czwartek, 9 sierpnia 2012

Dowcip i jego konsekwencje


Tak jak podejrzewałam, następnego dnia obudziły mnie wrzaski, dochodzące z dormitorium chłopców. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co się dzieje, dopiero po krzyku Glizdogona przypomniałam sobie sytuację z wczorajszego dnia. Alice i Emily także się obudziły, wymieniając między sobą porozumiewawcze uśmiechy.
Zanim zeszłyśmy do pokoju wspólnego, uzgodniłyśmy, że dowcip zostanie naszą tajemnicą i odczarujemy chłopców, gdy już pójdą spać. Dzięki temu nie zostałybyśmy zdemaskowane.
Ubrałyśmy szlafroki i zeszłyśmy na dół. To, co zobaczyłam, przekraczało moje najśmielsze oczekiwania co do skuteczności zaklęcia.
Syriusz Black, bożyszcze Hogwartu, zawsze męski i nonszalancki - miał na głowie blond loczki. Remus, spokojny i zdystansowany wzorowy uczeń stał się posiadaczem tęczowego irokeza, a wiecznie rozczochrane włosy Pottera, nie dość, że były zielonkawe, to jeszcze stały się przylizane i tłuste, co bardzo przypominało fryzurę najgorszego wroga Jamesa - Severusa Snape'a.
Nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu, podobnie jak reszta Gryfonów. Tym razem Huncwoci wcale nie byli zadowoleni z faktu, że znaleźli się w centrum zainteresowania.
Najgorzej jednak było z Peterem. Jego czupryna wydłużyła się o jakieś dwie stopy i stała się różowa jak guma do żucia. Najtrudniej mu było także znosić reakcje otoczenia, skoro nawet i z normalną fryzurą często bywał obiektem kpin.
Mimo, że chłopcy usiłowali odczarować włosy, mrucząc gorączkowo wszystkie znane im zaklęcia, nic z tego nie wychodziło. Musieli w takim stanie pójść na lekcje.
Z czymś w rodzaju mściwej satysfakcji wyobraziłam sobie minę Courtney na widok swego chłopaka w nieco "ulepszonej" wersji. Zaraz jednak zganiłam się w duchu za takie myśli. W końcu relacje Pottera i jego dziewczyny nic mnie nie obchodziły.
Pierwszą lekcją tego dnia była transmutacja. Profesor McGonagall usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność. Gdy jej wzrok napotkał fryzury Huncwotów, warknęła:
- Co to ma znaczyć, panowie? Nie wyszła wam jakaś transmutacja?
- Nie, pani profesor. - odparł spokojnie James, uśmiechając się do McGonagall - Po prostu chcieliśmy wyglądać dzisiaj nieco inaczej. Tak dla odmiany - dodał, ku uciesze reszty uczniów.
Właściwie nie dziwiłam się, że skomentował całą tę sytuację w taki właśnie sposób. Gdyby ktoś się dowiedział, że słynni Huncwoci padli ofiarą żartu i nie umieją sobie poradzić z jego konsekwencjami, to zarówno Potter, jak i jego przyjaciele - straciliby autorytet.
Profesor McGonagall nie komentowała więcej fryzur chłopców. Nie mogła się jednak powstrzymać, by czasami nie spojrzeć na nich z dezaprobatą.
Następną lekcją była historia magii. Profesor Binns oczywiście niczego nie zauważył. Był zbyt zajęty zanudzaniem nas powstaniem trolli przeciwko wampirom... Gdyby nie fakt, że wciąż byłam podekscytowana fryzurami chłopaków, to na pewno bym zasnęła.
Dopiero później rozpętała się prawdziwa wojna. Po historii magii zeszliśmy na dół do lochów. Czekały nas dwie godziny eliksirów. Ślizgoni nie oszczędzali Huncwotom komentarzy na temat ich nowego wizerunku. Zrobiło mi się ich trochę żal. Nie pomyślałam o tym, że ktoś może z nich szydzić.
Gdy profesor Gillian wszedł do klasy, uśmiechnął się złośliwie i powiedział:
- No, no, no... Widzę, że pan Potter, Black, Lupin i Pettigrew zmieniają wizerunek z nicponi na klasowych klaunów. - szydził Gillian - Ale nie pomyślałbym, że również pan Glorsson (chodzi o Sama, którego także zaczarowałyśmy. Miał zrobioną trwałą, a jego włosy były błękitne) również upodobał sobie styl pajaca.
Ślizgoni parsknęli śmiechem. W tej chwili naprawdę żałowałam, że naraziłyśmy chłopaków na takie upokorzenie. Okazało się jednak, że nic nie zmąci pewności siebie Pottera i Blacka.
- Spokojnie, panie profesorze - odparł Syriusz, uśmiechając się złośliwie - Jeśli ma się urok osobisty, to można do woli eksperymentować ze swoim wyglądem. Prawda, moje panie? - zapytał, szczerząc zęby do damskiej części sali. Odpowiedziało mu zbiorowe westchnienie bezkrytycznego zachwytu. Nawet Ślizgonki pozostawały pod urokiem Blacka. Kątem oka dostrzegłam, że Emily zacisnęła ze złości pięści pod pulpitem.
Po skończonych lekcjach, które naprawdę były dla Huncwotów i Sama istną udręką, mimo że próbowali obrócić całą sprawę w żart, poszliśmy wszyscy do pokoju wspólnego. Usiadłam z Emily i Alice jak najdalej od reszty. Widocznie one także miały wyrzuty sumienia, bo przestały już się uśmiechać.
- Słuchajcie.... - zaczęła Alice. - Chyba trochę przesadziłyśmy z naszym żartem... Powinnyśmy jak najszybciej ich odczarować, bo naprawdę nas znienawidzą.
- Też tak myślę... – odparłam. - Szkoda, że sami nie mogą się odczarować. Zaoszczędziliby nam problemu... Emily, wszystko w porządku? - zapytałam, zauważywszy, że Nortonówna jest wpatrzona w odległy koniec pokoju wspólnego.
Chyba nic nie było w porządku. Moja przyjaciółka była właśnie świadkiem, jak Syriusz flirtował sobie z  tą całą Ellen, której widocznie nie przeszkadzały jego blond loczki. Zanim zdążyłyśmy zareagować, Emily wstała i poszła w ich stronę. Stanęła naprzeciwko Blacka i wymierzyła mu policzek.
- Zwariowałaś?! - syknął Syriusz oszołomiony, masując sobie obolałe miejsce - Co cię napadło, Norton?
- Nic - odpowiedziała Emily zupełnie spokojnym tonem - Chciałam tylko, żebyś miał po mnie jakąś pamiątkę.
Reszta Gryfonów, którzy byli świadkami tej sceny, wybuchnęła śmiechem. 
- Przyznaj się, że jesteś po prostu zazdrosna. - powiedział Syriusz, uśmiechając się złośliwie.
- Nie jestem - odparła Emily. - Nie warto się tobą przejmować... blondynie.
Odwróciła się na pięcie i poszła do dormitorium. Przez chwilę w pokoju wspólnym panowała grobowa cisza. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie potraktowała w taki sposób Syriusza Blacka. On sam chyba też był w szoku. Zauważyłam jednak, że kiedy spojrzał w kierunku schodów, wiodących do żeńskiego dormitorium, uśmiechnął się pod nosem, tak jakby cała ta sytuacja, wbrew pozorom, mu się spodobała.
- Czyżby naprawdę mu na niej zależało? - przemknęło mi przez myśl.
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Alice i też postanowiłyśmy opuścić szybko pokój wspólny. Kiedy jednak zbierałam się do odejścia, usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Evans, pogadamy?
Nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć, że stał za mną James. Alice szepnęła mi na ucho, że sama zajmie się Emily, więc powlokłam się za Potterem w kierunku kominka i usiadłam na jednym z wysłużonych foteli. Przez głowę przemknęła mi myśl, że James wygląda nieźle nawet z zielonymi włosami, ale szybko ją od siebie odsunęłam.
- Wiesz, Evans – zaczął. - Syriusz jest moim najlepszym kumplem i myślę, że na Norton zależy mu bardziej niż na innych dziewczynach.
- Jakoś tego nie okazuje - odparłam chłodno. W innej części pokoju wspólnego Black wciąż jeszcze flirtował z Ellen - W każdym razie przesadził z tą swoją sceną zazdrości w bibliotece.
- To normalna reakcja faceta - bronił przyjaciela Potter - Zresztą, każdy wie, że ten cały Craig ślini się do Norton - dodał. Kiedy jednak zauważył, że ten argument niezbyt mnie przekonuje, zapytał po prostu - Myślisz, że oni się zejdą?
- Nie wiem... Musieliby sobie wszystko szczerze wyjaśnić - odparłam dyplomatycznie, po czym dodałam, że muszę odrobić lekcje i czmychnęłam do pokoju wspólnego. Miałam nadzieję, że kiedy opowiem Emily o tym, co usłyszałam od Jamesa, przynajmniej trochę poprawi się jej humor.
Tak jak się umówiłyśmy, kiedy nadeszła noc i uznałyśmy, że Huncwoci już zasnęli, wymknęłyśmy się ze swojej sypialni i zakradłyśmy się do dormitorium chłopców. Postanowiłyśmy wreszcie ich odczarować. Nawet jeśli nie lubię Jamesa Pottera, nie chcę, by musiał znosić z mojego powodu więcej docinków.
Gdy jednak przekroczyłyśmy próg sypialni chłopców, pomieszczenie zostało nagle oświetlone. Naszym oczom ukazali się lokatorzy dormitorium. Każdy z nich trzymał w gotowości różdżkę.
- No proszę, co za niespodzianka - odezwał się James - Zdaje mi się, że musicie nam coś wyjaśnić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz