istną udręką, mimo że próbowali obrócić całą sprawę w
żart, poszliśmy wszyscy do pokoju wspólnego. Usiadłam z Emily i Alice jak
najdalej od reszty. Widocznie one także miały wyrzuty sumienia, bo przestały
już się uśmiechać.
- Słuchajcie.... - zaczęła Alice. - Chyba
trochę przesadziłyśmy z naszym żartem... Powinnyśmy jak najszybciej ich
odczarować, bo naprawdę nas znienawidzą.
- Też tak myślę... – odparłam. - Szkoda,
że sami nie mogą się odczarować. Zaoszczędziliby nam problemu... Emily,
wszystko w porządku? - zapytałam, zauważywszy, że Nortonówna jest wpatrzona w
odległy koniec pokoju wspólnego.
Chyba nic nie było w porządku. Moja przyjaciółka
była właśnie świadkiem, jak Syriusz flirtował sobie z tą całą Ellen,
której widocznie nie przeszkadzały jego blond loczki. Zanim zdążyłyśmy
zareagować, Emily wstała i poszła w ich stronę. Stanęła naprzeciwko Blacka i
wymierzyła mu policzek.
- Zwariowałaś?! - syknął Syriusz
oszołomiony, masując sobie obolałe miejsce - Co cię napadło, Norton?
- Nic - odpowiedziała Emily zupełnie
spokojnym tonem - Chciałam tylko, żebyś miał po mnie jakąś pamiątkę.
Reszta Gryfonów, którzy byli świadkami
tej sceny, wybuchnęła śmiechem.
- Przyznaj się, że jesteś po prostu
zazdrosna. - powiedział Syriusz, uśmiechając się złośliwie.
- Nie jestem - odparła Emily. - Nie warto
się tobą przejmować... blondynie.
Odwróciła się na pięcie i poszła do
dormitorium. Przez chwilę w pokoju wspólnym panowała grobowa cisza. Jeszcze
nigdy żadna dziewczyna nie potraktowała w taki sposób Syriusza Blacka. On sam
chyba też był w szoku. Zauważyłam jednak, że kiedy spojrzał w kierunku schodów,
wiodących do żeńskiego dormitorium, uśmiechnął się pod nosem, tak jakby cała ta
sytuacja, wbrew pozorom, mu się spodobała.
- Czyżby naprawdę mu na niej zależało? -
przemknęło mi przez myśl.
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z
Alice i też postanowiłyśmy opuścić szybko pokój wspólny. Kiedy jednak zbierałam
się do odejścia, usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Evans, pogadamy?
Nie musiałam się nawet odwracać, by
wiedzieć, że stał za mną James. Alice szepnęła mi na ucho, że sama zajmie się
Emily, więc powlokłam się za Potterem w kierunku kominka i usiadłam na jednym z
wysłużonych foteli. Przez głowę przemknęła mi myśl, że James wygląda nieźle
nawet z zielonymi włosami, ale szybko ją od siebie odsunęłam.
- Wiesz, Evans – zaczął. - Syriusz jest
moim najlepszym kumplem i myślę, że na Norton zależy mu bardziej niż na innych
dziewczynach.
- Jakoś tego nie okazuje - odparłam
chłodno. W innej części pokoju wspólnego Black wciąż jeszcze flirtował z Ellen
- W każdym razie przesadził z tą swoją sceną zazdrości w bibliotece.
- To normalna reakcja faceta - bronił
przyjaciela Potter - Zresztą, każdy wie, że ten cały Craig ślini się do Norton
- dodał. Kiedy jednak zauważył, że ten argument niezbyt mnie przekonuje,
zapytał po prostu - Myślisz, że oni się zejdą?
- Nie wiem... Musieliby sobie wszystko
szczerze wyjaśnić - odparłam dyplomatycznie, po czym dodałam, że muszę odrobić
lekcje i czmychnęłam do pokoju wspólnego. Miałam nadzieję, że kiedy opowiem
Emily o tym, co usłyszałam od Jamesa, przynajmniej trochę poprawi się jej
humor.
Tak jak się umówiłyśmy, kiedy nadeszła
noc i uznałyśmy, że Huncwoci już zasnęli, wymknęłyśmy się ze swojej sypialni i
zakradłyśmy się do dormitorium chłopców. Postanowiłyśmy wreszcie ich
odczarować. Nawet jeśli nie lubię Jamesa Pottera, nie chcę, by musiał znosić z
mojego powodu więcej docinków.
Gdy jednak przekroczyłyśmy próg sypialni
chłopców, pomieszczenie zostało nagle oświetlone. Naszym oczom ukazali się
lokatorzy dormitorium. Każdy z nich trzymał w gotowości różdżkę.
- No proszę, co za niespodzianka -
odezwał się James - Zdaje mi się, że musicie nam coś wyjaśnić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz