Obudziłam się bardzo wcześnie rano. Nie
mogłam spać. Śnił mi się jakiś koszmar, ale nie potrafię sobie przypomnieć, co
to było. Ubrałam się i zeszłam do pokoju wspólnego. Dopiero tam przypomniałam
sobie, że nie odrobiłam pracy domowej z transmutacji. Szybko wróciłam do
dormitorium, wyciągnęłam książkę, pergamin i pióro, i zeszłam z powrotem do
pokoju wspólnego, aby napisać zadanie o animagach. Niestety, okazało się, że w
mojej książce nic na ten temat nie ma. Zaczęłam gorączkowo przeszukiwać
notatki, ale na próżno. Nic nie znalazłam. W trakcie tych poszukiwań nie
zauważyłam nawet, że drzwi dormitorium chłopców się otworzyły i od ładnych paru
minut przygląda mi się James Potter. Wreszcie postanowił poinformować mnie o
swojej obecności.
- Hej, Evans. - powiedział.
Uniosłam głowę i dopiero wtedy go
zauważyłam. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem. Po wczorajszej rozmowie
zaczęłam myśleć o nim nieco cieplej.
- Co robisz? - zapytał życzliwie,
zerkając na wyłożone przede mną notatki.
- Nie mam tego zadania z transmutacji i
próbuję to napisać teraz, ale w książce nic nie ma o animagach... - odparłam
zawstydzona. Z reguły nie zdarzało mi się zapominać o pracy domowej i obawiałam
się, że Potter mnie wyśmieje. Nic takiego się jednak nie stało.
- Wiesz, Evans, mogę ci pomóc. Nie wiem,
czy pamiętasz, ale ja JESTEM animagiem - odparł, szczerząc do mnie zęby.
Przyjrzałam się Jamesowi uważniej. Ten
zaś poszedł do dormitorium i wrócił po chwili z kawałkiem pergaminu.
- Proszę - powiedział, podając mi swoją
pracę domową. Rzuciłam na nią okiem i zauważyłam, że jest bardzo długa i
szczegółowa. Bardzo mnie ciekawiło, kiedy zdążył ją napisać, skoro przez
większość czasu albo szwendał się z Huncwotami, albo trenował Quidditcha. Nie
zdarzyło mi się jeszcze nigdy zobaczyć go z książką w ręku, a mimo to, podobnie
zresztą jak Syriuszowi, nauka przychodziła mu z łatwością i niemal na każdej
lekcji zdobywał jakieś punkty za poprawnie wykonane zaklęcie (tracąc
równocześnie dużo więcej za swoje wygłupy).
- Dzięki - odparłam i posłałam mu leki
uśmiech. Kiedy przeczytałam już jego pracę i zrobiłam z niej notatki,
wiedziałam, że dużo łatwiej będzie mi teraz napisać własne wypracowanie, więc
ponownie się do niego uśmiechnęłam.
- Nie ma sprawy, Evans. - rzekł James -
Jakbyś się chciała odwdzięczyć, to zawsze możesz się ze mną umówić - wypalił.
Spojrzałam na niego i zauważyłam, że ma
naprawdę ładne, brązowe oczy, które w tej chwili bardzo mnie
zdekoncentrowały... Byłam mu bardzo wdzięczna za pomoc, więc uznałam, że chyba
mogę mu się odwdzięczyć i spędzić z nim trochę czasu.
- W porządku. - odparłam z wahaniem. -
Może dzisiaj o 15:00 na błoniach? - zaproponowałam - Ale... - dodałam szybko -
To nie będzie randka, a jedynie koleżeńskie spotkanie.
James wydawał się być zszokowany moją
odpowiedzią, bo zazwyczaj tylko mu odmawiałam. Po chwili jednak uśmiechnął się
do mnie i powiedział, że miejsce i godzina mu pasują. Następnie wrócił do
dormitorium.
Sama nie mniej byłam zaskoczona swoją
decyzją. A jeśli Potter będzie potem chciał ze mną chodzić? Jeśli ubzdura
sobie, że coś do niego czuję? Dopiero nie da mi spokoju...
Postanowiłam powiedzieć o tym Emily.
Najpierw trzeba było jednak ją obudzić... Po kilku bezowocnych próbach
zrezygnowałam z podzielenia się z nią tą informacją, zostając sama ze swoimi
myślami i obawami.
Z trudem wytrzymałam wszystkie lekcje.
Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się doczekać spotkania z Potterem.
- Przecież ja go nawet nie lubię... -
myślałam zdumiona.
Dopiero po zajęciach poinformowałam Emily
o całym zajściu. Wytrzeszczała na mnie oczy ze zdumienia. Potem jednak zabrała
się do bardziej praktycznych zajęć - to znaczy, do przygotowania mnie do
spotkania. Pomogła mi wybrać strój i zrobiła mi szałową fryzurę. Początkowo
trochę protestowałam. Po co mam się tak stroić dla Jamesa?
Gdy Emily wreszcie uznała, że jestem
gotowa, pozwoliła mi opuścić zamek i udać się na błonia. Tam już czekał na mnie
James. Wydał mi się nagle bardzo przystojny. W sumie zawsze uważałam, że jest
przystojny. Połowa dziewczyn w szkole była w nim zakochana.... ale teraz było
jakoś inaczej.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Potter
szarmancko.
- Dzięki - odparłam, udając obojętność.
Nie mogłam odpuścić sobie rezerwy wobec chłopaka.
Spacerowaliśmy po błoniach i
rozmawialiśmy. Czułam się wyjątkowo dobrze w jego towarzystwie. Najwidoczniej
bardzo starał się niczym mnie nie zdenerwować i unikał wychwalania pod niebiosa
samego siebie. Nie targał nawet swoich włosów. Gdy już się ściemniło,
patrzyliśmy na gwiazdy. Gdyby nie fakt, że tego spotkania nie chciałam nazwać
randką, można by powiedzieć, że było bardzo romantycznie. Nagle, gdy
wciąż byłam odwrócona twarzą w stronę nieba, James pochylił się nade mną i mnie
pocałował. W pierwszej chwili byłam bardzo zaskoczona i nie zareagowałam. Kiedy
jednak doszło do mnie, co się wydarzyło, szybko się cofnęłam. Zmieszana,
bąknęłam coś w stylu "muszę już iść" i szybko oddaliłam się od
Jamesa.
Byłam zszokowana moim zachowaniem.
Całowałam Pottera! Ja go przecież nienawidzę! Dlaczego tak się stało?
- Pewnie teraz nie da mi spokoju... -
myślałam w czasie drogi do pokoju wspólnego, zastanawiając się, dlaczego w
ogóle umówiłam się z kimś, kogo nie lubię. Co gorsza, dałam mu nadzieję na coś,
co nigdy nie będzie możliwe.
Gdy wbiegłam do dormitorium i
opowiedziałam Emily o całym zajściu, przewróciła oczami i uśmiechnęła się do
mnie wyrozumiale.
- A nie mówiłam? Wiedziałam, że ty i
James jesteście dla siebie stworzeni - powiedziała wesoło.
Nie podzielałam jej entuzjazmu. Byłam
zaskoczona tym, co się wydarzyło, ale zdecydowanie dalej nie lubiłam Pottera, a
już tym bardziej nie wierzyłam, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz