czwartek, 9 sierpnia 2012

Rogacz, powrót do domu i zaskoczenie


Po tym, jak już udało mi się uporać z sumami, miałam wrażenie, że czas zaczął biec znacznie szybciej niż do tej pory. Już tylko jeden dzień dzielił mnie od wakacji i powrotu do świata mugoli. Nie musiałam już się uczyć ani odrabiać prac domowych i bardzo źle znosiłam fakt, że nie mam czym się zająć. Podczas gdy Alice i Emily spędzały sporą część czasu ze swoimi chłopakami, ja siedziałam w dormitorium i myślałam o... Potterze. Z żalem stwierdziłam, że incydent nad jeziorem już dawno przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, choć wciąż zdawałam sobie sprawę, że James zachował się skandalicznie. Jeszcze rok wcześniej, ilekroć Potter zrobił coś głupiego, to co najwyżej patrzyłam na niego zdegustowana, ale nie zajmował on moich myśli dłużej niż kilka minut. A teraz? Bez względu na to, co się działo, James stale siedział w mojej głowie, nie pozwalając mi się na niczym skupić. Po raz pierwszy z ulgą myślałam o nadchodzących wakacjach, licząc na to, że przez dwa miesiące znowu nabiorę do Pottera zdrowego dystansu. To było aż niesamowite, jak bardzo na mnie działał...
Podczas ostatniego śniadania, Wielka Sala ozdobiona była barwami Gryffindoru. Nasz dom zdobył także Puchar Quidditcha, co było w dużej mierze zasługą Jamesa Pottera. Wściekłe miny Ślizgonów mówiły same za siebie. W tym roku Slytherin zajmował ostatnie miejsce w tabeli, po raz pierwszy od dwudziestu lat, tak w każdym razie powiedziała nam bardzo zadowolona z tego faktu profesor McGonagall.
Gdy profesor Dumbledore wstał, aby wygłosić swoją pożegnalną mowę, w całej Wielkiej Sali natychmiast zapanowała cisza. Każdy uczeń chciał się dowiedzieć, w jakich okolicznościach Gillian i McKenntly stracili posady.
- Drodzy uczniowie... - przemówił dyrektor, uśmiechając się dobrotliwie - Za nami kolejny rok nauki w Hogwarcie. Chciałem przede wszystkim życzyć wam miłych i udanych wakacji...
- Z Petunią to niemożliwe. - szepnęłam do Alice, która spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Biorąc pod uwagę ostatnie, znane wam już wydarzenia - kontynuował Dumbledore - ...w przyszłym roku będziecie mieli nowych nauczycieli eliksirów i obrony przed czarną magią. A teraz życzę wam smacznego.
Po Wielkiej Sali przepłynęły szepty rozczarowania. Liczyliśmy wszyscy na to, że dowiemy się czegoś więcej o tym, co spotka naszych byłych profesorów.
- I to już wszystko? - marudził Syriusz Black, nie kryjąc zawodu - Powinien powiedzieć nam prawdę, nie jesteśmy już dziećmi.
- Tak... Mamy prawo wiedzieć o tym, co się dzieje poza Hogwartem. - poparł go gorliwie Peter, a że wypowiedział swoją kwestię z pełnymi ustami, obryzgał uczniów siedzących naprzeciw niego resztami jedzenia, co wszyscy skwitowali zdegustowanymi minami.
Po śniadaniu poszłam z Emily i Alice do dormitorium, aby dokończyć pakowanie. Oczywiście, musiałam wysłuchać ich zmartwień, co to one poczną bez swoich ukochanych. Mdliło mnie od tego, chociaż starałam się tego nie okazywać. Naprawdę cieszyło mnie to, że moje przyjaciółki są szczęśliwe, ale nie miałabym nic przeciwko, gdyby tak się z tym nie obnosiły, bo w jakiś sposób czułam się od nich gorsza...
Gdy już się spakowałam, poszłam na samotny spacer po błoniach. Postanowiłam odwiedzić Hagrida. W tym roku szkolnym rzadko do niego zaglądałam, a nie chciałam, by poczuł się przeze mnie zaniedbywany. Kiedy zapukałam do jego chatki, odpowiedziała mi jedynie cisza. Najwidoczniej spotkam przyjaciela dopiero we wrześniu.
Nieoczekiwanie dla samej siebie, zamiast wrócić w takim wypadku do zamku, skierowałam swoje kroki w kierunku Zakazanego Lasu. Poczułam silną potrzebę, by zobaczyć polanę ze skałą w kształcie serca, na którą Huncwoci zabrali nas w Walentynki. To tam James wsunął mi na palec pierścionek, którego wprawdzie nie nosiłam, ale traktowałam jak cenny skarb. Miałam wrażenie, że jeśli znów zobaczę to miejsce, będę w stanie jakoś uporządkować swoje uczucia i wreszcie uwolnić się od myśli o Potterze. Nie byłam wprawdzie pewna, czy uda mi się trafić na polanę, skoro byłam tam zaledwie raz w życiu, ale nogi same mnie poniosły, tak jakby sterowała mną jakaś niewidzialna siła.
I faktycznie, bez większych problemów, udało mi się odszukać polanę. Szybko się jednak odsunęłam, gdy zauważyłam, że na skałce w kształcie serca siedział James Potter. Co on tutaj robił? Czyżby i on poczuł to samo co ja i też chciał uporządkować swoje uczucia?
Przyjrzałam mu się... Wyglądał na przygnębionego. Lekko się garbił i wpatrywał się w kawałek papieru, który był chyba jakimś zdjęciem. Spotkanie z Potterem sam na sam w miejscu, w którym spędziliśmy Walentynki, było ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę, więc postanowiłam jak najszybciej odejść. Niestety, zahaczyłam rękawem swojej szaty o krzak i kiedy próbowałam się oswobodzić, narobiłam hałasu.
James od razu mnie zauważył. Szybko poderwał się z miejsca, chowając zdjęcie do kieszeni.
- Co tu robisz, Evans? - zapytał, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Tak jakoś... chciałam tu przyjść - mruknęłam pod nosem, uwalniając w końcu rękaw.
- I bez problemu tu trafiłaś? - był wyraźnie zaskoczony.
- Tak... Dziwne, co? Pójdę już sobie - odparłam, czując, jak na policzki występują mi rumieńce. Że co? Dlaczego rumieniłam się w obecności Jamesa Pottera?
Nie zdążyłam jednak ani nigdzie odejść, ani odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie, bo poczułam, jak James chwyta mnie za łokieć, zmuszając tym samym, bym się odwróciła. Gdy to zrobiłam, bez żadnego wstępu, pochylił się nade mną, przyciągnął mnie do siebie tak mocno, jak jeszcze nikt do tej pory, po czym, najzwyczajniej w świecie, mnie pocałował.
Nie było to jednak owo szybkie, krótkie zetknięcie ust, które miało miejsce na początku roku szkolnego i od którego sprawy między nami zaczęły się komplikować. Wtedy byłam w stanie od razu się od niego odsunąć, a teraz jakaś dziwna, nieznana mi siła, kazała mi trwać w jego ramionach choćby i do końca świata. James obejmował miękkimi wargami moje usta, penetrując językiem ich wnętrze. Przez moje ciało raz po raz przechodziły dreszcze, a moje ręce objęły Pottera jeszcze mocniej. Nie myślałam o tym, że całuję właśnie kogoś, kogo uważam za zarozumiałego palanta i kogo nawet nie lubię. Pragnęłam jedynie czuć smak jego warg i go zapamiętać.
Po dłuższej chwili, James delikatnie odsunął mnie od siebie, przyglądając mi się uważnie. Dopiero wtedy byłam w stanie zacząć normalnie myśleć.
Pocałowałam Pottera.
Podobało mi się to, że pocałowałam Pottera.
Za żadne skarby świata nie chciałam, aby skończył się mój pocałunek z Potterem.
Ale przecież ja nawet nie lubię Pottera!
I właśnie wtedy poczułam strach.
W ogóle nie znałam samej siebie, nie umiałam się kontrolować ani pojąć tego, co się właśnie stało. Lily Evans nigdy, przenigdy nie pozwoliłaby się pocałować Potterowi i nigdy by jej się taki pocałunek nie spodobał. Co się ze mną dzieje? Przecież James jest taki sam jak kiedyś. Miałam tego próbkę nad jeziorem, po sumach. Więc jak to się stało, że potrafię teraz myśleć tylko o nim?
Ogarnęła mnie panika. Zawsze umiałam nad sobą panować, ale teraz, w Lily Evans, która stała roztrzęsiona przed Potterem, za nic nie mogłam odnaleźć siebie.
Odepchnęłam od siebie Jamesa tak gwałtownie, że stracił równowagę i się przewrócił.
- Nigdy... więcej... tego... nie rób - wychrypiałam, po czym uciekłam stamtąd najszybciej, jak byłam w stanie, czując, jak ogarnia mnie mieszanina złości, wstydu, bezsilności i dziwacznej, nieuzasadnionej euforii...

*

- Cholibka, Lily, co się stało? - zapytał zdumiony Hagrid, gdy z impetem uderzyłam w jego brzuch, odbiłam się od niego niczym piłka od ściany i wylądowałam na trawie.
- Hagrid! - zawołałam, po czym podniosłam się z ziemi i dyskretnie wytarłam oczy, które, nie wiedzieć kiedy, zdążyły już wypełnić się łzami.
- Ty płaczesz? - zauważył mój przyjaciel, teraz już zaniepokojony nie na żarty.
Zabrał mnie do swojej chatki i podał mi herbatę w sporym wiaderku, które służyło mu za filiżankę.
- O co chodzi? - spytał ostrożnie, gdy upiłam już łyk herbaty i nieco się uspokoiłam.
Cóż, Hagrid nie był odpowiednią osobą, by zwierzać mu się z problemów z chłopakami. Wydukałam więc tylko, że jest mi smutno, ponieważ na dwa miesiące rozstaję się z Hogwartem. Nie wyglądał na przekonanego, ale najwidoczniej zrozumiał, że nie powinien drążyć tego tematu.
Zostałam u niego, dopóki w pełni się nie uspokoiłam, po czym wróciłam do zamku uważając, by przypadkiem nie nadziać się gdzieś na Jamesa.

*

Humoru nie miałam już do końca dnia. W trakcie podróży niewiele się odzywałam. Nie powiedziałam Alice i Emily o tym, co się zdarzyło na polanie. Miałam mętlik w głowie i wciąż nie umiałam uporządkować swoich uczuć.
Gdy pociąg już się zatrzymał, obiecałam przyjaciółkom, że będę do nich często pisać i przeszłam przez barierkę. Znalazłam się na mugolskim dworcu King's Cross między peronem dziewiątym a dziesiątym. Szybko wyszukałam wzrokiem mojego ojca, przywitałam się z nim, zmuszając się do uśmiechu, po czym razem pojechaliśmy do domu.
- Lily, nareszcie jesteś! - zawołała moja mama, obejmując mnie z radością - Chodź skarbie, obiad już gotowy.
Gdy weszłam do domowej kuchni, od razu natknęłam się na moją siostrunię, ze znudzeniem wpatrzoną w ceratę zdobiącą stół.
- Cześć - powiedziała chłodno, nawet na mnie nie patrząc.
- Cześć - odpowiedziałam równie obojętnym tonem. Chociaż zazwyczaj starałam się być dla Petunii milsza, dzisiaj byłam tak rozchwiana, że nawet było mi to na rękę, że siostra nie okazuje mi uwagi.
Podczas obiadu cierpliwie odpowiadałam na pytania rodziców odnośnie Hogwartu, choć marzyłam tylko o tym, by zamknąć się już w swoim pokoju i przemyśleć po raz nie wiem już który, wszystko, co zdarzyło się dziś pomiędzy mną i Jamesem. Liczyłam na to, że gdy zjem, będę mogła wreszcie zostać sama, ale kiedy właśnie opróżniłam już swój talerz, Petunia zapytała, niby od niechcenia:
- Mamo, to którego jest ten wyjazd?
- Dziesiątego lipca, skarbie.
- Jaki wyjazd? - zapytałam, spoglądając na siostrę.
- Na obóz... - odparła Petunia.
Mimo złego humoru parsknęłam śmiechem. Nie wyobrażałam sobie mojej siostry na łonie natury.
- Och, Lily... nie śmiej się. - skarciła mnie mama - Poza tym, ty też jedziesz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz