czwartek, 9 sierpnia 2012

Mam nadzieję, że mi wybaczysz...


                 
Ten czas szybko minął... Nie tak dawno jeszcze był 1 września, a dzisiaj już pakuję swój kufer, przed wyjazdem do domu na święta. Szczerze mówiąc, wolałabym zostać w Hogwarcie, ale rodzice nie mogli się doczekać, by wreszcie mnie zobaczyć. Są bardzo dumni z tego, że ich córka jest czarownicą i z wielkim zainteresowaniem słuchają moich opowieści o Hogwarcie. Moja siostra z kolei, odkąd okazało się, że będę mogła uczyć się czarów, odwróciła się ode mnie i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Z tego powodu - moje powroty do domu nigdy nie były dla mnie czymś miłym.
Sylwestra z kolei spędzę u Emily. Zaprosiła oprócz mnie Huncwotów (jakoś to przeżyję, grunt, że James przyjedzie bez tej swojej Natashy), a także Alice (trochę mnie to zdziwiło, bo była początkowo do niej wrogo nastawiona) i kilku innych Gryfonów.
W pociągu do Londynu był straszny tłok. Na szczęście znalazłyśmy dla siebie wolny przedział. Emily przez całą drogę opowiadała mnie i Alice o tym, jaki to Syriusz jest kochany. Odkąd zostali parą, jej myśli były niemal wyłącznie pochłonięte Blackiem. Cieszyłam się co prawda jej szczęściem, ale wysłuchiwanie bez przerwy tego samego doprowadzało mnie do szału.
Udawałam, że słucham z zainteresowaniem relacji z ostatniej randki Emily i Blacka, ale tak naprawdę myślałam o czymś zupełnie innym. O... Potterze. Od czasu naszej "rozmowy" minęło sporo czasu, a on nawet na mnie nie spojrzał. Nie sądziłam, że będzie mi brakować tych jego zaczepek w stylu: "Evans, umówisz się ze mną?", ale jednak brakowało. O wiele łatwiej było mi znosić jego zaloty niż obojętność. Czułam się tak, jakbym straciła coś ważnego. Nigdy bym nie pomyślała, że może mi brakować zainteresowania ze strony osoby, która od zawsze tak mnie irytowała. Dodatkowo, strasznie działała mi na nerwy jego dziewczyna, Natasha. To dziwne, ale kiedy jeszcze nie spotykała się z Potterem, jej istnienie zupełnie mi nie przeszkadzało, jednak teraz czułam do niej zupełnie nieuzasadnioną niechęć, chociaż, odkąd została dziewczyną Jamesa, nie zamieniłyśmy ze sobą ani słowa.
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do przedziału. Emily otworzyła drzwi, zza których wysunęła się rozczochrana głowa Pottera. Na jego widok poczułam lekkie skurcze w żołądku. To było niezwykłe, że pojawił się właśnie wtedy, gdy o nim myślałam. Zaraz jednak zwrócił się bezpośrednio do Emily, po raz kolejny mnie ignorując:
- Wiesz, Peter chyba nie pojawi się na twojej imprezie. Przed chwilą Ślizgoni trochę go... poturbowali, więc wątpię, czy do tego czasu wydobrzeje. Oczywiście, zaraz daliśmy im z Łapą nauczkę - dodał z błyskiem w oku - No, to tyle. Widzimy się u ciebie, 31-go grudnia.
To powiedziawszy, odwrócił się i odszedł.
Poczułam smutek i rozczarowanie. Z jakiegoś powodu naprawdę zależało mi na tym, by się z nim pogodzić, więc zabolało mnie to, że wciąż ma do mnie pretensje. Udałam jednak, że jego obojętność nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia i chociaż Emily i Alice przyglądały mi się badawczo, nie wspominałam już o tym incydencie.
Pociąg dojechał na miejsce. Gdy przeszłam przez barierkę i znalazłam się między peronem dziewiątym i dziesiątym, wypatrzyłam w tłumie ludzi mojego ojca. Ten uśmiechnął się do mnie i zaprowadził do samochodu. Przez całą drogę powrotną zadawał mi niezliczoną ilość pytań: szkoła, nauczyciele, stopnie... Jak to ojciec.
Gdy dojechaliśmy powitał mnie krzyk mojej mamy:
- LILUŚ! NARESZCIE!!!
Gdy mnie już wyściskała i zapytała o to i owo, zaprowadziła mnie do pokoju i powiedziała:
- Pewnie, skarbie, jesteś strasznie głodna. Za chwileczkę będzie obiad.
Rozejrzałam się. Dopiero teraz zauważyłam Petunię. Siedziała na kanapie i przeglądała jakieś czasopismo. Sprawiała wrażenie, jakby wcale nie zauważyła mojego przyjścia. Wreszcie od niechcenia odwróciła głowę w moją stronę i powiedziała:
- O... cześć, Lily.
W odpowiedzi na jej chłodne powitanie spróbowałam się uśmiechnąć. Tak, zdecydowanie nic się nie zmieniło i Tunia (tak nazywałam ją w dzieciństwie) wciąż ma mnie za dziwadło. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałam do domu na święta i wakacje, miałam cichą nadzieję, że coś w niej pęknie i wreszcie się pogodzimy, ale ona ostentacyjnie unikała mojego towarzystwa, jakbym miała zamiar zarazić ją jakąś śmiertelną chorobą.
Pobyt w domu bardzo mi się dłużył. Rodzice zajmowali się swoimi obowiązkami, a Petunia spotykała się ze znajomymi. Moją jedyną rozrywką było odrabianie prac domowych, więc większość dnia spędzałam w swoim pokoju, pochylona nad pergaminami i otoczona podręcznikami.
Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do Hogwartu, do swoich przyjaciół. W poranek świąteczny do mojego okna wleciały dwie sówki. Jedna należała do Alice, druga do Emily. Od Nortonówny dostałam bransoletkę i wisiorek ze sklepu "Czarodziejskie błyskotki dla czarodziejskiej ślicznotki", a od Alice książkę o transmutacji, którą chciałam mieć od momentu, w którym poznałam sekret Huncwotów.
James nic mi nie przysłał. Co roku, odkąd go poznałam, zawsze dostawałam od niego jakieś śmieszne upominki lub kartki. I chociaż zawsze w Hogwarcie powtarzałam mu, by nic mi więcej nie wysyłam, to przechowywałam jego prezenty, a gdy je od czasu do czasu przeglądałam, uśmiechałam się mimowolnie, zupełnie zapominając, jakim typem człowieka jest ich nadawca.
Gdy dzień zbliżał się już do końca i upewniłam się w przekonaniu, że Potter nie ma zamiaru złożyć mi w tym roku życzeń, postanowiłam sama do niego napisać. Przez chwilę toczyłam ze sobą wewnętrzną walkę, ale doszłam do wniosku, że odrobina odwagi jest lepsza niż kolejne miesiące spędzone na mijaniu się bez słowa.

           James,
chciałabym Cię przeprosić, jeśli swoim zachowaniem w jakiś sposób Cię zraniłam. Nie chciałam, żebyś źle mnie zrozumiał, choć zdaję sobie sprawę, że nic nie usprawiedliwia sposobu, w jaki się względem Ciebie zachowałam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i nie będziesz się już na mnie boczyć.
Wesołych Świąt,
Lily.

Do listu dołączyłam paczkę słodyczy ze sklepu w Hogsmeade i wysłałam list przez moją sowę, Laurel. Miałam nadzieję, że James nie będzie się już na mnie gniewać, kiedy zobaczy, że sama pierwsza postanowiłam go przeprosić. Reszta świąt minęła mi we względnie miłej atmosferze, choć przyłapywałam się na tym, że cały czas czekam na jakąś odpowiedź od Pottera. Nie dostałam jednak żadnego listu.
- Może wyjaśnimy sobie wszystko na Sylwestrze? - pomyślałam z nadzieją.
Naprawdę chciałabym się z nim pogodzić, bo obecna sytuacja doprowadza mnie już do szału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz