czwartek, 9 sierpnia 2012

Kłótnia i spotkanie


Wreszcie nadszedł dzień mojego wyjazdu do Emily. Rodzicom było trochę żal, że nie spędzę z nimi Sylwestra, ale widocznie zrozumieli, że u Emily będę się lepiej bawić. Co do Petunii, to było to jej obojętne... Jak zwykle zresztą.
Ostatniego dnia nawet się z nią posprzeczałam. I to o tego idiotę... Vernona Dursleya, który cały czas za nią łaził. Zaczęło się dosyć niewinnie. Siedziałam w swoim pokoju i przeglądałam zadania domowe, gdy nieoczekiwanie odwiedziła mnie Petunia. Starałam się być miła.
- Cześć - rzekła chłodno w odpowiedzi na moje powitanie. - Chcę zapytać, o której wyjeżdżasz, bo będę mieć gościa i nie chcę, żebyś mi przeszkadzała.
- Co to za gość? - zapytałam - Czyżby Dursley zamierzał poprosić rodziców o twoją rękę? - zażartowałam.
- Vernon nie przychodzi, żeby mi się oświadczać - wycedziła Petunia. - A swoją drogą, jesteś po prostu zazdrosna. Masz jakiegoś chłopaka w tej swojej szkole dla dziwaków?
- A żebyś wiedziała, że mam! - skłamałam, nie wiedząc czemu - Jest jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole i nie przypomina cielaka, tak jak Vernon.
- Założę się, że kłamiesz. - rzekła Petunia złośliwie - Nikt się tobą nie interesuje.
Wściekłam się nie na żarty. Wyciągnęłam z szuflady list od Jamesa z wakacji i pomachałam nim prosto przed nosem Petunii. Następnie odczytałam jej niektóre fragmenty listu. Widać, że ją zatkało. Po chwili jednak wydukała:
- Może i ten twój James Potter cię kocha, ale na pewno nie jest przystojny.
- Jeszcze się przekonasz... - powiedziałam z olimpijskim spokojem, wyprosiłam siostrę i zamknęłam jej drzwi przed nosem.

*

Na szczęście, już kilka godzin później znajdowałam się w domu Emily. Mieszkała  w okazałej rezydencji, zabezpieczonej wieloma zaklęciami. Przyjaciółka zaproponowała mi, żebyśmy przeszły się na Ulicę Pokątną i kupiły to, co nam będzie potrzebne podczas Sylwestra.
Gdy byłyśmy już na Ulicy Pokątnej, rozdzieliłyśmy się, ponieważ chciałam jeszcze kupić kilka rolek pergaminu i atrament. Większość swoich zapasów zużyłam w przez święta na napisanie zaległych wypracowań.
Gdy tak spacerowałam sobie po sklepach, mój wzrok wyłowił w tłumie czarodziejów Jamesa Pottera. Stał przed sklepem miotlarskim i przyglądał się nowym modelom z dużym zainteresowaniem. Nie zauważył mnie. Podeszłam do niego i się przywitałam.
- Cześć, James.
Odwrócił się i dopiero teraz mnie zobaczył. W jego oczach błysnęło zaskoczenie i coś, czego nie umiałam nazwać. Rezerwa w jego zachowaniu była jednak nadal dość wyczuwalna.
- Ooo... hej, Evans.
- Yyy.... Dostałeś mój list? - zapytałam. Właściwie, nie wiedziałam, do czego konkretnie zmierzam, ale chciałam po prostu wreszcie się z nim pogodzić.
- Dostałem. - odparł James - Trochę mnie to zdziwiło, ale wiesz... długo nie potrafię się na ciebie gniewać, więc jest wszystko w porządku.
To rzekłszy, uśmiechnął się do mnie w ten swój zwyczajny, swobodny sposób. Nie spodziewałam się, że zawieszenie broni z Potterem będzie dla mnie tak wielką ulgą. Dopiero teraz w pełni odczułam, jak ciężko mi było być przez niego ignorowaną.
- To do zobaczenia u Emily. - powiedziałam, uścisnęłam mu rękę na zgodę i odeszłam lekkim krokiem, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu. Potter był zarozumiały i napuszony, ale bardzo się ucieszyłam, że znów mogę z nim rozmawiać.
Wkrótce spotkałam Emily i opowiedziałam jej o zdarzeniu.
- I naprawdę napisałaś do niego list? - nie dowierzała mi - No, to teraz się nie dziwię. Musiałaś go tym rozczulić do reszty. Nie myślałam, że jesteś taka sprytna. - dodała po chwili, przyglądając mi się tak, jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu. - Teraz już bez trudu odbijesz go tej Natashy...
- Nie mam zamiaru. Chciałam po prostu żyć z nim w zgodzie. Nadal podtrzymuję to, że Potter mnie nie obchodzi. - dodałam na widok rozczarowanej miny Emily. Nie miałam zamiaru grać na niczyich uczuciach. Zależało mi tylko na tym, by wyjaśnić wreszcie całą tę sprawę. A to, czy rozczuliłam Jamesa listem, czy nie... Cóż, nie było to aż takie ważne.
- Nie wiesz, co tracisz.... - mruknęła Nortonówna.
- Wiem, że teraz tracimy czas! - odparłam, ucinając rozmowę. Pociągnęłam Emily za rękę i opuściłyśmy Ulicę Pokątną. To miejsce wydawało mi się teraz o wiele ciekawsze i bardziej wypełnione magią, choć, oczywiście, nie zamierzałam przyznawać się do tego przyjaciółce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz