czwartek, 9 sierpnia 2012

Dzień niespodzianek


Ja i Emily prawie dusiłyśmy się ze śmiechu. Udało nam się to jednak zamaskować gwałtownym atakiem kaszlu. James i Syriusz obchodzili niewidzialny zamek ze wszystkich stron, nie mogąc ukryć zdziwienia. Wreszcie zapytałam, z trudem siląc się na spokój:
- O co chodzi? Czy coś się stało?
- Nie, Evans. - odparł szybko James, chociaż ton jego głosu wskazywał na coś zupełnie odwrotnego.
- Możemy już wrócić do zamku? - spytała Emily, przeciągając się leniwie - Po co tutaj stoimy?
- Zaraz, zaraz... - mruknął Syriusz bardziej do siebie niż do nas, po czym oddalił się wraz z Potterem, żywo gestykulując. Korzystając z okazji, parsknęłyśmy śmiechem. Byłam bardzo ciekawa, co zrobią chłopcy. Uchodzili wprawdzie za mistrzów improwizacji, ale miałam wrażenie, że niczym nas nie zaskoczą. Bardzo się więc zdziwiłam, gdy do nas podeszli, tym razem już bardziej pewni siebie, a Black oznajmił:
- Chodźcie, to coś wam pokażemy... W końcu mamy Walentynki.
Wymieniłyśmy z Emily zaskoczone spojrzenia. Co niby mieli zamiar nam pokazać, skoro nasz prezent, piękny lodowy zamek, stał tutaj? Posłusznie poszłyśmy jednak za nimi, bardzo ciekawe, co z tego wszystkiego wyniknie. Ze zgrozą stwierdziłam, że Potter i Black kierują się w stronę Zakazanego Lasu. Wyjaśnili jednak, że nie będziemy się bardzo w niego zagłębiać, więc zdecydowałyśmy się zaryzykować. Po kilku minutach marszu dotarliśmy  na małą i śliczną polankę. Nigdy wcześniej jej nie widziałam, bo i nigdy wcześniej nawet nie myślałam o zwiedzeniu Zakazanego Lasu. Drzewa osłaniały polankę niemal całkowicie, tworząc nad nią ślicznie wyglądające zadaszenie. Prześwit koron w jednym miejscu sprawiał, że sączyło się przez nie światło, padając na mieszczącą się pośrodku skałę w kształcie... serca?
Mimo woli westchnęłam z zachwytu. James widocznie to zauważył, bo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Emily również była zachwycona tym widokiem. Najdziwniejsze było to, że w tym miejscu wcale nie było śniegu. Rosły za to piękne kwiaty, których nie umiałam nazwać. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś tak cudownego.
- Jak znaleźliście to miejsce? - zapytałam z podziwem w głosie.
- Trafiliśmy tutaj przypadkiem. Bardzo nam się tutaj spodobało. Zwłaszcza ta skała. Myślałem, że jest zaczarowana, ale okazało się, że nie. To jej naturalny kształt. - opowiadał Syriusz, najwidoczniej zadowolony, że udało im się zrobić na nas wrażenie.
Nie mogłam wymyślić sobie bardziej romantycznego miejsca na spędzenie walentynek. To jednak nie był koniec niespodzianek. Usiadłyśmy z Emily na skałce. James i Syriusz wyciągnęli z plecaków słodycze z Miodowego Królestwa (opakowanie miało oczywiście kształt serca) i dwa piękne pierścionki z oczkami w kształcie serc. Co ciekawsze, były one tak zaczarowane, że serduszka lekko pulsowały, jakby były prawdziwe. Wyglądało to naprawdę uroczo. Gdy James z nonszalancją wsadzał pierścionek na mój palec - dziwnie się poczułam... Zupełnie tak, jakby to były oświadczyny. Nie miałam jednak zamiaru dąsać się na Pottera z tego powodu. Dostałam przecież wspaniały prezent i po raz pierwszy naprawdę doceniłam jego starania, które tym razem wcale nie były natrętne ani nieprzyjemne. James sprawił, że poczułam się tego dnia wyjątkowa i byłam mu za to bardzo wdzięczna, choć nieco kłopotał mnie fakt, że znowu, wbrew sobie, mogę mu dawać nadzieję na coś więcej i po raz kolejny jeszcze bardziej skomplikować nasze relacje. Ale z drugiej strony, nie miałabym serca odrzucić jego prezentu, tym bardziej, że wiedziałam, jak wiele pracy musiał włożyć w wyczarowanie lodowego zamku. Choćby z szacunku dla jego wysiłku postanowiłam traktować Jamesa nieco serdeczniej niż zazwyczaj.
Na polance siedzieliśmy aż do obiadu. Potem poszliśmy do Wielkiej Sali. Korzystając z faktu, że Huncwoci zajęli się jedzeniem, szepnęłam do Emily:
- Posłuchaj, zjemy szybko i odczarujemy ten zamek, co? Ale będą mieć miny...
Mojej przyjaciółce pomysł przypadł do gustu. Po obiedzie wymknęłyśmy się z Wielkiej Sali i wcieliłyśmy w życie swój plan... Zamek wyglądał równie pięknie jak kilka godzin wcześniej. Postanowiłyśmy zaciągnąć chłopaków na spacer, aby zobaczyć ich reakcję.
- Po co mamy wychodzić? - zapytał Syriusz niechętnie.
- Oj, kochanie... - rzekła Emily przymilnie. - Jest taka śliczna pogoda, poza tym dzisiaj są Walentynki. Chyba możemy pójść na spacer... Taki króciutki?
Emily z wdziękiem wtarabaniła się Blackowi na kolana i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Syriusz nie miał w zwyczaju odmawiać ładnym dziewczynom, więc wreszcie się zgodził. Co do Pottera, gdy tylko usłyszał propozycję spaceru, natychmiast na nią przystał. Poczułam w sercu lekkie ukłucie, że być może znów robię mu fałszywe nadzieje, ale zależało mi na zobaczeniu jego reakcji na nasz dowcip, więc się przełamałam.
Gdy zawędrowaliśmy prosto do lodowego pałacu, James i Syriusz mieli jeszcze bardziej zdziwione miny niż przedtem. Oboje stanęli jak wryci i patrzyli na zamek z otwartymi oczami.
- A... aa... aaa... - jąkał się James.
- Jak to?... Przecież... - Syriusz także był całkowicie zbity z tropu.
- Ach, jaki cudowny zamek! - westchnęłam - Założę się, że żaden z was w życiu nie wpadłby na pomysł zrobienia czegoś takiego.
Chłopcy byli zbyt wstrząśnięci, żeby wyznać, że to ich robota. Zostawiłyśmy ich w takim stanie i wróciłyśmy do Wieży Gryffindoru. Po drodze śmiałyśmy się tak głośno, że chyba nasz śmiech rozbrzmiewał echem w całym Hogwarcie. Gdy weszłyśmy do pokoju wspólnego, opowiedziałyśmy o wszystkim Alice. I znowu zaczęłyśmy się śmiać, jeszcze głośniej niż wcześniej.
Po jakimś czasie chłopcy wrócili do pokoju wspólnego i usiedli koło nas w milczeniu, co jakiś czas rzucając nam ukradkowe spojrzenia, przez co czułam się trochę niezręcznie. Wreszcie przemówił Potter:
- Posłuchajcie... ten zamek z lodu to nasza robota. Nie wiem, co się stało, że zniknął, a potem się pojawił... Musieliśmy to wszystko zorganizować inaczej. Mieliśmy wam dać te pierścionki w zamku, ale...
Mimo woli parsknęłyśmy śmiechem. Chłopcy spojrzeli na nas podejrzliwie. Na widok naszych min zrozumieli, czyją sprawką było zniknięcie zamku. Pewnie nigdy nie podejrzewali, że będziemy w stanie wykorzystać tak zaawansowaną magię, żeby ich oszukać. Wprawdzie obawiałam się trochę, że się na nas obrażą, ale widocznie nie doceniłam ich poczucia humoru, bo po wysłuchaniu całej relacji - śmiali się razem z nami.
Po wyznaniu prawdy zdecydowaliśmy się iść do zamku raz jeszcze, aby w końcu obejrzeć go od środka. Byłam bardzo ciekawa efektu, który przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałam się, bym kiedykolwiek jeszcze mogła zobaczyć coś równie niezwykłego. Ściany wewnętrzne były tak gładkie, że nasze postacie się w nich odbijały, a padające przez okna światło tworzyło na lodzie tęczowe wzory. To zdecydowanie były niezwykłe Walentynki.
Gdy Syriusz i Emily zaczęli się całować, poczułam się trochę niezręcznie. James chyba też. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, nic nie mówiąc. Już samo to było dość krępujące, a dodatkowa obecność całującej się pary tylko pogłębiała moje zakłopotanie. Nieśmiało uśmiechnęłam się do Jamesa, dając mu znak, że powinniśmy chyba wyjść, aby Black i Em mogli się sobą do woli nacieszyć.
Gdy zmierzaliśmy przez błonia w stronę Hogwartu, wydusiłam z siebie:
- Bardzo ci dziękuję. To był naprawdę niezwykły dzień.
- Nie ma za co, Evans. Dla ciebie wszystko - oznajmił, szczerząc do mnie zęby w uśmiechu. Na szczęście było już dość ciemno i nie zauważył, że jego deklaracja sprawiła, że lekko się zarumieniłam.
Gdy przez dłuższy czas się nie odzywałam, James lekko pociągnął mnie za ramię, tak abym stanęła naprzeciwko niego, po czym się nade mną pochylił. Kiedy poczułam jego oddech na swojej twarzy i spojrzałam w jego oczy z tak bliska, dosłownie mnie sparaliżowało, mocniej nawet niż wtedy, gdy pocałował mnie po raz pierwszy. Zupełnie nie wiedziałam, co powinnam zrobić i chociaż twarz Jamesa znajdywała się coraz bliżej mojej, nie umiałam się odsunąć. Nasze usta już niemal się stykały...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz