Nadeszła wreszcie długo wyczekiwana
impreza sylwestrowa. Wraz z Emily przygotowałyśmy dużo jedzenia i piękne,
mieniące się różnymi kolorami dekoracje. Większość zaproszonych gości zjawiła
się punktualnie. Brakowało już tylko Blacka i Pottera. Ich spóźnienie wcale
mnie nie zdziwiło. Wiedziałam bardzo dobrze, że uwielbiają być w centrum uwagi
i pewnie szykują sobie wielkie wejście. Przygryzłam jednak ze złości wargę, gdy
zauważyłam, że Emily jest wyraźnie zmartwiona nieobecnością swojego chłopaka.
- A co, jeśli stało się coś złego? -
pytała, na próżno wyglądając z każdego okna.
Brak Huncwotów zaczął mnie już poważnie
irytować. Czy oni naprawdę myślą, że są panami każdej imprezy i mają prawo się
spóźniać, byle tylko zabłysnąć? Widok smutnej i rozczarowanej Emily pogłębiał
jeszcze bardziej moje zdenerwowanie.
- Zapytam Remusa. - odezwała się Alice,
której najwidoczniej też już zrobiło się żal Nortonówny - On na pewno wie, o co
chodzi...
Zazdroszczę Alice, że zawsze jest taka
opanowana i potrafi logicznie myśleć. Poszła do Remusa. Po chwili wróciła z
lekkim uśmiechem na twarzy i powiedziała:
- O nic się nie martwcie. Remus jest
spokojny. Na pewno wtajemniczyli go w swój plan. Chodźcie, przygotujemy jakieś
przystawki. Nie będziemy na nich czekać.
Emily niechętnie pokiwała głową. Zabawa
się zaczęła, a Syriusza i Jamesa wciąż nie było. Mijały godziny... Byłam już
pewna, że to po prostu MUSI być ich dowcip. Nie spóźniliby się przecież o kilka
godzin... Emily jednak nie podzielała mojego zdania. Bałam się, że przez ten
idiotyczny żarcik dostanie zawału, bo jej zaniepokojenie z każdą chwilą stawało
się coraz większe. Starałyśmy się z Alice ją uspokoić, ale na próżno. Wreszcie,
zdenerwowana pobiegłam do Remusa i powiedziałam:
- Słuchaj! Mnie to nic nie obchodzi, ale
Emily zaraz zawału dostanie! Gdzie są Black i Potter?
- Nie denerwuj się, Lily. - powiedział
Remus spokojnie, chociaż sprawiał wrażenie, jakby i jego męczyły już nieco
wygłupy Huncwotów - Zaraz będą.
Gdy przekazałam to, co usłyszałam, Emily
nieco się uspokoiła. Ja z kolei byłam coraz bardziej wściekła, że Black i
Potter psują nam zabawę. Zabawne, że jeszcze niedawno tak się cieszyłam, że
wreszcie pogodziłam się z Jamesem. Najwidoczniej jest mi przeznaczone wiecznie
się na niego złościć.
Zaczęła dochodzić północ. Emily widocznie
pogodziła się już z faktem, że jej Syriusza nie będzie, bo postanowiła godnie
sprawować honory pani domu. Zawołała nas wszystkich i powiedziała, siląc się na
uśmiech:
- Uwaga, zaraz wybije północ! Odliczamy!
Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden....
BUM!
- Co to za hałas?! - krzyknęłam.
Wyjrzeliśmy wszyscy przez okno i naszym
oczom ukazało się niesamowite widowisko. James i Syriusz urządzili nam
zapierający dech w piersiach pokaz sztucznych ogni. Po raz pierwszy widziałam
czarodziejskie fajerwerki i byłam pod ogromnym wrażeniem, zwłaszcza gdy całe
niebo przeciął wielki, ognisty smok, rozpościerający olbrzymie skrzydła.
Wpatrywałam się w to wszystko jak urzeczona. Gdy zerknęłam w kierunku chłopców,
zobaczyłam, że uśmiechają się z satysfakcją na widok naszych zachwyconych min.
Najwidoczniej o taką reakcję im chodziło.
Gdy weszli do domu, powitały ich oklaski
gości. Syriusz nonszalancko się ukłonił, a Potter potargał sobie włosy na
głowie. Obojgu bardzo pasowało, że znajdują się w centrum uwagi.
Dopiero teraz zaczęła się prawdziwa
zabawa, zupełnie jakby Black i Potter byli generatorami dobrego humoru. Gdy
zaczęły się tańce, James podszedł do mnie i zapytał:
- I jak, Evans? Podobało ci się?
- Bardzo - rzekłam szczerze. - Nigdy nie
widziałam wspanialszego widowiska.
James uśmiechnął się do mnie i poprosił
mnie do tańca. Zgodziłam się z lekkim wahaniem, ale po pierwszych taktach
melodii poczułam się znacznie pewniej. Potter był naprawdę dobrym tancerzem.
Gdy po kilku piosenkach nieco się
zmęczyłam, postanowiłam zaczerpnąć tchu na balkonie. James dotrzymywał mi
towarzystwa. Przez jakiś czas rozmawialiśmy o fajerwerkach i szkole. W pewnej
jednak chwili Potter poczuł się dość pewnie, bo przyciągnął mnie do siebie tak,
że nasze twarze dzieliło zaledwie tchnienie powietrza.
- A Natasha? - zapytałam, daremnie
próbując się odsunąć od chłopaka. Z jego ciała biło jakieś zagadkowe ciepło,
ale nie po to się z nim pogodziłam, by po raz kolejny popełnić ten sam błąd i
dać Potterowi nadzieję na coś, co nie miało racji bytu.
James spojrzał mi głęboko w oczy i
powiedział:
- Zerwaliśmy. Przed świętami.
- Aha - tyle tylko byłam w stanie z
siebie wydusić. Poczułam dziwną ulgę na wieść o tym, że James jest znowu wolny,
jednak z drugiej strony - sama przecież nie miałam zamiaru być następczynią
Natashy. Już sam fakt, że pozwoliłam Potterowi obejmować się na balkonie, z
daleka od innych, miał prawo znowu namieszać mu w głowie. Poczułam się
niezręcznie. Nie powinnam świadomie dawać mu nadziei. Najlepiej byłoby, gdybym
po prostu odepchnęła od siebie jego ramiona, ale nie umiałam. Z opresji wybawił
mnie głos Emily:
- Lily, chodź! Zobacz tylko.
James westchnął głęboko i poszedł ze mną
zobaczyć, o co chodzi Emily. Na środku sali, w której trwała zabawa, stał
ogromnych wymiarów tort. Byłam wdzięczna przyjaciółce, że mnie zawołała. Miałam
pretekst, żeby opóźnić nieuniknioną rozmowę z Jamesem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz