Stałyśmy jak skamieniałe, nie mogąc
wydusić z siebie ani słowa. Chłopcy patrzyli na nas z mieszaniną złości i
zniecierpliwienia.
- Czekamy na wyjaśnienia - ponaglał
Syriusz, marszcząc brwi - Co robicie w naszym dormitorium o północy?
Zastanawiałam się, czy powiedzieć
chłopcom prawdę, czy wymyślić coś na poczekaniu. Uznałam, że prawda będzie
jednak lepsza, bo wątpiłam, by Huncwoci dali wiarę jakiejkolwiek wymówce.
Wystąpiłam więc krok do przodu i z duszą na ramieniu powiedziałam:
- Nie przyszłyśmy tutaj bez powodu.
Wasze... - omiotłam spojrzeniem kolorowe czupryny chłopców, szukając dla nich
właściwego określenia - ...fryzurki to nasza sprawka. Chciałyśmy was teraz
odczarować.
- A co ja wam niby zrobiłem? - zapytał
poirytowany Sam, którego najwidoczniej błękitna trwała doprowadzała do obłędu.
- Ty akurat nic - odparła Emily, rzucając
Syriuszowi mściwe spojrzenie. - Tylko tak jakoś wyszło, że musiałyśmy
zaczarować także i ciebie. Nie gniewaj się na nas, Sam. - to mówiąc, wyciągnęła
różdżkę, mruknęła pod nosem skomplikowane zaklęcie i włosy Sama wróciły do
poprzedniego stanu.
Identyczne zaklęcie rzuciła po chwili
także na Petera. Chłopak natychmiast złapał się za głowę, z ulgą stwierdziwszy,
że jego włosy są już normalnej długości.
- A teraz zostawcie nas samych. - rzekła
Emily, patrząc na odczarowanych chłopców.
Ci z niechęcią ruszyli w kierunku pokoju
wspólnego, zatrzaskując głośno drzwi.
- No, a co z nami? - zapytał James
zniecierpliwiony.
Emily, nie spuszczając wzroku z Syriusza,
powiedziała:
- Was też odczarujemy, ale najpierw
musimy chyba porozmawiać.
- Niby o czym? - wtrącił się, po raz
pierwszy, Remus.
- Właśnie. O czym mam z tobą rozmawiać?
Sama powiedziałaś, że już nic cię nie obchodzę. - mruknął Syriusz.
- Masz rację.... W takim razie
niepotrzebnie zawracam sobie tobą głowę. Możesz nosić te swoje blond loczki do
końca życia, jeżeli nie chcesz mnie wysłuchać. - odparła Emily przebiegle.
- No to mów... - zgodził się łaskawie
Syriusz, wzruszając ramionami. Zauważyłam jednak, że uważnie przygląda się
Nortonównie.
- Posłuchaj, Black! Jestem na ciebie
wściekła za to, co zrobiłeś w bibliotece! - oznajmiła Emily podniesionym tonem.
Najwidoczniej tylko czekała na odpowiedni moment, by teraz wybuchnąć - Nie
jestem twoją własnością i mam prawo rozmawiać, z kim chcę. Nie miałeś prawa tak
mnie potraktować.
- Teraz ty mnie posłuchaj! - warknął
rozdrażniony Black. - Po pierwsze, to każdy chłopak by tak zareagował. Dobrze
widziałaś, jak twój "kolega" ślini się na twój widok, a mimo to go
zwodziłaś. Kto jak kto, ale ja na pewno nie pozwolę robić z siebie idioty -
Emily już otworzyła usta, by coś mu odpowiedzieć, ale nie dopuścił jej do głosu
- A po drugie, nawet jeśli byłaś zła i zazdrosna, to nie powód, żeby rzucać na
mnie jakieś idiotyczne zaklęcia. Po prostu przyznaj, że chodziło ci o
Ellen i po sprawie - dodał, dobitnie akcentując imię szóstoklasistki.
- WIĘC TY MASZ PRAWO FLIRTOWAĆ SOBIE Z
KIM POPADNIE, A JA NIE MOGĘ SIĘ NAWET ODEZWAĆ DO INNEGO CHŁOPAKA? - Emily już
nad sobą nie panowała. Czując, że rozmowa schodzi na zły tor, postanowiłam ją
przerwać:
- Uspokójcie się. Tak nie można... -
zaczęłam niepewnie - Oboje popełniliście błąd, ale przecież można to wszystko
naprawić, jeśli tylko spokojnie ze sobą porozmawiacie.
- Z nią się tak nie da, Evans. - warknął
Syriusz.
- Przestańcie! - Remus był najwidoczniej
równie poirytowany jak ja - Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. Po pierwsze,
dlaczego rzuciłyście na nas zaklęcie?
- Ta rozmowa nie ma sensu… - odezwała się
Alice. W obecności Lupina traciła całą swoją odwagę. Wpatrzyła się w czubki
swoich butów, tylko czekając na moment, w którym będzie mogła schronić się w
naszym dormitorium, z daleka od wzroku Remusa.
- Dlaczego niby nie ma sensu? - zapytał
James, równie zły jak pozostali - Dla mnie ma. Chcę wiedzieć, w czym zawiniłem,
że mam zielone włosy.
- To miał być zwykły dowcip...i tyle. -
skłamałam. Nie mogłam przecież przyznać, że Emily była szalenie zazdrosna o
Ellen, Alice frustrował fakt, że Remus nie zwraca na nią uwagi, a ja... A ja
co? Chciałam się odegrać za wszystkie problemy, których Potter przysporzył mi w
tym roku szkolnym i... I w jakiś sposób przeszkadzała mi obecność Courtney w
jego życiu.
Nie, szczera rozmowa z Huncwotami
zupełnie nie wchodziła w rachubę. Westchnęłam zrezygnowana, machnęłam różdżką i
włosy chłopców wróciły do poprzedniego stanu. Miałam nadzieję, że to im
wystarczy i odwróciłam się w kierunku wyjścia z dormitorium. Nie zdążyłam
jednak nawet przejść dwóch kroków, a poczułam rękę Pottera na swoim ramieniu.
- A pani dokąd się wybiera, co? - zapytał
- Jeszcze nie skończyliśmy....
- Owszem, skończyliśmy. Jesteś już
odczarowany, więc daj mi spokój.
- O nie... Musimy sobie jeszcze coś
wyjaśnić. DLACZEGO to zrobiłaś?
- Już mówiłam! To miał być tylko dowcip,
nic więcej. Puść mnie! - warknęłam poirytowana, próbując się oswobodzić. James
był jednak znacznie silniejszy ode mnie i moje szamotanie się nic nie dało.
Rozejrzałam się po dormitorium, by ze
złością zauważyć, że żadna z przyjaciółek nie ma zamiaru obronić mnie przed
Potterem. Emily i Black skakali sobie do oczu, co chwilę się przekrzykując,
Remus spoglądał wyczekująco na Alice, która jednak nie miała zamiaru ani
odwzajemnić jego spojrzenia, ani się nawet odezwać, z kolei uścisk Jamesa nie
słabł, a ja miałam coraz mniej siły, by próbować mu się wyrwać.
Poirytowana i sfrustrowana do granic
możliwości, krzyknęłam tak głośno, że wszystko się uspokoiło. Potter, nieco
wystraszony, puścił moją rękę, Emily i Syriusz przestali się kłócić, a Remus i
Alice wpatrzyli się na mnie z napięciem. Poczułam lekkie zakłopotanie, bo nie
lubiłam być w centrum uwagi, zwłaszcza w tak absurdalnych sytuacjach, jak
teraz. Odchrząknęłam jednak i spróbowałam się odezwać.
- To wszystko jest takie głupie! Wy
robicie kawały połowie szkoły i jakoś nikt nigdy nie dociekał, dlaczego. Udało
nam się was skołować, więc po prostu miejcie na tyle honoru, by się do tego
przed sobą przyznać. Może się trochę zagalopowałyśmy, ale same przyszłyśmy do
was, żeby to naprawić, więc doceńcie to i dajcie nam już spokój!
Kiedy skończyłam, wszyscy wciąż bacznie
mi się przyglądali. Byłam już jednak tak wściekła, że za nic na świecie nie
chciałam kontynuować tej idiotycznej dyskusji. Odwróciłam się na pięcie i,
zanim ktokolwiek zdążył mnie zatrzymać, opuściłam dormitorium chłopców, przebiegłam
przez pokój wspólny i wspięłam się po schodach do żeńskiej sypialni.
Gdy wreszcie zostałam już sama, moje
napięcie nieco opadło, choć wciąż miałam przed oczyma urażony wzrok Jamesa
Pottera. Dlaczego on zawsze potrafi wywoływać we mnie tak silne emocje?
Dlaczego cały czas czuję się przez niego niepewnie? Co się ze mną dzieje?
Prowadząc tak dialog z samą sobą i
próbując znaleźć odpowiedzi na mnożące się w mojej głowie pytania, kątem oka
dostrzegłam kawałek pergaminu, leżący na komodzie. Gdy po niego sięgnęłam,
dostrzegłam, że jest to list, skierowany do mnie. Zamarłam z wrażenia, gdy
przeczytałam, kto jest jego autorem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz