czwartek, 9 sierpnia 2012

Kłótnia i list


Stałyśmy jak skamieniałe, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Chłopcy patrzyli na nas z mieszaniną złości i zniecierpliwienia.
- Czekamy na wyjaśnienia - ponaglał Syriusz, marszcząc brwi - Co robicie w naszym dormitorium o północy?
Zastanawiałam się, czy powiedzieć chłopcom prawdę, czy wymyślić coś na poczekaniu. Uznałam, że prawda będzie jednak lepsza, bo wątpiłam, by Huncwoci dali wiarę jakiejkolwiek wymówce. Wystąpiłam więc krok do przodu i z duszą na ramieniu powiedziałam:
- Nie przyszłyśmy tutaj bez powodu. Wasze... - omiotłam spojrzeniem kolorowe czupryny chłopców, szukając dla nich właściwego określenia - ...fryzurki to nasza sprawka. Chciałyśmy was teraz odczarować.
- A co ja wam niby zrobiłem? - zapytał poirytowany Sam, którego najwidoczniej błękitna trwała doprowadzała do obłędu.
- Ty akurat nic - odparła Emily, rzucając Syriuszowi mściwe spojrzenie. - Tylko tak jakoś wyszło, że musiałyśmy zaczarować także i ciebie. Nie gniewaj się na nas, Sam. - to mówiąc, wyciągnęła różdżkę, mruknęła pod nosem skomplikowane zaklęcie i włosy Sama wróciły do poprzedniego stanu.
Identyczne zaklęcie rzuciła po chwili także na Petera. Chłopak natychmiast złapał się za głowę, z ulgą stwierdziwszy, że jego włosy są już normalnej długości.
- A teraz zostawcie nas samych. - rzekła Emily, patrząc na odczarowanych chłopców.
Ci z niechęcią ruszyli w kierunku pokoju wspólnego, zatrzaskując głośno drzwi.
- No, a co z nami? - zapytał James zniecierpliwiony.
Emily, nie spuszczając wzroku z Syriusza, powiedziała:
- Was też odczarujemy, ale najpierw musimy chyba porozmawiać.
- Niby o czym? - wtrącił się, po raz pierwszy, Remus.
- Właśnie. O czym mam z tobą rozmawiać? Sama powiedziałaś, że już nic cię nie obchodzę. - mruknął Syriusz.
- Masz rację.... W takim razie niepotrzebnie zawracam sobie tobą głowę. Możesz nosić te swoje blond loczki do końca życia, jeżeli nie chcesz mnie wysłuchać. - odparła Emily przebiegle.
- No to mów... - zgodził się łaskawie Syriusz, wzruszając ramionami. Zauważyłam jednak, że uważnie przygląda się Nortonównie.
- Posłuchaj, Black! Jestem na ciebie wściekła za to, co zrobiłeś w bibliotece! - oznajmiła Emily podniesionym tonem. Najwidoczniej tylko czekała na odpowiedni moment, by teraz wybuchnąć - Nie jestem twoją własnością i mam prawo rozmawiać, z kim chcę. Nie miałeś prawa tak mnie potraktować.
- Teraz ty mnie posłuchaj! - warknął rozdrażniony Black. - Po pierwsze, to każdy chłopak by tak zareagował. Dobrze widziałaś, jak twój "kolega" ślini się na twój widok, a mimo to go zwodziłaś. Kto jak kto, ale ja na pewno nie pozwolę robić z siebie idioty - Emily już otworzyła usta, by coś mu odpowiedzieć, ale nie dopuścił jej do głosu - A po drugie, nawet jeśli byłaś zła i zazdrosna, to nie powód, żeby rzucać na mnie jakieś idiotyczne zaklęcia. Po prostu przyznaj, że chodziło ci o Ellen i po sprawie - dodał, dobitnie akcentując imię szóstoklasistki.
- WIĘC TY MASZ PRAWO FLIRTOWAĆ SOBIE Z KIM POPADNIE, A JA NIE MOGĘ SIĘ NAWET ODEZWAĆ DO INNEGO CHŁOPAKA? - Emily już nad sobą nie panowała. Czując, że rozmowa schodzi na zły tor, postanowiłam ją przerwać:
- Uspokójcie się. Tak nie można... - zaczęłam niepewnie - Oboje popełniliście błąd, ale przecież można to wszystko naprawić, jeśli tylko spokojnie ze sobą porozmawiacie.
- Z nią się tak nie da, Evans. - warknął Syriusz.
- Przestańcie! - Remus był najwidoczniej równie poirytowany jak ja - Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. Po pierwsze, dlaczego rzuciłyście na nas zaklęcie?
- Ta rozmowa nie ma sensu… - odezwała się Alice. W obecności Lupina traciła całą swoją odwagę. Wpatrzyła się w czubki swoich butów, tylko czekając na moment, w którym będzie mogła schronić się w naszym dormitorium, z daleka od wzroku Remusa.
- Dlaczego niby nie ma sensu? - zapytał James, równie zły jak pozostali - Dla mnie ma. Chcę wiedzieć, w czym zawiniłem, że mam zielone włosy.
- To miał być zwykły dowcip...i tyle. - skłamałam. Nie mogłam przecież przyznać, że Emily była szalenie zazdrosna o Ellen, Alice frustrował fakt, że Remus nie zwraca na nią uwagi, a ja... A ja co? Chciałam się odegrać za wszystkie problemy, których Potter przysporzył mi w tym roku szkolnym i... I w jakiś sposób przeszkadzała mi obecność Courtney w jego życiu.
Nie, szczera rozmowa z Huncwotami zupełnie nie wchodziła w rachubę. Westchnęłam zrezygnowana, machnęłam różdżką i włosy chłopców wróciły do poprzedniego stanu. Miałam nadzieję, że to im wystarczy i odwróciłam się w kierunku wyjścia z dormitorium. Nie zdążyłam jednak nawet przejść dwóch kroków, a poczułam rękę Pottera na swoim ramieniu.
- A pani dokąd się wybiera, co? - zapytał - Jeszcze nie skończyliśmy....
- Owszem, skończyliśmy. Jesteś już odczarowany, więc daj mi spokój.
- O nie... Musimy sobie jeszcze coś wyjaśnić. DLACZEGO to zrobiłaś?
- Już mówiłam! To miał być tylko dowcip, nic więcej. Puść mnie! - warknęłam poirytowana, próbując się oswobodzić. James był jednak znacznie silniejszy ode mnie i moje szamotanie się nic nie dało.
Rozejrzałam się po dormitorium, by ze złością zauważyć, że żadna z przyjaciółek nie ma zamiaru obronić mnie przed Potterem. Emily i Black skakali sobie do oczu, co chwilę się przekrzykując, Remus spoglądał wyczekująco na Alice, która jednak nie miała zamiaru ani odwzajemnić jego spojrzenia, ani się nawet odezwać, z kolei uścisk Jamesa nie słabł, a ja miałam coraz mniej siły, by próbować mu się wyrwać.
Poirytowana i sfrustrowana do granic możliwości, krzyknęłam tak głośno, że wszystko się uspokoiło. Potter, nieco wystraszony, puścił moją rękę, Emily i Syriusz przestali się kłócić, a Remus i Alice wpatrzyli się na mnie z napięciem. Poczułam lekkie zakłopotanie, bo nie lubiłam być w centrum uwagi, zwłaszcza w tak absurdalnych sytuacjach, jak teraz. Odchrząknęłam jednak i spróbowałam się odezwać.
- To wszystko jest takie głupie! Wy robicie kawały połowie szkoły i jakoś nikt nigdy nie dociekał, dlaczego. Udało nam się was skołować, więc po prostu miejcie na tyle honoru, by się do tego przed sobą przyznać. Może się trochę zagalopowałyśmy, ale same przyszłyśmy do was, żeby to naprawić, więc doceńcie to i dajcie nam już spokój!
Kiedy skończyłam, wszyscy wciąż bacznie mi się przyglądali. Byłam już jednak tak wściekła, że za nic na świecie nie chciałam kontynuować tej idiotycznej dyskusji. Odwróciłam się na pięcie i, zanim ktokolwiek zdążył mnie zatrzymać, opuściłam dormitorium chłopców, przebiegłam przez pokój wspólny i wspięłam się po schodach do żeńskiej sypialni.
Gdy wreszcie zostałam już sama, moje napięcie nieco opadło, choć wciąż miałam przed oczyma urażony wzrok Jamesa Pottera. Dlaczego on zawsze potrafi wywoływać we mnie tak silne emocje? Dlaczego cały czas czuję się przez niego niepewnie? Co się ze mną dzieje?
Prowadząc tak dialog z samą sobą i próbując znaleźć odpowiedzi na mnożące się w mojej głowie pytania, kątem oka dostrzegłam kawałek pergaminu, leżący na komodzie. Gdy po niego sięgnęłam, dostrzegłam, że jest to list, skierowany do mnie. Zamarłam z wrażenia, gdy przeczytałam, kto jest jego autorem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz