Mijały kolejne tygodnie, a ja uświadomiłam
sobie, że coraz bardziej zbliżały się sumy. Nawet Huncwoci zaczęli poważniej
traktować naukę i od czasu do czasu zdarzało mi się ich widywać w bibliotece.
Remus rzetelnie czytał wszystkie podręczniki, Peter próbował robić to, co on,
ale przeważnie albo zasypiał, albo gubił się w co bardziej skomplikowanych
fragmentach, z kolei Potter i Black jedynie wyrywkowo przeglądali pojedyncze
zagadnienia.
Nie miałam wolnego czasu. Bez przerwy
tylko lekcje, prace domowe i nauka. Myślałam, że dostanę świra. Nie licząc
posiłków w Wielkiej Sali i nocy w dormitorium, cały swój czas spędzałam albo na
lekcjach, albo w bibliotece.
Na dodatek, profesor McGonagall chciała
nas wszystkich widzieć na spotkaniach, dotyczących naszej przyszłości. Ja byłam
umówiona na czwartek o piątej po południu. Długo myślałam nad tym, kim
chciałabym zostać. Niedawne wydarzenia w szkole upewniły mnie w fakcie, że chcę
być aurorem. Zdobyłam już jako takie doświadczenie w tych sprawach, śledząc
poczynania Gilliana i McKenntly'ego. Uznałam, że to jest właśnie moje
powołanie. Chciałam być potrzebna społeczeństwu, które mnie do siebie przyjęło,
chociaż pochodziłam z rodziny mugoli. I chciałam też chronić takich jak ja
przed atakami śmierciożerców, którzy uważali czarodziejów podobnych do mnie za
gorszą kategorię ludzi.
Alice chciała pracować w Ministerstwie
Magii, a Emily w Szpitalu Świętego Munga. Każda z nas inaczej wyobrażała sobie
swoją przyszłość. Dopiero czas miał zrewidować, czy uda nam się zrealizować nasze
zamierzenia. Byłam jednak dobrej myśli.
Nadszedł wreszcie dzień moich porad
zawodowych. Zapukałam do drzwi gabinetu profesor McGonagall, punktualnie o
piątej wiedząc, że opiekunka Gryffindoru nie toleruje żadnych spóźnień.
- Proszę - usłyszałam chłodny głos
profesorki.
Weszłam do gabinetu i usiadłam naprzeciw
biurka McGonagall.
- Lilianne Evans... - mruczała pod nosem
psorka. - Tak... Więc jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
- Chcę zostać
aurorem - odpowiedziałam.
- Aurorem? - zapytała Minerwa, unosząc
cienkie brwi i notując sobie coś na kawałku pergaminu. - Cóż... na to trzeba
dosyć wysokich kwalifikacji. Niezbędna będzie transmutacja, obrona
przed czarną magią, zaklęcia i eliksiry. Z każdego z tych przedmiotów
musisz otrzymać przynajmniej "powyżej oczekiwań" podczas zdawania
sumów. - mówiąc to wręczyła mi kolorową broszurkę, która dotyczyła pracy
aurorów dla Ministerstwa Magii.
Wbrew przypuszczeniom, to spotkanie było
bardzo krótkie. Obawiałam się, że pani profesor będzie chciała znać powody
mojej decyzji lub będzie się starała nakierować moje myśli na inny zawód, ale
nic takiego nie miało miejsca. Gdy opuściłam gabinet McGonagall, odetchnęłam z
ulgą i ruszyłam raźnym krokiem w kierunku pokoju wspólnego. W połowie drogi
usłyszałam jednak dwa głosy, w jednym z nich rozpoznając natychmiast Pottera.
Faktycznie, zaraz za rogiem stał James z
jakąś ładną Krukonką. Mimo woli zaczęłam się przysłuchiwać ich rozmowie.
- Tak, ja też tak uważam. - mówiła ta
dziewczyna - Nie sądzę jednak, że praca aurora będzie ci odpowiadać...
- Coś takiego, Potter ma takie same
plany, jak ja... - pomyślałam sobie.
- Właśnie to chcę robić. Nie zamierzam
zmieniać zdania. - odparł James zdecydowanym tonem.
Nagle zrobiło się cicho. Wychyliłam się
za róg korytarza i zobaczyłam, jak Potter całuje się z tą dziewczyną.
Początkowo miałam zamiar odejść, jak najszybciej, ale coś mnie podkusiło, by
zwrócić na siebie uwagę Jamesa. Musiałabym nadużyć drogi, chcąc ich ominąć, a
nie zamierzałam do tego dopuścić. Właściwie, jaka to różnica, czy Potter się z
kimś całuje, czy nie? Skoro otwarcie wyznałam mu, że go nie lubię, to nie
powinnam dawać mu powodów, by myślał inaczej.
Jak gdyby nigdy nic, zaczęłam iść
korytarzem. James oderwał się na chwilę od swojej Krukonki i spojrzał na mnie w
dziwny sposób. Stanęłam przed nimi i się przywitałam.
- O, cześć.
- Cześć, Evans... - odparł nieco
zaskoczony moim widokiem. Szybko się jednak opamiętał. Uśmiechnął się i
przyciągnął do siebie Krukonkę - To jest Courtney, moja dziewczyna.
- Cześć, jestem Lily. - powiedziałam
przyjaznym tonem i uśmiechnęłam się do niej.
Potter nie wyglądał na zadowolonego. Cóż,
nie tak dawno temu usiłował mi wmówić, że boję się swoich uczuć i nie potrafię
się przyznać, że mi na nim zależy. Jego hipoteza zupełnie straciła teraz wiarygodność.
Zamieniłam jeszcze parę zdań z Courtney,
która naprawdę wydała mi się bardzo sympatyczna i ruszyłam w kierunku pokoju
wspólnego. Gdy już się tam znalazłam, opowiedziałam Emily i Alice o poradach
zawodowych. Nie wspominałam im jednak o spotkaniu z Jamesem i Courtney. Znowu
zaczęłyby mnie męczyć i wygadywać bzdury o tym, że ja i Potter jesteśmy dla
siebie stworzeni. O ile jeszcze do Emily byłam przyzwyczajona, o tyle drażniło
mnie bardzo, że Alice również zaczęła tak sądzić. Nie mam pojęcia, na jakiej
podstawie...
Poszłam do dormitorium i zaczęłam się
zastanawiać nad spotkaniem z Jamesem i jego dziewczyną. Chociaż Courtney, w
przeciwieństwie do poprzedniej dziewczyny Pottera - Natashy - wydawała mi się
znacznie milszą osobą, to i tak, w jakiś trudny do wytłumaczenia sposób, źle
się czułam z faktem, że James znowu sobie kogoś znalazł. To prawdopodobnie
dlatego, że przez kilka ostatnich lat cały czas zabiegał tylko o mnie, a teraz
się to skończy i atmosfera między nami znowu ulegnie zmianie. Powoli zaczynało
mnie to już męczyć. Przez ten jeden rok częściej myślałam o Jamesie Potterze
niż o czymkolwiek innym. Czułam się z tym wyjątkowo nieswojo.
Aby oderwać się od tych rozważań,
zabrałam się za odrabianie pracy domowej z eliksirów. Wyciągnęłam z torby
książkę i pergamin, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swoich notatek z zajęć.
Zeszłam do pokoju wspólnego, aby zapytać
Alice, czy pożyczy mi swoje. Zawsze notowała pieczołowicie każde słowo
nauczycieli, więc mogłam być pewna, że znajdę w nich wszystkie potrzebne mi
informacje. Niestety, nigdzie jej nie zastałam, za to nadziałam się na Pottera,
który właśnie wrócił ze swojej schadzki.
Myślałam, że po prostu minie mnie bez
słowa, jak ostatnimi czasy miał w zwyczaju, ale nieoczekiwanie zapytał:
- Evans, możemy znowu normalnie ze sobą
rozmawiać? Jak kolega z koleżanką?
Zatkało mnie. Przez chwilę nic nie
mówiłam. Wreszcie odezwałam się niepewnie:
- Myślałam, że się na mnie gniewasz... O
Walentynki...
- Gniewałem się, ale już mi przeszło -
odparł, a jego prawa ręka powędrowała w kierunku włosów, robiąc na nich jeszcze
większy bałagan - Jestem teraz z Courtney i nie powinienem mieć już do ciebie
żalu - dodał, lekko się przy tym uśmiechając.
Trudno mi było nazwać uczucia, które
wezbrały w tej chwili w moim sercu. Fakt, że Potter znów normalnie się do mnie
odzywa i, co więcej, nie będzie już zabiegać o moje względy, powinien mnie
bardzo ucieszyć, ale... ani trochę nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Wbrew wszelkiej logice, było mi bardzo przykro i coś ukłuło mnie lekko w
okolicy serca.
- No widzisz? - odparłam, starając się
przywołać na twarz uśmiech - Miałam rację od początku. Cieszę się, że jesteś
szczęśliwy - dodałam.
To powiedziawszy, odwróciłam się na
pięcie i wróciłam do dormitorium. Zupełnie zapomniałam o notatkach z eliksirów.
Usiadłam na łóżku i poczułam, że zbiera mi się na płacz. Właściwie dlaczego?
- Potter wreszcie się od ciebie odczepi.
Zawsze o tym marzyłaś - powtarzał jakiś głosik w mojej głowie. W tym samym
czasie odezwał się jednak drugi:
- On już do ciebie nie należy, ma inną.
Wróciłam myślami do Walentynek,
zastanawiając się, co by się stało, gdybym pozwoliła mu się wtedy pocałować.
Może byłabym wtedy na miejscu Courtney? Może to mnie powiedziałby, że chce
zostać aurorem i może to mnie całowałby na korytarzu kilka godzin wcześniej?
- NIE! - powiedziałam sobie zdecydowanie.
Przecież ja nigdy tego nie chciałam. James Potter jest tylko zapatrzonym w
siebie palantem, który irytuje mnie na każdym kroku. Nigdy nie mogłabym zostać
jego dziewczyną, nigdy nie umiałabym go pokochać, skoro nawet nie jestem w
stanie go polubić. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że zaczęłam odkrywać w
Potterze jakieś zalety, ale to nadal ten sam nieznośny i zapatrzony w siebie
chłopak. Znalazł dziewczynę, więc nie będzie już zwracać na mnie uwagi. A jeśli
nie będzie zwracać na mnie uwagi, nie dojdzie między nami do żadnych
nieporozumień. A jeśli nie dojdzie między nami do żadnych nieporozumień, będę
go sobie mogła dalej w spokoju nie lubić. A nie lubiąc go, znowu będę
szczęśliwa.
Z jakiegoś powodu jednak - w tamtym
momencie - nie czułam się szczęśliwa. Ani odrobinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz