Notkę dedykuję moim znajomym z ploga, gdzie zaczynałam pisać o Lily.
Zawsze będę o Was pamiętać. Dziękuję, że czytacie moje notki. Pozdrawiam Was
serdecznie, a w szczególności blog14tki, sloneczko, anarchistmagdę i
martaofelię.
***
James stał tak blisko mnie, że dosłownie
hipnotyzował mnie wzrokiem. Jakaś część mnie chciała wciąż stać w miejscu i
pozwolić mu na pocałunek, ale szybko stłumiłam w sobie tę potrzebę. Chciałam
być uczciwa i względem siebie samej i, przede wszystkim, względem Jamesa
Pottera. Za nic nie mogłam dopuścić, by powtórzyła się sytuacja z naszego
spotkania na początku roku.
Odsunęłam się od niego zdecydowanym
ruchem, a po chwili, chcąc okazać mu wdzięczność za cały dzisiejszy dzień,
cmoknęłam go przyjacielsko w policzek.
- Dziękuję.
Miałam już zamiar odejść, gdy usłyszałam,
jak mnie zawołał.
- Lily...
Odwróciłam się. Po raz pierwszy nazwał
mnie po imieniu. Przywykłam już do faktu, że zawsze zwracał się do mnie per
"Evans", dlatego bardzo mnie to zaskoczyło. Co więcej, moje imię w
jego ustach brzmiało dziwnie miękko i ciepło, co zupełnie mi nie pasowało do
tego zarozumiałego i napuszonego chłopaka.
- Coś się zmieniło... - powiedział
poważnym tonem - Zachowujesz się inaczej. Czasem mam wrażenie, że coś między
nami jest, ale ty po chwili znowu zachowujesz się tak samo jak zawsze. Więc jak
to jest?
Spojrzałam w jego orzechowe oczy, które
po raz kolejny wydały mi się nieprzeciętnie ładne i cicho westchnęłam.
- Ty też jesteś jakiś inny - odparłam -
Czasem mam wrażenie, że mogłabym cię polubić... polubić jak przyjaciela -
dodałam, aby była między nami jasność - Jesteś zarozumiały i się popisujesz.
Nie lubię takiego ciebie, ale czasami zauważam też w tobie dobre rzeczy i chcę
wtedy być dla ciebie miła. To wszystko.
- Czyżby? - zapytał - Bo miałem wrażenie,
że chciałaś mnie pocałować.
Przygryzłam nerwowo wargę i przez chwilę
się nie odzywałam. Faktycznie, trudno było mi odeprzeć ten argument.
- Wydawało ci się - odparłam po chwili
wahania - Po prostu byłam ci wdzięczna za dzisiejszy dzień i tak jakoś to
wyszło.
- Tak jakoś to wyszło? - zapytał
ironicznie. Zauważyłam, że stopniowo narasta w nim irytacja - Jakoś nigdy
wcześniej nie pozwalałaś na takie sytuacje, a teraz zdarzają się one coraz
częściej. Przyznaj się, Evans, podobam ci się i zwyczajnie boisz się to okazać?
- Mylisz się. - odparłam chłodno.
Nie spodobał mi się zarówno ton jego
głosu, jak i fakt, że znów zwrócił się do mnie po nazwisku. Urok Walentynek
minął bezpowrotnie i miałam teraz przed oczyma tego samego Jamesa Pottera,
którego od lat starałam się unikać - To ty coś sobie wyobrażasz. Dla mnie
zawsze przede wszystkim jesteś tym samym, zarozumiałym i napuszonym facetem,
któremu się wydaje, że każda dziewczyna musi się w nim kochać - dodałam, mając
nadzieję, że da mi spokój.
- Ach, tak? - powiedział James, nie
ukrywając złości - A ty jesteś niby taka wspaniała? Wzorowa uczennica, zawsze
pilnie się uczy, broni Smarkerusa - wyliczał z drwiną - A tak naprawdę jesteś wystraszoną
dziewczynką, która nie umie sama przed sobą przyznać się do swoich uczuć, co?
- To skoro jestem taka okropna, to może
dasz sobie ze mną spokój? - zaproponowałam. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że
bardzo podniosłam głos.
- Dzięki za radę, Evans. Obiecuję z niej
skorzystać - odparł Potter.
Następnie każde z nas, wściekłe i
dotknięte do żywego, ruszyło w inną stronę. James skierował się w stronę
Hogwartu, a ja... w kierunku Zakazanego Lasu. Do tej pory nie potrafię
zrozumieć, co takiego przyciągało mnie w tamto miejsce, które zresztą kilka
godzin wcześniej odwiedziłam po raz pierwszy. Może to przez to, że James
zadrwił z faktu, że jestem wzorową uczennicą? Może to właśnie z jego powodu
chciałam złamać regulamin? Nie wiem...
Pamiętam jedynie, że byłam bardzo zła i
chciałam zostać sama. Szłam coraz szybciej i nawet się nie zorientowałam, kiedy
zaczęłam biec. W pewnej chwili poczułam pojedynczą łzę, spływającą po moim
policzku, której istnienia też nie potrafiłam wytłumaczyć.
W pewnej chwili, biegnąc na oślep
pomiędzy drzewami, zahaczyłam o wystający konar i runęłam jak długa na ziemię.
Poczułam ostry ból w kostce. Próbowałam ją rozmasować, ale w niczym mi to nie
pomogło. Z pozycji siedzącej rozejrzałam się wokół siebie. Było bardzo ciemno.
Widziałam jedynie zarysy drzew, których gałęzie poruszały się pod wpływem
wiatru. W pewnej chwili usłyszałam za sobą jakiś szelest. Spróbowałam się
podnieść, ale nie byłam w stanie utrzymać ciężaru ciała na zranionej nodze.
Zobaczyłam przed sobą parę żółtych, złowrogich ślepi, które stawały się coraz
większe, jakby ich właściciel się do mnie zbliżał. Wydałam z siebie zduszony
okrzyk, choć byłam świadoma, że nikt mnie tu nie usłyszy. Po chwili dostrzegłam
przed sobą zarysy wielkiej postaci, usłyszałam czyjeś wołanie, po czym wszystko
nagle ucichło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz